Reklama

Parszywa trzynastka, czyli najgorsze prezentacje nowych piłkarzy

red

Autor:red

22 lutego 2020, 11:33 • 6 min czytania 0 komentarzy

Stadionowe prezentacja nowych piłkarzy to zazwyczaj okazja dla fotoreporterów, żeby napykać parę zdjęć i ewentualnie też frajda dla kibiców, którzy pofatygują się na arenę swojego ukochanego klubu, żeby wziąć autograf od nowego zawodnika swojej drużyny. Zadanie samego gracza nie jest zbyt skomplikowane – uśmiech do kamery, parę żonglerek, bonusowo jakaś sztuczka techniczna. Proste? Nie dla wszystkich. I tak widzieliśmy już wywrotki przy pierwszym kontakcie z piłką, wywrotki bez żadnego kontaktu z piłką, domorosły freestyle, który nie był freestylem i mnóstwo przypadków, kiedy parę podbić futbolówki przerosło jakiegoś gwiazdorka. Oto parszywa trzynastka takich pokazów.

Parszywa trzynastka, czyli najgorsze prezentacje nowych piłkarzy

***

Mariano (Sevilla)

Brazylijczyk miał jedno szczęście – nie za wiele osób widziało jego umiejętności techniczne, bo jego prezentacja odbywała się w zamkniętym pomieszczeniu.

Dostał piłkę i w miarę proste zadania. Pożongluj. Skończyło się tak, że futbolówka wypadła mu w stronę fotoreporterów. On jednak był na tyle dzielny, że nie zamierzał się poddawać i począł odbijać piłkę głową. Wyszło dwa razy i musiał ratować się ręką. Może do trzech razy sztuka? Znowu dwa razy i łapki. A co tam, nie bądźmy przesądni, jeszcze raz. Tym razem trzy razy i koszyczek.

Reklama

I tak Mariano miał szczęście, że nikt wielkich rzeczy od niego nie wymagał, bo jednak do klubu przychodził prawy obrońca, a nie prawy skrzydłowy, więc zawsze mógł powiedzieć, że lepiej poradzi sobie w destrukcji. Tak też chyba było, bo w dwa sezony w Sevilli zagrał 54 razy.

Douglas (FC Barcelona)

O, to przypadek kliniczny. Po co w ogóle trafił do Barcelony? W jaki sposób Duma Katalonii wynalazła takiego delikwenta? Nie wiadomo było wtedy, nie wiadomo było później i prawdopodobnie ta historia pozostanie jedną wielką niewiadomą aż do końca świata i jeden dzień dłużej. To, że nie podbił ligi hiszpańskiej nikogo specjalnie nie dziwiło, ale władzom Barcy chyba długo wydawało się, że jest w nim jakiś potencjał. To dziwne, bo po samej prezentacji powinna zapalić się im lampka ostrzegawcza.

Wszedł facet na murawę Camp Nou, pomachał komuś niezidentyfikowanemu na trybunach, po czym na sztywnych nogach zaczął odbijać piłkę od swoich nóg, bo inaczej tego nazwać się nie da. Skończył po dwóch próbach. Razem uzbierałoby się z tego jakieś piętnaście odbić, wszystkie w mocno szarpanym stylu i szczerze powiedziawszy to Jacek Wiśniewski (choć on nie jest techniczny, inni są od tego) zrobiłby to z większą gracją.

Reklama

Paulinho (FC Barcelona)

Kiedy Paulinho przychodził do Barcelony, pół tamtejszej kibicowskiej sceny było rozczarowane – tam czekano na gwiazdę, a nie na kolejnego wyrobnika. Dlatego też prezentacja Brazylijczyka była tak szeroko komentowana. Bo w sumie nie zrobił niczego specjalnego i w tym sęk.

Gość wygląda jakby był skazańcem, który idzie na krzesło elektryczne. Jakiś facet biegnie za nim, popędza go i ręką pokazuje mu miejsce, w którym ten będzie dogorywał. Jaki efekt? Kilkanaście nudnych podbić, techniczna przegrana przy próbie wybicia piłki ponad głowę, dłuuuugie klaskanie w próżnię i odnalezienie bezpiecznej przystanie wśród dzieci, które – nie wiadomo czemu – rozproszyły się po murawie Camp Nou.

Martin Braithwaite (FC Barcelona)

Prezentacja zimowego nabytku Barcelony trwała – delikatnie rzecz biorąc – za długo. Bo zaczął dobrze. Żonglerka? Pewna. Parę ładnych machnięć nad piłką? Proszę bardzo, żaden problem. Skupione oczy na piłce? Widać, że chłop nie chce poruty. Rainbow? Jeden wyszedł.

Im dalej w las, tym było gorzej. Trzeba wiedzieć, że ludzie tylko czekają na jakieś trzynaście sekund wpadek, a Braithwaite im je zaprezentował. Żonglerka główką na dużej przestrzeni prowadzenie piłki na ziemi – co mogło pójść nie tak? Ano wszystko, ano wszystko i tyle.

Roberto Soldado (Villareal)

Hiszpański snajper podczas swojej prezentacji dostał bardziej nietypowe zadanie. Na stadion Villareal przyszli kibice, więc ktoś inteligentnie wpadł na pomysł, że fajną inicjatywą integracyjną byłoby, gdyby Soldado kopnął piłkę w stronę trybun, żeby fani mieli jakąś pamiątkę z tej prezentacji.

Proste, nie?

Jak się jednak okazuje nie dla tego goleadora. Pierwsza próba? Przestrzelił, kibice musieli obejść się smakiem. No, to jeszcze raz, druga próba? Efekt taki sam, piłka ląduje w próżni powyżej rozczarowanymi fanami. Nie był to najlepszy początek dla piłkarza w nowym klubie.

Zresztą dalsza przygoda Soldado też nie była wiele lepsza i za bardzo chłopak się nie nastrzelał.

Ostia Pato Sosa (Atletico Madryt)

Stare czasy. Pierwsza pięciolatka trwającego wieku. Marcelo Sosa przyjechał do ciepłego Madrytu z zimnej Moskwy i przegrał z własną czupryną. Dosłownie.

Marco Perez (Real Saragossa)

Tak jak w poprzednich przypadkach – poza Sosą – widzieliśmy wpadki, które nie były wielce spektakularne, często były tylko elementem dłużej prezentacji, tak w przypadku niezbyt znanego Marco Pereza nikt nie miał wątpliwości, że gość wywrócił się jeszcze podczas swojej prezentacji, zanim w ogóle wszedł na boisko i absolutnie nieprzypadkowo używamy słowa ”wywrócił”.

Pereza przerósł bieg w linii prostej do przodu z piłką przy nodze. Jakkolwiek absurdalnie to brzmi.

Od 18 sekundy

Vincius Junior (Real Madryt)

Chłopak się zestresował. Na pewno nie grzeszy brakiem techniki, ale tutaj zawiódł na całej linii. Przerosło go dosłownie wszystko. I najlepiej definiuje go to urocze zakłopotanie na twarzy.

Ousmane Dembele (FC Barcelona)

Przypadek podobny. Francuz kosztował Barcelonę jeszcze więcej niż Vinicius Real, więc wszyscy z zaciekawieniem przyglądali się jego prezentacji. Jak wyszło? Najpierw piłka spadła mu podczas klasycznej żonglerki, a kiedy chciał się ratować ładną sztuczką techniczną, to piłka wylądowała na jego plecach.

No, taka zapowiedź jego burzliwej dotychczasowej przygody w Barcelonie.

Theo Hernandez (Real Madryt)

Człowiek z kciukiem podniesionym do góry. Mistrz robienia dobrej miny do złej gry. Naprawdę, jeśli ocenialibyśmy tylko amerykański charakter Hernandeza, to dostałby 10 a 10, nawet jeśli jest Francuzem i z USA nie ma za wiele wspólnego. Nic, że nie umiał ani żonglować, ani przyjąć spadającej mu na nogę piłki, bo przecież pokazał do kamer, że jest ”ok” charakterystycznym ruchem, a przy kolejnej nieudanej próbie niczym najsilniejszy samiec alfa w stadzie poklepał się dumnie w pierś.

I takiego nastawienia do życia życzymy wszystkim. Naprawdę. Co by się nie działo – kciuk w górę i do przodu.

Jewhen Konoplianka (Sevilla)

To już jest absurdalna historia rodem z filmu Barei. Raz, że Sevilla znowu swojego nowego gracza prezentowała w tym samym zamkniętym pomieszczeniu, który widzieliśmy przy prezentacji Mariano. Dwa, że Konoplianka został usytuowany w jakimś dziwnej pozie przypominającej słowiański przykuc. Trzy, że Ukrainiec nie dostał nawet szansy pokazania swoich umiejętności technicznych. Nawet nie dotykał piłki. Serio.

Inna sprawa, że kiedy istniało prawdopodobieństwo, że cokolwiek pokaże, on po prostu się przewrócił. Serio.

Paweł Brożek (Recreativo de Huelva)

To już kultowe. Wiemy, że Paweł Brożek jest długowieczny. Wiemy, że właśnie przeżywa setną młodość. Wiemy, że to snajper pierwszorzędny. Ale wtedy po prostu mu nie wyszło. Jego twarz nie wskazuje na wielkie emocje, ale freestylerem stanowczo nie jest.

Alan Hutton (RCD Mallorca)

Pisali o nim, że to szkocki Cafu. Pewnie trochę żartobliwie, ale to co zrobił Alan Hutton podczas prezentacji w RCD Mallorca to niezłej klasy farsa. Gość zaliczył jeden kontakt z piłką, po czym błądzącym i nieco mętnym wzorkiem jął trzymać klubowy szalik. Już wtedy wiadomo było, że wielkiej furory nie zrobi.

Fot. NewsPix

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...