Reklama

„Nie uważam, by była to słuszna decyzja. Co się zmieniło w stosunku do czwartku?”

Przemysław Michalak

Autor:Przemysław Michalak

14 marca 2020, 09:37 • 9 min czytania 13 komentarzy

Sobotnia prasa niemal całkowicie zdominowana przez koronawirusa w świecie piłki, ale inaczej być nie mogło. Są też jednak przynajmniej częściowe odskocznie, jak chociażby tekst o RB Lipsk czy rozmowa z Aleksandarem Sedlarem. 

„Nie uważam, by była to słuszna decyzja. Co się zmieniło w stosunku do czwartku?”

PRZEGLĄD SPORTOWY

Chorujący piłkarze i trenerzy nie pozwolili władzom rozgrywek udawać, że wszystko jest w porządku i problem nie dotyczy sportu.

(…) NIEMCY – DŁUGO SIĘ OPIERALI
Nasi zachodni sąsiedzi również niespecjalnie chcieli przerywać rozgrywki i to nawet pomimo wykrycia koronawirusa u piłkarza Hannoveru 96 Timo Hübersa. Tamtejszy urząd ds. zdrowia nałożył na cały zespół Hübersa kwarantannę, to samo zadecydowano w sprawie ich ostatniego przeciwnika – 1.FC Nürnberg. To ogłoszono w środę, natomiast aż do piątku wydawało się, że najbliższe spotkania 1. oraz 2. Bundesligi normalnie odbędą się, tyle że bez publiczności. Zawieszenie sezonu miało obowiązywać od wtorku 17 marca do 2 kwietnia. I to miało według działaczy Niemieckiej Ligi Piłkarskiej (DFL) wystarczyć. Dopiero wczoraj zmienili zdanie i najpierw odwołali poniedziałkowe starcie Werderu Brema z Bayerem Leverkusen, a następnie całą 26. kolejkę. Jak podkreśliły władze DFL, nadal celem jest zakończenie sezonu do lata. Przede wszystkim ze sportowego punktu widzenia, lecz również dlatego, że wczesne zakończenie rozgrywek mieć poważne konsekwencje finansowe dla klubów.

SERBIA – MIELI BYĆ KIBICE
Liga serbska nie została zawieszona, a niewiele brakowało, by mecze odbywały się z udziałem kibiców. W piątek niemal w ostatniej chwili tamtejszy rząd zdecydował o zamknięciu stadionów dla publiczności. Do tego czasu nic nie wskazywało, by pandemia została dostrzeżona przez serbskie władze. Na sobotnim spotkaniu Crvenej Zvezdy Belgrad z Napredakiem Kruševac miało być 25 tysięcy widzów. „Mamy chorobę, na którą nie ma lekarstwa, a koronawirus niech czeka” – napisali na murze w stolicy kraju, a obok namalowali tabliczkę z nazwą obiektu – Marakana – oraz datą: 14.03. Choroba to oczywiście miłość do Czerwonej Gwiazdy, a w sobotę jej fani zamierzali świętować 75 lat istnienia klubu.

Reklama

W piłkarskim środowisku raczej wszyscy są dziś zgodni, że należało zawiesić rozgrywki. Raczej, bo zdarzają się wyjątki jak trener Rakowa, Marek Papszun.

Nie uważam, by była to słuszna decyzja, bo co się zmieniło w stosunku do czwartku, kiedy PZPN i Ekstraklasa SA podejmowały decyzję, że gramy? Nie możemy żyć pod wpływem wpisów jednej osoby, nawet tak znanej jak Jakub Błaszczykowski. Z tego, co wiem, nie jest on specjalistą od chorób zakaźnych. My byliśmy we Wrocławiu i chcieliśmy grać ze Śląskiem. Nie wiadomo, kiedy wznowimy rozgrywki. Skala niebezpieczeństwa może być za tydzień lub dwa dużo wyższa. Żałuję, że ktoś nie wpadł na pomysł, żeby zrobić testy na obecność koronawirusa przed spotkaniami i na tej podstawie do nich dopuścić.

PZPN nie chciał wyręczać Ekstraklasy SA. Zbigniew Boniek wyraźnie dał do zrozumienia, do kogo należy kluczowa decyzja.

Prezes PZPN jeszcze w czwartek po nadzwyczajnym posiedzeniu zarządu ogłaszał, że rozgrywki od II ligi po ekstraklasę będą się toczyć, przynajmniej na razie, swoim rytmem. Ta koncepcja nie przetrwała nawet 24 godzin. – Chciałem, żeby zawodowe kluby miały decydujący głos. Przecież to Ekstraklasa SA jest organizatorem rozgrywek w najwyższej klasie, na posiedzeniu zarządu byli jej przedstawiciele i wszyscy zgodzili się, żeby grać. A w piątek rano słyszę, że Górnik Zabrze nie chce jechać na mecz, Raków Częstochowa jedzie na mecz. Zaczęły pojawiać się różne sceptyczne głosy, rażąco odbiegające od tego, co słyszałem na posiedzeniu. U nas, niestety, każdy problem jest stawiany w kontekście polemiki: kto ma rację, kto nie ma racji. W związku z tym zadecydowaliśmy o zawieszeniu meczów I i II ligi, wysyłając zarazem do Ekstraklasy SA sygnał, by przeanalizowała sprawę i podjęła decyzję odnośnie prowadzonych przez nią rozgrywek – tłumaczy Boniek.

Reklama

Czas na Magazyn Lig Zagranicznych.

RB Leipzig przestał być klubem, na który patrzy się spod byka. Po ledwie jedenastu latach istnienia coraz większa liczba kibiców zaczyna raczej spoglądać w jego stronę z zazdrością.

Leipzig powstał w 2009 roku i tylko przez moment szedł udeptaną przez wielu ścieżką. Pieniędzy, z wiadomych względów, nigdy w klubie nie brakowało, więc zaczynający od piątej ligi zespół mógł sobie pozwolić na zatrudnienie ogranych wyżej piłkarzy. I robił to, co pozwoliło szybko wdrapać się o jeden szczebel wyżej. Problem w tym, że przepłacani zawodnicy z przeszłością w 2. Bundeslidze szybko się rozleniwili i zamiast robić kolejne kroki ku najwyższej klasie rozgrywkowej, po prostu kasowali solidną pensję. I na tym właściwie ich rola w klubie się kończyła. Dwa lata w czwartej lidze wystarczyły, by pójść po rozum do głowy. Konkretniej do głowy Ralfa Rangnicka. Rada niemieckiego wizjonera była prosta i krótka: piłkarzowi trzeba dać pierwszy kontrakt, nie ostatni. I tak zaczęła się budowa jednego z największych obecnie projektów piłkarskiej Europy. Rangnick nie miał żadnych wątpliwości, że podstawą klubu ma być akademia. I to najlepiej taka, która szkoli według własnego, jasno wytyczonego wzoru. 61-letni obecnie menedżer doskonale wiedział, na czym on polega. Podstawy pod jego powstanie, zupełnie nieświadomie, położył w pewien zimny, lutowy dzień w 1983 roku Walery Łobanowski, szkoleniowiec legendarnego Dynama Kijów. Styl gry zespołu z Ukrainy (wtedy ZSRR) był łudząco podobny do tego, jaki dziś pokazuje RBL czy Liverpool Jürgena Kloppa. Ciągły pressing, szybkie podania i wymienność pozycji. Wszystko ma się dziać błyskawicznie, tak by przeciwnik nie zdążył zareagować.

Aleksandar Sedlar, najlepszy obrońca ostatniego sezonu Ekstraklasy, opowiada o szoku, jaki przeżył po transferze do Hiszpanii, różnicach między obiema ligami czy o koronawirusie, przez który odwołany został mecz jego Mallorki z Barceloną.

Jest pan piłkarzem Mallorki od kilku miesięcy. Czy może pan chociaż spróbować porównać LaLiga do ekstraklasy?

Dajmy spokój… Polskiej lidze bliżej jest do poziomu Segunda Division, a niektóre drużyny pewnie nawet w niej by się nie utrzymały. Jorge Felix, kolega z Piasta, uprzedzał mnie, że w Hiszpanii na drugim poziomie gra się naprawdę dobrze i boleśnie się o tym przekonaliśmy, bo z Pucharu Króla wyeliminował nas Real Saragossa, występujący właśnie w drugiej lidze. Kiedy podpisywałem kontrakt z Mallorcą, wiedziałem, że robię krok do przodu, ale myślałem, iż różnica nie będzie gigantyczna. W końcu już raz coś takiego przeszedłem, gdy trafiałem z ligi serbskiej do ekstraklasy, która stoi na mniej więcej dwa razy wyższym poziomie. Ale po przenosinach do Hiszpanii byłem zszokowany.

Co pana najbardziej zaskoczyło?

Tempo gry i presja. Po prostu nie można się mylić. Popełnia się jeden, nawet drobny błąd i traci się bramkę. Złe podanie w środku pola? Kontra, gol. Zawodnik poślizgnie się? Kontra, gol. Napastnik dostanie dwa metry przestrzeni? Przyjmie piłkę, gol. Klasa piłkarzy jest nieprawdopodobna. Każdy jest świetny technicznie, a gra jest niesamowicie szybka, także dzięki temu, że murawy są doskonale przygotowane, nawet w centrach treningowych. W Hiszpanii, tak jak w Polsce, dużo mówi się o taktyce. Ale tu robi się to w bardziej szczegółowy sposób. Zawsze mam kilka opcji do podania piłki. Nic nie jest przypadkowe.

Włoski dziennikarz i pisarz Alberto Bertolotto od zeszłego tygodnia przebywa w izolacji w domu. Specjalnie dla „PS” opowiada, jak poważna jest sytuacja w Italii.

W Polsce mamy już ofiarę śmiertelną, a szkoły są zamknięte.

W obu naszych krajach problemem jest brak miejsc na oddziałach intensywnej terapii w szpitalach. Dlatego władze i lekarze mądrze apelują, żeby nie wychodzić na zewnątrz, zrobić sobie kwarantannę w domach. Moim zdaniem w ogóle najlepszy wybór to wprowadzenie czegoś na kształt stanu wojennego, bo bardzo dużo Włochów nie rozumie skali zagrożenia. Podam jeden przykład, żeby wyjaśnić, jak poważna jest sytuacja. W czwartek „L’Eco di Bergamo”, lokalna gazeta z tego miasta, opublikowała dziewięć stron samych nekrologów. Dziewięć stron! To niesamowite.

SPORT

Nim zapadła decyzja o zawieszeniu rozgrywek ekstraklasy, PZPN odwołał wczoraj weekendową kolejkę I i II ligi.

Lawina ruszyła już w czwartek w Katowicach. To GKS, pismem prezesa Marka Szczerbowskiego adresowanym do Zbigniewa Bońka, jako pierwszy wprost zaapelował o natychmiastowe zawieszenie rozgrywek II ligi. Szybko do katowiczan przyłączyła się Legionovia, składając wniosek o przełożenie wyjazdowego spotkania z Górnikiem Polkowice. Wieczorem Paweł Guminiak, szef stowarzyszenia Druga Liga Piłkarska, poprosił kluby o zagłosowanie, czy opowiadają się za zawieszeniem rozgrywek. Za było 14, przeciw – 4: Widzew, Polkowice oraz plasujące się w strefie spadkowej Stal Stalowa Wola i Skra Częstochowa. W piątek rano w PZPN zapadła decyzja dotycząca I i II ligi. Nietypowa, bo przekładająca jedynie weekendową kolejkę, z zaznaczeniem, że zostanie odrobiona w najbliższym możliwym terminie. Już za 6 dni terminarz przewiduje rozpoczęcie następnej serii gier, meczem Odry Opole z GKS-em Jastrzębie…

W kadrze Piasta Gliwice znajduje się dziesięciu obcokrajowców. Członkowie ich rodzin mieszkają i żyją w krajach, w których koronawirus szerzy jeszcze większe spustoszenie niż u nas.

– Liga powinna być zawieszona do momentu opanowania sytuacji z wirusem. Grając, narażamy siebie i bliskich. Skoro, jak czytam, jeśli tylko się da, ludzie powinni zostawać w domach, to zróbmy to, bądźmy po jednej stronie, żeby jak najszybciej to zatrzymać – dzieli się opinią kapitan gliwiczan, Gerard Badia. Katalończyk ma prawo się martwić, ale jeśli chodzi o Hiszpanię, to sytuacja jest zdecydowanie najgorsza w Madrycie, skąd pochodzi inny gracz gliwiczan, Jorge Felix. – Jestem na bieżąco z wydarzeniami stamtąd. Sytuacja w Madrycie jest dużo gorsza niż w Polsce. W stolicy Hiszpanii jest bardzo wielu ludzi zakażonych koronawirusem. Wszyscy są naprawdę zmartwieni i przejęci sytuacją – mówi Felix, który liczył, że mecze zostaną rozegrane przy pustych trybunach. Też jednak myśli o najbliższych. – Mam w Hiszpanii mamę, która wcześniej miała problemy ze zdrowiem i bardzo się o nią martwię. Musi na siebie uważać.

Na mecz z Piastem Gliwice Hebert czekał od momentu podpisania kontraktu z Wisłą Kraków.

(…) Opowiadając o miejscach, które w Polsce najbardziej podobały się rodzinie Heberta za czasów gry w Piaście Brazylijczyk podkreśla, że najbardziej zafascynował go Kraków. – Nie żartuję – dodał Hebert. – Kraków to piękne miasto. Wrocław czy Warszawa też nam się podobały, ale Kraków to jednak coś zupełnie innego. Dlatego gdy pojawiła się możliwość powrotu do Polski byłem bardzo podekscytowany. W dodatku nie tylko ze względu na miasto. Chodziło też o Wisłę, jej kibiców i atmosferę panującą na stadionie. Bardzo mi się tu podoba i zastanawiam się już nawet nad naszą przyszłością. Mamy dom w Brazylii, ale życie w Europie bardzo nam się podoba. Zobaczymy, jak się to wszystko ułoży. Na razie nastawiamy się na powrót do Brazylii, ale pozostanie w Polsce też nie jest wykluczone. Bardzo lubimy to miejsce. I ważne jest także to, że Polska jest katolickim krajem, a ja mocno wierzę w Boga i Jezusa Chrystusa. Jestem chrześcijaninem i żyję według zasad. Lubię tę drogę, bo pozwala przyjąć każdą sytuację i być szczęśliwym.

SUPER EXPRESS

Epidemia koronawirusa ma potężny wpływ również na polską piłkę. Możliwe, że Ekstraklasa straci nawet 100 mln zł!

Z informacji „SE” wynika, że każda nierozegrana kolejka ekstraklasy może oznaczać stratę dla ligi ok. 8 mln zł z kontraktu telewizyjnego (brak transmisji). Gdyby więc nie wznowiono już gry w tym sezonie (zostało 11 kolejek), straty klubów ekstraklasy w sumie mogłyby sięgnąć niemal 100 mln zł. Chodzi o ostatnią, kluczową transzę z praw telewizyjnych, którą kluby otrzymują zawsze po sezonie. To bardzo ważny przelew, często lwia część budżetu danego klubu. Pytanie podstawowe: czy telewizje pokazujące ligę (Canal Plus iTVP) mogą nie zapłacić za nierozegrane kolejki? Nie ma na to dzisiaj jasnej odpowiedzi, bo nikt nie przewidział takiej sytuacji. Teoretycznie jest to niewykonanie części kontraktu, a więc argument „potrącenia” jest jak najbardziej możliwy. A to powoduje lawinę kłopotów: brak transmisji oznacza z kolei niewykonanie części umów klubów ze sponsorami, którym obiecano przecież odpowiednią ekspozycję (również w TV). Czy już są rozmowy w tej sprawie z telewizjami? Z tego, co słyszymy, jeszcze nie, ale w klubach zdają sobie sprawę, że zagrożenie jest realne.

GAZETA WYBORCZA

Tekst o koronawirusie w polskiej piłce, ale niczego nowego się nie dowiemy.

Fot. FotoPyK

Jeżeli uznać, że prowadzenie stronki o Realu Valladolid też się liczy, o piłce w świecie internetu pisze już od dwudziestu lat. Kiedyś bardziej interesował się ligami zagranicznymi, dziś futbol bez polskich akcentów ekscytuje go rzadko. Miał szczęście współpracować z Romanem Hurkowskim pod koniec jego życia, to był dla niego dziennikarski uniwersytet. W 2010 roku - po przygodach na kilku stronach - założył portal 2x45. Stamtąd pod koniec 2017 roku do Weszło wyciągnął go Krzysztof Stanowski. I oto jest. Najczęściej możecie czytać jego teksty dotyczące Ekstraklasy – od pomeczówek po duże wywiady czy reportaże - a od 2021 roku raz na kilka tygodni oglądać w Lidze Minus i Weszłopolskich. Kibicowsko nigdy nie był mocno zaangażowany, ale ostatnio chodzenie z synem na stadion sprawiło, że trochę odżyła jego sympatia do GKS-u Tychy. Dodając kontekst zawodowy, tym chętniej przyjąłby długo wyczekiwany awans tego klubu do Ekstraklasy.

Rozwiń

Najnowsze

Inne kraje

Świetna dyspozycja Michała Skórasia. Polak trafił do siatki w starciu z Genk [WIDEO]

Damian Popilowski
3
Świetna dyspozycja Michała Skórasia. Polak trafił do siatki w starciu z Genk [WIDEO]

Komentarze

13 komentarzy

Loading...