Reklama

Brutalność, słabość Pasów i trzynasty zawodnik. Derby dla Wisły!

redakcja

Autor:redakcja

03 marca 2020, 23:20 • 4 min czytania 70 komentarzy

38 fauli, 9 żółtych kartek, jedna kontuzja, jedna kuriozalna pomyłka sędziego i zero celnych strzałów Cracovii po godzinie gry. No i najważniejsze – dwa gole Wisły. Oto bilans derbów Krakowa. Derbów, które z jednej strony nie mogły się podobać, z drugiej – trzymały w napięciu do samego końca.

Brutalność, słabość Pasów i trzynasty zawodnik. Derby dla Wisły!

Podanie, podanie, strata. Podanie, podanie, strata, stempel. Podanie, podanie, strata, wjazd w nogi, żółta kartka. Podanie, podanie, strata, protesty. Podanie, podanie, strata…

Mniej więcej tak musielibyśmy pisać o tym meczu, gdybyśmy chcieli wiernie opisywać zagranie po zagraniu w pierwszej połowie. Oglądać się tego nie dało. Momentami mieliśmy wrażenie, że spotkanie rozgrywa się na najwęższym boisku w sezonie. Środek pola zagęszczony do granic możliwości, podwajanie, asekuracja, jazda na tyłkach. Wiadomo, że w meczu derbowym nadrzędną sprawą jest zadowolenie kibica. Cracovia i Wisła do przerwy nie potrafiły zadowolić go składnymi akcjami, a więc postawiły na brutalność. A to najłatwiejsze z możliwych wyjść. Jeśli średnio radzisz sobie z grą w piłkę, to chociaż wbij parę razy korki w skórę rywala, kibic i tak będzie zadowolony.

Za pierwszą część gry ciężko w ogóle kogokolwiek wyróżnić. Zagrożenie? Strzał Helika głową (dojście do pozycji świetne, strzał słaby) i akcja Żukowa, który sam przechwycił piłkę, sam okiwał trzech gości, sam uderzył z dystansu (obronił Pesković). I tyle.

Poza tym podanie, podanie, strata. Podanie, podanie, strata, stempel…

Reklama

Brrr. Przyznamy, ze sporymi obawami siadaliśmy do drugiej połowy. Baliśmy się po pierwsze – o nasze zdrowie psychiczne, po drugie – o zdrowie zawodników. I te drugie wątpliwości były – niestety – uzasadnione. Jablonsky tak przyfanzolił w nogę Niepsuja, że ten wyjąc i zwijając się z bólu opuścił boisko z podejrzeniem złamania kości śródstopia. Na nieszczęście Czecha – sytuacja miała miejsce w polu karnym. Do jedenastki podszedł Błaszczykowski, uderzył w lewo, Pesković rzucił się w przeciwną stronę.

Ta bramka zdefiniowała ten mecz. Wzniosła go na wyższy poziom. Wisła poczuła krew, zaatakowała w zasadzie od razu. Nie minęła minuta od wznowienia gry, a Tupta znalazł się sam na sam (rewelacyjnie wypuścił go ze skrzydła Błaszczykowski). Słowak źle przyjął piłkę, wygonił się, toteż zamiast sam na sam z tysiącem opcji do wyboru miał sam na sam, owszem, ale z ostrego kąta. Efekt? Obrona Peskovicia, rzut rożny.

Rzut rożny, po którym stało się coś, o czym będzie się mówiło jeszcze długo po meczu.

Wrzutka Sadloka. W polu karnym standardowe przepychanki. Piłka zmierza na długi słupek. Jest mocna, dokręcona, leci na głowę van Amersfoorta, a ten… głupieje. Atakuje własną bramkę i pokonuje Peskovicia. Sędzia podejmuje decyzję: gola nie ma. Na stadionie wrzawa. Piłkarze protestują. Nie do końca wiadomo, o co chodzi. Powtórka pokazuje, że Hebert trzymał Rapę, po chwili Rumun upada. Przewijaliśmy tę sytuację co najmniej kilkanaście razy i – no zabijcie nas – żadnego przewinienia tam nie widzimy. Piłkarz Cracovii wykorzystuje obecność rąk rywala na jego barkach i sprytnie podwija nogi, ale – niestety, z perspektywy Frankowskiego – jest to symulka. Frankowski dał sobie dużo czasu na analizę akcji, podbiegł także do VAR-u, ale… swój werdykt podtrzymał. Rozumiemy, że cofnięcie decyzji niekorzystnej dla „Pasów” na ich stadionie nie należy do najłatwiejszych, ale, niestety – Wisła została w tej akcji okradziona.

Nastroje wokół Frankowskiego poprawi fakt, że koniec końców nie wypaczył on wyniku meczu. Ot, Wisła zamiast 3:0 wygrała 2:0 (bramkę w końcówce po rogu dołożył Hebert, krycie odpuścił Gol), co i tak jest dla niej nie najgorszą perspektywą. Zwłaszcza, że pierwsze derby u siebie przegrała. Zwłaszcza, że z siedmiu ostatnich meczów wygrała sześć. Zwłaszcza, że – było nie było – przyczyniła się do serii trzech meczów bez punktu Cracovii. Tej samej Cracovii, która w przerwie zimowej była posądzana o dotrzymywanie kroku Legii w drodze po mistrzostwo.

Słabe, bardzo słabe wrażenie pozostawiły dziś po sobie „Pasy”. Dość wspomnieć, że po godzinie gry nie miały na swoim koncie żadnego strzału na bramkę. Gdy Wisła wyszła na prowadzenie, z każdą minutą atakowały coraz to bardziej huraganowo, ale efektów nie było widać. A gdy już van Amersfoort miał na nodze dobrą piłkę, uderzył gdzieś w okolice Kopca Kościuszki. W Wiśle natomiast znów mógł podobać się Żukow. Gość wykonuje bezcenną pracę w środku pola, ma odbiór, ma przewidywanie, ma drybling. Dobrze zagrał dziś także Savicević i – to pewne zaskoczenie – Wojtkowski, który nie dość, że walczył za dwóch, to jeszcze zaliczył kilka ciekawych zagrań w ofensywie.

Reklama

Świętuje Wisła, która tym samym odskakuje strefie spadkowej – przynajmniej do jutra – na pięć punktów. Postronny kibic w życiu by nie uwierzył, że to przegrani są na podium, a zwycięzcy będą drżeć o swoją obecność w Ekstraklasie. To o tyle większy sukces, że przecież Cracovia zagrała nie tylko z dwunastym, a także trzynastym zawodnikiem. 

Fot. 400mm.pl

Najnowsze

Anglia

Klopp: Jeśli będziemy grać tak dalej, nie mamy szans na mistrzostwo

Bartosz Lodko
1
Klopp: Jeśli będziemy grać tak dalej, nie mamy szans na mistrzostwo
1 liga

Concordia Elbląg odpowiada na zarzuty dot. match-fixingu

Bartosz Lodko
3
Concordia Elbląg odpowiada na zarzuty dot. match-fixingu
Francja

Radosław Majecki się rozkręca. Trzeci mecz z rzędu na zero z tyłu

Bartosz Lodko
0
Radosław Majecki się rozkręca. Trzeci mecz z rzędu na zero z tyłu

Komentarze

70 komentarzy

Loading...