Reklama

Czy Haraslin jest już efemerydą?

Jan Mazurek

Autor:Jan Mazurek

21 grudnia 2019, 19:52 • 4 min czytania 0 komentarzy

Nie jesteśmy ignorantami i doskonale wiemy, że w Ekstraklasie aż roi się od ancymonów, których większość boiskowych wyczynów należałoby po prostu dyplomatycznie przemilczeć. Pełno patałachów, partaczy, kopaczy niskiej klasy i zwyczajnych średniaków bez piłkarskiej tożsamości. Tym bardziej zawsze żal patrzeć na takiego Lukasa Haraslina, który jeszcze rok temu wydawał się być bursztynem pośród piasku ligowej rzeczywistości, a od dłuższego nie przypomina najlepszej wersji siebie i szczerze powiedziawszy trudno powiedzieć, czy jeszcze kiedykolwiek będzie przypominał. Na razie nic na to nie wskazuje.

Czy Haraslin jest już efemerydą?

Ostatni mecz roku. Lechia dostaje porządny łomot od Rakowa. Słowak nie jest najsłabszy na boisku, ale patrzy się na niego naprawdę przykro. Gestykuluje, kłóci się, macha rękoma, frustruje, łapie niepotrzebną żółtą kartkę, kiedy wynik jest już ustalony, a w międzyczasie marnuje doskonałą okazję na strzelenie gola, by chwilę później obserwować, jak jego własna drużyna musi wyjmować piłkę z własnej siatki. Obraz nędzy i rozpaczy. Co gorsza, takie obrazki już nikogo chyba nie za bardzo dziwią. To jest jego codzienność.

Nigdy nie był typem zawodnika legitymującego się dobrymi liczbami. Wprost przeciwnie. Zawsze narzekaliśmy, że brakuje mu asyst, że brakuje mu goli, że brakuje mu kluczowych podań, że nie wybija się w klasyfikacjach kanadyjskich, że nie daje konkretów, a przecież głównie po nich ocenia się skrzydłowego. Przyjrzyjmy się jego statystykom z jego czterech sezonów w Lechii:

2015/16: 20 meczów, 3 gole, 2 asysty

2016/17: 26 meczów, 3 gole, 3 asysty

Reklama

2017/18: 11 meczów, 2 asysty

2018/19: 33 mecze, 4 gole, 8 asyst

Na kolana taki bilans nie powala, ale trzeba mu oddać, że długimi okresami trapiły go kontuzje i rehabilitacje, które potrafiły wykluczyć go z gry na wiele, wiele kolejek. Kiedy zaś w lecie 2018 roku przepracował cały okres przygotowawczy i na pełnej parze wszedł w nową kampanię, ręce same składały się do oklasków. Był wtedy absolutnie topowym skrzydłowym ligi. Takim, na którego patrzyli jego koledzy i automatycznie ich nogi same kierowały do niego piłkę, bo wiedziałby, że ten zrobi z nią coś pożytecznego. Tamta Lechia dominowała, wygrywała mecz za meczem, a Haraslin nie musiał nawet grać całych spotkań, żeby udowadniać swojej przydatności.

Przypominał pędzący meteoryt przez odmęty szarzyzny polskiej piłki kopanej i w sumie to dobre porównanie, bo podobnie, jak meteoryt przeleciał się przez kosmos, żeby wraz z przyjściem 2019 roku – całkowicie zgasnąć. Na wiosnę jeszcze nikt nie panikował, bo zdarzało mu się zaliczać dobre występy, ale z czasem nieco niepokojący stał się fakt, że przez cały pół roku dołożył tylko jednego gola na swoje ładnie zbudowane jesienią konto.

Z każdym meczem wyglądał coraz gorzej. Gdańszczanie w rundzie finałowej przegrali aż cztery mecze, ostatecznie tracąc rozpęd z początku sezonu, i słabsza forma Haraslina to jeden z głównych powodów takiego stanu rzeczy. A mimo to nie przeszkodziło mu to, żeby być łakomym kąskiem na rynku transferowym. Wcześniej w odejściu z Polski przeszkadzały mu kontuzje, ale teraz miało mu się udać. Zainteresowanie było, przewijały się kolejne hiszpańskie czy włoskie kluby, solidne marki, w tym czasie Słowak poprowadził Lechię do zdobycia Superpucharu Polski, strzelając dwa gole, ale czas mijał i do niczego nie doszło.

Został i miał zaliczyć przełomowy sezon, pokazując, że przewyższa swoimi umiejętnościami Ekstraklasę. No niestety, nie on pierwszy i nie on ostatni brutalnie przekonał się, że łatwo powiedzieć, trudniej zrobić. Raz, że zespół Piotra Stokowca napakowany jest przehajpowanymi nazwiskami, które nie gwarantują niczego innego niż marazm środka tabeli, a dwa, że Haraslin ani trochę nie wystaje ponad to bagienko.

Reklama

Zagrał do tej pory osiemnaście razy, zaliczył trzy solidne występy okraszone zdobyczami statystycznymi z Legią, ŁKS-em, Koroną, jeden bardzo dobry z Arką z dwoma asystami na koncie, ale poza tym to już totalna mizeria i to jeszcze bez śmietany. Przyjrzyjmy się jego notom:

Trójka – pięć razy

Czwórka – siedem razy

Piątka – dwa razy

Szóstka – trzy razy

Siódemka – raz

Dwa gole i cztery asysty w pół roku to w jego przypadku żadna tragedia, gdyby tylko dawał drużynie tyle, ile dawał jeszcze rok temu. Naprawdę, jesteśmy w stanie zaakceptować sytuację, w której nie będzie najefektywniejszym statystycznie graczem świata, jeśli faktycznie moglibyśmy o nim mówić w kontekście wszystkich innych walorów, które wykazywał. A potrafił kiwnąć, potrafił zrobić przewagę, potrafił zdobyć przestrzeń, potrafił napędzić błyskawiczny atak, potrafił… grać w piłkę, a to w Ekstraklasie naprawdę, naprawdę, naprawdę bardzo dużo. A taki Haraslin, jak z meczów z Jagiellonią (0:3), albo z Rakowem (0:3), to żaden piłkarski artysta, a gimnazjalista, próbujący podrobić na szkolne zajęcia plastyki obraz Picassa i pokazać jako swój – ego jest, umiejętności i możliwości brak.

Wiecie, straciliśmy już trochę nadzieję, że Lipski będzie drugim Milą, Gajos reprezentacyjną ”8”, Sobiech wielkim ekstraklasowym strzelcem, a Lechia w takim składzie personalnym ciekawym kandydatem do mistrzostwa, ale w tego Haraslina można było wierzyć najbardziej. Przecież dopiero co był jednym z dwóch najlepszych skrzydłowych ligi. Szkoda, że był, bo niedługo faktycznie może okazać się, że ze swoimi dwoma udanymi rundami w Polsce okaże się efemerydą, zamiast gwiazdą na miarę tych rozgrywek.

Fot. 400mm.pl

Urodzony w 2000 roku. Jeśli dożyje 101 lat, będzie żył w trzech wiekach. Od 2019 roku na Weszło. Sensem życia jest rozmawianie z ludźmi i zadawanie pytań. Jego ulubionymi formami dziennikarskimi są wywiad i reportaż, którym lubi nadawać eksperymentalną formę. Czyta około stu książek rocznie. Za niedoścignione wzory uznaje mistrzów i klasyków gatunku - Ryszarda Kapuscińskiego, Krzysztofa Kąkolewskiego, Toma Wolfe czy Huntera S. Thompsona. Piłka nożna bezgranicznie go fascynuje, ale jeszcze ciekawsza jest jej otoczka, przede wszystkim możliwość opowiadania o problemach świata za jej pośrednictwem.

Rozwiń

Najnowsze

Polecane

Aleksander Śliwka: Po igrzyskach czułem się, jakbym był chory. Nie mogłem funkcjonować [WYWIAD]

Jakub Radomski
0
Aleksander Śliwka: Po igrzyskach czułem się, jakbym był chory. Nie mogłem funkcjonować [WYWIAD]
Niemcy

Była gwiazda Bayernu: Neuer jest na tym samym poziomie co Messi

Maciej Szełęga
0
Była gwiazda Bayernu: Neuer jest na tym samym poziomie co Messi

Komentarze

0 komentarzy

Loading...