Reklama

Lider nie podołał. Namiastka Ekstraklasy w Grodzisku!

redakcja

Autor:redakcja

17 listopada 2019, 15:29 • 3 min czytania 0 komentarzy

Dla wszystkich tęskniących za Ekstraklasą, polska piłka miała dziś ciekawą propozycję. Tak zwany meczyk do rosołu, w którym zmierzyły się ze sobą Warta Poznań i Stal Mielec. Lider pierwszej ligi kontra czwarta drużyna tabeli. Dwie ekipy, którym powoli i nieśmiało w oczy zaczyna zaglądać wizja gry ligę wyżej w przyszłym sezonie. No, przynajmniej obie do końca powinny się liczyć. Czy dziś stworzyły widowisko na miarę najwyższej klasy rozgrywkowej? Hm… Zależy od punktu odniesienia. Jeśli byłoby nim niedawne starcie Wisły Płock z Cracovią, to w Grodzisku Wielkopolskim mieliśmy piłkarskie delicje. 

Lider nie podołał. Namiastka Ekstraklasy w Grodzisku!

Na pewno ze sporym niepokojem jechali na to starcie podopieczni Dariusza Marca. To nie jest drużyna, która wysiada z autokaru na obcym terenie i bierze to, co jej – w tym sezonie poległa już w Bielsku-Białej, Olsztynie, Radomiu, Opolu i Głogowie. Szczególnie dwie ostatnie wpadki, zaliczone w ciągu ledwie trzech dni, dość boleśnie obnażyły jedną z najsilniejszych ekip zaplecza. Jasne, po drodze było jeszcze zwycięstwo w Chojnicach, które chyba na nowo pozwoliło uwierzyć, że jednak można coś zrobić poza Mielcem, no ale wizyta u lidera, u którego wcześniej wygrało tylko Zagłębie Sosnowiec, to jednak trochę inna para kaloszy.

I można by dalej ciągnąć te rozważania, zastanawiać się nad tym, kto jest w formie, gdzie gra mu się lepiej i dlaczego, ale – jak to w przypadku pierwszej ligi regularnie bywa – już po kilku minutach spotkania, można było o nich zapomnieć. Adrian Lis, bramkarz Warty zbierający w tym sezonie niezłe recenzje, chyba zapatrzył się wczoraj na Ofira Marciano, bo tak jak bramkarz reprezentacji Izraela postanowił wzniecić pożar pod swoją bramką. Jego naiwne podanie przejął Bartosz Nowak, który wyłożył futbolówkę do Mateusza Maka, a mistrz Polski z Piastem Gliwice zapakował ją do pustaka.

Warta miała – jak to się ładnie mówi – więcej z gry, ale cóż z tego, skoro na okazje bramkowe się to nie przekładało. W cenie były proste środki i to za ich sprawą jeszcze przed przerwą Stal powinna podwyższyć prowadzenie, ale po akcji Prokicia z Soljiciem Grzegorz Tomasiewicz przypomniał sobie o tym, jak jako smarkacz oglądał kompilacje z udziałem Tomasza Frankowskiego. Sęk w tym, że jego podcinka okazała się parodią stylu Łowcy Bramek, więc piłkę sprzed linii bramkowej spokojnie wybił Kiełb.

Warta obudziła się dopiero po przerwie. Bardzo blisko kolejnej asysty w tym sezonie był Janicki, ale kapitalną interwencją w obronie popisał się Stasik, który w ostatniej chwili uprzedził jednego z rywali. Później po stałym fragmencie gry główkował Boczek, a następnie Trałka, ale obaj zrobili to niecelnie. W końcu, już w 76. minucie, gospodarze oddali też jedyny celny strzał, gdy Primel na raty wybronił kąśliwą próbę Kupczaka. Brzmi to trochę jak kompletna dominacja, ale nie do końca tak to wyglądało. Stal zrobiła to, co w tej sytuacji zrobiłaby większość zespołów – czekała na swoją okazję po kontrze. Kilka zostało koncertowo spartolonych (jedna znów przez Tomasiewicza, któremu po świetnym rajdzie Prokicia skoczyła piłka), ale już w doliczonym czasie goście dopięli swego. Tym razem Prokić nikomu futbolówki nie oddał, zabawił się z Lisem i sam trafił do pustaka.

Reklama

I tyle. Do Mielca wracać będzie wesoły autobus, ale wynik ten zapewne ucieszył również całe Podbeskidzie, które wczoraj efektownie ograło Zagłębie Sosnowiec i zrównało się punktami z ekipą z Poznania.

Warta Poznań – Stal Mielec 0-2

Mak 9′, Prokić 90+4′

Fot. newspix.pl

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...