Reklama

Czy to na pewno jest najlepsza dziewiątka w Legii?

Jan Mazurek

Autor:Jan Mazurek

22 sierpnia 2019, 23:11 • 3 min czytania 0 komentarzy

Krótko mówiąc: Sandro Kulenović irytuje. Nawet bardzo. Legia nie przeprowadza remontu, nie ma mieć piłkarza, który się tylko przepchnie, bo przeciwnicy to nie szafki nocne. Dziewiątka musi dawać więcej. Chorwat tego nie robi, nie od dziś, tyle że Vuković dalej upiera się przy swoim.

Czy to na pewno jest najlepsza dziewiątka w Legii?

I tak właśnie było w meczu przeciwko Rangers FC, ale też niewielu przypuszczało, że może być inaczej, bowiem Chorwat faktycznie zawodzi permanentnie. Znamienna była sytuacja z ostatniego ligowego spotkania Legii z Zagłębiem Lubin, kiedy opuścił on boisku po bezbarwnych 82 minutach gry i wygwizdał go cały stadion. Bezlitośnie i zasłużenie, bo w dziesięciu spotkaniach we wszystkich dotychczasowych rozgrywkach, zdobył zaledwie dwie bramki, blokując przy tym miejsce w składzie Carlitosowi i Jarosławowi Niezgodzie.

– Niektórzy słyszą to, co chcą słyszeć. To nie była pierwsza taka sytuacja, bo przy okazji spotkania z Atromitosem również nie został dobrze pożegnany przez fanów. Warto jednak zaznaczyć, że dezaprobatę w postaci gwizdów nie wykazywała „Żyleta”, lecz inne rejony stadionu. Głosy co do niego mamy podzielone. Są tacy, którzy wiedzą, że on zostawia na boisku serce. Nie obawiam się o jego głowę. To silny chłopak z charakterem, który w tej chwili jest naszą najlepszą klasyczną ,,9’’ – przekonywał na konferencji prasowej złotousty trener Legii.

W ten sposób 19-letni napastnik, mimo swojej wątpliwej dyspozycji, został desygnowany do gry w 4. rundzie eliminacji do Ligi Europy. Miał walczyć, wygrywać powietrzne pojedynki, rozbijać duet Katić-Goldson i w końcu znaleźć drogą do bramki Allana McGregora.

Wyszedł na boisko i wiele pożytku z niego nie było.

Reklama

WARSZAWA 22.08.2019 PIERWSZY MECZ IV RUNDA ELIMINACYJNA LIGA EUROPY SEZON 2019/20: LEGIA WARSZAWA - RANGERS FC --- UEFA EUROPA LEAGUE FIRST LEG FOURTH QUALIFYING ROUND MATCH: LEGIA WARSAW - RANGERS FC CONNOR GOLDSON, SANDRO KULENOVIC, FOT. MACIEJ BIALY/ 400mm.pl

Już w pierwszych minutach spotkania Kulenović miał bardzo dobrą okazję do otworzenia wyniku, otrzymał celne podanie ze skrzydła, ale całkowicie nie odnalazł się w polu karnym, potknął się, zaplątał i nie wywalczył nawet rzutu różnego. A potem odcięty od podań, miotający się między silnymi fizycznie defensorami szkockiego zespołu, zniknął na dłuższy czas.

Trzeba mu oddać, że mądrze taktycznie ustawiał się, kiedy Legia całym zespołem neutralizowała ataki gości, umiejętnie wchodził między pomocników, odcinał luki między formacjami, uniemożliwiając tym samym przyspieszenie gry, ale to nie jest wszystko, co wymaga się od snajpera. Ta sytuacja przypomina jedynie prześmiewczy oksymoron rodem z piłkarskiego słownika języka polskiego o ,,defensywnym napastniku’’.

I choć w drugiej połowie młodzieżowy reprezentant Chorwacji pokazał przebłyski swoich ofensywnych zdolności, kiedy przytomnym i precyzyjnym podaniem w tempo uruchomił szybkiego Luquinhasa, to w żaden sposób nie można ocenić jego występu pozytywnie. Jego niewiele starszy rodak, Nikola Katić schował go do kieszeni. Wygrał z nim lwią część główek, wyprzedzał go, przepisowymi sposobami zatrzymywał wszystkie jego boiskowe zapędy i dopełnił swojego obowiązku – Legia nie strzeliła gola.

O ten fakt, główny i prymarny dla losów pierwszego meczu Legii z Rangers, należy obwiniać w dużej mierze Kulenovicia, bo wiadomo, że bramki strzelać może Lewczuk, może Cafu, może Vesović, może Gwilia, ale przede wszystkim wymaga się ich od Chorwata.

Nie powstaje więc nawet wątpliwość, że nastoletni piłkarz był najgorszy na boisku po polskiej stronie. Zawiódł. Po raz kolejny swoją słabą postawą osłabił drużynę wicemistrza Polski. I naprawdę może się chwalić, że trenował z Juventusem, że cztery razy na cztery próby przy rzutach karnych pokonał Wojciecha Szczęsnego, że w ośrodku treningowym widział Mario Mandzukicia i że ten bardzo mu się podoba, ale co z tego, jeśli potem wychodzi na murawę przeciw wicemistrzowi Szkocji i przestaje być dostępny dla klubowych kolegów.

Reklama

Nie można do niego podać, bo nie wychodzi na pozycje. Nie można do niego przekierować powietrznej piłki, bo nie wygra pojedynku z defensorem rywali. Nie można liczyć, że wykorzysta dogodną sytuację na strzelenie gola, bo zwyczajnie jest nieskuteczny.

Panie Vuković, może naprawdę już wystarczy?

Fot. FotoPyk

Urodzony w 2000 roku. Jeśli dożyje 101 lat, będzie żył w trzech wiekach. Od 2019 roku na Weszło. Sensem życia jest rozmawianie z ludźmi i zadawanie pytań. Jego ulubionymi formami dziennikarskimi są wywiad i reportaż, którym lubi nadawać eksperymentalną formę. Czyta około stu książek rocznie. Za niedoścignione wzory uznaje mistrzów i klasyków gatunku - Ryszarda Kapuscińskiego, Krzysztofa Kąkolewskiego, Toma Wolfe czy Huntera S. Thompsona. Piłka nożna bezgranicznie go fascynuje, ale jeszcze ciekawsza jest jej otoczka, przede wszystkim możliwość opowiadania o problemach świata za jej pośrednictwem.

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...