Reklama

„Mierzejewski tym wywiadem chciał się dowartościować, wypadł blado”

redakcja

Autor:redakcja

30 grudnia 2019, 09:23 • 12 min czytania 0 komentarzy

Poniedziałkowa prasa ze względu na brak meczów w polskiej lidze musiała się zapewnić innymi rzeczami, czytelnik tylko zyskuje. Dariusz Dziekanowski krytykuje Adriana Mierzejewskiego za niedawny wywiad, Kosta Runjaic opowiada o swojej karierze trenerskiej i rozwoju Pogoni Szczecin, prezes Śląska Wrocław podsumowuje ostatnie półrocze, Bartosz Bosacki widzi światełko w tunelu dla Lecha Poznań, prezes Zagłębia Sosnowiec opowiada o 2019 roku, a trener Podbeskidzia o minionym półroczu. Sporo tego.

„Mierzejewski tym wywiadem chciał się dowartościować, wypadł blado”

PRZEGLĄD SPORTOWY

Dariusz Dziekanowski krytykuje Adriana Mierzejewskiego za ostatni wywiad w „PS”.

Wywiad, którego udzielił Izie Koprowiak jest ciekawy, ale w moich oczach zawodnik wypadł blado. Pokazał, jak bardzo mało jest autentyczny w tym, co mówi. Ogólnym celem, który miał, decydując się na rozmowę, było dowartościowanie się. Chciał pokazać, jak wielkim jest szczęściarzem, w jak mocnych klubach i ligach grał: Turcji, Arabii Saudyjskiej, Emiratach Arabskich, Australii, a teraz Chinach. Przy okazji pokazał brak szacunku dla byłych kolegów z polskiej ligi.

Jeśli ktoś zastanawiał się (a zdaje się, że wciąż zastanawia się nad tym sam Mierzejewski) dlaczego Adam Nawałka zrezygnował z powoływania go do kadry, a Jerzy Brzęczek nie dał mu do tej pory szansy, to chyba właśnie dlatego, że – posłużę się tutaj sparafrazowany cytatem z filmu „Dwóch papieży” – jego ego jest tak wielkie, że skacząc z niego, mógłby popełnić samobójstwo.

Reklama

Weźmy jego wypowiedź dotyczącą pobytu w jednym z klubów Arabii: „Kiedy wygraliśmy ligę, ogarnęło mnie poczucie spokoju, myślenie, że jestem królem. I może zabrakło mi nowych celów, przez co następny rok był słabszy i dla mnie, i dla klubu”. Królem futbolu? W Arabii Saudyjskiej? Dowartościowuje się podając konkretne przykłady zawodników, którzy wrócili do Polski z podkulonym ogonem: Rafał Wolski, Filip Starzyński, Semir Stilić, Miro Radović.

ps1

Spora rozmowa z trenerem Pogoni Szczecin, Kostą Runjaicem. Poruszane są nie tylko wątki bieżące, ale nawet jeszcze czasy, gdy Runjaic pracował  w banku.

Jest dla pana szczególnie ciekawe, że z Pogonią może pan napisać historię klubu?

Nie o to mi chodzi. Chcę dołożyć swoją cegiełkę i dać kilka impulsów. Sporo pracowaliśmy nad organizacją. W Pogoni dzieje się bardzo wiele. Ten klub to jedna wielka budowa. Powstaje nowy stadion, centrum treningowe i akademia. Najwyższy czas, by także Pogoń miała takie warunki. To na pewno utrudniona faza. Musimy grać na placu budowy, przed mniejszą liczbą widzów i trenować przy hałasie koparek. Myślę, że przygotowaliśmy się na te okoliczności najlepiej, jak się dało. Codziennie widzimy rozwój, a to się liczy. Nasz zespół zarządczy jest mały. Składa się z prezesa Mroczka, dyrektora sportowego Darka Adamczuka i mnie. W tym tercecie bardzo często wymieniamy się uwagami. Pogoń przechodzi reorganizację. Jest w tym momencie klubem żyjącym z rozwoju i sprzedaży zawodników. Staramy się pozyskiwać piłkarzy utalentowanych, którzy nie osiągnęli pełni potencjału. W Pogoni mogą wejść na kolejny poziom. Jak dotąd wszystko szło zgodnie z planem. Pogoń mogła sporo zarobić na transferach i jednocześnie mieć dobre wyniki. To ważny dla klubu, choć trudny szpagat. W idealnym wariancie potrzeba około trzech lat, by zbudować stabilny zespół. Wymaga to: czasu, cierpliwości, reinwestowania środków z transferów oraz szczęścia. Każdy sukces przynosi nowe wyzwania, na które klub musi się przygotować. W tym momencie widzę to bardziej krytycznie niż niektórzy w klubie.

Co sprawiło, że runda jesienna była dla Pogoni tak dobra?

Reklama

Zebraliśmy doświadczenia z poprzedniego sezonu, w którym nie graliśmy źle, ale przegraliśmy pierwsze trzy mecze. W tym sezonie odnieśliśmy bardzo ważne inauguracyjne zwycięstwo z Legią. W takim meczu trzeba zawsze mieć trochę szczęścia. My je mieliśmy. To wprowadziło nas w lekką euforię, która potwierdziła pracę z okresu przygotowawczego. Potem wygraliśmy drugi mecz i poszło.

Zgodziłby się pan, że Pogoń w tym sezonie jest bardziej nastawiona na wyniki niż styl?

Nie. Zawsze chcę osiągać z zespołem dobre rezultaty, ale przy tym pokazywać też DNA drużyny. Preferuję ofensywny futbol, oparty na posiadaniu piłki. Chcę, byśmy kontrolowali grę, a nie tylko reagowali na wydarzenia. Oczywiście ze wszystkimi elementami, które się z tym wiążą – intensywnością i pojedynkami. Nie chodzi więc tylko o sztuczki techniczne i piękny futbol, lecz o bycie elastycznym i gdy sytuacja tego wymaga, pracę do upadłego. Widać to było już w moim pierwszym sezonie w Szczecinie. W drugim było podobnie, choć wyniki na początku się nie zgadzały. Z pewnością w tych rozgrywkach mamy więcej stabilności, bo pozyskaliśmy doświadczonych stoperów i bardzo dobrego bramkarza. To nie jest łatwe. Tego nie da się wprowadzić z dnia na dzień. Budowa drużyny to proces, który trwa nawet dwa lata. Pytanie, czy będziemy mieć szczęście pracy z tymi samymi ludźmi przez tak długi okres.

ps2

Prześwietlenie Łukasza Olkowicza na wesoło. Kto komu robi kawę w domu braci Mak? Jak rozwścieczyć Michała Probierza? Który z polskich piłkarzy przeszedł największą przemianę?

Najlepsza akcja szpiegowska

Opowiedział o niej Czesław Michniewicz, selekcjoner reprezentacji Polski U-21, gdy jego zespół przygotowywał się do meczu u siebie z Danią. – Przed szpiegowskimi zakusami rywali ostrzegał Hubert Małowiejski (analityk pierwszej reprezentacji), gdy szykowaliśmy się w Gniewinie. – Bądź przygotowany, że przyleci jakiś Duńczyk. Zawsze tak robią. W pierwszej reprezentacji mają takich dwóch – mówił Hubert. – Nie no, jaja robisz – nie do końca wierzyłem.

I okazało się, że w hotelu jest Duńczyk, pokój zarezerwowała mu Polka. Koniecznie chciała od strony boiska. Zastanawialiśmy się, czy nie przerzucić go do innego pokoju, żeby nie mógł na nas patrzeć. Ale w końcu go tam zostawiliśmy. Zerkał na nas z okna. Zgaszone światło, widzieliśmy tylko światełko od kamery.

Ale i my nie pozostaliśmy dłużni. Mój 16-letni syn, Mateusz, grał w juniorach Arki. Duńczycy przylecieli do Gdyni trzy dni przed meczem, trenowali na bocznym boisku. Mati przyglądał się, co tam na nas szykują. Ich akcje rozrysował na kartce, trzymam ją do dziś. Co ciekawe, dzięki temu strzeliliśmy drugiego gola. Wiedzieliśmy, jak ustawiają się Duńczycy, zagraliśmy dalekie podanie do Pawki Tomczyka i prowadziliśmy 2:0.

ps3

Prezes Śląska Wrocław, Piotr Waśniewski ocenia wyniki drużyny i ujawnia plan na drugą część sezonu.

O zimowych planach

Strategia Śląska na zimowe okienko transferowe zaczęła się w zasadzie już latem, kiedy zatrudniliśmy Diego Živulicia i Filipa Markovicia. Widać wyraźnie, że nasz trener jest bardzo konserwatywny pod kątem decyzji personalnych i tego, na jakim etapie daje szansę gry nowym zawodnikom. Ustaliliśmy, że jeśli przy niedużych możliwościach finansowych sprowadzimy piłkarza w okienku zimowym, to może się okazać, że bardzo późno będzie przez trenera brany pod uwagę bezpośrednio pod kątem pierwszego składu. Dlatego dobrym przykładem jest wspomniany Marković, bo gdy przepracuje cały okres przygotowawczy, może się okazać, że wiosną da drużynie bardzo dużo. Podsumowując, nie bierzemy pod uwagę kluczowych transferów, nie jest to naszym priorytetem, choć nie chcę mówić, że na pewno nikt ważny nie przyjdzie. Życie jednak zaskakuje. W każdym razie nie czekaliśmy z utęsknieniem na zimę z tego powodu, że koniecznie musimy kogoś zatrudnić. Nie uważam też, że po kontuzji Łukasza Brozia alarmująco potrzebny jest nam nowy prawy obrońca. Gra Kamil Dankowski, a w drużynie są inni piłkarze, którzy mogliby wystąpić na tej pozycji. Zapewniam, że po ostatnim meczu z Cracovią nie rzuciliśmy się wszyscy do komputerów i nie zaczęliśmy analizować kwot odstępnego dla wszelkich kandydatów na pozycję prawego obrońcy.

ps4

Zdaniem Bartosza Bosackiego Lech Poznań zaczyna zmierzać w dobrą stronę i robi postęp.

(…) W czym konkretnie pan go dostrzega?

W organizacji gry. W tym, z jakim pomysłem drużyna wychodzi na boisko na mecz z konkretnym przeciwnikiem. Pewnie większość kibiców na stadionie może tego nie dostrzec, bo rozpatrują tylko, czy Lech gra ładnie i skutecznie. Jeżeli w przeszłości ktoś sam trochę pobiegał po boisku, to z tego, co się dzieje na murawie, może wyłuskać, że trener ma pomysł na drużynę. Mam wrażenie, że w niektórych spotkaniach niekorzystny rezultat wynikał właśnie z tego, że zespół cały czas chciał realizować swój plan, mimo niesprzyjających okoliczności. To pozytywne, bo pomaga budować strategię na dłuższy okres.

Nagradzane punktami są zwycięstwa, a nie konsekwentne realizowanie nakreślonego planu.

Oczywiście, dlatego ciekawą kwestią jest, czy trener Żuraw wytrzyma presję, bo wiadomo, że ostatecznie mecz jest odbierany przez pryzmat wyniku. Można zagrać dobre spotkanie, stracić gola na 0:1 w końcówce i większość osób oceni: „Mecz był słaby”. Nie ma co się temu dziwić, kibice mają do tego prawo. Ja patrzę na to trochę szerzej i widzę, że zespół jedzie drogą w dobrym kierunku, może jest ona jeszcze trochę kręta, ale widać już jej koniec. Wciąż trzeba dojechać do mety, żeby zespół wszedł na wyższy poziom i za rok, dwa powalczył o mistrzostwo. Kibice Lecha na to zasługują, ale dziś trzeba się jeszcze trochę pomęczyć, bo poznaniacy potrzebowaliby bardzo dużo szczęścia i zbiegów okoliczności, żeby już teraz walczyć o tytuł. Od początku uważałem, że rozsądnym było wyjście do kibiców z komunikatem, że w tym roku nie gramy o trofea, ale mamy pomysł, jak zbudować drużynę, która będzie potrafiła zrobić to za rok, dwa lub trzy. To było uczciwe wobec trenera, piłkarzy, ale przede wszystkim kibiców, bo nikt nie obiecywał czegoś, co w obecnych realiach byłoby trudne do zrealizowania.

ps5

SPORT

Obszerna rozmowa z prezesem Zagłębia Sosnowiec, Marcinem Jaroszewskim. Latem zrezygnował ze swojej funkcji, ale po kilku tygodniach zmienił decyzję.

Czy za Marcinem Jaroszewskim najtrudniejszy rok w roli prezesa Zagłębia?
 – Myślę, że trudniejszy będzie następny.

Dlaczego?
– Jesteśmy teraz w defensywie. By zacząć się znowu rozwijać, musimy zrobić dwa kroki w tył. Jeden już został postawiony. W przyszłym roku będziemy sobie musieli odpowiedzieć na kilka ważnych, ale na szczęście prostych pytań. Dokąd idziemy jako spółka? Jakie mamy plany na sekcje piłki nożnej i hokeja? Jak to poukładać, by wszystko miało sens w najbliższych trzech latach? To kluczowe sprawy, o które musimy zadbać w oparciu o zapewniany ze strony właściciela budżet oraz przychody, które sami wypracujemy. 

Jednym krokiem był spadek z Ekstraklasy, a na czym miałby polegać ten drugi?
– To kwestia koniecznej redukcji kosztów. Nie da się za jednym razem zejść z bardzo potężnych kosztów funkcjonowania w Ekstraklasie na realia pierwszoligowe. Miesięcznie zeszliśmy już o 350-400 tysięcy złotych,  a musimy jeszcze o kolejnych 150, by nie zagrażał nam brak płynności. Aby klub miał działać na tym samym poziomie sportowym, a w pewnym momencie znów zaczął się rozwijać, niestety będziemy musieli w najbliższym czasie podjąć kilka smutnych decyzji. Już w październiku 2018 roku zdawaliśmy sobie sprawę, że jeśli wiosną postawimy wszystko na jedną kartę i przesuniemy niemalże całość środków budżetowych na pierwszą część roku, by uratować Ekstraklasę, to powstanie ogromna dziura. Powoli ją łatamy. To dosyć trudne, choć – szczęśliwie – pracownicy klubu tego nie odczuwają. Jesteśmy jednak w trakcie połykania ogromnej żaby. Na razie jest ona w przełyku.

Zagłębie ma jeszcze na czym ciąć?
– Szukamy oszczędności – i jednocześnie przychodów zewnętrznych, by cięcia nie były drastyczne. W wielu przypadkach nasze działania okazywały się skuteczne, ale nie da się zrekompensować kwoty, którą otrzymywaliśmy z Canal+. Mowa o blisko 600 tysiącach złotych miesięcznie. Nasz właściciel jest świadomy sytuacji, staje na wysokości zdania, bardzo nas wspiera. Wiemy jednak, że samorządy mają obecnie duże trudności ze spięciem budżetów na przyszły rok.

sport4

Trener Podbeskidzia, Krzysztof Brede podsumowuje minioną rundę.

Jesienią Podbeskidzie, a tego pod Klimczokiem nie było już dosyć dawno, wiele razy zaimponowało. Przede wszystkim własnym kibicom, co przecież jest najważniejsze.
Krzysztof BREDE: – Jesień była w naszym wykonaniu udana. Robiliśmy analizy i wyszło nam, że runda może nie była bardzo dobra, ale dobra. Pod względem ilości zdobytych punktów, a także strzelonych i straconych bramek. Chociaż chciałoby się, aby we wszystkich tych elementach było lepiej. Całokształt jest jednak pozytywny. Złożyło się na to wiele czynników. Konsekwencja w pracy i działaniu, a także wdrożeniu modelu gry i naszej filozofii. Czyli, poprzez sztab szkoleniowy i dział sportowy, dobieraniu odpowiednich zawodników. Obraliśmy dobry kierunek, aby pozyskiwać piłkarzy, który coś jeszcze w piłce chcą osiągnąć. To warunek, który przy dobrej i cierpliwej pracy dużo daje. Wiemy, jak i z kim mamy pracować. W ten sposób wiele dobrego można zrobić. Dlatego opinia kibiców i obserwatorów jest pozytywna. Cieszy, że nasza ciężka praca jest zauważona. Bo nikt nie mówi, że to jest przypadek.

Nie da się ukryć, że Podbeskidzie jest „jakieś”. Zyskało swój styl.
Krzysztof BREDE: – Kiedy jest pozytywnie, to wszyscy tak mówią. Kiedy nie idzie, to mówi się, że zespół nie ma stylu. Jesteśmy zespołem, który wie, jak ma grać w każdym aspekcie. Zaczynając od budowania gry, poprzez przejście do obrony, do ataku, zachowaniu po stracie piłki. Wiemy, jak grać w wysokiej i niskiej obronie. Proporcje są zachowane. Wracamy do tego, że jest to wynik codziennej pracy, analiz, które przeprowadzamy, a które są bardzo wartościowe dla piłkarzy. Staramy się, aby nie było w tym przypadku. Zawsze jednak potrzeba trochę szczęścia i cierpliwości.

sport5

SUPER EXPRESS

Zakończyła się czwarta edycja piłkarskiego turnieju charytatywnego Jakuba Błaszczykowskiego.

Wśród zawodników kibice mogli zobaczyć m.in. Bartosza Zmarzlika (mistrz świata na żużlu), Agnieszkę Radwańską (była tenisistka), Joannę Jędrzejczyk (MMA), Kajetana Kajetanowicza (rajdy samochodowe), Anitę Włodarczyk (lekkoatletyka). Byli też artyści – Ania Wyszkoni (piosenkarka), Paweł Małaszyński, Andrzej Nejman (aktorzy) i inni. Zawody z trybun obserwował selekcjoner piłkarskiej kadry Jerzy Brzęczek.

se1

GAZETA WYBORCZA

Nic z piłki poza felietonem Wojciecha Kuczoka. Jego zdaniem był to rok progresywny, z trzema dziarskimi krokami do przodu.

Oczywiście był to także rok regresywny, na przykład tradycyjnie dla polskich klubów w europejskich rankingach, ale spuśćmy zasłonę milczenia na wszelkie piłkarskie wybryki przydenne, aby uniknąć choroby kesonowej w przeddzień sylwestrowych upojeń.

Podsumowując minione dwanaście miesięcy, wspomnę trzy najbardziej dziarskie kroki do przodu poczynione przez ludzi futbolu, trzy największe uciechy futbolowe, które mnie spotkały (nie licząc oczywiście moich najzupełniej prywatnych, nieistotnych sub specie aeternitatis radości z powodu sygnałów odrodzenia pewnego legendarnego klubu na czwartym poziomie rozgrywek).

To był rok Waldka „Kinga” Fornalika. Powrót mistrzostwa ligowego na Górny Śląsk po trzydziestu latach byłby bezsprzecznie największą piłkarską sensacją w Polsce w każdym sezonie i za sprawą dowolnej ekipy, ale tytuł dla Piasta Gliwice zyskał rangę cudu. Mniemanego, albowiem w tak słabowitej lidze nie ma drużyny niezdolnej do wygrania rozgrywek, jeśli finansowy potentat ze stolicy wciąż plącze się o własne nogi. Fornalik wreszcie mógł celebrować tytuł w stosownych okolicznościach – przed trzema dekadami, tuż po gwizdku wieńczącym mistrzowski sezon Ruchu, musiał wiać do szatni przed rozszalałą zgrają. W dogorywającym PRL-u nikt nie wiedział, jak sensownie zorganizować pozytywne emocje tłumu, przeto kibolski spontan skończył się regularną bitwą z milicją obywatelską. Wyglądało to jak trzecia połowa meczu, funkcjonariusze zdecydowanie ją przegrali, nie tylko moralnie, i nawet mój przyjaciel, cherlawy poeta, wtedy w ferworze bitewnego chaosu kopnął w dupę rozkojarzonego milicjanta, co dziś poczytuje sobie za powód do kombatanckiej dumy – rzutem na taśmę podniósł wszak rękę na komunistyczne władze. Fornalik jest mistrzem pracy organicznej; jeśli komuś się wydaje, że Piast był jednosezonowym błyskiem i wybrykiem natury, przypomnę, że dokładnie przed rokiem gliwiczanie zajmowali szóste miejsce w tabeli, tyle że mieli aż jedenaście punktów straty do lidera. Teraz tracą tylko siedem. 

gw1

Fot. FotoPyK

Najnowsze

1 liga

Comeback Wisły Kraków! Z 0:2 na 3:2 ze Zniczem Pruszków

Bartosz Lodko
0
Comeback Wisły Kraków! Z 0:2 na 3:2 ze Zniczem Pruszków
Anglia

Kluby z niższych lig sprzeciwiają się zmianom w FA Cup

Bartosz Lodko
3
Kluby z niższych lig sprzeciwiają się zmianom w FA Cup

Komentarze

0 komentarzy

Loading...