Reklama

Czekam na telefon z zachodu

Jan Mazurek

Autor:Jan Mazurek

19 sierpnia 2019, 18:37 • 6 min czytania 0 komentarzy

Marek Zub już dwa razy mógł zostać selekcjonerem reprezentacji Litwy, ale za każdym razem jego kandydatura przegrywała i musiał zadowalać się pracą w zagranicznych klubach, prowadząc litewskie, łotewskie, białoruskie, i kazachskie zespoły, a także jeden chiński. Teraz pozostaje bez pracy. – Mam sporo kontaktów, znam sporo ludzi, mam szansę na znalezienie pracy na zachodzie. Staram się budować swoją przyszłość nie tylko przez bycie zwalnianym i zatrudnianym w innym podobnym miejscu, chcę przejąć kontrolę na swoim losem i samemu zadbać o swoją pozycję w trenerskim świecie – opowiada w rozmowie z nami doświadczony szkoleniowiec.

Czekam na telefon z zachodu

Już od miesiąca pozostaje pan bez pracy.

Aż jestem zszokowany, że pan o tym wie.

Dlaczego?

Bo nikt w Polsce nie patrzy w stronę Litwy.

Reklama

Nie jest pan przecież aż tak anonimowy.

To prawda. W książce telefonicznej nie ma zbyt wielu Zubów.

Dopisuje panu humor. W Polsce faktycznie nie zasłynął pan nigdy jako wybitny szkoleniowiec, ale na Litwie jest już zupełnie inaczej, bo regularnie chcą tam zatrudniać pana na stanowisku selekcjonera reprezentacji.

Do tej pory taką propozycję dostałem dwukrotnie, ale niestety nie bezpośrednio, bo zawsze był jeszcze inny kandydat i za każdym razem to on ostatecznie wygrywał. Pierwszy raz miało to miejsce jeszcze na przełomie 2015 roku, ale tamtejsza federacja zdecydowała się powierzyć kadrę Edgarasowi Jankauskasowi i według mnie była to trafiona decyzja. Drugą okazję dostałem w lutym tego roku.

I co poszło nie tak?

Nic. Znów wybrano Litwina. Tym razem Valdasa Urbonasa z Żalgirisu Wilno, który w konsekwencji jego nominacji został pozbawiony trenera na dwa tygodnie przed startem ligi. I tak to się wszystko potoczyło, że do Wilna jechałem na rozmowy w sprawie pracy z reprezentacją Litwy, a wyjechałem jako szkoleniowiec Żalgirisu, choć kiedy w 2014 roku opuszczałem ten klub, to nigdy bym nie przypuszczał, że mogę tam jeszcze kiedykolwiek wrócić. Tak naprawdę zależało mi na tej pierwszej robocie. Byłem już bardzo blisko, zostało nas dwóch, miałem spore szanse, ale jak to w życiu – nie da się niczego przewidzieć i nie wolno za bardzo się na nic nastawiać.

Reklama

Mówi pan o tym z dużym smutkiem.

Nie jest tak, że się zamartwiam, bo sam fakt, że byłem rozpatrywany świadczy o tym, iż jestem tam ceniony, ale z drugiej strony chciałem spróbować się w roli selekcjonera. Zupełnie inny charakter pracy i duży prestiż. A tak? Robię swoją robotę. Ktoś proponuje mi pracę, to ją podejmuję. Nie ma sensu się zastanawiać i głowić, co by było, gdyby coś innego się zdarzyło.

Inna sprawa też, że nie miałem już specjalnej ochoty na wchodzenie w klub. Tutaj zdarzyła się sytuacja wyjątkowa. Zresztą dosyć zabawna i spontaniczna. Przyjeżdżam do Wilna, okazuje się, że Żalgiris właśnie stracił trenera i od ręki potrzebuje nowego. Zaczęła już nawet tam panować delikatna panika, bo trudno znaleźć na rynku odpowiedniego fachowca, a to najlepszy zespół na Litwie, piłkarska lokomotywa całego kraju, więc każdym dniem wzrastała presja na wskazanie następcy dla Urbonasa. I w obliczu takiej sytuacji, wychodząc z bezowocnego spotkania w litewskiej federacji, spotkałem swojego byłego piłkarza, a dziś menadżera klubu, Deividasa Šemberasa, który zwyczajnie powiedział:

– Marek, pomóż nam, właśnie zostaliśmy bez trenera.

Dosłownie. Nie wahałem się nawet chwili. Przyjąłem tą propozycję, miałem wesprzeć drużynę w trudnym momencie, ale umowa była taka, że po pół roku będziemy mogli rozwiązać umowę za porozumieniem stron. Zależało mi na tym, ponieważ wraz z końcem pracy w Kazachstanie, chciałem zrobić sobie półroczną przerwę od piłki.

Skąd taki plan?

Wszystko po to, żeby w końcu wrócić do siebie.

ZGRUPOWANIE POLONII WARSZAWA W AUSTRII - SESJA ZDJECIOWA --- POLONIA WARSAW TRAINING CAMP IN AUSTRIA - FOTO SESSION

Czyli na Litwie, na Białorusi, na Łotwie, w Chinach i w Kazachstanie zwyczajnie brakowało panu domu?

Oczywiście, że tak. Po kilku latach takiej pracy człowiek nie ma już siły i potrzebuje się zresetować. Odległość od domu nie przeszkadza w codziennej pracy, można się na niej nawet jeszcze bardziej skupić, bo człowiek jest odizolowany od domowych problemów, tam wszystko spoczywa na barkach żony, ale ile tak można?

Pewnie to zależy od indywidualnej zdolności do pracoholizmu.

Od razu pracoholizmu. Każdy potrzebuje czasami wakacji.

Ciągła praca bywa destrukcyjna.

Oczywiście, aczkolwiek ja najwyraźniej nie mam z nią problemów, bo wystarczyło, że na horyzoncie zamajaczyła reprezentacja Litwy i od razu zmieniłem swoje plany o wakacjach. Bo myślałem, że nie będę musiał codziennie siedzieć w klubie, że będę mógł sobie to inaczej zorganizować i przy okazji coś sporego osiągnąć, bo zależało mi na odmienieniu tej kadry, która od dwóch lat nie potrafi wygrać meczu.

Chce pan tym samym powiedzieć, że ostatnie pół roku pracy w Żalgirisie, to była dla pana męczarnia i nie wkładał pan w to wystarczająco dużo zaangażowania?

Absolutnie nie. Jeśli kiedykolwiek zacznie brakować mi zaangażowania, to przestanę pracować. To specyficzny zawód. Każdy zobaczyłby, że nie wkładam w to serca i zostałbym zwolniony po kilku pierwszych meczach. A ja zostałem tyle, ile miałem zostać.

Zimą myślałem o odpoczynku, przerwie, resecie, ale teraz to już wszystko jest nieaktualne. Mam nadzieję, że niedługo, choć na razie pozostaję bez pracodawcy, dostanę robotę. Od dłuższego czasu na tym pracuję, mam swoje ambicje, chcę wrócić w trochę innej roli i jeszcze coś osiągnąć. Nie zrezygnowałem z Żalgirisu, żeby nic nie robić.

Sugeruje pan przebranżowienie?

Niekoniecznie. Zamiast na wschód, chcę wyjechać na zachód.

I jest taka szansa?

Mam sporo kontaktów, znam sporo ludzi, mam szansę. Staram się budować swoją przyszłość nie tylko przez bycie zwalnianym i zatrudnianym w innym podobnym miejscu, chcę przejąć kontrolę na swoim losem i samemu zadbać o swoją pozycję w branży.

Mówi pan bardzo enigmatycznie. Byłbym zaskoczony, jeśli powiedziałby mi pan o potencjalnej destynacji swojego kolejnego kroku?

A interesuje się pan budowlanką, handlem albo gospodarką?

Nie rozumiem, co pan chce przez to pytanie osiągnąć.

Żartuję, po prostu nie zdradzę panu, co konkretnie planuję. Nie wychodzę z piłki. Zostaję w niej. Niedługo jeszcze będzie usłyszeć moje nazwisko w kontekście pracy klubowej.

Skąd decyzja o braku przerwy?

Miesiąc odpoczywam, naładowałem baterie i jednak nie zamierzam odpoczywać. Nie potrafię tego klarownie wyjaśnić.

Powrót do Ekstraklasy jest możliwy?

Nie jest raczej tak, że z niecierpliwością czekam na telefon z polskiej ligi. Raczej wprost przeciwnie. Wiadomo, że jestem bardziej znany na wschodzie, ale mam ambicję, żeby znaleźć coś na ścisłym zachodzie.

A tam polscy trenerzy nie są cenieni.

Nie patrzę na świat przez pryzmat stron świata. Mówienie, że polscy trenerzy nie poradziliby sobie w innych ligach jest absurdalne w samym swoim założeniu. Natomiast niezaprzeczalnym jest, że żeby znaleźć pracę czy to na wschodzie, czy na zachodzie nie potrzeba być tylko dobrym trenerem, który osiąga dobre wyniki w rodzimej lidze. Trzeba mieć jeszcze układ menadżersko-trenerski, menedżersko-klubowym, trenersko-klubowy, a nawet często te trzy razem wzięte, żeby zostać zatrudnionym. Tak działa to środowisko, a nasi szkoleniowcy tego nie mają i nie są w ogóle znani poza granicami Polski.

Zamierza pan przecierać szlaki?

Na razie nikogo za sobą nie widzę. Lubię swój zawód i chcę w nim pracować.

Pracuje pan w zagranicznych ligach z konieczności czy wyboru?

Jeśli dostaję propozycję z Polski i z innego kraju, to sytuacja jest dla mnie oczywista.

Nawet jeśli to oferta z Litwy?

Oczywiście!

To słabsza liga niż polska.

To mi nie przeszkadza i nie gra żadnej roli. Wolę pracować w innych państwach. Po prostu. Każdy chciałby pracować w Bayernie albo w Barcelonie. Ja patrzę realnie i…

Czeka pan na telefon z zachodu!

Nie ukrywam tego. Dokładnie tak jest, ale nie próżnuję, bo wiem, że mogę się nie doczekać.

ROZMAWIAŁ: JAN MAZUREK

Urodzony w 2000 roku. Jeśli dożyje 101 lat, będzie żył w trzech wiekach. Od 2019 roku na Weszło. Sensem życia jest rozmawianie z ludźmi i zadawanie pytań. Jego ulubionymi formami dziennikarskimi są wywiad i reportaż, którym lubi nadawać eksperymentalną formę. Czyta około stu książek rocznie. Za niedoścignione wzory uznaje mistrzów i klasyków gatunku - Ryszarda Kapuscińskiego, Krzysztofa Kąkolewskiego, Toma Wolfe czy Huntera S. Thompsona. Piłka nożna bezgranicznie go fascynuje, ale jeszcze ciekawsza jest jej otoczka, przede wszystkim możliwość opowiadania o problemach świata za jej pośrednictwem.

Rozwiń

Najnowsze

Polecane

Thurnbichler: Nie zareagowałem wystarczająco wcześnie na negatywne zmiany [WYWIAD]

Szymon Szczepanik
0
Thurnbichler: Nie zareagowałem wystarczająco wcześnie na negatywne zmiany [WYWIAD]

Komentarze

0 komentarzy

Loading...