Reklama

Pięć miesięcy do Euro. Różowe okulary głęboko w szufladzie

redakcja

Autor:redakcja

15 stycznia 2020, 17:33 • 7 min czytania 0 komentarzy

A, przecież jakoś to będzie, przecież Lewy strzela gole, przecież Krychowiak zbudził w sobie spatchowaną wersję 2.0, przecież polska szkoła bramkarzy, przecież Milik, przecież kandydat do ataku numer 6-8 idzie za cztery miliony Euro do Celtiku, przecież eliminacje wygraliśmy.

Pięć miesięcy do Euro. Różowe okulary głęboko w szufladzie

Reprezentacja Polski jest w takiej sytuacji, że różowe okulary są dla niektórych w zasięgu ręki, ale niestety tylko, jeśli odwołać się do powierzchownych argumentów. Nasze drużyny na pół roku przed finałami często na takie przypadłości chorowały, a potem był płacz, zgrzytanie zębów, Pedro Pauleta wrzucający na karuzelę Tomasza Hajtę, uciekający Odonkor, spacer Szczęsnego i inne polskie tragedie.

Patrzmy na biało-czerwonych realnie zamiast zasłaniać problemy rekordami Roberta Lewandowskiego czy wygraną z Izraelem. A realnie rzecz biorąc, kłopoty są widoczne gołym okiem.

ZŁAMANY LOT BIELIKA

Krystian Bielik w paździerzowym meczu z Tottenhamem U23 zerwał więzadła krzyżowe i nie zagra przez pół roku.

Reklama

Minimum.

Niektóre diagnozy są jeszcze brutalniejsze, sięgają nawet roku błąkania się po salach szpitalnych.

Ale nawet przyjmując tę najbardziej optymistyczną, nawet jeśli jakimś cudem Bielik stanąłby na nogi, to nie ma cudów: straci całą rundę wiosenną i nie ma szans przygotować formy. Może co najwyżej pojechać jak Sebastian Mila w 2016, potowarzyszyć, przybić piątkę, a na deser zrobić wywiad z Kamilem Grosickim.

A przecież nie ukrywajmy, bardzo liczyliśmy, że pokaże się w ODROBINĘ innej roli. Może zagrał do tej pory w pierwszej kadrze dwieście minut, ale – delikatnie mówiąc – to było nieprzypadkowe dwieście minut, tylko takie, które obiecywało znacznie więcej.

Bielik ma bardzo nowoczesny zestaw cech jak na polskiego środkowego pomocnika, w teorii o inklinacjach defensywnych: potrafi się bujnąć do przodu, zrobić przewagę dryblingiem i napędzić całą akcję, a przecież o tyłach nie zapomina, ma siłę, ma inteligencję taktyczną. Porównajmy to choćby do arsenału, jakim dysponował Mariusz Lewandowski – jasne, Cycuś był w porządku, szanujemy, ale opanowanie do perfekcji podania do najbliższego i nieprzygotowana bomba w trybuny z czterdziestu metrów przydają się rzadziej niż mogłoby się wydawać.

Bielik jeszcze jest mimo wszystko na szlifierni piłki nożnej wysokiego poziomu, ale potencjał ma w zasadzie bez ograniczeń. Tu nie ma sufitu.

Reklama

Mógł uwolnić ten potencjał akurat na Euro 2020 i pokazać Coś Więcej? Mógł. Już na pewno tego nie zrobi.

ROZREGULOWANY REWOLWER PIĄTKA

Do pewnego momentu historia Krzysztofa Piątka przypominała bardziej nawet nie film, ale disneyowską baśń. Niestety, na disneyowskie baśnie w prawdziwym życiu nie ma miejsca, w końcu wjechały przyziemne „Trudne sprawy”.

Jaka jest prawda o Piątku, o jego potencjale, o tym co osiągnął? Jak dziś traktować słowa Gattuso z wiosny, gdy Krzychu strzelał w Milanie jak z AK47, gdy „Pio Pio” osiągnęło apogeum, a zarazem jego własny trener trener w ramach anegdotki przyznał, że Polak w sumie nic tak wyjątkowego na treningach nie pokazuje, ale potem trafia w meczach?

Wyrokować w ogólniejszym sensie dziś się nie da. Jest za wcześnie. Ale pewne jest jedno i to dla każdego:

Krzysiek Piątek nie jest dzisiaj maszyną do strzelania bramek. Możemy opowiadać o Suso czy całej słabości pomocy Rossoneri, możemy znaleźć niejedną kojącą argumentację, ale liczby są brutalne:

Piątek w tym sezonie z gry trafił raz. Trafił z Lecce, siedemnastą drużyną Serie A, trafił jeszcze na San Siro. Od 2:30:

Różnica jest taka, że Piątek sezon wcześniej, grając w słabszej Genoi, Lecce pokonał czterokrotnie. Wtedy co miał na nodze, to trafiał, a nawet czego nie miał, to i tak jakimś cudem zmieniał w złoto.

Wtedy, jesienią 2018, modna była narracja: mamy dwóch napastników na najwyższym poziomie. Może to było na wyrost, ale o Piątku było wówczas naprawdę bardzo głośno w Europie i nie tylko – z perspektywy to w zasadzie osobny fenomen. Tak hitowy transfer po raptem pół roku swoje mówi.

Dzisiaj Piątek stoi w obliczu albo nauki od 38-letniego Ibrahimovicia, który posadził Polaka na ławie, albo wyjazdu w nieznane.

PROBLEMY ZDROWOTNE

Jasne, akurat takie przyszły czasy co do napastników, że chyba tylko jeszcze na bramce mamy taką konkurencję. Milik znacznie dłużej niż Piątek udowadnia przynależność do wysokiego europejskiego poziomu, w tym sezonie, szczególnie jak na cieniujące Napoli, strzela więcej niż często.

Ale też Milik jesienią złapał dwa urazy. Jedną sprawą, że kolejny uraz wiosną – odpukać – nikogo nie zdziwi, ale drugą, że długi sezon z kontuzjami po drodze może odbić się na jego letniej formie. Niby w przypadku Milika zdążyliśmy się w pewnym sensie przyzwyczaić, że ma wyjątkowego pecha do urazów, a potem „wygrywa z nimi mecze”, bo znowu wraca na dobry poziom, ale nie da się ukryć – przeszkadzają mu one naprawdę się rozpędzić.

A przecież również Bereszyński w Sampie wypadł na najdłuższy okres odkąd wyjechał do Włoch. Fabiański ledwo został uznany przez Brzęczka za niepodważalny numer jeden, a wyłączył go na ponad dwa miesiące uraz biodra. Linetty – tak, istnieje taki piłkarz w kontekście kadry – uraz mięśni przywodziciela. Szczęsny w grudniu dwie kolejki pauzował przez problemy mięśniowe. Góralski – uraz pleców. Reca zaczął grać w Serie A regularnie – problemy z udem. Przecież nawet żelazny Lewandowski przeszedł w grudniu operację pachwiny.

Oczywiście, to jest futbol, kontuzje są wliczone w życie każdej drużyny. Ale nasza nie ma szczególnej głębi na ławce, przynajmniej nie na taki poziom, jakiego wymaga Euro 2020.

PIŁKARZE NA NIEPEWNYM GRUNCIE

Tomasz Kędziora miał udaną jesień w reprezentacji, zwracano uwagę, że to Kędziora lepszy, grający bardziej ofensywnie, a nie tylko encyklopedyczna definicja hasła „no, solidny”.

Ale Kędziora w klubie właśnie przechodzi spore zawirowania. Jego tam, po prostu, nie chcą. Jeszcze do niedawna zastanawiano się, czy Dynamo to powoli nie za niskie progi, czy nie przydałby się kolejny krok, a teraz to on jest wypychany z Kijowa, siedzi na walizkach.

I jasne, może gdzieś odnajdzie się lepiej, może to właściwy moment, by zmienić otoczenie, ale też jest to runda przed Euro ważnego ogniwa reprezentacji Polski, która będzie niewiadomą – jakoś więcej mamy pewności na ostatnie pół roku przed finałami wobec sytuacji, gdy ktoś ma mocną pozycję w klubie i szykuje się, po prostu, na regularne granie tydzień w tydzień.

Podobna sytuacja z wspomnianym już Piątkiem, podobnie z Jackiem Góralskim, który być może wywędruje do Kazachstanu.

A przecież są jeszcze ci, którzy znajdują się w orbicie kadry, a ich niepewny grunt to własna szatnia. Dawid Kownacki – powiedzmy to głośno – jest dziś cieniem samego siebie. Dla Fortuny, która wydała na niego krocie, to największe rozczarowanie jesieni. Kto chce się cieszyć, że gra, kto chce argumentować, że ma czas – wasza sprawa, naszym zdaniem nie robisz rekordowego transferu w historii klubu, by kogoś rozwijać na sezon 21/22 albo by raz na dwie kolejki taki gość nie zagrał marnie.

SELEKCJONER NIE TRZYMA CIŚNIENIA

Jeśli jakieś pytanie najczęściej pojawiały się w kontekście Jerzego Brzęczka tuż po jego zatrudnieniu, to pytanie o presję.

Gdzie prowadzenie Wisły Płock, gdzie GKS-u Katowice, a gdzie reprezentacja Narodowa?

Oczywiście w niej grał, był nawet kapitanem, ale to nie ta sama półka presji co wobec selekcjonera, nie jest nawet blisko.

Selekcjoner już parę razy tego ciśnienia nie trzymał, często na konferencjach wyglądał, jakby przeżywał właśnie tortury, a na torturach wyciskano z niego różne dość osobliwe wypowiedzi. Nie da się powiedzieć, żeby swoją postawą budował zaufanie. Przeszedł gruntowną metamorfozę, gdzie zaczynał od otwartości, brylowania w mediach, ale po drodze doszedł do etapu oblężonej twierdzy.

Niestety to się widać gruntuje, mury rosną, co pokazuje wywiad dla austriackiej gazetki „Tiroler Tageszeitung”, dla której przerwał milczenie, a w której trener reprezentacji Polski ponownie prezentuje grację Rafała Janickiego wyprowadzającego piłkę z okolic swojej szesnastki.

Selekcjoner:
– Uważa, że jest prześladowany przez media, które szczególnie krytykowały go po godnych krytyki meczach ze Słowenią i Austrią, chyba nie rozumiejąc o ile większa jest odpowiedzialność przy prowadzeniu kadry Polski, o ile to wyższy świecznik, i że jakoś jego poprzednik sobie z tym długo radził, także przy gorszych momentach;
– Rzuca klasycznym brzęczkizmem, czyli wypowiedzią tak absurdalną, że trudno cokolwiek z nią zrobić. „Pokażcie mi na całym świecie jednego dziennikarza, który przed meczem już wie, jaki będzie miał on przebieg” – jakby ktoś taki istniał, to by został milionerem w bukmacherce, a potem został skaperowany przez Barcelonę/Real/Bayern na analityka, ale nikt taki nie istnieje, bo nikt nie wie jaki mecz będzie miał przebieg;
– Wraca do tematu Błaszczykowskiego, który mógł elegancko uciąć, rzucić nawet jakimś truizmem, tymczasem wchodzi w temat z butami i znowu skupiając się na ataku prasy.

Nic tutaj nie budowało wiary, połowa pary w szamotanie się z prasą. Efekt?

Znowu prawie każda wypowiedź budziła to samo pytanie, co na początku selekcjonerskiej przygody, a przecież to już półtora roku, już cała kampania eliminacyjna za nami.

Kapitan statku cały czas, przy prawie każdej okazji, pokazuje nie pewność, a elektryczność.

Fot. FotoPyK

Najnowsze

EURO 2024

Jedenastka nieobecnych na Euro 2024 – po jednym z każdego kraju

AbsurDB
1
Jedenastka nieobecnych na Euro 2024 – po jednym z każdego kraju
Niemcy

Honess: Zatrudnienie Xabiego Alonso będzie praktycznie niemożliwe

Szymon Piórek
1
Honess: Zatrudnienie Xabiego Alonso będzie praktycznie niemożliwe

Komentarze

0 komentarzy

Loading...