Reklama

Całe życie z Pogonią Szczecin. Pasja zaszczepiona nawet żonie

redakcja

Autor:redakcja

20 lutego 2020, 10:30 • 11 min czytania 0 komentarzy

Na pierwszy mecz Pogoni zabrał go wujek. Debiutanckie 0:0 z ŁKS-em nie odstraszyło, tylko stało się kamieniem węgielnym pasji – po tygodniu dziesięcioletni Krzysiek wkuwał już na pamięć wszystkie informacje o Portowcach.

Całe życie z Pogonią Szczecin. Pasja zaszczepiona nawet żonie

Chodził na wszystkie mecze, tak w Ekstraklasie, jak w IV lidze i B-klasie. Pisał o Pogoni od szesnastego roku życia. Jest współautorem książki na siedemdziesięciolecie klubu. Dzień, w którym zaczął pracować przy Floriana Krygera, był spełnieniem marzeń – to spełnienie marzeń trwa, a Krzysztof Ufland w pasję do Portowców wciągnął także na dobre własną żonę.

Każda historia ma swój początek – nie inaczej jest z historiami kibicowania. U Krzyśka pasja do Pogoni wcale nie musiała nastąpić, bo rodzice pasjonatami futbolu nie byli. Jak więc pierwszy raz trafił na stadion?

Krzysztof Ufland: – Pierwszy raz, niezależnie czego dotyczy, zawsze się pamięta. Mój wujek był znajomym Darka Dalke, wieloletniego fizjoterapeuty Pogoni, który przepracował w klubie około dwudziestu lat. Darek dał mojemu wujkowi bilety na Pogoń, a wujek zapytał moich rodziców czy chcieliby abym poszedł na mecz. Miałem 9-10 lat, więc to pytanie musiało być skierowane w pierwszej kolejności do nich. Pochodzę z rodziny niepiłkarskiej, rodzice nie interesowali się i wciąż nie interesują się futbolem, więc propozycja wuja nie spotkała się z wielkim entuzjazmem – lata dziewięćdziesiąte, moja mama, Ewa, już wyobrażała sobie walki na sztachety i inne czarne scenariusze. Koniec końców jednak się zgodziła.

Reklama

Ja, szczerze mówiąc, nie wiedziałem z czym się spotkam. Dziś jest łatwa dostępność meczów, ale wtedy? Nie miałem wielu nawet obejrzanych w telewizji. Pogoń grała tamtego dnia z ŁKS-em Łódź, widowisko wspaniałe – 0:0. Moją uwagę skupiło dwóch zawodników, Sergio Batata, który z uwagi na kolor cery był mocno „dopingowany” przez szczecińskich kibiców, a drugim, ze względu na fryzurę, a raczej jej brak, był Tomasz Wieszczycki, także „wspierany” przez trybuny.

Pasja do Portowców zaczęła się od tego momentu rozwijać bardzo szybko. Na meczu z łodzianami rozdawano takie proste skarby kibica – wydrukowane było imię i nazwisko piłkarza, jego wzrost, a także nie wiem dlaczego, ale samochód którym piłkarz Pogoni jeździł. Przez tydzień wykułem ten skarb kibica na pamięć. Potem odpytywaliśmy się z bratem ze wszystkich informacji – do dziś pamiętam, że Wojtek Tomasiewicz jeździł SAAB-em. 

Od tamtej pory zacząłem uczęszczać na mecze Pogoni. Początkowo jeszcze nieregularnie – to wujek decydował na który mecz poszedłem, ja ewentualnie wywierałem presję: „wujku Jacku, zabrałbyś mnie na mecz?”. Później czasem wybierałem się sam, udawało się wtedy wejść za pięć złotych dane ochroniarzowi albo z jakimś starszym kibicem, wtedy dorosły mógł wprowadzić za darmo dziecko. Tak to się rozpędziło, a po dwóch-trzech latach nieregularnego chodzenia byłem już na każdym spotkaniu.

karykatura bekdas

Wraz z młodszym bratem Grześkiem przy własnoręcznie wykonanej karykaturze… Sabriego Bekdasa

Wyprawy na stadion nie były takie proste, to nie ta historia, gdy ktoś wychowuje się o rzut beretem od stadionu, a ten w sposób naturalny przyciąga. Wyjazdy nawet na domowe mecze wymagały wysiłku.

Reklama

Krzysztof Ufland: – Szczecin jest rozległy geograficznie, przedzielony na lewobrzeże i prawobrzeże. Ja na stadion miałem 22 km, w praktyce więc jakbym jechał do innego miasta. Razem z kilkoma kolegami zaczęliśmy zrywać się ze szkoły po to, żeby pojechać na mecz lub trening i pozbierać autografy. Mieliśmy takie specjalne zeszyty, w które wklejaliśmy zdjęcia piłkarzy, a obok na stronie było miejsce na podpis. Pamiętam, do Pogoni przyszedł Mauro. Nie mogłem zdobyć jego zdjęcia. Więc wkleiłem zdjęcie… Emmanuela Ekwueme, piłkarza Polonii Warszawa, wydawał mi się jakoś podobny. Podchodzę do Mauro. Pokazuję. On patrzy. Widzi, że nie jego podobizna jest na zdjęciu. Ale wzruszył ramionami i podpisał.

4

Krzysztof, mimo niejednego wyjazdu, nie miał „okazji” wziąć udział w przygodach, jakie dawniej potrafiły czekać na kibiców. Szybko do samego kibicowania doszło inne związanie z Pogonią.

Krzysztof Ufland:  – Śmieję się czasem, że może nawet chciałbym mieć jakąś kontrowersyjną historię, chociaż raz za Pogoń połobuzować, ale w wieku szesnastu lat zacząłem zabawę w dziennikarstwo. To była pomoc na portalu PogonSportNet.pl, który działa do dzisiaj. Poszedłem w pisanie, bo szukałem swojej drogi – miałem trochę wolnego czasu i poczucie, że czegoś mi w życiu brakuje. OK, chodziłem pograć z kolegami w piłkę, była szkoła, ale zainteresowanie Pogonią było na tyle duże, że chciałem wiedzieć nie tylko co się dzieje, ale też jak się dzieje. Pamiętam, napisałem maila do ówczesnego naczelnego, nie mając zupełnie przekonania, że coś z tego będzie. A ku mojemu zaskoczeniu dostałem odpowiedź od Bartka Golby. Bardzo wiele mi pomógł warsztatowo tym, że… dużo ode mnie wymagał. Dostawałem wskazówki, ale kiedy trzeba, potrafił też opieprzyć.

Początki były takie, że przed szkołą, o 5-6, biegłem do kiosku, kupowałem wszystkie możliwe gazety i przepisywałem treść materiałów o Portowcach na stronę. Pamiętam swój pierwszy wywiad z bardzo młodym Łukaszem Trałką: nie wiem, czy ten materiał jest do odnalezienia, ale podejrzewam, że ja byłem tak samo stremowany jak Łukasz. Pytania beznadziejne, a odpowiedzi chaotyczne i bardzo krótkie.

Pogoń Szczecin, jak wiele polskich klubów, przechodziła niejeden burzliwy zakręt. Był czas, gdy Antoni Ptak uparł się na brazylijską Pogoń Szczecin, był czas kłopotów finansowych, był czas odbudowy klubu od podstaw piramidy rozgrywkowej. Krzysiek wszystkiemu przyglądał się z bliska.

Krzysztof Ufland: – Za czasów brazylijskiej Pogoni praktycznie nikt nie jeździł na wyjazdy. My jako PogonSport.Net – strona funkcjonuje do dziś – byliśmy jednymi z niewielu. Pamiętam w końcówce rozmowę z trenerem Bogusławem Baniakiem. Osoby, które go znają, wiedzą, że to bezpośredni człowiek. Wtedy trener mnie, szczawika, wziął pod pachę, i powiedział:

– Musisz mi zorganizować specjalną konferencję prasową. Muszę opowiedzieć o wszystkim co miało tu miejsce.

Koniec końców nigdy do tej konferencji nie doszło. Nie da się ukryć, obserwowaliśmy z udziałem brazylijskiej Pogoni dziwne mecze – Brazylijczycy naprawdę męczyli się w Szczecinie. Możemy mówić, że byli słabi piłkarsko, ale trafili też w dość nienormalne warunki.

Wiatrem odnowy paradoksalnie były mecze, gdzie nie mierzyliśmy się z ekstraklasowiczami, tylko jeździliśmy do Choszczna, Barlinka na IV ligę czy nawet płynęliśmy promem przez Zalew Szczeciński na mecz B-klasy z Komarexem Komarowo jako Pogoń Nowa. Na te spotkania wciąż, mimo niskiej klasy rozgrywkowej, potrafiło przyjść nawet kilka tysięcy kibiców. Nie opuściłem chyba wtedy żadnego meczu, wszędzie było blisko, a pracę na PogonSportNet.pl łączyłem z pracą w Głosie Szczecińskim. Te mecze były wydarzeniami dla całych miejscowości, a rywale traktowali takie spotkania jak finał mistrzostw świata – emocje były niesamowite, a rywalom trzeba uchylić czoła, walczyli bardzo mocno i na pewno w tych niższych ligach nie wygrywaliśmy z nie wiadomo jaką przewagą.

Co ważne, czuć było, że klub wreszcie działa na swoich zasadach. Pogoń wcześniej zbyt łatwo ufała inwestorom z zewnątrz, którzy nie mieli Portowców w sercu – każdy obiecywał złote góry, a potem kończyło się jak się kończyło. W tym momencie tym bardziej warto doceniać przez ten pryzmat to, co udaje się budować.

Wreszcie, po kilku latach bywania na stadionie w roli kibica lub gościa, przyszło spełnienie marzeń: oferta pracy.

Krzysztof Ufland: – Gdy Pogoń szła na awans do Ekstraklasy chciała przebudować swoje biuro prasowe. Najpierw ofertę dostał mój kolega, Łukasz Kasprzyk, który został rzecznikiem. Potem ja dostałem propozycję dołączenia do biura i zacząłem przychodzić na Pogoń do pracy. To zawsze było marzeniem. Pamiętam nawet, jak jeszcze tylko kibicowałem i bawiłem się w dziennikarstwo, przychodziliśmy do klubu do ówczesnego rzecznika Piotra Baranowskiego – ot tak, przyjść sobie, pogadać. Zawsze wiedzieliśmy na czym stoimy: jak pan Piotr miał dobry nastrój, to witał nas „cześć chłopaki”, jak zły to „dzień dobry panowie”. Wiedzieliśmy po tym jaka będzie rozmowa. Zakorzeniony więc w klubie byłem także w ten sposób, a móc przychodzić pracować tutaj… Praca w klubie, który się kocha od dziecka, to kapitalna sprawa.

2

Praca rzecznika tylko na pierwszy rzut oka wydaje się prosta – w praktyce składa się na nią multum obowiązków, czasem zaskakujących.

Krzysztof Ufland: – Łatwiej byłoby powiedzieć co mnie w tej pracy nie zaskoczyło. Robiło się różne rzeczy, czasem trzeba było zawieźć zawodnika do szpitala, czasem skakało się w dresie po rusztowaniach, bo trzeba było przygotować coś od strony technicznej. Dziś zdarza się to już rzadziej, ale w pewnym momencie obowiązywała metoda McGuyvera: masz nożyczki, spróbuj zrobić nimi coś dużego. Uczyło kreatywności.

Klub od czasu do czasu przechodził transformacje wynikające z rozwoju. Nawet jak popatrzę ile wtedy osób było zatrudnionych, a ile jest dzisiaj, jakie plany miał wtedy, a jakie obecnie. Dwie różne Pogonie Szczecin. Cały czas jestem zaskakiwany, każdego dnia, nudy w tej pracy nigdy nie ma. Dziś liczba narzędzi i obowiązków jest większa. Gdy przychodziłem do Pogoni, praktycznie nie było mediów społecznościowych. Trzeba było stworzyć kilka artykułów dziennie na stronę i to tyle. Dziś internet jest w innym miejscu, portali także jest więcej, a więc i dziennikarzy więcej, ale i takie social media naszych piłkarzy – to też trzeba mieć na oku.

Ufland pracuje jako rzecznik prasowy Pogoni oraz opiekuje się działem komunikacji i PR w klubie. Co więc w tej pracy jest najważniejsze?

Krzysztof Ufland: – Najważniejsze w tej pracy są relacje, wzajemny szacunek. Zawsze staram się postawić w roli piłkarza, spojrzeć na wszystko jego oczami. Chcę, żeby byli przekonani co robią, czy to jest wywiad, czy jakaś inna okazja pozasportowa, w której chcielibyśmy aby uczestniczył. Czasem zapomina się, że oni mają swoje życie prywatne, że może dziecko akurat im choruje, że muszą do lekarza, że martwią się jakąś sprawą osobistą – takich sytuacji jest mnóstwo. Gdy więc ktoś dzwoni, bywa, że czuję się jak między młotem a kowadłem. Z jednej strony rozumiem, że ktoś chce zrobić materiał i ma na to fajny pomysł, ale z drugiej wiem, że akurat piłkarz może zupełnie nie mieć w danym momencie do tego głowy. Stawiamy jednak na naturalność. Podejrzewam, że każdy rzecznik powiedziałby to samo, że u niego w klubie jest super atmosfera, ale naprawdę – zaręczam, że mamy fajną drużynę, szatnia jest fajna i zżyta, nie musimy się specjalnie głowić, by nagrać fajny materiał. Czasami wystarczy ustawić kamerę. A czasem, mówiąc obrazowo, oddać ją piłkarzowi.

Praca na takim stanowisku to też odpowiedzialność zarządzania jedną z najbardziej rozpoznawalnych marek Szczecina. Myślisz Szczecin, mówisz: Pogoń.

Krzysztof Ufland: – Pogoń to jeden z symboli Szczecina, wiemy o tym, mówią o tym zarówno wartości mierzalne jak i niemierzalne. Przeprowadziliśmy badania, tak my jak i miasto, i Pogoń jest jednym z trzech marek najmocniej wiążących ze Szczecinem. Poza nami jeszcze stocznia i – rzecz jasna – paprykarz. Pogoń jest dla miasta bardzo ważna, widać to też na mieście, a niestety jeśli chodzi o inne kluby sportowe obserwujemy trochę odwrót w innych dyscyplinach, czujemy więc tym większą odpowiedzialność. W Szczecinie od zawsze było dużo ludności napływowej, więc tym bardziej potrzeba takiego silnego bodźca, który zwiąże ze Szczecinem. Mam jednak przekonanie, że kiedy przechodziliśmy przez problemy, część kibiców postanowiła zostać w domach, jest do dziś jakby uśpiona. Myślę, ze teraz, wraz z powstaniem stadionu, nastąpi nowe otwarcie i dla wielu powrót do aktywnego kibicowania. Wiem, że dziś mając 30 złotych w kieszeni jest mnóstwo alternatyw na spędzanie wolnego czasu, ale zobaczycie, że będzie pełny obiekt.

foto ksiazka

Krzysiek jest też jednym z autorów książki „70 niezwykłych historii na siedemdziesięciolecie Pogoni Szczecin”, która powstała z okazji okrągłej rocznicy.

–  Książka była jednym z pomysłów na huczne obchody siedemdziesięciolecia. Ja dostałem misję pokierowania projektem, ale podkreślam, że jestem tylko jednym z czterech autorów książki: wielką pracę wykonali Tomek Smoter, Jakub Bohun i Jakub Żelepień. Wszyscy współpracują z biurem prasowym Pogoni Szczecin, więc to mocno klubowy projekt. Cieszymy się, że cały nakład wyprzedał się trafiając do kibiców. Minęły dwa lata od powstania książki i już widzimy, jaką ma wartość: niektórych osób, z którymi rozmawialiśmy, już niestety między nami nie ma, ale ich słowa pozostaną z nami na zawsze. Tak zupełnie bez nazwisk, przykładowo jeden z naszych rozmówców miał bardzo długo opory by z nami porozmawiać, a nam na tej rozmowie bardzo zależało. W końcu się przełamał i postawił sprawę otwarcie: jest ciężko chory, a to choroba, która dotyka pamięć. Boi się, ze jego wypowiedzi będą nieprecyzyjne, że pewne fakty mu uciekną. Zrobiliśmy co mogliśmy, by mu pomóc, i udało się, wiem, że był finalnie zadowolony, a jego słowa są zapisane dla kibiców, zawsze będzie w nie wgląd. To wielka wartość.

Dopytujemy jak znaleźli czas na napisanie książki, skoro codzienna praca w biurze prasowym jest obciążająca.

– Zawodnicy często mówią, że to pytanie do trenera, ja na pytanie o trudy czasowe przy powstawaniu książki mogę powiedzieć, że to pytanie do mojej żony. Ona najlepiej wie jak te kilka miesięcy wyglądało, jak siedzieliśmy po nocach. Przy zwykłej książce możesz pewnie sobie przesunąć termin, tu musieliśmy zdążyć na obchody, więc ewidentnie musieliśmy przyspieszyć i robiliśmy to kosztem snu. Cieszę się z pozytywnych opinii, recenzji, podziękowania też dla kibiców Pogoni, bo nie mam wątpliwości, to za sprawą ich głosów książka zajęła trzecie miejsce w głosowaniu na Sportową Książkę Roku.

To jakie projekty są planowane w dalszej kolejności przez Pogoń i samego Krzyśka?

– Projekty? Na pewno muzeum Pogoni na nowym stadionie. A teraz sen z powiek spędza mi ten sezon to jak się skończyWszyscy w Szczecinie marzymy o mistrzostwie Polski, Pucharze Polski, grze w pucharach… jesteśmy tego głodni. Nie chcę nazywać tego tylko marzeniem, ale celem, który chcę współrealizować, dokładając swoją cegiełkę.

– Czym dla ciebie jest Pogoń?

– Zadawałem to pytanie innym wiele razy. Zadawać jest je łatwiej niż na nie odpowiadać. Myślę, że jest częścią mnie. Wymowne, że gdy przychodzi ten wyczekiwany moment urlopu, kiedy mam się Pogonią nie zajmować, to i tak wchodzę, szukam informacji o Pogoni Szczecin. Nie potrafię inaczej.

Co więcej, Krzyśkowi udała się sztuka wyjątkowa: pasję zaszczepił swojej żonie, Wioli, która obecnie jest fotografem na meczach Pogoni. Krzysiek przyznaje, że rozmowy przy śniadaniu, obiedzie czy kolacji na tematy pogoniarskie są standardem.

– Ktoś popatrzy na nas z boku, powie, że to nie jest normalne. Ale z Wiolą nie przejmujemy się tym.

9Z7A9018

Szczecin odwiedzili Leszek Milewski i Mateusz Stelmaszczyk

Najnowsze

Anglia

Polak w Anglii wypożyczony na tydzień. „W piątek przyjechałem, w sobotę grałem”

Przemysław Michalak
0
Polak w Anglii wypożyczony na tydzień. „W piątek przyjechałem, w sobotę grałem”

Komentarze

0 komentarzy

Loading...