Reklama

Mourinho w LM – największe zwycięstwa, najboleśniejsze porażki

Michał Kołkowski

Autor:Michał Kołkowski

26 listopada 2019, 08:46 • 14 min czytania 0 komentarzy

Jose Mourinho powraca do Ligi Mistrzów. Rozbrat Portugalczyka z tymi rozgrywkami nie trwał w sumie zbyt długo – swój ostatni mecz w Champions League rozegrał on w grudniu 2018 roku. W roli managera Manchesteru United przerżnął wtedy z Valencią i wkrótce został przepędzony z Old Trafford. Dziś The Special One spróbuje wkroczyć zatem ponownie na zwycięską ścieżkę – jego ligowy debiut w roli managera Tottenhamu wypadł całkiem nieźle, a dzisiejsze starcie z Olympiakosem to okazja, żeby jeszcze mocniej rozpędzić drużynę i sprawić, by Spurs zapomnieli o kryzysie, który zaowocował zwolnieniem Mauricio Pochettino. Na „Kogutach” wielka presja już raczej nie ciąży – z jednej strony musiałby się wydarzyć cud, by Tottenham zajął pierwsze miejsce w grupie, a z drugiej musiałaby się trafić totalna katastrofa, by spadł z drugiego miejsca. Nie pozostaje zatem podopiecznym Mourinho nic innego, jak tylko cieszyć się grą i wcielać taktyczne polecenia nowego trenera w życie.

Mourinho w LM – największe zwycięstwa, najboleśniejsze porażki

KURSY ETOTO NA TOTTENHAM – OLYMPIAKOS. 1 – 1.28; X – 6.15; 2 – 11.75.

Z tą radością gry dla Mourinho różnie bywało – Portugalczyk ma na koncie wiele spektakularnych zwycięstw w ramach Ligi Mistrzów, dwukrotnie triumfował w całych rozgrywkach. Zdarzało mu się jednak również notować wstydliwe klęski w Champions League. Dzisiaj Jose rozegra w tym elitarnym turnieju swój 148. mecz. Jego powrót na ławkę trenerską to zatem dobra chwila, by trochę powspominać i przypomnieć największe triumfy oraz najboleśniejsze klęski Mourinho w Lidze Mistrzów. Sporo się tego nazbierało, więc postaraliśmy się znaleźć odpowiednie przykłady ze wszystkich klubów, jakimi dotychczas dowodził Jose.

(9 marca 2004 roku, 1/8 finału) MANCHESTER UNITED 1:1 (1:2) FC PORTO

Reklama

Zacząć wypada od jednego z najważniejszych zwycięstw w karierze 56-letniego dziś szkoleniowca. W sezonie 2002/03 dowodzone przez niego FC Porto w świetnym stylu sięgnęło po Puchar UEFA i mistrzostwo kraju, ale wtedy nikt nie mógł się jeszcze spodziewać, że to dopiero uwertura do największych sukcesów tego zespołu. Wyeliminowanie Manchesteru United z 1/8 finału Ligi Mistrzów w sezonie 2003/04 kompletnie zmieniło postrzeganie „Smoków” – stało się jasne, że tę ekipę należy traktować jako poważnego kandydata do końcowego triumfu w Champions League. Porto najpierw wygrało u siebie 2:1, a potem – w dramatycznych okolicznościach – zremisowało 1:1 na Old Trafford i przeszło dalej kosztem jednej z największych potęg angielskiego futbolu.

Costinha, który w ostatnich sekundach rewanżu trafił do siatki na wagę remisu, zwykł powtarzać swojemu byłemu trenerowi, że gdyby nie jego gol, nigdy nie narodziłby się The Special One. I coś w tym, cholera jasna, jest. Po wyeliminowaniu Manchesteru charyzmatyczny Mourinho stał się obiektem zainteresowania całej piłkarskiej Europy. Choć trzeba pamiętać, że wokół potyczki na Old Trafford krążyły poważne sędziowskie kontrowersje.

Znacznie więcej wspomnień o tym spotkaniu przeczytacie TUTAJ.

(26 maja 2004 roku, finał) FC PORTO 3:0 AC MONACO

Nie jest to finał wymieniany wśród najciekawszych w historii Ligi Mistrzów. Ba, gdyby pokusić się o stworzenie listy najnudniejszych finałów, pewnie starcie Porto z Monaco znalazłoby się w czubie takiego zestawienia. Ale czy to wina Mourinho, że jego taktyka była tak dobrze dobrana, a jego podopieczni tak świetnie dysponowani, że przeciwnicy nie zdołali nawet pisnąć na Arena AufSchalke? Oczywiście, że nie.

Reklama

Jednostronne widowisko.

W XXI wieku w rozgrywkach Champions League triumfowały kluby angielskie (4 razy), hiszpańskie (9 razy), włoskie (3 razy) i niemieckie (2 razy). Plus portugalski rodzynek. Niezwykłe osiągnięcie.

(8 marca 2005 roku, 1/8 finału) CHELSEA FC 4:2 (1:2) FC BARCELONA

Cóż to był za dwumecz, cóż to był za rewanż! Pierwsze spotkanie zakończyło się skromnym zwycięstwem Barcelony i gigantycznym skandalem, który popchnął sędziego Andersa Friska – oskarżanego przez Mourinho o nieuczciwe kontakty ze sztabem szkoleniowym Barcy – do natychmiastowego zakończenia kariery. Drugi mecz to była już piłkarska burza z piorunami – najpierw Chelsea, zaprzeczając swojej defensywnej naturze, wyszła na trzybramkowe prowadzenie w ciągu pierwszych dwudziestu minut spotkania, by wkrótce potem je niemal w całości roztrwonić po przebudzeniu wielkiego Ronaldinho. Brazylijczyk najpierw pewnie wykorzystał rzut karny, a potem zahipnotyzował defensywę Chelsea i strzałem z czuba wpakował piłkę do siatki.

POWYŻEJ 4.5 GOLA W MECZU TOTTENHAMU Z OLYMPIAKOSEM? KURS: 4.05 W ETOTO!

Wreszcie – wszystko rozstrzygnęło się za sprawą boiskowego dowódcy The Blues, Johna Terry’ego, który głową wpakował piłkę do sieci w drugiej połowie spotkania. Ten gol także wywołał kontrowersje – zawodnicy Barcelony domagali się odgwizdania faulu na bramkarzu. Ten mecz to było totalne szaleństwo.

(3 maja 2005 roku, półfinał) LIVERPOOL FC 1:0 (0:0) CHELSEA FC

Jednak koniec końców Chelsea w 2005 roku nie sięgnęła po uszaty puchar, choć po wyeliminowaniu Barcelony była postrzegana jako główny, a wręcz murowany faworyt do końcowego triumfu. Mourinho dał się jednak w półfinale przechytrzyć jednemu ze swoim największych oponentów, zwłaszcza w tamtych latach – po najnudniejszym dwumeczu w historii futbolu Liverpool, dowodzony przez Rafę Beniteza, wyrzucił The Blues za burtę Ligi Mistrzów. O wyniku dwumeczu zadecydowała bramka-widmo autorstwa Luisa Garcii.

– Kibice Liverpoolu udowodnili tamtego wieczora, że na Anfield potrafią wyręczyć swoich zawodników w zdobywaniu goli – komentował po latach Mourinho, już z uśmiechem. – Tego gola zdobyły trybuny. Anfield czyni cuda.

(22 lutego 2006 roku, 1/8 finału) CHELSEA FC 1:2 (1:1) FC BARCELONA

Barcelona już w 2006 roku zrewanżowała się na Chelsea za poprzednią porażkę, a Frank Rijkaard utarł wreszcie nosa Mourinho, który regularnie pokpiwał sobie z trenerskiego warsztatu Holendra. Dwie potęgi europejskiego futbolu – być może nawet największe w tamtym okresie – znowu trafiły na siebie w 1/8 finału Champions League. The Special One miał rywali rozpracowanych w najdrobniejszych szczegółach – po latach światło dzienne ujrzały taktyczne analizy sztabu The Blues, przygotowującego zawodników do tamtego dwumeczu. Niezależnie jednak od jakości przedmeczowych obserwacji, są w futbolu niekiedy problemy, którym nie da się zapobiec, nawet jeżeli się o nich doskonale wie przed pierwszym gwizdkiem arbitra.

Takim problemem był Leo Messi. Obrońcy Chelsea kompletnie nie potrafili sobie poradzić z szalejącym Argentyńczykiem i ostatecznie skapitulowali przed własną publicznością, ulegając Barcelonie 1:2.

Czerwona kartka Asiera Del Horno za bestialski atak na kolano Messiego to – jakkolwiek by to nie zabrzmiało – najsłynniejsze zagranie Hiszpana w barwach The Blues, a zarazem najbardziej emblematyczny obrazek dla tamtego spotkania. Londyńczyków ogarniała po prostu frustracja, która przełożyła się na porażkę.

(1 maja 2007 roku, półfinał) LIVERPOOL FC 1:0; k. 4:1 (0:1) CHELSEA FC

Kolejny półfinał i kolejna porażka z Liverpoolem. Znów Benitez wyszedł górą z taktycznej potyczki z Mourinho. Choć The Blues wygrali pierwszy mecz na Stamford Bridge 1:0 po trafieniu Joe Cole’a, to w rewanżu przegrali identycznym stosunkiem, a potem kompletnie pokpili sprawę w rzutach karnych. Piłkarze Liverpoolu wykonywali swoje jedenastki bezwzględnie, po stronie londyńczyków pomylili się Robben oraz Geremi, no i było pozamiatane.

– Liverpool to pucharowa drużyna – pieklił się Jose. – Z tego co widzę, występują tylko w jednych rozgrywkach i tam odnoszą sukcesy. Nie przywiązuję wielkiej wagi do statystyk, ale sądzę, że w lidze możemy mieć nawet o 60 punktów więcej od nich. Dokładnie nie wiem – 50, 55, 60, coś koło tego. Raczej 60. To dość sporo, prawda? Oni radzą sobie świetnie, ale tylko w dwumeczach. Muszę to przyznać i muszę ich za to pochwalić – wygrali Ligę Mistrzów, teraz znowu udało im się daleko zajść w tych rozgrywkach. Ale z czego to się bierze? Po prostu – oni od stycznia nie grają już w lidze. Skupiają się tylko na Champions League. Kiedy my walczymy o wszystkie trofea w sezonie, oni odpoczywają.

(20 kwietnia 2010 roku, półfinał) INTER MEDIOLAN 3:1 (0:1) FC BARCELONA

Jeżeli chodzi o wieloletnie spięcia na linii Mourinho – Barcelona, wyczyny Interu z 2010 roku to zdecydowanie chwila najsłodszego triumfu dla Portugalczyka. Podczas gdy drużyna Pepa Guardioli przez coraz większą liczbę ekspertów była już wymieniana jako najpotężniejsza klubowa maszynka do wygrywania w historii, na jej drodze stanął Jose ze swoim Interem. Drużyną ciekawą, mocną, ale jednak poskładaną z weteranów, piłkarzy po przejściach, zawodników odrzuconych. Najbardziej wydatny przykład to historia Samuela Eto’o, którego Barca oddała właśnie do Mediolanu w rozliczeniu za Zlatana Ibrahimovicia. Kto lepiej wyszedł na tym interesie w ostatecznym rozrachunku, nie trzeba chyba wyjaśniać.

HARRY KANE ZDOBĘDZIE DZIŚ OTWIERAJĄCEGO GOLA? KURS: 3.20 W ETOTO!

Inter w pierwszym meczu znalazł sposób na Barcę i zwyciężył 3:1. To była świetna partia z punktu widzenia taktycznego, pokaz doskonałej defensywy, ale i świetnej gry w ataku. W rewanżu natomiast Mourinho postawił swój niemal już dzisiaj przysłowiowy autobus w bramce i udało się dowieźć korzystny rezultat dwumeczu do końca. Choć mediolańczycy od 28 minuty meczu bronili się w dziesiątkę, przegrali tylko 0:1.

– O zwycięstwo graliśmy u siebie. Na Camp Nou graliśmy jak umieliśmy. Nie powiedziałem piłkarzom: słuchajcie, oddajcie piłkę. Po prostu jak Barcelona zabierze ci futbolówkę, to już ci jej nie odda. Barcelona dokonała w ostatnich latach wspaniałych rzeczy. To, że przegrali dzisiaj, nie znaczy, że są słabsi. To wielka drużyna. Ale nam też nie można odebrać: zagraliśmy dwa świetne mecze. Jeśli grasz przeciwko takiej drużynie w dziesiątkę przez godzinę, a na koniec osiągasz wynik, jest to coś niesamowitego – mówił Mou. Już nieco spokojniejszy – jego pamiętna celebra zwycięstwa na murawie raczej nie wskazywała na szacunek okazywany wyeliminowanemu przeciwnikowi. Zresztą, gospodarze nie pozostali mu dłużni, przepędzając z murawy świętujący Inter zraszaczami.

Znacznie więcej wspomnień o tym spotkaniu przeczytacie TUTAJ.

(22 maja 2010 roku, finał) INTER MEDIOLAN 2:0 BAYERN MONACHIUM

– Martwię się o Gudjohnsena. Nie pamiętam nazwy wulkanu, jest za trudna, więc nazywam go Gudjohnsenem – dowcipkował sobie Jose przed finałem Champions League, nawiązując do teorii, jakoby to wybuch wulkanu Eyjafjallajökull wytrącił z równowagi ekipę Barcy przed pierwszym starciem z Interem. Katalończycy na spotkanie pofatygowali się autokarem.

Dobry humor Portugalczyka był w pełni uzasadniony – Bayern w finale miał swoje okazje do zdobycia gola, ale trudno je określić szczególnie klarownymi. Inter – podobnie jak Porto sześć lat wcześniej – bez większych kłopotów wypunktował przeciwnika.

(27 kwietnia 2011 roku, półfinał) REAL MADRYT 0:2 (1:1) FC BARCELONA

Wojny na linii Mourinho – Barca ciąg dalszy. Kolejny etap konfliktu zakończył się wielkim triumfem Pepa Guardioli – choć Real wyszedł na starcie z Barceloną doskonale zorganizowany i skoncentrowany przede wszystkim na defensywie, ostatecznie przegrał aż 0:2 przez własną publicznością, pognębiony dwoma trafieniami autorstwa Leo Messiego. The Special One wysłał na boisko skrajnie defensywny skład – z Pepe w roli defensywnego pomocnika, któremu w środkowej strefie towarzyszyli Lassana Diarra i Xabi Alonso.

Portugalski obrońca w 61 minucie meczu wyleciał zresztą z boiska z czerwoną kartką. To rozszczelniło gardę „Królewskich”, rozregulowało ich pressing i w konsekwencji pozwoliło Messiemu na wyprowadzenie dwóch szybkich ciosów na szczękę. W rewanżu Real nie zdołał już drobić strat.

– Świetna robota – ironicznie zagadywał do sędziego technicznego Mou, widząc Pepe oglądającego czerwo.

(25 kwietnia 2012 roku, półfinał) REAL MADRYT 2:1; k. 1:3 (1:2) BAYERN MONACHIUM

Real z sezonu 2011/12 to, może obok Chelsea 2004/05, najmocniejsza ekipa Mourinho, która nie sięgnęła po triumf w Lidze Mistrzów. „Królewscy” w La Liga prezentowali nieziemską formę – zdetronizowali Barcelonę, bili kolejne rekordy bramkowe i punktowe, a każdy ich mecz to była ostra jazda bez trzymanki. Chyba w całej historii futbolu nie było drugiego zespołu prezentującego się aż tak spektakularnie w szybkim ataku. Ofensywa Realu, z Cristiano Ronaldo na czele, często potrzebowała nawet mniej niż dziesięć sekund, żeby zainicjować akcję na własnej połowie, przenieść ją pod pole karne rywala i wpakować piłkę do siatki.

To jednak okazało się – o dziwo – za mało na monachijski Bayern. Los Blancos najpierw dali sobie w wyjazdowym spotkaniu strzelić gola na 1:2 w 90 minucie, a potem nie wykorzystali w pełni przewagi, jaką mieli na Estadio Santiago Bernabeu. Summa summarum rewanż wygrali tylko 2:1, choć na dwubramkowe prowadzenie wyszli już w 14 minucie gry, lecz polegli w karnych.

Swoje jedenastki zmarnowali Cristiano Ronaldo, Kaka i Sergio Ramos. Aż trudno w to dzisiaj uwierzyć, bo CR7 i Ramos to przecież z biegiem lat stali się w barwach „Królewskich” ludzie do zadań specjalnych i niekwestionowani specjaliści od kluczowych trafień. Mourinho pomyłki swoich gwiazdorów obserwował na klęczkach. Wiedział, że jego madrycka maszyna lepiej niż w 2012 roku już grać nigdy nie będzie.

– Nie mieliśmy szczęścia. Zasłużyliśmy, żeby wygrać, ale trafiliśmy na świetny Bayern, który przez cały ostatni tydzień był na wakacjach, a my w tym czasie graliśmy wyczerpujący mecz z Barceloną – mówił Jose. – Dwa lata temu po finale Ligi Mistrzów ja i mój Inter skakaliśmy z radości, a płakał Bayern. Teraz jest odwrotnie. To bardzo boli, ale jestem dumny z moich piłkarzy. Mimo zmęczenia grali świetnie. Powinni teraz wrócić do domu, ucałować swoje żony i dzieci i trzymać głowy wysoko.

(5 marca 2013 roku, 1/8 finału) MANCHESTER UNITED 1:2 (1:1) REAL MADRYT

Real Madryt niespodziewanie tylko zremisował na Estadio Santiago Bernabeu pierwszy mecz z Manchesterem United. Cristiano Ronaldo strzelił bramkę swojemu byłemu klubowi, ale to była jedyna odpowiedź „Królewskich” na otwierające wynik trafienie Danny’ego Welbecka. Wyglądało na to, że w Teatrze Marzeń gospodarze mogą utrzeć nosa madrytczykom. Sprawa zrobiła się tym poważniejsza, gdy w 48 minucie meczu rewanżowego Sergio Ramos wpakował piłkę do własnej bramki, dając „Czerwonym Diabłom” prowadzenie.

Jednak kilka minut później sędzia Cüneyt Çakır wyrzucił z boiska Naniego i ta decyzja odmieniła losy spotkania. Decyzja zresztą kontrowersyjna – wielu kibiców Manchesteru do dzisiaj nie przepada za tureckim arbitrem za to, że wykluczył wtedy portugalskiego skrzydłowego z gry. – Czerwona kartka była niezasłużona. Atak był bardziej nierozważny, niż celowy i z nadmierną siłą. Nani powinien zostać ukarany żółtą kartką – komentował Paweł Raczkowski.

Tak czy owak – Manchester się lekko posypał, a nawałnica ataków w wykonaniu gości przyniosła wyczekiwany skutek. Dwa szybkie trafienia i awans Realu do kolejnej rundy. Ostatni mecz Sir Alexa Fergusona w Champions League.

(24 kwietnia 2013 roku, półfinał) BORUSSIA DORTMUND 4:1 (0:2) REAL MADRYT

Dwumecz-legenda. Jako się rzekło, Real Madryt dowodzony przez Mourinho był już wiosną 2013 roku w narastającej rozsypce – drużynę toczyły wewnętrzne konflikty, manager był coraz bardziej nielubiany przez kluczowych zawodników „Królewskich”, zespół się po prostu sypał w oczach. Stawało się pomału oczywiste, że Jose długo już miejsca w Madrycie nie zagrzeje. Niemniej – jego Real wciąż był klubem piekielnie groźnym i miał wszelkie argumenty by wyeliminować Borussię Dortmund w półfinałach Ligi Mistrzów. Ekipę Kloppa, pomimo jej niewątpliwej klasy i sukcesów na krajowym podwórku, traktowano jeszcze z przymrużeniem oka.

Robert Lewandowski postanowił to zmienić.

Polak w pierwszym meczu z Realem wpakował piłkę do siatki aż cztery razy, rozgrywając jeden ze swoich najlepszych meczów w karierze. To właśnie tamto spotkanie pozwoliło „Lewemu” wskoczyć do grona piłkarzy, postrzeganych w świecie futbolu jako absolutnie topowi. Real przerżnął 1:4, w rewanżu nie zdołał odrobić strat i misja Mourinho w Madrycie została zakończona.

(8 kwietnia 2014 roku, ćwierćfinał) CHELSEA FC 2:0 (1:3) PARIS SAINT-GERMAIN

Sezon 2013/14 to ostatnie w miarę udane rozgrywki Mourinho w Lidze Mistrzów. Jego Chelsea dotarła do półfinałów rozgrywek, gdzie uległa Atletico Madryt, ale wcześniej w piorunującym stylu zdołała odwrócić losy dwumeczu z Paris Saint-Germain. Pierwsze spotkanie zakończyło się triumfem paryżan 3:1. Goście z Londynu ewidentnie sprawiali wrażenie w miarę zadowolonych z jednobramkowej porażki, mając jeszcze w perspektywie rewanż przed własną publicznością, gdy Javier Pastore wykorzystał ich błędy w defensywie i wpakował piłkę do siatki w trzeciej minucie doliczonego czasu gry. Mourinho nie posiadał się z wściekłości.

TOTTENHAM WYGRA DZIŚ RÓŻNICĄ DOKŁADNIE JEDNEGO GOLA? KURS: 3.55 W ETOTO!

Jego postawa podziałała chyba na zespół mobilizująco – na Stamford Bridge udało się angielskiemu zespołowi zwyciężyć 2:0, a decydującego gola w 87 minucie spotkania ustrzelił Demba Ba. Mourinho raz jeszcze wykonał szalony rajd w stronę radujących się zawodników, ale tym razem nie był to wyraz euforii.

– Nie świętowałem – tłumaczył Mourinho. – Biegłem, żeby przekazać Torresowi i Dembie zmiany taktyczne, jakich musieliśmy dokonać, bo przed nami było jeszcze kilka minut gry plus czas doliczony przez sędziego. Nie mogliśmy grać tak jak dotychczas, bo to by było zbyt ryzykowne. Chciałem, żeby Nando krył Maxwella, a Demba grał przed obrońcami. (…) Myślę, że ten gol był konsekwencją naszej znakomitej gry w drugiej połowie. Zrobiliśmy dość, by podwyższyć prowadzenie. Oni koncentrowali się na kontrach, trudno było spenetrować ich pole karne podaniami. Ale moi zawodnicy wiedzieli, co mają robić. Drużyna, która postanowiła wyłącznie się bronić została ukarana, a drużyna, która dała z siebie wszystko zasłużenie awansowała dalej.

(13 marca 2018 roku, 1/8 finału) MANCHESTER UNITED 1:2 (0:0) SEVILLA FC

Być może najbardziej kompromitująca porażka Mourinho w całej historii jego występów w europejskich pucharach. Manchester United w rewanżowym starciu 1/8 finału Ligi Mistrzów dał się ograć na Old Trafford rywalowi nie tylko niżej notowanemu, ale i pogrążonemu w wewnętrznych kłopotach. Sevillą dowodził w tamtym czasie Vincenzo Montella, który – fakt – notował z klubem dość przyzwoite wyniki, ale zdarzały mu się również regularnie dotkliwe klęski, takie jak porażka 3:5 w derbach z Betisem, 2:5 z Atletico Madryt czy też 1:5 z Eibarem. Nie jest to zresztą trener cieszący się renomą wybitnego taktyka. Tymczasem „Czerwone Diabły” po dwóch totalnie żenujących spotkaniach dały się Sevilli wyrzucić za burtę Ligi Mistrzów, co w jakimś sensie trzeba chyba uznać za początek końca Mourinho w roli szkoleniowca United.

Choć jego oprawca szybciej wyleciał z roboty, co paradoksalne. Dla Montelli było to ostatnie zwycięstwo w andaluzyjskim klubie, za nieco ponad miesiąc stracił posadę. To dość dobrze obrazuje, komu Mourinho dał się przechytrzyć.

(7 listopada 2018 roku, faza grupowa) JUVENTUS FC 1:2 MANCHESTER UNITED

Nie było to spotkanie o szczególnym znaczeniu. Ba, właściwie to nie był nawet dobry mecz w wykonaniu Manchesteru United, który w listopadzie 2018 roku był już drużyną niemalże pozbawioną energii. Ale wypada jednak napomknąć o tym spotkaniu z uwagi na jego nieprawdopodobny przebieg – turyńczycy do 85 minuty mieli pełną kontrolę nad przebiegiem boiskowych wydarzeń, właściwie to mogli prowadzić nawet dwoma, trzema golami. A jednak skończyli na deskach.

A Mourinho mógł przypomnieć paru osobom w Turynie, kto jeszcze nie tak dawno pokazywał Juventusowi plecy w Serie A.

_104221853_gettyimages-1058902180

***

Jak przebiegnie przygoda Jose z Tottenhamem? Na razie częściej słychać głosy pesymizmu niż entuzjazmu i trudno się dziwić. Od ostatniego spotkania fazy pucharowej, które pokolorowaliśmy w tym zestawieniu na zielono minęło aż pięć lat. Od ostatniego triumfu Portugalczyka w Champions League upłynie niebawem dekada. Druga przygoda krnąbrnego managera z Chelsea była średnio udana, pobyt w Manchesterze United kompletnie Mourinho nie wyszedł. To dzisiaj nie jest manager będący na fali, lecz facet po przejściach, szukający nowego otwarcia.

Nie będzie mu łatwo znaleźć je w Tottenhamie, ale z drugiej strony… Jose już kilka razy w swojej karierze udowodnił, że potrafi osiągnąć gigantyczny sukces akurat tam, gdzie nikt się tego po nim nie spodziewa.

PAMIĘTAJCIE O PROMOCJACH W ETOTO!

etoto

fot. NewsPix.pl

Najnowsze

Ekstraklasa

Abramowicz o kryzysie Radomiaka: Nasza tożsamość jest niewyraźna, a balans zachwiany

Szymon Janczyk
0
Abramowicz o kryzysie Radomiaka: Nasza tożsamość jest niewyraźna, a balans zachwiany

Anglia

Anglia

Awans z perspektywy drona. Po 12 latach Portsmouth znowu zagra w Championship

Szymon Piórek
0
Awans z perspektywy drona. Po 12 latach Portsmouth znowu zagra w Championship
Anglia

Kluby z niższych lig sprzeciwiają się zmianom w FA Cup

Bartosz Lodko
6
Kluby z niższych lig sprzeciwiają się zmianom w FA Cup

Komentarze

0 komentarzy

Loading...