Reklama

Jak co czwartek… LESZEK MILEWSKI

Leszek Milewski

Autor:Leszek Milewski

05 marca 2020, 19:49 • 4 min czytania 32 komentarzy

Trudno mi sobie wyobrazić, że Korona czy ŁKS się utrzymają. Szans nie odbieram, to jasne, ale jeśli ktoś przyłożyłby mi pistolet do głowy i kazał wskazać spadkowicza – postawiłbym na trzy drużyny, które aktualnie zajmują miejsca w strefie spadkowej.

Jak co czwartek… LESZEK MILEWSKI

Ale wiecie co? Myślę o takiej Koronie. Wciąż bez zwycięstwa w 2020. Raptem dwa strzelone gole. Wczoraj trzecia kolejna porażka. Pod względem tabeli, ostatnia drużyna ESA. Tymczasem obejrzałem wszystkie mecze kielczan w tym roku i naprawdę się nie nudziłem. 

Więcej, widziałem sporo niezłej piłki w ich wykonaniu, widziałem jak potrafili przyszpilić rywala do lin – co prawda zapominając o nokaucie – czy seryjnie stwarzać dobrej okazje.  Korona na Jadze – dobra realizacja planu, przyjechali po punkt. Jaga niby miała sporo strzałów, ale celnych prawie wcale, z każdą minuta Jaga była bardziej sfrustrowana. Mecz z Wisłą tańczył na ostrzu noża, dopóki nie zabił go Błaszczykowski. Z Lechią także dobre spotkanie, a wczoraj ze Śląskiem metamorfoza w przerwie, naprawdę udana druga połowa po żenującej pierwszej. Korona jest mistrzem otrzymywania gongów w momencie, gdy akurat przeważa, akurat śmierdzi jej golem – nie inaczej było we Wrocławiu. W formie przyprawy potężne strzały Forsella, które dodawały meczom uroku, była fajna gra niektórych zawodników, którzy w lidze powinni zostać nawet, jeśli Korona nie zostanie – myślę tu choćby o Szymusiku, Spychale, Radinie.

Powiecie: no i co z tego, skoro przegrywają? I będziecie mieli rację. Zawsze przypominam sobie wtedy fragment książki Kowala, w którym Antoni Piechniczek rozpływał się nad meczem Polaków na Wembley, gdy Wojtek bodajże w końcu nie wytrzymał i powiedział:

– Ale tam było w ryj!

Reklama

Niemniej widziałem takich spadkowiczów, na których mecze żal było patrzeć. Widziałem takich, którym wypadałoby skrócić cierpienia kilka miesięcy wcześniej. Nie wiem, może Korona czy ŁKS się załamią, ale na razie wygląda na to, że jeśli to będzie spadek, to po autentycznej walce. Spadek z honorem. Wiem, że opinie w Kielcach są różne, tak o zespole, jak i trenerze, ale dla mnie kielczanie to jedni z największych pechowców otwarcia rundy – lub po prostu najbardziej cierpiący na braku gościa z FM-owym „finishing” na poziomie przynajmniej 14. Biorąc pod uwagę w jakich warunkach i z czego szyje Mirosław Smyła… mam nadzieję, że ewentualny spadek nie będzie dla niego wilczym biletem – dla mnie to Fachowiec. Kto da mu szansę, nie sądzę by się zawiódł.

ŁKS? Tracący do bezpiecznego miejsca jakieś milion punktów? Powiedziano to już sto razy, powiem i ja – chce grać w piłkę. Jasne, zdarzają się potworki jak z Pogonią, ale generalnie chce grać w piłkę. Mają na siebie pomysł, chcą stawiać na pomysł – są konsekwentni. No i należy pamiętać o jeszcze jednej ważnej kwestii:

Według niewydrukowanej tabeli ŻADEN KLUB nie miał bardziej pod górkę z arbitrami. Sędziowie tyle samo razy mylili się na niekorzyść Legii, ale Legia ma dostatecznie dużą siłę ognia, żeby mimo to sobie poradzić – dla ŁKS-u często to było odcięcie tlenu, te błędy decydowały o wynikach. W tej tabeli kwestia utrzymania ŁKS-u jest dystansem punktowym jednego meczu.

Oczywiście wszystko jednak różni te kluby jeśli chodzi o pospadkowe perspektywy. Dla ŁKS to rzadki komfort – pamiętam doskonale czasy, gdy w zasadzie przelew z Canal+ był kwestią być albo nie być. Teraz? Spadną no to spadną, ale będą czołową drużyną pierwszej ligi, zaraz powalczą o powrót. Stadion rośnie każdego dnia, akademia się profesjonalizuje – krajobraz nie nabierze nagle czarniejszych barw. Korona? Szkoda gadać. Drugi biegun. Wszystkie czarne scenariusze możliwe.

A czemu mówię o Koronie i ŁKS-ie, a nic o Arce? A bo Arka z dołu tabeli podoba mi się najmniej, niektóre jej popisy były popisami całkowicie poniżej krytyki. Dobry był ostatni kwadrans meczu z zajechanym Rakowem, a także trochę walki z Cracovią – z tym, że z dzisiejszej perspektywy, ta walka z Cracovią trochę traci na wadze.

Reklama

***

A teraz coś z zupełnie innej beczki. Wróciłem ostatnio do Bahdaja.

Czytałem „Do przerwy 0:1” w życiu tylko raz, czytałem je w czasach, gdy generalnie nie czytałem. Chyba, że „Piłkę Nożną”, stronę 201 w telegazecie i składy przed meczem Ligi Mistrzów. Lektury szkolne raczej mnie do czytania zniechęcały, ale ta książka wciągnęła mnie bez reszty. Ciekaw byłem ile z tamtego zachwytu może dziesięcioletniego chłopaka przetrwa, gdy będzie czytał to samo trzydziestodwulatek.

No i co? No i bawiłem się świetnie. Książka przetrwała tę próbę czasu. Postacie to tak zwany sztos, każdy z osobnym stylem, te mecze czytało się tak, jakby oglądało się spotkanie dobrych kumpli. Jak macie młodego pasjonata piłki czy w domu, czy gdzieś wśród dzieciaków znajomych – to może być dobry prezent na jakąkolwiek okazję, a zresztą, równie dobry i bez okazji.

Leszek Milewski

Fot. FotoPyK

Ekstraklasa. Historia polskiej piłki. Lubię pójść na mecz B-klasy.

Rozwiń

Najnowsze

Anglia

Arsenal pokazał, na czym polega futbol, a Chelsea udowodniła, czemu jest poza pucharami

Bartek Wylęgała
1
Arsenal pokazał, na czym polega futbol, a Chelsea udowodniła, czemu jest poza pucharami
1 liga

Jeśli oglądaliście mecz tylko w ostatnich minutach, to nic nie straciliście

Piotr Rzepecki
4
Jeśli oglądaliście mecz tylko w ostatnich minutach, to nic nie straciliście

Komentarze

32 komentarzy

Loading...