Reklama

Niecodzienny luksus: nasz środek pola nie tylko przecina, ale i gra w piłkę

Jan Mazurek

Autor:Jan Mazurek

18 listopada 2019, 08:29 • 6 min czytania 0 komentarzy

Nie będziemy zakłamywać rzeczywistości i udawać, że Polska jest krajem, gdzie rok w rok objawiają się nowi kreatywni pomocnicy. Wprost przeciwnie. Reprezentacja cierpi na brak nieszablonowości w środku pola. Przez lata wykrystalizował się model, w którym w centrum boiska zawodnik w biało-czerwonym trykocie nie musiał za dużo myśleć. Wystarczało, że był twardym, pewnym siebie zabijaką, który jeśli przepuści piłkę, to chociaż dopilnuje, żeby nie przepuścić rywala. W takim myśleniu nasza kadra doszła do ściany. Trzeba było coś zmienić i choć za wcześnie na oczywiste wyroki, to zdaje się, że właśnie coś drgnęło za sprawą ewolucji dwójki Bielik-Krychowiak.

Niecodzienny luksus: nasz środek pola nie tylko przecina, ale i gra w piłkę

Umówmy się, wszyscy mamy świadomość, iż mecz z Izraelem nie stanowi specjalnie wymiernego papierka lakmusowego. Rywale na swoim terenie zaprezentowali się bardzo przeciętnie, a w pierwszej połowie wręcz tragicznie. Ponadto, po zapewnionym miesiąc wcześniej awansie, podopieczni Jerzego Brzęczka grali na sporym luzie i mogli pozwolić sobie na dużo większe ryzyko. Taki komfort sprzyja eksperymentowaniu, odważniejszym atakom i braku konieczności martwienia się, że jeden niespodziewany kontratak może zmienić losy meczu. W relatywnie łatwym zwycięstwie pomógł też pewnie fakt, że akurat tego przeciwnika ta reprezentacja ma rozpracowanego, o czym najlepiej świadczą rezultaty i przebieg obu grupowych meczów (4:0, 2:1).

Tak czy inaczej, naprawdę wyglądało to solidnie. Bramki padały po stałych fragmentach gry, ale powinno być ich znacznie więcej, bo Polacy nie trafiali w kilku dogodnych sytuacjach i tym samym zaprzepaszczali finalizacje naprawdę składnych akcji. Dużo z nich przechodziło środkiem pola, który wcale nie służył tylko przekazywaniu futbolówek z jednej flanki na drugą. Bielik, Krychowiak i Zieliński w pierwszym kontakcie z piłką zdawali się już wiedzieć, co chcą z nią zrobić. I to naprawdę mogło się podobać. Unikali prostych rozwiązań, pchali grę do przodu, obsługiwali kolegów celnymi, przecinającymi linię defensywy podaniami i gdyby nie szwankowała ich skuteczność, to mieliby na koncie asysty.

O Krychowiaku nie trzeba się rozpisywać. Gość jest w totalnym sztosie. Wystarczy spojrzeć na jego formę w klubie, żeby wiedzieć, że będzie liderował tej reprezentacji. Z każdym miesiącem w Lokomotiwie staje się coraz lepszy, ma pewne miejsce w składzie, nabrał pewności siebie, urósł i dziś nie jest już maszyną z pogranicza „6” i „8”, a raczej groźnym – box to box – zawodnikiem, który wymyka się jakimkolwiek kategoriom. Dalej jest świetny i agresywny w odbiorze, potrafi wykonać chirurgicznie precyzyjny przerzut na kilkadziesiąt metrów, a dodatkowo coraz częściej podłącza się do ofensywy i daje to wymierne efekty w postaci bramek, asyst czy kluczowych podań.

Przy tak dysponowanym Krychowiaku, lepiej wygląda też Piotr Zieliński, który – tu można powtarzać do znudzenia – dalej nie jest jeszcze na etapie wielkiej mentalnej zmiany, ale kiedy to jego starszy kolega przejmuje bardziej odpowiedzialną ofensywną rolę, on sam też potrafi dać od siebie coś więcej niż parę efektownych sztuczek technicznych. Z Izraelem powinien mieć dwie asysty, ale Piątek i Szymański nie okazali się wystarczająco wdzięczni, żeby z korzystać z podarowanego im prezentu.

Reklama

Podobać mógł się też Bielik. Nie zawiódł w żadnym ze swoich trzech dotychczasowych meczów w reprezentacji. Tym razem podawał z celnością 86%, a w jego przypadku to nie przypadkowa statystyka, bo zazwyczaj unikał prostych podań do tyłu i do boku, zdobywając przestrzeń większością swoich zagrań. Wygrał cztery pojedynki w powietrzu, zaliczył jeden odbiór, dwa przechwyty, dwa udane dryblingi i cztery razy był faulowany. Przy tym wszystkim faktycznie, wiemy, bywał spóźniony, gubił krycie, zostawiał za dużo pola rywalom, ale to wszystko można wyeliminować. Najważniejsze siedzi w jego głowie – to gość, który nie boi się grać w piłkę.

No właśnie, żaden z trójki Krychowiak-Zieliński-Bielik nie ma takich lęków. Żaden z nich nie jest typowym przecinakiem, walczakiem, przecinakiem. I wydaje się, że to jest optymalny tercet ze środka pola, który sztab szkoleniowy reprezentacji Polski powinien ogrywać w kontekście Euro 2020. A jeśli trzeba będzie podostrzyć – w odwodzie pozostaje Jacek Góralski.

***

Przyjrzyjmy się dotychczasowym piętnastu meczom za kadencji Jerzego Brzęczka pod kątem ustawienia środka pola:

Polska 1:1 Włochy

Krychowiak-Zieliński-Klich

Reklama

Polska 1:1 Irlandia

Krychowiak-Klich

Polska 2:3 Portugalia

Krychowiak-Zieliński-Klich

Polska 0:1 Włochy

Góralski-Zieliński-Linetty

Polska 0:1 Czechy

Krychowiak-Zieliński-Klich

Polska 1:1 Portugalia

Krychowiak-Zieliński-Klich

Krychowiak-Zieliński-Klich

Polska 2:0 Łotwa

Krychowiak-Zieliński-Klich

Polska 1:0 Macedonia Północna

Krychowiak-Zieliński-Klich

Polska 4:0 Izrael 

Polska 0:2 Słowenia

Krychowiak-Zieliński-Klich

 Polska 0:0 Austria 

Krychowiak-Zieliński-Bielik

Polska 3:0 Łotwa

Krychowiak-Zieliński-Klich

Polska 2:0 Macedonia

Krychowiak-Zieliński-Góralski

Polska 2:1 Izrael 

Krychowiak-Zieliński-Bielik

Aż jedenaście razy Krychowiak sparowany był z Mateuszem Klichem i jeśli mamy być szczerzy – zazwyczaj funkcjonowało to bardzo średnio. Może pierwsza połowa z Włochami, pojedyncze momenty z Portugalią i warszawskie starcie z Izraelem miało potencjał do tego, żeby cokolwiek na tej glebie uprawiać, ale poza tym posucha. Przy ofensywniejszym Krychowiaku nie ma w składzie biało-czerwonej kadry miejsca dla Klicha. Pomocnik Leeds jest ograniczony ofensywnie, i defensywnie, jest tak bardzo zamknięty w ramach pozycji numer „8”, że zwyczajnie szkoda byłoby się z nim męczyć. W Championship sprawdza się nieźle, nie ma problemów z miejscem w składzie, ale na ten moment potrafiący więcej w defensywie, szybszy (!), kreatywniejszy (!), bardziej przebojowy (!) Bielik jest zdecydowanie bardziej optymalną reprezentacyjną opcją.

Podobny profil piłkarski do Klicha prezentuje Dominik Furman, który w Ekstraklasie robi furorę, stanowczo wyrasta ponad ligę i póki jest w formie powinien dostawać szanse w narodowych barwach, ale na dłuższą metę może być raczej ciekawą alternatywą na zmianę, aniżeli regularnym graczem pierwszego składu.

Trochę inaczej sytuacja wygląda w przypadku Jacka Góralskiego, który jest podręcznikowym przykładem bulteriera środka pola. Włoży głowę tam, gdzie inni boją się wetknąć kawałek małego palca u nogi. Poobija rywali, zrobi kilkadziesiąt sprintów, kilka razy mocno wejdzie wślizgiem, sfauluje i zwyczajnie wystraszy paru mniej cwanych gagatków. Z Macedonią zagrał naprawdę dobre zawody. Wyłączył Gorana Pandeva, spełnił swoje założenia taktyczne, zogniskował wokół siebie całą meczową agresję i dzięki temu jego zdolniejsi koledzy mogli w miarę spokojnie pyknąć słabszych rywali. Wszystko fajnie, ale od początku każdy wiedział, że to tylko element pomysłu na jeden konkretny mecz. Nie można daleko zajechać na takim graniu. Żadna cywilizowana piłka nie powinna opierać się tylko na elemencie walki. Potrzeba czegoś więcej.

I tu właściwie dochodzimy do punktu wyjścia. W końcu środek pola nie jest martwą strefą, którą reprezentanci muszą sprawnie omijać, jeśli chce się coś sensownego skonstruować. To cieszy, bo ile lat już gra polskiej kadry opierała się dynamicznych akcjach skrzydłowych i dobrej formie kolejno Milika, Lewandowskiego czy Piątka. W końcu to musiało się wypalić i stać przewidywalne. Sygnalizował to już mecz z Danią w eliminacjach mistrzostw świata, wyeksponował to sam czempionat, a każdy miesiąc kadencji Brzęczka tylko doskonale to uwydatniał. Potrzeba było wpuszczenia świeżej krwi i właściwie, trochę niepozornie, ale możemy się cieszyć, bo:

1. Krychowiak wszedł w nowe wcielenie

2. Zieliński zawiódł już tyle razy, że z wiekiem powinno być tylko lepiej

3. Bielik wchodzi do kadry bez żądnych kompleksów

Ta trójka daje nadzieję na to, że zaczniemy grać w piłkę mniej sztampowo, z większym rozmachem i balansem między defensywą a ofensywą. Naprawdę, wolimy martwić się tym, że Bielik momentami za bardzo zapędza się do przodu i zostają za nim luki z tyłu, niż płakać nad brakiem jakiejkolwiek inwencji twórczej kogokolwiek w centralnej części boiska.

Fot. FotoPyK

***

Stan Kadry po meczu z Izraelem. Przeżyjmy jeszcze raz moment, w którym Kowal wystawia Zielińskiemu siódemkę!

Urodzony w 2000 roku. Jeśli dożyje 101 lat, będzie żył w trzech wiekach. Od 2019 roku na Weszło. Sensem życia jest rozmawianie z ludźmi i zadawanie pytań. Jego ulubionymi formami dziennikarskimi są wywiad i reportaż, którym lubi nadawać eksperymentalną formę. Czyta około stu książek rocznie. Za niedoścignione wzory uznaje mistrzów i klasyków gatunku - Ryszarda Kapuscińskiego, Krzysztofa Kąkolewskiego, Toma Wolfe czy Huntera S. Thompsona. Piłka nożna bezgranicznie go fascynuje, ale jeszcze ciekawsza jest jej otoczka, przede wszystkim możliwość opowiadania o problemach świata za jej pośrednictwem.

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...