Reklama

Koźmiński: „Nikt nie jest winny, że teraz nie gramy. Trzeba usiąść przy okrągłym stole i się dogadać”

redakcja

Autor:redakcja

17 marca 2020, 09:10 • 11 min czytania 3 komentarze

– Nie możemy iść na skróty, bo ktoś policzy, że na koniec słusznej walki z epidemią klubom brakuje 50 albo 80 milionów złotych, a PZPN wyjmie taką kwotę i zapłaci. Równie dobrze ktoś może powiedzieć inną rzecz: skoro nie ma wykonywanej pracy, to pracownikom się nie płaci. I to jest kolejny skrót myślowy, tak samo błędny. Tu nie ma prostych rozwiązań – mówi w rozmowie z „Przeglądem Sportowym” Marek Koźmiński, wiceprezes PZPN ds. szkolenia i kandydat na kolejnego prezesa piłkarskiej centrali.

Koźmiński: „Nikt nie jest winny, że teraz nie gramy. Trzeba usiąść przy okrągłym stole i się dogadać”

GAZETA WYBORCZA

Dariusz Wołowski o koronawirusie, a raczej jego skutkach dla piłki, rozmawia z Tomaszem Frankowskim.

UEFA przełoży Euro na 2021 rok? Tyle że wtedy FIFA zaplanowała rozegranie klubowych mistrzostw świata w nowej formule.
– Nie wiem, czy już we wtorek przełoży mistrzostwa na przyszły rok, czy też da sobie jeszcze trochę czasu na ostateczną decyzję. Wydaje się jednak, że w najbardziej optymistycznym scenariuszu koronawirus w Europie zacznie wygasać w kwietniu. Trzeba obserwować sytuację i reagować. Nie podam gotowych rozwiązań.

Co UEFA powinna zrobić?
– Przełożyć Euro 2020. Nie mam wątpliwości. To decyzja trudna, bez precedensu, ale nie wyobrażam sobie innej. Nikt z nas nie jest w stanie przewidzieć przyszłości. Wiadomo, że futbol znalazł się w niecodziennej sytuacji. Trzeba na nią reagować. Piłka to sport zespołowy, piłkarze nie tylko nie mogą grać, ale też trenować. Chyba że indywidualnie w domach. W Hiszpanii czy we Włoszech wielu z nich jest zakażonych. Codziennie dowiadujemy się o nowych przypadkach. To wszystko trzeba wziąć pod uwagę. Nie wiem jak, ale trzeba. Wszystko znalazło się w cieniu epidemii i zależy od jej przebiegu.

Reklama

SUPER EXPRESS

Młodzik Radom kupił od Zorzy Kowala Michała Karbownika za sześć piłek. Dziś jest wart pewnie około sześciu, ale milionów euro.

— W Zorzy był króciutko. Może z pół roku. Nie było jego rocznika. Traf chciał, że zobaczyłem go podczas turnieju w Radomiu. I szybka akcja. Najpierw z prezesem Łukaszem Glistą znaleźliśmy telefon do rodziców, potem długie rozmowy z mamą Michała panią Alicją na temat przenosin do nas, do Młodzika — opowiada Wojciech Gędaj, który przez ponad trzy lata szkolił Karbownika (…).

— Już mając zaledwie dziesięć lat, umiejętnościami przerastał kolegów z drużyny o lata świetlne. Na boisku zachowywał się jak rutyniarz. Kiwka, podanie, przegląd pola. Zmysł do gry kombinacyjnej, inteligencja. Miał wszystko. Tak czarował, że rodzice dzieci grających w innych rocznikach naszego klubu pytali mnie, kiedy drużyna Michała gra u siebie. Przychodzili na mecze tylko dla Karbownika — śmieje się Gędaj.

Jak wygląda życie we Włoszech podczas epidemii koronawirusa? Opowiada partnerka Pawła Dawidowicza, Zuzanna Subocz.

Reklama

— Paweł trenuje w ogródku, poza tym nigdzie nie wychodzi. Po zakupy co dwa, trzy dni jeżdżę sama. Zmieniły się godziny otwarcia sklepów, ale problemów z zaopatrzeniem na razie nie ma. Wyjeżdżając z domu muszę mieć na sobie rękawiczki i maseczkę. Ulice są puste, wymarłe. Można na nich spotkać tylko policjantów, którzy kontrolują, dokąd się jedzie i pytają o powód opuszczenia domu. Drogi wyjazdowe z miasta są zamknięte. Na rogatkach policja ustawiła blokady. Można wjechać i wyjechać tylko za okazaniem specjalnej przepustki. W mediach powtarzane są informacje, jak należy postępować, kiedy ktoś źle się poczuje. W takich sytuacjach również nie należy wychodzić z domu. Trzeba wezwać karetkę i czekać na lekarzy.

Najbardziej prawdopodobny scenariusz dla mistrzostw Europy? Euro przesunięte o rok.

Zakładając, że nastąpi zawieszenie imprezy, a w tym samym czasie zdławienie epidemii, można by w maju wrócić do ligowej gry. I właśnie ku temu wszystkiemu to zmierza. Z przecieków wynika, że UEFA zaproponuje federacjom przesunięcie ME, a w grę mają wchodzić dwa terminy: albo zima tego roku, albo lato 2021. W oceanie plotek i przecieków przeważają te, które wskazują lato 2021 jako nowy termin mistrzostw Europy.

PRZEGLĄD SPORTOWY

Michał Listkiewicz twierdzi, że bez cudu nie uda się rozegrać Euro w tym roku.

Jaka jest szansa, że EURO 2020 odbędzie się w terminie?
— Minimalna. Prawdę powiedziawszy, musiałby zdarzyć się cud. Mam informacje z paru krajów, że mistrzostwa będą przesunięte na przyszły rok. We wtorek odbędzie się telekonferencja UEFA z przedstawicielami federacji i wiem od mojego pracodawcy, czyli ormiańskiego związku piłkarskiego, że szykowane jest przełożenie turnieju na 2021 rok. Co prawda Armenii to nie dotyczy, ale jako członek UEFA bierze udział w konsultacjach. Sytuacja jest wyjątkowa, niby rozmawiamy o sporcie, ale sportu jest w tym mało.

Na czerwiec 2021 zaplanowano m.in. pierwsze w historii klubowe mistrzostwa świata w 24-drużynowym składzie. Czy prezydent FIFA Gianni Infantino jest człowiekiem, z którym w przypadku przełożenia EURO da się wynegocjować przesunięcie „jego” turnieju?
— Nie spodziewam się tu wielkich negocjacji i przepychanek. Ranga EURO jest nieporównywalnie wyższa od klubowych mistrzostw świata, które są imprezą sztuczną. To, że zwiększono je do 24 drużyn, nie ma dużego znaczenia, to wciąż czysto komercyjny turniej. Natomiast mistrzostwa Europy mają znacznie wyższy wymiar, także społeczny. Byłbym zaskoczony, gdyby problemem nie do pokonania przy zmienionej dacie EURO okazał się akurat klubowy mundial.

Liga prawie rozstrzygnięta. Nawet gdyby teraz przerwać sezon, to choć kontrowersyjna, ta decyzja jakoś potężnie by kogoś nie skrzywdziła. Trzy ostatnie ekipy wyraźnie odstają, lider ma bardzo dużą przewagę.

W najważniejszej kwestii – w walce o tytuł mistrza Polski – ze statystycznego punktu widzenia sytuacja jest najbardziej klarowna. Legia Warszawa po 26 kolejkach wypracowała osiem punktów przewagi nad Piastem Gliwice, dziewięć nad Cracovią, Śląskiem Wrocław i Lechem Poznań oraz dziesięć nad Pogonią Szczecin, i jest to dystans, którego jeszcze nikt w historii nie zdołał w 11 kolejkach zniwelować. Odkąd w lidze przyznaje się trzy punkty za zwycięstwo, niezależnie od liczby rozgrywanych w danym sezonie kolejek, czyli od 23 lat, rekordowym i unikalnym osiągnięciem pod tym względem jest wyczyn Piasta z poprzedniego sezonu – wówczas piłkarze Waldemara Fornalika zdołali odrobić siedem punktów straty do Lechii Gdańsk (ponad dwukrotnie poprawili wynik Kolejorza i Legii z lat 2015 i 2018) (…).

Tylko trochę inaczej wygląda przez pryzmat historycznych statystyk walka o utrzymanie w ekstraklasie. ŁKS Łódź, który traci aż 11 punktów do bezpiecznej strefy, praktycznie już jest bez szans, bowiem od 23 lat nikt nie zdołał takiej straty odrobić. A rekord w tym zakresie jest bardzo wyśrubowany za sprawą Dyskobolii Grodzisk Wlkp., której w 2000 roku udało się zniwelować dystans 10 oczek. Łodzianie oczywiście chcieliby jak najdłużej zachować choćby teoretyczną możliwość uniknięcia degradacji, ale ich sytuację pogarsza fakt, że aby się uratować, musieliby wyprzedzić aż trzech rywali. To czyni ich misję niemal niemożliwą do wykonania.

Antoni Bugajski rozmawia z jedynym kandydatem na kolejną kadencję prezesa PZPN, Markiem Koźmińskim. O scenariuszach po koronawirusie i tym, jak epidemia mocno uderzy w kluby i piłkarzy.

Klub jest między młotem a kowadłem, bo nagle nie dostaje pieniędzy, a płacić musi.
— Powinien płacić. Raczej tak bym się wyraził.

Zmierzam do tego, że za jakiś czas kluby od najniższych klas rozgrywkowych po Ekstraklasę przyjdą do PZPN z apelem: pomóżcie! Pomożecie?
— To niezwykle trudny temat. Absolutnie nie możemy powiedzieć, że to nie jest nasz kłopot, że się od niego odcinamy. Ale też nie możemy iść na skróty, bo ktoś policzy, że na koniec słusznej walki z epidemią klubom brakuje 50 albo 80 milionów złotych, a PZPN wyjmie taką kwotę i zapłaci. Równie dobrze ktoś może powiedzieć inną rzecz: skoro nie ma wykonywanej pracy, to pracownikom się nie płaci. I to jest kolejny skrót myślowy, tak samo błędny.

Niektórzy przedsiębiorcy płacą pracownikowi tak zwane postojowe. Może piłkarzom też się należy?
— Tu nie ma prostych rozwiązań. Nikt nie jest winny, że teraz nie gramy. Trzeba usiąść przy okrągłym stole i się dogadać.

Okrągły stół? Znowu?
— Nikt nie wymyślił niczego lepszego. Zresztą nazwijmy to jak chcemy. Chodzi o wspólne ustalenia. Oczywiście jeszcze nie teraz, bo ciągle nie znamy skali problemu. Jeżeli się uda dokończyć rozgrywki nawet z jakimś opóźnieniem albo nie zostaną rozegrane wszystkie kolejki, to pół biedy. No, ale jeśli w ogóle nie dokończymy, straty będą gigantyczne.

Maciej Bartoszek od Netflixa woli mecze Korony Kielce. Nie znamy drugiej takiej osoby, to na pewno.

Jest pan przygotowany na czas bez treningów, gier i klubowej pracy? Wykupił pan już dostęp do Netfliksa?
— Konto mam, ale zamiast seriali oglądam mecze Korony z tego sezonu.

Wyjaśnił pan wszystkie nieporozumienia z prezesem Krzysztofem Zającem?
— Pewne rzeczy po prostu odłożyliśmy na bok. Wiem, że teraz mogę liczyć na pełne wsparcie zarządu i to jest w tej chwili najważniejsze.

Czuje pan, że wszyscy w klubie ciągną wózek w jedną stronę? Macie mocno pod górkę, a droga do przebycia długa.
— Dlatego już na samym początku powiedziałem, że potrzebujemy pomocy absolutnie wszystkich. Począwszy od osób zajmujących się klubową administracją, przez portierów, sprzętowych, aż po piłkarzy i prezesów. Absolutnie każdy w Koronie musi się sprężyć, żeby udało się uratować przed spadkiem.

I tak jest?
— Tak. Nie mam co do tego żadnych wątpliwości.

Dietmar Hopp, którego tak nienawidzą niemieccy kibice, może dać lek, który przywróci futbol.

Hopp – a dokładniej firma CureVac, której jest głównym udziałowcem – stał się nadzieją na to, że futbol razem z kibicami może za jakiś czas wrócić na stadiony. Podobno naukowcy z CureVac są bardzo blisko stworzenia szczepionki przeciwko koronawirusowi. A że to gorący na rynku farmaceutycznym towar, odkupieniem firmy, jak donosi niemiecki dziennik „Die Welt”, miał się zainteresować amerykański rząd, który najpierw wykorzystałby szczepionkę dla swoich obywateli, a później sprzedawałby ją z zyskiem na pozostałe rynki. Według dziennikarzy w grę wchodzą olbrzymie pieniądze. – Jeżeli w najbliższym czasie uda nam się opracować szczepionkę, powinniśmy jak najszybciej dotrzeć do ludzi, zapewnić im ochronę i pomoc nie tylko na szczeblu regionalnym, ale też ogólnoświatowym – powiedział Hopp. A że pieniędzy ma pod dostatkiem, i to nie licząc tych oferowanych przez Trumpa, rzeczywiście nie musi się uginać pod amerykańskim naciskiem(obok Hoppa jednymi z głównych udziałowców w CureVac są Bill i Melinda Gates, jedni z najbogatszych ludzi na świecie. Bill Gates jest twórcą Microsoftu, potentata w branży informatycznej. Obecnie Amerykanie również są mocno zaangażowani w działalność charytatywną).

SPORT

Główny temat – ten, co wszędzie, a więc przełożenie Euro 2020 na przyszły rok. Chyba że… Turcy przejęliby turniej?

Kilka dni temu włoskie media poinformowały, że UEFA za wszelką cenę będzie chciała doprowadzić do Euro 2020. — Aleksander Czeferin prędzej przeniesie mistrzostwa niż pozwoli je rozegrać w krajach z wysokim wskaźnikiem ryzyka – napisano. Jednocześnie zaczęto spekulować, który z krajów mógłby się podjąć takiego wyzwania. Poniekąd sami, choć zupełnie nieoficjalnie, zgłosili się Turcy i, patrząc na to, co dzieje się na Starym Kontynencie, to jedyna opcja. Kraj ten w obliczu pandemii to swoista „zielona wyspa”. Do wczoraj w tym 80-milionowym państwie odnotowano zaledwie pięć przypadków zakażenia. Rząd reaguje jednak błyskawicznie. Zamknięto szkoły i poważnie ograniczono ruch turystyczny, który odgrywa przecież niebagatelną rolę w gospodarce tego kraju.

Dokończenie sezonu ekstraklasy? Gdyby miał wykroczyć poza 30 czerwca, to ogromny problem dla Piasta Gliwice.

Tak się składa, że latem kończy się w ekipie mistrzów Polski wiele umów. W kilku przypadkach jest opcja ich przedłużenia. Chodzi o Gerarda Badię, Frantiszka Placha, Patryka Sokołowskiego czy Tomasza Mokwę. Jest jednak grono zawodników, z którymi działacze Piasta rozmawiają o nowych umowach od dawna i mimo przedstawionych ofert większe szanse są na to, że latem zmienią oni barwy klubowe (…). Mówimy tutaj o Hiszpanie Jorge Feliksie, Słoweńcu Uroszu Korunie, Angliku Tomie Hateleyu. Z kolei latem kończą się wypożyczenia pomocnika Tymoteusza Klupsia oraz napastnika Dominika Steczyka.

Stranieri Odry Opole zostają w kraju.

Zawodnicy mogą spędzić ten czas z rodzinami – mówi trener opolan. Nie dotyczy to jednak zawodników zagranicznych. Słowak Tomas Mikinicz, Ukrainiec Witalij Fedotow oraz Holender Thijs Timmermans muszą zostać w Polsce.

— Bardzo mi przykro, ale to profesjonaliści, muszą być przygotowani na różne niesprzyjające czynniki. Dajemy chłopakom takie wsparcie, jakie tylko jest możliwe, pozostajemy z nimi w kontakcie. Wszyscy są tu teraz bez rodzin, nawet Tomas wysłał żonę na Słowację – zaznacza Brehmer.

Podobnie rzecz ma się z zagranicznymi piłkarzami Podbeskidzia.

Przypomnijmy, że Martin Polaczek mieszka w Polsce z rodziną, więc dla niego cała sytuacja nie jest problemem. Tymczasem Ivan Martin, Marko Roginić, Dmytro Baszłaj i przechodzący rekonwalescencję po zerwaniu więzadeł w kolanie Desley Ubbink, muszą liczyć się z tym, że czeka ich dłuższa rozłąka z rodzinami.

Włosi zagubieni. Nie wiedzą, jakie decyzje podejmować w sprawie futbolu.

Najważniejsza dla Włochów jest Serie A, dokończenie ligowych rozgrywek jest ich priorytetem. – Na razie płyniemy w całkowitej mgle. Jest wiele hipotez, w tym baraże – oświadczył wczoraj Gabriele Gravina, prezes FIGC, przed mikrofonami Radio 1 Rai w programie „Radio Anch’Io Sport”. – Jestem przekonany, że 3 kwietnia to zbyt bliski termin, żeby myśleć o wznowieniu działań nie tylko sportowych, ale też ekonomicznych. Rozważamy początek maja, ale nawet ta data jest obecnie całkowicie teoretyczna.

Takashi Morimoto, menedżer piłkarski i prezes mongolskiego klubu FC Sumida Ułan Bator, opowiada między innymi, dlaczego wysłał do Polski, do niższych lig kilkunastu młodych graczy z Japonii.

Jako piłkarski menedżer wysłał pan do Polski kilkunastu młodych graczy z Japonii; i to do niższych lig. Dlaczego akurat taki kierunek?
— To proste: Polska ma dobrą reputację, jeśli chodzi o futbol. Ktoś, kto u was z dobrej strony pokaże się w ekstraklasie, ma wielkie szanse na transfer do Bundesligi, Serie A czy Premier League. Młodzi japońscy piłkarze też marzą o tym, żeby grać w tych wielkich europejskich klubach. Grając dobrze w Polsce, mogą to osiągnąć. Dodatkowo w waszym kraju bardzo lubi się Japończyków, szanuje naszą kulturę, mentalność. Poza tym jest zainteresowanie klubów z IV ligi czy nawet grających niżej, żeby zainwestować w japońskich piłkarzy, dać im szansę gry i pokazania się.

Czy te kluby mogą w przyszłości na nich zarobić?
— Być może. Na wyjazd do Polski wybieram młodych zawodników. Mówię im, że zamiast iść na uniwersytet, lepiej dla nich – jeśli oczywiście chcą być zawodowymi piłkarzami – będzie wyjechać do Polski i tu spróbować swoich sił.

A dlaczego nie mogą próbować u siebie? Piłka w Japonii, co pokazał choćby ostatni mundial, liczy się w świecie.
— Jest nas 140 milionów. A ile klubów mamy? W J1 League 18, a na jej zapleczu 22. To daje razem czterdzieści klubów. Mało jak na tak duży kraj. Spójrzmy jeszcze, jacy zawodnicy grają w naszych drużynach. Kazuyoshi Miura skończył 53 lata i właśnie podpisał nowy kontrakt z Yokohama FC. Shunsuke Nakamura ma 42 lata i też nadal gra. Karierę kontynuuje znany u was z występów w Lechii Gdańsk i Odrze Opole Daisuke Matsui, który ma już 39 lat. To dlatego nie ma u nas miejsca dla młodych i utalentowanych zawodników.

fot. FotoPyK

Najnowsze

Komentarze

3 komentarze

Loading...