Reklama

Linetty bez gola? No to strzelił Dawidowicz. Udane popołudnie Polaków we Włoszech

redakcja

Autor:redakcja

26 stycznia 2020, 18:28 • 4 min czytania 0 komentarzy

Przyjemna zmiana warty we Włoszech – Karol Linetty wziął sobie dziś wolne od strzelania, ale wyręczył go Paweł Dawidowicz. Takie odstępstwa od reguły lubimy, takie niedziele także, bo biorąc pod uwagę wcześniejszy występ Walukiewicza oraz to, że dobrą formą błysnął też Bartosz Bereszyński, z postawy naszych stranierich możemy być dziś zadowoleni. Jeśli tak dalej pójdzie, trener Jerzy Brzęczek będzie mógł wkrótce skompletować jedenastkę na zasadzie: „Włosi” + Lewandowski.

Linetty bez gola? No to strzelił Dawidowicz. Udane popołudnie Polaków we Włoszech

Siadając o godz. 15 przed telewizorem wydawało nam się, że to Karol Linetty dostarczy kolejnych powodów do pochwał, tymczasem to inny Polak grający w Serie A został bohaterem dnia. Hellas Werona grało dziś z Lecce, a Paweł Dawidowicz wreszcie odwrócił złą kartkę. Nie tak dawno nasz obrońca szczęśliwie uniknął trzeciej czerwonej kartki w sezonie, a teraz zdobył swojego premierowego gola na włoskich boiskach w bieżących rozgrywkach. Dawidowicz otworzył wynik spotkania, strzelając głową po dośrodkowaniu z rzutu rożnego. W całym spotkaniu były piłkarz Lechii Gdańsk przegrał tylko dwa pojedynki, zagrał bardzo solidnie i na pewno przyczynił się do wygranej swojego zespołu. Mariusz Stępiński? Nie podniósł się nawet z ławki rezerwowych.

Hellas Werona – Lecce 2:0
Dawidowicz 19′, Pessina 34′

***

Nawet mimo gola Dawidowicza nie ma co ukrywać, że ciekawiej zapowiadał się mecz w Genui, który zresztą te zapowiedzi spełnił. Z jednej strony można się zastanawiać, co by się stało, gdyby w 25. minucie gry sędzia Marco Piccinini nie wyrzucił z boiska obrońcy Sassuolo, ale nawet w osłabieniu Neroverdi potrafili stawić czoła gospodarzom, którzy mimo przewagi liczyli na kontry. Oczekiwania spełnił również Linetty, który zaliczył kolejny dobry występ na boku pomocy.

Reklama

To wokół Polaka działo się najwięcej. Już na początku spotkania sprytnie przepuścił piłkę do kolegi, co zakończyło się pierwszym strzałem Sampdorii. Chwilę później Polak sam oszukał rywala i sam spróbował zaskoczyć bramkarza – bez powodzenia. Każda kolejna minuta przynosiła więcej dobrych pomysłów Linettego na napędzanie akcji genueńczyków. A to rozpoczął groźną akcję, a to po jego centrze minimalnie minął się z piłką Ramirez, a to wdał się w drybling, po którym zawrzało pod bramką Consigliego. To Karol mógł też zaliczyć asystę drugiego stopnia po efektownym woleju Quagliarelli, on również zgrał piłkę przed pole karne, ale obrońca zatrzymał groźny strzał własnym ciałem…

Konkretów jednak brakowało. Tak, jak Linettemu zabrakło wykończenia, kiedy huknął z pierwszej piłki sprzed pola karnego. Tak, jak zabrakło mu szczęścia, kiedy próbował zgrywać futbolówkę głową, a wyszedł mu kąśliwy strzał z ostrego kąta. Linetty dwoił się i troił, potrafił nawet ograć trzech rywali, jednak najzwyczajniej w świecie – ani jemu, ani kolegom nic nie chciało wpaść. Podsumowaniem jego ofensywnych poczynań była sytuacja z ostatnich sekund spotkania: już wydawało się, że ma czystą pozycję, że pozostaje zapytać bramkarza, w który róg posłać piłkę, a tu na jego drodze wyrósł defensor Sassuolo, który zatrzymał jego strzał. Jak pech, to pech.

Linetty starał się też w defensywie, gdzie po przejściu z lewej na prawą stronę boiska pomagał Bartoszowi Bereszyńskiemu. Polak miał dziś bardzo niewdzięczne zadanie – zatrzymać Jeremiego Bogę, najlepszego dryblera w Serie A. „Bereś” dobrze się jednak spisał, nie dawał Iworyjczykowi odpocząć nawet na chwilę i choć czasami zdarzały się również takie akcje, jak kontra Sassuolo zakończona strzałem w słupek, to generalnie może być z siebie zadowolony.

Statystyki Bereszyńskiego mówią same za siebie: sześć prób odbioru, siedem z dziesięciu wygranych pojedynków, trzy wybicia piłki – mało kto we Włoszech może pochwalić się tak dobrymi liczbami, grając na stronie Bogi. W końcu jednak Iworyjczyk wymusił faul, za który „Bereś” obejrzał żółtą kartkę i dla pewności Claudio Ranieri zdjął go z boiska, żeby nie ryzykować wyrównania sił. Innym minusem tego napomnienia jest fakt, że prawy obrońca reprezentacji Polski wypada z gry na starcie z Napoli. Warto też wspomnieć, że serca zadrżały nam, kiedy w pierwszej połowie „Bereś” schodził z boiska, trzymając się za kolano, ale na szczęście okazało się to tylko drobnym stłuczeniem i niedługo potem były gracz Legii wrócił na murawę.

Wracając do Sampdorii jako drużyny, gospodarze mogą być rozczarowani. 21 strzałów, 0 bramek, mimo gry w przewadze przez ponad godzinę. Ekipa Ranieriego nie miała pomysłu na wykorzystanie ubytków po stronie przeciwnej i straciła punkty w ważnym pojedynku, bo obydwie drużyny sąsiadują ze sobą w tabeli i walczą o utrzymanie. Biorąc pod uwage, że w pierwszym meczu Sassuolo wygrało 4:1 (notabene – Sampdoria grając w dziesiątkę broniła się lepiej niż w pełnym składzie, a nawet strzeliła gola), nie jest to wymarzony wynik dla drużyny ze Stadio Luigi Ferraris.

Sampdoria – Sassuolo 0:0

Reklama

Fot.Newspix

Najnowsze

Weszło

Komentarze

0 komentarzy

Loading...