Reklama

Niby 4:0, a jednak ta Barcelona jakaś już nie taka

Jan Mazurek

Autor:Jan Mazurek

06 października 2019, 23:16 • 3 min czytania 0 komentarzy

Od wielu lat kiedy jakiś zawodnik zakłada bordowo-granatowy t-shirt, automatycznie zapisuje się do klubu zwycięzców. W jego żyłach zaczyna płynąć zmodyfikowana krew, która predestynuje do tego, żeby wygrywać. Zawsze. A to mało, bo jeszcze niedawno rzeczone barcelońskie DNA miało jeszcze bardziej spektakularny charakter, bo wiązało się nie tylko z kultem triumfu, ale absolutnym dominowaniem rywala. Na każdym polu. Od jakiegoś czasu FC Barcelona przeżywa jednak delikatny kryzys tożsamościowy i nie zawsze rości sobie prawo do monopolu błyszczenia na boisku. A mimo to jak wygrywała, tak wygrywa. 

Niby 4:0, a jednak ta Barcelona jakaś już nie taka

Sevilla po letniej rewolucji jest już zupełnie inną drużyną niż w poprzednim sezonie. Wrócił Monchi, zatrudnił Julena Lopeteguiego, sprowadził mu tabun pasujących do jego koncepcji zawodników i spokojnie czekał na efekty. I faktycznie zespół z Andaluzji przed kilka pierwszych ligowych tygodni prezentował ofensywny, konsekwentny, mądry futbol, oparty na realizacji najlepszych rozwiązaniach taktycznych swojego 53-letniego szkoleniowca z czasów jego pracy w reprezentacji Hiszpanii. Z czasem przyszła jednak delikatna zadyszka i maszyna nie była już perfekcyjna, ale dalej Sevilla grała nieco powyżej przedsezonowych oczekiwań.

Barcelona nową kampanię zaczęła zaś znacznie spokojniej. Na boisko wybiegali nowi zawodnicy, jeszcze niezgrani, rywale sprawili problemy, na trybunach siedział Leo Messi, a na Camp Nou unosił się nieprzyjemny fetor kompromitacji z ubiegłorocznego rewanżowego meczu półfinału Ligi Mistrzów. Odkąd Barcelona przestała dominować, malała wiara w pomysł Ernesto Valvedre na ten zespół. Nadszedł jednak październik i nie było już przeproś. Trzeba było wygrywać i wracać do korzeni. Barcelona miała znów niszczyć defensywę rywali.

Szkoleniowiec Blaugrany do swojej dyspozycji przed meczem z Sevillą miał wszystkich swoich najzdolniejszych napastników. Oprócz Messiego, jeszcze Luisa Suareza, Ousmanne Dembele, Antoine Griezmanna i Ansu Fatiego. Każdy z nich miałby pewne miejsce w składzie każdej innej drużyny w Europie. Tu mogło zagrać tylko trzech. Valvedre postawił na trójkę Suarez-Messi-Dembele. I nie pożałował.

Urugwajczyk strzelił przepiękną bramkę z z przewrotki i potwierdził, że choć lata mijają, dalej jest jednym z trzech najlepszych snajperów na świecie. Argentyńczyk, cały mecz szukający dla siebie odpowiedniej pozycji, kręcący się, cofający, kiwający, tracący piłkę, znajdujący się poza optymalną formą, jednym fenomenalnym rzutem wolnym pokazał, że jest posiadaczem jednej z najidealniejszych lewych nóg w historii piłki nożnej. A Francuz sprawnie wpisał się w roli tego trzeciego do brydża i mimo że w jednej sytuacji farsownie przestrzelił, to naprawdę nie zaliczył gorszego występu niż Neymar za swoich katalońskich czasów.

Reklama

Po trzydziestu minutach gry zwycięstwo Barcelony nie było już niczym zagrożone i to o tyle szokujące, że do takiego stanu rzeczy wystarczyły  właściwie same bramki, bo sama gra mistrza Hiszpanii pozostawiała wiele do życzenia. Nie było spektakularnych rozwiązań akcji, przyspieszeń, błyskotliwości. Wszystko nudne. Zgrane.

I choć Sevilla zagrała naprawdę solidne zawody, a Julen Lopetegui raz po raz łapał się za głowę po kolejnych niewykorzystanych przez swoją ekipę sytuacjach, to tak naprawdę nie było szans, żeby przyjezdni ukradli triumf gospodarzom. Brakowało w ich poczynaniach tego, co piłkarze Barcelony wypracowali sobie przez lata. Krwi zwycięzców.

Bo Arthur może stracić piłkę w newralgicznej sytuacji na kilkanaście metrów od swojej bramki, Messi nie wracać się po swoich nonszalanckich zagraniach, Vidal przypominać więziennego zabijakę, a Pique zesztywniałego dziadka, kopiącego piłkę z wnukami, ale takich meczów oni nie przegrają. Nie, po prostu nie.

FC Barcelona 4:0 Sevilla FC 

Suarez 27′, Vidal 32′, Dembele 35′, Messi 78′

Fot. Newspix

Reklama

Urodzony w 2000 roku. Jeśli dożyje 101 lat, będzie żył w trzech wiekach. Od 2019 roku na Weszło. Sensem życia jest rozmawianie z ludźmi i zadawanie pytań. Jego ulubionymi formami dziennikarskimi są wywiad i reportaż, którym lubi nadawać eksperymentalną formę. Czyta około stu książek rocznie. Za niedoścignione wzory uznaje mistrzów i klasyków gatunku - Ryszarda Kapuscińskiego, Krzysztofa Kąkolewskiego, Toma Wolfe czy Huntera S. Thompsona. Piłka nożna bezgranicznie go fascynuje, ale jeszcze ciekawsza jest jej otoczka, przede wszystkim możliwość opowiadania o problemach świata za jej pośrednictwem.

Rozwiń

Najnowsze

Hiszpania

Hiszpania

Media: 60 milionów to za mało. Barcelona odrzuciła ofertę za Raphinhę

Antoni Figlewicz
1
Media: 60 milionów to za mało. Barcelona odrzuciła ofertę za Raphinhę

Komentarze

0 komentarzy

Loading...