Reklama

Próg między juniorską a seniorską piłką. Piłkarskie dorastanie w Polsce

redakcja

Autor:redakcja

27 listopada 2019, 16:03 • 26 min czytania 0 komentarzy

Czy istnieje jedna droga, którą powinien podążać młody piłkarz, żeby przebić się do piłki seniorskiej? Jak w szatni Korony podpuszczano żółtodziobów z podawaniem progu alkoholowego? Czy da się wejść do szatni pełnej weteranów i pełnić w niej ważną rolę? Gdzie ginie najwięcej młodych talentów? Jak wyniki w rozgrywkach Centralnej Ligi Juniorów przekładają się na wejście do świata dorosłych? Czy słabsi młodzieżowcy, którzy nie przybiją się do czołówki, stoją na straconej pozycji? Przyglądamy się procesowi przechodzenia z juniorów do seniorów. Zapraszamy.

Próg między juniorską a seniorską piłką. Piłkarskie dorastanie w Polsce

***

SZATNIA

Koniec poprzedniej dekady. Szatnia Korony Kielce. Duże nagromadzenie mocnych charakterów. Kilku młodych chłopaków przechodzi chrzest w piłkarskiej szatni. Stresują się. Wchodzą jeden po drugim do pomieszczenia, w którym siedzi reszta zespołu. Będą musieli odpowiadać na różne podchwytliwe pytania.

– Jaki jest twój próg? – usłyszy każdy.

Reklama

Luźna forma, zabawa, więc pewnie chodzi o popularny próg alkoholowy, czyli liczbę piw, którą delikwent jest w stanie wypić, żeby utrzymać się na nogach. Zawodnicy prześlizgują się w rzekomych browarowych podbojach i żaden z nich niczego nie podejrzewa. Tymczasem starszyzna nakręca atmosferę i tylko czeka, żeby zaprezentować przewrotną puentę.

– Młody, to poważna szatnia, tutaj nie rozmawiamy o alkoholowych dokonaniach. Chodziło nam o próg tlenowy. Ale się skompromitowałeś! – mówią w końcu, obserwując przy tym rzednącą minę wkręconego chłopaka, który powoli zaczynał uświadamiać sobie, że padając ofiarą żartu, nie zaprezentował się najlepiej przed sztabem szkoleniowym.

I tak co pół roku. Najbardziej przodował w tym Tomasz Nowak, który deklaruje, że wprowadził do szatni tylu żółtodziobów, iż sam zapomniał, czy jako młody chłopak w ogóle czymkolwiek takim się stresował.

Dla większości młodych zawodników wejście do szatni wiąże się z wielką niewiadomą. Zestresowanego Marka Wasiluka bardziej doświadczeni koledzy z zespołu namówili kiedyś, żeby ten w szatni skosztował sobie złocistego napoju z puszki i wielkie było ich zdziwienie, kiedy ten wytrąbił całą jej zawartość za jednym razem. Nic dziwnego. Nie on pierwszy, nie on ostatni.

Wychowany na miłości do Wisły Kraków, Alan Uryga przez kilka pierwszych miesięcy w seniorskiej szatni Białej Gwiazdy nie był w stanie uwierzyć, że udało mu się trafić w miejsce, o którym zawsze marzył. Wchodził do szatni i na wszystko patrzył z niedowierzaniem. Nie miał nawet czasu, żeby zastanawiać się nad wyrabianiem sobie pozycji w grupie, bo początkowo każde spotkanie ze swoimi dawnymi ulubieńcami traktował, jak największy zaszczyt świata. Przeszło mu dopiero z czasem.

Zresztą wraz z jego upływem zmienia się bardzo dużo. Marcin Krzywicki za doskonały symbol wyrabiania sobie pozycji w zespole podaje usytuowanie w klubowym autokarze. Młodzi zobligowani są do siadania z przodu. Tuż za trenerami. Nie są to miejsca uprzywilejowane. I dopiero wzrost statusu pozwala przesuwać się stopniowo w tył autobusu, aż na końcu będzie się mogło, albo siedzieć z tyłu, albo samemu wybierać dogodne miejsce do spędzania podróży. Zasady specyficzne, ale funkcjonujące.

Reklama

– Ktoś o mniejszych umiejętnościach, ale przy tym o silnej osobowości może szybciej zacząć adaptacje w starszej grupie, bo zwyczajnie będzie się wyróżniał swoją osobowością – uważa Tomasz Mokwa. 

Nie każdy młody czuje się wycofany. Radosław Murawski ustawiał starszych od siebie chłopów w szatni Piasta Gliwice, szybko zostając kapitanem, a Sebastian Kowalczyk od początku swojej przygody w dorosłej piłce nie miał obaw przed wcielaniem się w rolę głównego wodzireja zabawy po wygranych meczach Pogoni.

– To ja na każdych kulisach po wygranych meczach zarzucałem przyśpiewki. Jestem w tym klubie prawie dekadę, zżyłem się z Pogonią, to moje miejsce na ziemi, więc siłą rzeczy lubię tę atmosferę. Część osób twierdziła, że jestem pajacem. Potraktowałem to jako taką pozytywną motywację. Postanowiłem, że nikt nie może o mnie tak mówić i muszę takich ludzi przekonać swoją grą. Że nie będą kojarzyć Kowalczyka z tego, że drze się w szatni, a z tego, że daje gole, asysty i radochę kibicom – opowiadał sam zainteresowany.

Ludzie mają różne charaktery. Jednym łatwiej przychodzi dostosowania się do nowych sytuacji życiowych, innym trudniej. Reguły nie ma. Kwestia charakteru.

– Dla mnie wejście do szatni nie było stresujące. Odczuwałem dumę, bo ja tym wszystkim starszym zawodnikom w Pogoni Szczecin, wcześniej  przez lata podawałem piłki, stojąc tuż obok linii bocznej, a teraz mogłem z nimi ramię w ramię grać w jednym zespole. Znalazłem się koło nich w szatni, mogłem z nimi pożartować, porozmawiać, pośmiać się. Duży zaszczyt, ale na pewno nie powód do pętania sobie nóg – wspomina Dariusz Adamczuk.

SZCZECIN 09.11.2018 MECZ 15. KOLEJKA LOTTO EKSTRAKLASA SEZON 2018/19: POGON SZCZECIN - LEGIA WARSZAWA 2:1 --- POLISH FOOTBALL TOP LEAGUE MATCH: POGON SZCZECIN - LEGIA WARSAW 2:1 DARIUSZ ADAMCZUK FOT. PIOTR KUCZA/ 400mm.pl

Ostatecznie jednak wszystko sprowadza się do gry w piłkę. Umiejętności budzą największy szacunek. I choć znalazłyby się pojedyncze przypadki zawodników, którzy w piłkarskich szatniach odpowiadali głównie za kreowanie atmosferę, to na koniec weryfikował ich brak talentu i chęci do ciężkiej pracy. Nie można przebumelować całej kariery tylko dzięki wspaniałemu charakterowi. Najlepiej ujmują to słowa Tomasza Hajto o tym, że w sporcie nie ma takiej pozycji jak fajny chłopak.

To prawda: nie ma.

***

BOISKO

Najpowszechniejszym problemem młodych piłkarzy jest fizyczność, czyli nagłe zderzenie z tymi, którzy są silniejsi, lepiej zbudowani i potrafią wykorzystywać swoją masę do zdobywania przewagi.

– Fizyczność zawsze stanowi największy problem i tego się nie przeskoczy. To kwestia biologiczna. W wieku juniorskim większość chłopaków jest jeszcze dosyć wątła i potrzebuje czasu spędzonego na siłowni, żeby nabrać tężyzny i dorównać starszym kolegom. W moim przypadku problemem była też wydolność, bo nie miałem takiego zdrowia jak teraz i zwyczajnie momentami nie potrafiłem podołać intensywności – opowiada Bartosz Szeliga.

Występują jednak oczywiście wyjątki od reguły. Krystian Bielik, debiutując w Ekstraklasie, wyglądał na całkowicie gotowego, żeby fizycznie podołać wymaganiom ligi. Podobnie Bartosz Slisz, który w Zagłębiu Lubin udowadnia, że można być dobrze fizycznie przygotowanym do funkcjonowania w świecie dorosłych. W poprzednich rozgrywkach na 20 najdłuższych dystansów przebiegniętych w ciągu meczu przez jednego zawodnika.

Zazwyczaj jest jednak zupełnie inaczej.

Dekadę temu na bardzo obiecującego napastnika zapowiadał się Maciej Górski. Trafił do juniorskich drużyn Legii i miał przejść drogę do pierwszej drużyny, żeby w niej zadomowić się już na stałe. I radził sobie naprawdę przyzwoicie, dwukrotnie był bliski zdobycia korony króla strzelców Młodej Ekstraklasy, ale ani razu mu się ta sztuka nie udała z jednego prostego powodu – na drodze zawsze stawały kontuzje. Źle się odżywiał, za późno chodził spać, nie pracował nad swoją masą mięśniową, więc siłą rzeczy jego organizm miał mniejszą zdolność unikania urazów. Był szczudłem. Chucherkiem. Odstawał nawet od swoich rówieśników, a do tego do ME schodzili też seniorzy, którzy nie łapali się do „18” i oddelegowywano ich do gry z młodzieżą, a wtedy dysproporcje były naprawdę duże i choć piłkarsko dawał radę, to w każdym meczu był niemiłosiernie obijany przez stoperów rywali.

Nigdy nie przebił się na dłużej do pierwszego składu zespołu z Łazienkowskiej, nie odnalazł w I lidze, chciał zrezygnować z futbolu, ale w końcu znalazł swoją przystań i odbudował się najpierw w drugoligowym Zniczu Pruszków, a potem wzmocnił swoją pozycję w pierwszoligowym Chrobrym Głogów. Dopiero w wieku dwudziestu pięciu lat zrozumiał, jakie błędy popełniał za młodości. Wtedy było już za późno, żeby podbić futbolowy światek, ale wystarczyło, że utrzymywać się na solidnym poziomie balansując pomiędzy Ekstraklasą a I ligą.

W Warszawie kolorowo zapowiadała się też kariera Patryka Mikity, ale ten za szybko pomyślał, że złapał pana Boga za nogi. Żył chwilą i to go zgubiło. Nikt nie pokazywał mu zdrowych wzorców funkcjonowania, ale że miał talent, to szybko dano mu szansę debiutu w Ekstraklasie, który skonsumował bramką i asystą. Potem było już jednak tylko gorzej. Nigdy nie nawiązał do świetnego początku, staczał się w dół i dopiero wiele lat później zrozumiał, że życie profesjonalisty polega na profesjonalnym podejściu do swojego zawodu. Odbudował się w Radomiaku.

Ale no właśnie, Mikita szybko dostał szansę i równie szybko przepadł. Jak meteor. Teraz ma tylko świadomość, że wszystko potoczyło się bardzo szybko. Za szybko.

W jaki więc sposób poznać, że junior dorósł już wystarczająco, żeby dostać szanse w seniorskiej piłce?

– Wstępnym wyznacznikiem jest pogląd na to, jakie ktoś ma umiejętności. To subiektywne, ale dosyć dobrze oddziela większe talenty od tych mniejszych. Potem obserwuję zachowania zawodnika na treningach, kiedy zawęża się pole gry i ma się mniej czasu na decyzję. Na pierwszych zajęciach młodzi często notują dużo strat, są chaotyczni, nie potrafią się do końca odnaleźć. I tu jest najlepszy odsiew, bo z czasem część nauczy się przystosowywać do nowej rzeczywistości, a część nie opanuje tego nigdy. Szybkość podejmowania decyzji jest absolutnie kluczowa w dzisiejszej piłce. Jeśli piłkarz wie, kiedy przyjąć, kiedy odegrać z pierwszej piłki, a kiedy wejść w drybling, to znaczy, że ma potencjał. I też wydaje mi się, że w tej kwestii poczyniliśmy postęp i nie jest to już taki problem, jak kiedyś – twierdzi Ireneusz Mamrot.

– W dorosłej piłce dominuje szybsza gra. W juniorach mogłem sobie pozwolić na holowanie piłki, kiwanie się i nie wytrącało to z rytmu całej akcji zespołu, a w juniorach nie jest to już takie oczywiste. Więcej agresywności – zgadza się Szeliga.

TYCHY 28.09.2019 MECZ 11. KOLEJKA FORTUNA I LIGA SEZON 2019/20 --- POLISH FOOTBALL FIRST LEAGUE : GKS TYCHY - OLIMPIA GRUDZIADZ BARTOSZ SZELIGA FOT. MICHAL CHWIEDUK / 400mm.pl

W juniorach Bartosz Bida nigdy nie miał problemów z intensywnością. W genotyp wpisane miał wygrywanie pojedynków i strzelanie bramek. Pierwszą jego myślą po przyjęciu piłki było poszukiwanie możliwości do oddania strzału. Żeby rozwinąć się i wejść na ekstraklasowy poziom musiał poprawić się przede wszystkim w jednym kluczowym aspekcie – dostrzeganiu kolegów na boisku. Nauka kolektywności przyszła mu z dojrzałością. Sporo dało mu wypożyczenie do Wigier Suwałki, gdzie wchodził do seniorskiej piłki i zdobywał poważniejsze doświadczenie. Sam zobaczył, jaka jest przepaść między grą juniorów a seniorów – o ile mniej jest czasu na reakcję, o ile twardsza jest gra, o ile trudniej cokolwiek wskórać.

Trochę innym, choć podobnym w swoim przebiegu kariery, przypadkiem jest Piotr Pyrdoł, który ma dwadzieścia lat, a w piłce seniorskiej występuje od trzech, a to porządny bagaż doświadczenia. Z ŁKS-em przeszedł mozolną ścieżkę od III ligi do Ekstraklasy, z każdym kolejnym rokiem nabywając niezbędnego doświadczenia i stając się przy tym coraz ważniejszym ogniwem drużyny.

– W idealnym momencie przeszedłem z juniorów do seniorów. Był taki moment, że trener Wójtowicz w Sandecji Nowy Sącz zabrał nas czterech-pięciu najbardziej wyróżniających się zawodników do pierwszej drużyny. Zaczęliśmy z nimi trenować, ale dalej graliśmy w juniorach. Było to o tyle fajne, że już dotykaliśmy świata dorosłych poprzez obozy, sparingi, gierki, a jednak cały czas mogliśmy grać regularnie w meczach juniorskich. I to wydaje mi się idealnym połączeniem. Stopniowość – tłumaczy Szeliga.

To jest model wchodzenia do dorosłej piłki, który przechodziło i przechodzi wielu młodych piłkarzy. Najpierw wyszkolenie w akademii dużego klubu, wejście na treningi do pierwszego zespołu, wypożyczenie do niższej ligi, nabywanie doświadczenia i weryfikacja o przydatności do seniorów macierzystego klubu.

Są jednak też tacy, którzy szybko dostali poważną szansę w Ekstraklasie.

– Zawsze podstawą jest trening. Zimą zabraliśmy wielu młodych zawodników do Turcji. Najlepsi z nich zostali w kadrze, część gra, a reszta, która potrzebuje czasu i ogrania została wypożyczona do niższych lig. Muszę powiedzieć jedną bardzo ważną rzecz: bardzo dużo zyskuje się na samych zajęciach z dorosłymi. To po nich widać. Oni umiejętności mają, potrzebują zwyczajnego przestawienia się na seniorski poziom fizyczności i intensywności. Jeżeli ktoś wygrywa rywalizację, to może grać nawet trzech młodzieżowców. U nas grają Bida i Klimala. Jesteśmy z nich zadowoleni. O miejscu w drużynie muszą decydować umiejętności – wyraża swoje przemyślenia Mamrot.

Często młodzieżowców, wchodzących do ligi, wystawia się na pozycjach, na których nie wymaga się od nich dużej odpowiedzialności.

– Od skrzydłowego, nawet jeśli to zawodnik doświadczony, wymagam dużo przebojowości i gry jeden na jeden. Musi wygrywać pojedynki, unikać strat, ale wiadomo, że to drugie nie jest aż tak istotne. W bocznym sektorze łatwo zneutralizować tego skutki, bo wystarczy odpowiednio ustawić zespół. W przypadku zawodników ze środka obrony czy środka pola sprawa wygląda inaczej, z każdej strony jest przeciwnik, trzeba dużo więcej widzieć, więc też ta presja i możliwość popełniania błędów jest większa. Inna sprawa, że miałem w drużynach wielu młodych, którzy wchodzili na stopera i nie było po nich widzieć skrępowania. Wiadomo, że pozycja skrzydłowego zawsze będzie bezpieczniejsza. Nie da się temu zaprzeczyć. Wystarczy spojrzeć na większość drużyn Ekstraklasy. Zazwyczaj młodzieżowców obsadza się na najmniej newralgicznych pozycjach, ale ja osobiście uważam, że jeśli młody chłopak radzi sobie na treningach w trudniejszych rolach, to w meczu też spokojnie można mu dać szansę na każdej pozycji – ciągnie trener Jagiellonii.

BELEK 26.01.2019 ZGRUPOWANIE JAGIELLONII BIALYSTOK W TURCJI --- JAGIELLONIA BIALYSTOK TRAINING CAMP IN TURKEY IRENEUSZ MAMROT FOT. PIOTR KUCZA/ 400mm.pl

Najlepszym przykładem na potwierdzenie takiej zależności jest przypadek Sylwestra Lusiusza, który w Ekstraklasie debiutował już w sezonie 2017/18, ale na pewno nie zapamięta tej inicjacji pozytywnie. Nie sprostał swoim odpowiedzialnym zadaniom w środku pola. W meczu przeciwko Śląskowi sprokurował rzut karny dla rywali, który zdecydował o wygranej wrocławian 2:1. Inna sprawa, że faulu być nie powinno, bo fatalny błąd popełnił Szymon Marciniak. Młody pomocnik był załamany, ale Probierz dał mu kolejną szansę. Tym razem w Pucharze Polski z Zagłębiem Lubin (0:3), ale nastolatek znów rozegrał fatalne zawody i opuścił boisko jeszcze przed gwizdkiem na przerwę.

Za wczesne wprowadzanie młodzieżowca też może doprowadzić do sytuacji, w której brutalnie zetknie się on z nieznaną dla siebie rzeczywistością.

Adamczuk: – Rzadko, który chłopak w wieku siedemnastu lat jest gotowy na to, żeby wejść do seniorskiej piłki i nie popełniać błędów. Tak jest w całej Europie, ale my w Polsce cierpimy na taką przypadłość, że jesteśmy bardzo niecierpliwi. Zawsze powtarzam trenerom w Pogoni, żeby nie skreślali kogoś już na samym początku. Czas – on jest najważniejszy. Kiedy wchodziłem do dorosłej piłki, Kazio Sokołowski w trzecim czy czwartym meczu, podszedł to trenera i powiedział, żeby mnie zmienić, bo zespół gra w dziesięciu, a po dziesięciu meczach, podbiegł do mnie z gratulacjami za moją grę. Tak to działa. Wyczucie. Postawienie na chłopaka i danie mu kredytu zaufania. Młodych często za szybko się skreśla, a w kontraście bardziej doświadczeni zawodnicy dostają do dyspozycji dużo większy margines błędu.

Mokwa: – Wykształcenie i poświęcenie trenera często sprawia, że potrafi zainspirować i zmobilizować grupę do pracy nad wspólnym celem. Przy tym najważniejsze jest podejście samego piłkarza. Możesz mieć najlepszych trenerów, ale jeśli naprawdę nie kochasz tego co robisz i nie oddasz się temu, to naprawdę ciężko o sukces. Wiele razy widziałem, jak trener chciał bardziej od zawodnika, a tymczasem inni może mniej faworyzowani, którzy się nie poddawali i wiedzieli czego chcą od życia zaszli znacznie dalej. 

Przykład gościa, który nie miał forów w swojej akademii? Chociażby Paweł Tomczyk rozwijał się obok bardziej utalentowanych kolegów, którzy raz po raz przebijali się do seniorów, długo nie mógł dostać się do wymarzonych Wronek, gdzie funkcjonuje szkółka dla najbardziej utalentowanych młodych piłkarzy Lecha, ale nie poddawał się. W dyskusji na temat swoich umiejętności zawsze dysponował jednym asem w rękawie – strzelał bramki. Na każdym poziomie. Najpierw zdobył koronę króla strzelców CLJ, potem w rezerwach Lecha nastrzelał 25 goli w 32 meczach, a w Ekstraklasie też potrafił swoje zdobyć, nawet kiedy wchodził z ławki.

Szeliga: – To jak trener przeprowadzi cię przez początek, jakie da ci motywacje do pracy, to jest mega istotne. Są trenerzy, którzy rugają zawodnika, krzyczą na niego przy każdym jego niepowodzeniu, a naprawdę nigdy nie wiadomo, na jaką tak naprawdę trafiło się osobowość. Po jednym to spłynie i w następnym meczu pokaże, że mimo wszystko potrafi się odkuć, a drugi się zamknie i nie będzie w stanie wejść na swój optymalny poziom. Można w ten sposób zatrzymać jego rozwój. Kwestia psychologiczna. Ale są też tacy szkoleniowcy, którzy dmuchają i chuchają na swojego podopiecznego, co wcale nie jest dobre, bo w dorosłej piłce nie ma już głaskania. Taki gość dostanie jeden, drugi, trzeci ochrzan i całkowicie nieprzyzwyczajony do takiego funkcjonowania, może zgasnąć na dobre.

Nie wszyscy piłkarze są jednak na tyle utalentowani, żeby od razu przebić się do treningów seniorskich drużyn, ale to wcale nie oznacza, że należy ich skreślać.

Szeliga: – Nie ma wieku, kiedy już wiadomo, że trzeba odpuścić. Są przykłady piłkarzy, którzy w późnym wieku przeszli do seniorskiej piłki, a spokojnie utrzymują się do teraz na poziomie Ekstraklasy, bo zwyczajnie są dobrzy. Każdy zawodnik dorasta swoim tokiem. Jedni są wysocy i silni w wieku czternastu lat, a inni dopiero w wieku dziewiętnastu. 

Mokwa: – Nie potrafię wskazać konkretnej daty, kiedy wiedziałem, że jestem gotowy na seniorską piłkę. To sprawa indywidualna i bardzo dużo zależy od sztabu, który prowadzi i obserwuje zawodnika.  W niektórych przypadkach warto zaczekać trochę dłużej. Zawodnik, który wyróżnia się na tle grupy powinien sukcesywnie pokonywać kolejne szczeble, aby się rozwijać, bo inaczej się zatnie. Warunki fizyczne są istotneale przede wszystkim u osób, które opierają na nich swoją grę. Same umiejętności zawsze się obronią, bo przecież w końcu chodzi tutaj o grę w piłkę nożna, więc ci mniejsi i o skromniejszej posturze mogę tylko zyskać i wykorzystać to jako swój atut. Uważam, że osobowość i mentalność ma tutaj istotna role w procesie przejścia do piłki seniorskiej. Głowa to podstawa, bo co niby po samych umiejętnościach, których nie będziesz w stanie sprzedać podczas treningów czy meczów. I ja miałem z tym problem. I naprawdę nie docenia się tego, ale jest to trening i praca do wykonania dokładnie taka jak na treningu fizycznym czy piłkarskim. 

W Szczecinie funkcjonuje program Pogoń Future, selekcjonujący najlepszych zawodników, którym gwarantuje dodatkowe treningi, diety, regeneracje, żeby mogli się rozwijać swoim trybem. Sztab trenerski Pogoni wybiera 15-16 chłopaków z trzech roczników, którzy dostają więcej dodatkowego czasu na rozwijanie swojego talentu.

Adamczuk: – Formuła Pogoń Future jest o tyle płynna, że tam może wskoczyć praktycznie każdy zawodnik, który zrobi postęp, a równie dobrze może stamtąd wypaść, ktoś, kto tego progresu nie robi. Kadra zmienia się co rundę. Pozostali zawodnicy u nas też mają zapewnione dobre warunki treningowe i w momencie, kiedy powstanie nasza baza postaramy się, żeby programem Pogoń Future objęci byli wszyscy nasi podopieczni. Chcemy iść do przodu. To nie tylko trening z piłkami, ale też przygotowanie motoryczne, które ma pozwolić im łatwiej wejść do seniorskiej piłki. Nie jest tak, że jak ktoś nie załapie się do Pogoń Future, to nie będzie grał w piłkę. Absolutnie. To działa na tej samej zasadzie, co w przypadku nie załapywania się do kadr młodzieżowych reprezentacji Polski. Można ominąć te wszystkie pokusy, laury, menadżerów i spokojną, stopniową drogą wejść do dorosłego futbolu.

***

Mokwa: – Jakby istniał jeden model przechodzenia z juniorów do seniorów, to wszyscy by nim podążali. To jest kwestia do bólu indywidualna.

***

MODEL

Jeden i słuszny model prezentuje za to duet z Professional Football Group – Hubert Błaszczak i Karol Kowalski. Obaj są trenerami mentalnymi, którzy założyli swoją działalność w 2017 roku, żeby pomagać mniej utalentowanym zawodnikom radzić sobie w przejściu z wieku juniorskiego do seniorskiego. Pracują z grupą piłkarzy od szesnastego do dwudziestego piątego roku życia, którzy chcą w piłce odnieść sukces. Programują im kariery, pomagają dostać się do klubów, organizują dodatkowe treningi, spotkania i zajęcia.

Błaszczak: – W Polsce zawodnicy wchodzą do piłki seniorskiej albo za późno, albo za wysoko. Jeśli ktoś już wchodzi do dorosłych drużyn w odpowiednim wieku, to bardzo często wybiera I ligę albo Ekstraklasę, a potem okazuje się, że źle obliczył swoje siły na zamiary. Nie dostaje szans gry, traci czas i jedyne co zyskują, to treningi z dobrymi kolegami z zespołu. Nic więcej. Ważniejsza jest gra. A o tym się zapomina. Podobnie sprawa wygląda, jeśli ktoś nie zdecyduje się na wejście do seniorów, ma siedemnaście lat i dalej pozostaje w juniorskiej piłce, to tak jakby nie przejść z przedszkola do podstawówki. Po prostu zostaje się z świecie, gdzie człowiek nie jest rozliczany z wyniku. Najlepszą drogą jest wejście do seniorów i niezbyt wysoko.

Błaszczak i Kowalski podają konkretne przykłady:

Jakub Błaszczykowski, 16 lat, Skra Częstochowa, czwarta liga.

Sławomir Peszko, 15 lat, treningi z pierwszą drużyną Wisły Płock.

Piotr Zieliński 15 lat, treningi z pierwszą drużyna Zagłębia Lubin.

Dawid Kownacki, 16 lat, debiut w ekstraklasie w Lechu Poznań.

Karol Linetty, 16 lat, treningi z rezerwami Lecha Poznań.

Jan Bednarek, 16 lat, treningi z rezerwami Lecha Poznań.

Tomasz Kędziora, 16 lat, treningi z rezerwami Lecha Poznań.

Łukasz Teodorczyk, 16 lat, Wkra Żuromin, liga okręgowa.

Wojciech Szczęsny, 16 lat, treningi z pierwszą drużyną Arsenalu Londyn.

Kamil Glik, 17 lat, Silesia Lubomia, liga okręgowa.

Michał Pazdan, 17 lat, Hutnik Kraków, trzecia liga.

Artur Jędrzejczyk, 17 lat, Igloopol Dębica, czwarta liga.

Grzegorz Krychowiak, 17 lat, treningi z pierwsza drużyną Bordeaux.

Arkadiusz Milik, 16 lat, treningi z pierwszą drużyną Rozwoju Katowice, trzecia liga.

Kamil Grosicki, 16 lat, treningi z rezerwami Pogoni Szczecin, czwarta liga.

Bartosz Kapustka, 16 lat, treningi z pierwszą drużyną Cracovii, Ekstraklasa.

Patryk Dziczek,  17 lat, treningi z pierwszą drużyną Piasta Gliwice, Ekstraklasa.

Lista konkretnych nazwisk, według założycieli Professional Football Group, ma udowadniać, że istnieje słuszny model wchodzenia do piłki seniorskiej.

Błaszczak: – Nie sądzę, że którykolwiek z nich był najzdolniejszy w swoim roczniku i sam fakt jakiegoś nieprawdopodobnego talentu predestynowałby go do wielkości. Wszystko rozchodziło się o ciężką pracę i podjęcie odpowiednich decyzji w dobrze dróg kariery. Pójście wysoko nie jest złe, ale istnieje bardzo duże ryzyko odbicia się. Nie każdego na to stać. Sami wiemy, jak wygląda statystyka u samej góry, nawet jeśli weźmiemy pod uwagę przepis o młodzieżowcu. Klubów jest tylko szesnaście. W wielu z nich zazwyczaj gra tylko jeden młodzieżowiec. Łącznie we wszystkich klubach liczba takich piłkarzy zamyka się na czterdziestu-pięćdziesięciu, dostających szansę. Najważniejszy zawsze będzie rytm meczowy, a w Ekstraklasie nikt nie jest w stanie tego zagwarantować. W Anglii funkcjonuje to tak, że drużyny juniorskie utrzymywane są do dwudziestego trzeciego roku życia i nawet jeśli zawodnik nie wejdzie do świata seniorskiego przed dwudziestką, to czeka się na niego jeszcze trzy-cztery lata, żeby ocenić jego przydatność w dłuższe perspektywie. W Polsce tego brakuje i wielu zawodników często, nie dostając kontaktu z I ligi, wybiera studia i inny tryb życia. Ile klubów u nas utrzymuje zawodników po dwudziestym roku życia i ogrywa ich w rezerwach? To przypadki odosobnione. Raptem Lech Poznań i może coś w tym temacie zaczyna robić Legia. Poza nimi – nikt. Czasami zapominamy, że III liga stoi na wyższym poziomie niż ligi juniorskie.

Kowalski: – Pojeździłem trochę po Portugalii i Hiszpanii. Mam porównanie. Po tych doświadczeniach z obserwacji tamtejszej piłki mogę stwierdzić jedno: juniorska piłka to nie jest piłka. Ta zaczyna się w seniorach. Nasze akademie fajnie wyglądają wizualnie, ale nie gwarantują wysokiego poziomu piłkarskiego, a juniorzy z nich wychodzący odbijają się od dorosłej piłki. W Hiszpanii wygląda to tak, że wystarczy o piątej pójść na boisko podwórkowe, żeby zobaczyć, ilu już tam gra chłopców. Codziennie. O szóstej przychodzą dorośli ludzie, często piłkarze z drugiej czy trzeciej ligi, i kopią z najlepszymi z tych czternastolatków. W polskim systemie nie istnieje piłka uliczna, więc młodzi piłkarze nie mają szans nabierania doświadczenia gry z seniorami, a potem jest, jak jest. Gdzie mogliby się tego nauczyć? Oczywiście, że w niższych ligach, które są otwarte na przyjmowanie talentów.

plakat

Błaszczak: – Doświadczenie seniorskie trzeba zdobywać w jak najmłodszym wieku. Młodzi chłopcy często boją się schodzić do niższych lig, bo one często kojarzą się z nieprofesjonalnym treningiem i trybem życia. Taki oni myślą. Widzą kluby zabite dechami, brak perspektyw i dno organizacyjne. A to wszystko poszło do przodu. Dzisiejsza IV liga poszła do przodu. Mamy tam mnóstwo piłkarzy z ciekawą przeszłością. Można od nich czerpać nie tylko fizycznie, ale przede wszystkim zdobywać doświadczenie, wiedzieć, jak się ustawiać, jak reagować na wydarzenia boiskowe. Pod tym wszystkim musi być solidny fundament, wypracowany w treningach i statystykach w ligach, w których zdobywa doświadczenie. Mówimy tutaj o ludziach utalentowanych. Musimy o tym pamiętać. Ale takich jest wielu. Żeby się przebić, potrzeba czegoś więcej niż same wrodzone predyspozycje.

Kowalski: – O statystykach mówi się, że niewiele mówią, ale ja się z tym kompletnie nie zgadzam. Subiektywnie można powiedzieć o każdym, że jest dobry. I tak często się ocenia młodych piłkarzy. Ktoś, mający wpływ na podejmowanie decyzji, patrzy i selekcjonuje juniorów do pierwszego zespołu. A kiedy młodzieżowiec będzie występował, strzelał i asystował w niższych ligach, to jasno będzie można określić go, czy tylko prosperuje, czy jest już w stanie coś zagwarantować w konkretnym zespole w wyższej lidze.

Kowalski: – Przepis o młodzieżowcu ma swoje atuty, ale mnóstwo młodych piłkarzy pcha się do I ligi i Ekstraklasy, lekceważąc przy tym II ligę, a nie zauważa, że tam jest naprawdę niewielkie prawdopodobieństwo na otrzymanie poważnej szansy.

Błaszczak: – Gdyby nie powstała Centralna Liga Juniorów, która jest wizualnie bardzo atrakcyjna, prawdopodobnie większa liczba zawodników szłaby drogą stopniowego przechodzenia szczebel po szczeblu. Tam grają zawodnicy, którzy mają po dziewiętnaście lat i do tego momentu nie mają żadnej weryfikacji w dorosłej piłce. To bardzo upośledzające. Wrzuca się ich do zawodowych piłkarzy i oni w ogóle nie wiedzą, co to jest za sport, bo są przyzwyczajeni do rywalizacji z rówieśnikami, czyli de facto jeszcze nastolatkami. Pamiętajmy, że w tym samym czasie, kiedy oni grają w CLJ, lepsi od nich zawodnicy już dawno są przenoszeni do piłki seniorskiej do II ligi i oni będą zabierać im w przyszłości miejsca w polskim futbolu.

Professional Football Group zajmuje się reprezentowaniem interesów Sebastiana Szerszenia, który kilka lat temu zapowiadał się dosyć perspektywicznie.

– Akademia Legii się skończyła i Jacek Magiera powiedział, że teraz muszę wybierać. Albo zejdę do rezerw, a od razu wiedziałem, że tam nie będę miał większych szans na granie, bo tam byli tacy piłkarze jak Arek Piech, którzy właśnie schodzili tam i zabierali miejsce młodym, albo zejdę kilka poziomów niżej. Magiera doradził III ligę. I miał rację. Zrobiłem tam przyzwoite statystyki i pojawiła się szansa na I ligę – opowiada 23-letni zawodnik.

Konkretnie szansę dała mu Arka Gdynia.

– To był błąd. Za szybko. Nie byłem gotowy na to granie. Tą świadomość mam dopiero teraz. Powinienem pograć jeszcze rok-dwa na niższym szczeblu. Będąc w Arce trenowałem z Paweł Abottem. Lekcja, którą od niego wyciągnąłem, była nie do opisania. Samo poruszanie się, sposób dochodzenia do pozycji strzeleckich, oddawanie strzałów – obserwowałem gościa, który naprawdę dużo w tej piłce zobaczył. To była I liga. Odbiłem się od niej, zostałem zweryfikowany. Moim zdaniem zabrakło mi czegoś w szkoleniu – ciągnie.

Z drugiej strony dla zawodnika dorastającego w profesjonalnym otoczeniu zderzenie z rzeczywistością niższych lig może być bolesne.

– Kiedy przebywasz w gronie piłkarzy z wyższych lig i obserwujesz, jak oni żyją, to naturalnie automatycznie układasz sobie wzór swojego funkcjonowania, z którym bardzo trudno jest zejść do niższych lig, gdzie dostajesz raptem ułamek tamtego świata. Żeby w ogóle się odnaleźć musisz samemu pracować, samemu się rozwijać, samemu szukać jakichś rozwiązań. Myślisz sobie, że skoro byłeś tak wysoko, to przecież jesteś zajebisty i musisz tam być. A tak nie jest. Jeden, drugi, trzeci mecz i jesteś bez dojazdu. Trzeba dotrzeć do młodych zawodników, bo wielu zawodników tego nie rozumie. Ja sam, a mam już dwadzieścia trzy lata, widzę po sobie, że wielu rzeczy do tej pory nie rozumiałem. Że trzeba zdrowiej jeść, więcej spać, częściej odpoczywać, żeby móc utrzymywać się na profesjonalnym poziomie – ubolewa Szerszeń.

Zupełnie inne zdanie na ten temat ma Dariusz Adamczuk.

– Zawsze będę uważał, że jeśli jesteś w dobrej akademii i masz dobry trening, to da ci to dużo więcej niż ogrywanie się w seniorskiej piłce na poziomie II ligi. III i IV ligi nawet nie biorę pod uwagę. Ci chłopcy w tym wieku potrzebują jeszcze codziennej nauki i powolnego wprowadzania na treningi pierwszego zespołu, a nie obijania się po niższych ligach. Nie można zapominać o nauce. Ona jest kluczowa – kategorycznie stwierdza dyrektor sportowy Pogoni Szczecin.

Inna sprawa, że w Polsce funkcjonuje niewiele klubów, które z możliwości, a nie z konieczności stawiają na młodych piłkarzy. Nawet tych ze swoich akademii.

Szerszeń: – W Polsce nie ma zaufania do młodych zawodników, jeśli ci nie są ustawowo przewidziani do gry, jak ma to miejsce przy przepisie o młodzieżowcu. Z niższych lig do I ligi często ściąga się chłopaków, którzy strzelają po piętnaście goli w sezonie, wystawia się ich na dwa-trzy mecze, oczekując nie wiadomo czego, a kiedy nie ma efektów, całkowicie się człowieka przekreśla, uznając, że nie jest jeszcze gotowy na seniorską piłkę. Brakuje zaufania.

***

Przeanalizowaliśmy pięć finałów Centralnej Ligi Juniorów, od sezonu 2014/15 do sezonu 2017/18, żeby sprawdzić, ilu najlepszym juniorom udało się przebić do poważnej seniorskiej piłki, za którą uznaliśmy Ekstraklasę i I ligą. Finalistom z minionej kampanii potrzeba jeszcze roku, żeby rzetelnie ocenić ich wejście do świata dorosłych. Oto efekty:

2013/14

Finał CLJ: Cracovia-Wisła Kraków

BILANS: Odsyłamy do reportażu Jakuba Białka –  „Ile znaczy sukces w juniorach?”. Odpowiedź: Nie znaczy nic.

2014/15

Finał CLJ: Legia-Lech

LECH:

Mateusz Lis (Wisła Kraków)Mateusz Spychała (Korona Kielce), Marcin Banaszek (Jarota Jarocin), Kacper Wojdak (Świt Skolwin), Kamil Szubertowski (Stal Brzeg), Bartosz Tetych (Hutnik Kraków), Kamil Jóźwiak (Lech Poznań), Piotr Rymar (SV Victoria Seelow), Jakub Pawlicki (Lech II Poznań), Marcin Gawron (Błękitni Stargard), Robert Janicki (Warta Poznań), Krystian Sanocki (Błękitni Stargard), Jakub Zagórski (Górnik Łęczna), Piotr Kurbiel (Błękitni Stargard), Damian Roszczyk (UTRGV Vaqueros).

LEGIA:

Dawid Leleń (Gryf Wejherowo) – Bartosz Skowronki (Skra Częstochowa), Mateusz Wieteska (Legia Warszawa), Arkadiusz Najemski (Wigry Suwałki), Eryk Rakowski (Polonia Warszawa), Mateusz Hołownia (Śląsk Wrocław), Miłosz Kozak (Chrobry Głogów), Tomasz Nawotka (Zagłębie Sosnowiec), Filip Karbowy (Zagłębie Sosnowiec), Wojciech Kochański (Stal Brzeg), Rafał Makowski (Radomiak Radom), Miłosz Szczepański (Raków Częstochowa), Robert Bartczak (Wigry Suwałki), Konrad Michalak (Achmat Grozny), Adam Ryczkowski (Górnik Zabrze).

BILANS: Piętnaście nazwisk. Jóźwiaka, Wieteskę, i Michalaka można zakwalifikować do kategorii piłkarzy z potencjałem na większe granie, reszta albo już grywała w Ekstraklasie (Ryczkowski, Lis, Spychała), albo do niej prosperuje do Ekstraklasy (Makowski), albo na solidnym poziomie kopie w I lidze.

2015/16

Finał CLJ: Pogoń-Legia

LEGIA:

Radosław Majecki (Legia Warszawa) – Jakub Szrek (Błękitni Stargard), Mateusz Wieteska (Legia Warszawa), Mateusz Żyro (Stal Mielec), Mateusz Hołownia (Śląsk Wrocław), Sebastian Szymański (Dynamo Moskwa), Konrad Michalak (Achmat Grozny), Adrian Małachowski (GKS Bełchatów), Bartłomiej Urbański (Chojniczanka Chojnice), Aleksander Waniek (Legia II Warszawa), Miłosz Szczepański (Raków Częstochowa), Mateusz Leleno (Victoria Sulejówek), Tomasz Nawotka (Zagłębie Sosnowiec), Eryk Więdłocha (Legionovia Legionowo), Michał Trąbka (ŁKS Łódź)

POGOŃ:

Patryk Brzozowski (Chemik Police) – Paweł Marczuk (Iskra Golczewo), Mateusz Bochnak (Błękitni Stargard), Patryk Adamczuk (Świt Skolwin), Jakub Kuzko (Pogoń II Szczecin), Szymon Waleński (Bałtyk Koszalin), Gracjan Kuśmierek (Pogoń II Szczecin), Krystian Peda (Chemik Police), Michał Walski (Sandecja Nowy Sącz), Jakub Piotrowski (Genk), Sebastian Kowalczyk (Pogoń Szczecin), Rafał Maćkowski (Pogoń II Szczecin), Marcin Listkowski (Pogoń Szczecin), Damian Pawłowski (Wisła Kraków), Gracjan Jaroch (Warta Poznań)

BILANS: Szesnaście nazwisk. Dziesięciu nowych, a z nich – Majecki i Piotrowski z największymi potencjałem z całej gromady, Kowalczyk z mocną pozycją w silnym klubie Ekstraklasy, a reszta solidni wyrobnicy z elity albo jej zaplecza.

2016/17

Finał CLJ: Pogoń-Legia

POGOŃ:

Pogoń: Daniel Kusztan (Pogoń II Szczecin) – Gracjan Kuśmierek (Pogoń II Szczecin), Fabian Pach (Pogoń II Szczecin), Jędrzej Kujawa (Polonia Środa Wielkopolska), Sebastian Nagel (Pogoń II Szczecin), Jakub Paprzycki (Pogoń II Szczecin), Szymon Waleński (Bałtyk Koszalin), Mateusz Bochnak (Błękitni Stargard), Stanisław Wawrzynowicz (Legionovia Legionowo), Maciej Żurawski (Pogoń II Szczecin), Michał Graczyk (bez klubu), Rafał Maćkowski (Pogoń II Szczecin), Bartosz Boniecki (Elana Toruń), Aron Stasiak (Górnik Łęczna).

LEGIA:

Mateusz Kochalski (Radomiak Radom) – Piotr Cichocki (Legia II Warszawa), Mateusz Szwed (Zagłębie Sosnowiec), Mateusz Bondarenko (Skra Częstochowa), Kacper Pietrzyk (Radomiak Radom), Bartosz Olszewski (Wigry Suwałki), Mateusz Leleno (Vicotria Sulejówek), Aleksander Waniek (Legia II Warszawa), Patryk Czarnowski (Znicz Pruszków), Mateusz Praszelik (Legia Warszawa), Grzegorz Aftyka (Wigry Suwałki), Kamil Orlik (Legia II Warszawa), Michał Góral (Zagłębie Sosnowiec), Kacper Wełniak (Legia II Warszawa)

BILANS: Sześć nazwisk. Jedno obiecujące (Praszelik), trzy przeciętne (Kochalski, Szwed, Aftyka), dwa słabe (Góral, Pietrzyk) na I ligę.

2017/18

Finał CLJ: Lech-Cracovia

LECH:

Bartosz Mrozek (GKS Katowice) – Szymon Zalewski (Pniówek Pawłowice Śląskie), Mateusz Skrzypczak (Lech Poznań), Wiktor Pleśnierowicz (AS Roma – juniorzy), Marcin Maćkowiak (Jarota Jarocin), Michał Zimmer (Lech II Poznań), Michał Skóraś (Raków Częstochowa), Łukasz Norkowski (GKS Jastrzębie), Eryk Kryg (Lech II Poznań), Kacper Andrzejewski (Lech II Poznań), Bartosz Bartkowiak (Lech II Poznań), Paweł Tupaj (Lech II Poznań), Jakub Kamiński (Lech Poznań), Hubert Sobol (Odra Opole), Filip Szymczak (Lech II Poznań).

CRACOVIA:

Filip Majchrowicz (Resovia) – Dorian Pituła (Cracovia), Adrian Kajpust (Motor Lublin), Radosław Kruppa (bez klubu), Szymon Pająk (Cracovia II) –  Jakub Bator (Raków II Częstochowa), Michał Wiśniewski (Cracovia II), Radosław Kanach (Sandecja Nowy Sącz), Robert Ożóg (bez klubu), Sylwester Lusiusz (Cracovia), Daniel Pik (Cracovia), Patryk Zaucha (Cracovia), Sebastian Strózik (Cracovia).

BILANS: Dziewięć nazwisk. Wielkiego szału nie ma, ale czterech dostaje porządne szanse w Ekstraklasie (Skóraś, Kamiński, Lusiusz, Strózik), jeden dobija się do elity (Pik), a Kanach i Norkowski to średniacy na zapleczu Ekstraklasy, więc o dramacie mówić też nie można.

***

Ile karier, tyle historii. Na rozwój juniora wpływa tyle przeróżnych czynników wewnętrznych i zewnętrznych, że zwyczajnie nie da się określić, czy ktoś wypali, czy brutalnie odbije się od ściany dorosłej piłki. Wystarczy prześledzić przygody Grzegorza Krychowiaka i Mateusza Rajfura. Wyjeżdżali do Francji z porównywalnym talentem. Wzajemnie się nakręcali. Liczyła się dla nich tylko piłka i profesjonalizm. Nie imprezowali. Nie pili. Nie palili. Nie bawili się. Krychowiak miał tylko jedną przewagę – nie miał dietetycznej alergii, która przyhamowała rozwój Rajfura. Dziś jeden jest gwiazdą reprezentacji Polski, drugi skończył architekturę na Uniwersytecie Zachodniopomorskim.

I tak to już leci w tym piłkarskim świecie dorastania. Nigdy nic nie wiadomo i chyba żaden model koniec końców nie może okazać się jednym i nieomylnym.

DANIEL CIECHAŃSKI I JAN MAZUREK

Poznanie większej liczby historii juniorów, którym udaje się skutecznie przebić do ligowej piłki, umożliwiamy w serii „Patrzymy w Przyszłość” realizowanej z PKO Bankiem Polskim.

Fot. 400mm.pl

Najnowsze

Ekstraklasa

Komentarze

0 komentarzy

Loading...