Reklama

Adrian jednak bohaterem! Liverpool sięga po Superpuchar Europy

redakcja

Autor:redakcja

15 sierpnia 2019, 00:48 • 5 min czytania 0 komentarzy

Niesamowita jest historia 32-letniego bramkarza Liverpoolu. Adrian trafił na Anfield Road jako opcja rezerwowa dla Alissona, choć sam przyznał, że nigdy by się nie spodziewał, iż odezwie się jeszcze do niego tak topowy klub. Miał być gościem, który solidnie potrenuje, wskoczy czasem między słupki w krajowym pucharze, ewentualnie zluzuje brazylijskiego golkipera, gdy ten nabawi się drobnej kontuzji lub będzie potrzebował chwili oddechu. Tymczasem już na początku sezonu Alisson wypadł z gry z powodu poważnego urazu i Adrian musiał dzisiaj dźwignąć ciężar występu w meczu o Superpuchar Europy. Trzeba powiedzieć, że Andaluzyjczyk miał w trakcie spotkania swoje wzloty i upadki, ale ostatecznie i on, i cała ekipa Liverpoolu opuszcza Stambuł z tarczą. Zwyciężając z Chelsea po serii rzutów karnych, tak jak z Milanem w 2005 roku.

Adrian jednak bohaterem! Liverpool sięga po Superpuchar Europy

Oczywiście nie można porównywać dramaturgii dzisiejszego meczu z pamiętnym finałem Champions League, uświetnionym legendarnym występem Jerzego Dudka. Ale nie ma co narzekać. The Blues i The Reds pokazali w Stambule kawał świetnego futbolu.

W zasadzie każdy piłkarz zasługuje na laurkę za dzisiejszy występ. Przede wszystkim dlatego, że widać było w obu zespołach głód walki o trofeum do ostatnich minut, brak kalkulacji i skłonność do ofensywnej gry. Superpuchar Europy nie jest trofeum równie prestiżowym co Puchar Mistrzów. Dlatego w tych drugich rozgrywkach finały często są nudne, przepełnione kalkulacjami, a nawet zwyczajną bojaźnią. Żeby daleko nie szukać – przecież Liverpool właśnie w takim stylu pokonał przed kilkoma tygodniami Tottenham. Tamto spotkanie uznano za duże rozczarowanie. Dzisiaj natomiast podopieczni Juergena Kloppa ruszyli na przeciwnika z otwartą przyłbicą, a Chelsea przyjęła zaproszenie do bitwy i również odpowiedziała ogniem.

Mecz lepiej zaczął właśnie Liverpool, kilka razy zaskakując obronę Chelsea i przyłapując ją na błędach w ustawieniu. Wydawało się, że londyńczycy nie otrząsnęli się jeszcze po ligowej porażce z Manchesterem United. Oczywiście 0:4 na Old Trafford to nie był zasłużony wynik, ale taki oklep – niezależnie od przebiegu spotkania – może podciąć skrzydła drużyny, która tak naprawdę dopiero się tworzy pod okiem początkującego Franka Lamparda.

Reklama

Jednak Chelsea prędko udowodniła, że nie przyleciała do Turcji po najniższy wymiar kary. Właściwie, to zwycięzcy Ligi Europy zdominowali pierwszą część gry dzięki dynamicznej, pomysłowej grze. Kapitalnie wyglądał Christian Pulisic, występ z absolutnie najwyższej półki notował N’Golo Kante, a do tego dobrą robotę robili między innymi Jorginho, Pedro i Olivier Giroud. Ten ostatni zdobył zresztą jedynego prawidłowego gola w pierwszej części gry, wykorzystując boskie podanie Pulisicia. Amerykanin sam również pokonał bramkarza po fenomenalnej akcji, ale swój rajd zaczął niestety na spalonym. Nieuznanych goli było zresztą w dzisiejszym meczu sporo, zgodnie z zaleceniami, które nakazują sędziom zwlekać do samego końca akcji z zasygnalizowaniem ofsajdu.

W drugiej połowie Juergen Klopp oddelegował na boisko Roberto Firmino, który natychmiastowo rozruszał ofensywę The Reds i mocno dał się we znaki obrońcom Chelsea. Pozwoliło to faworytom dzisiejszego meczu odzyskać kontrolę nad spotkaniem i wyrównać po golu Sadio Mane i asyście Brazylijczyka. Londyńczycy w drugiej części gry nie oddali ani jednego celnego strzału na bramkę Adriana, tymczasem po drugiej stronie boiska Kepa został zmuszony do interwencji aż czterokrotnie, lecz nie dał się więcej zaskoczyć. Zanotował też jedną genialną interwencję, która na pewno będzie wymieniana w rubryce „parada bramkarska sezonu”, choć mamy dopiero sierpień.

Lampard tymczasem potwierdził, że ma zamiar odważnie stawiać na młodych piłkarzy – po przerwie wpuścił na boisko Mounta, Abrahama i Tomoriego. Ten pierwszy pokazał kilka naprawdę ciekawych zagrań i parę razy nieźle nastraszył defensywę Liverpoolu. Trafił zresztą nawet do siatki, ale jego gol również zaliczał się do tych, które nie zostały uznane.

W dogrywce obie strony wyprowadziły po jednym celnym ciosie na szczękę przeciwnika – Sadio Mane po raz drugi wpisał się na listę strzelców, znów korzystając ze wspaniałego podania Firmino. A potem Jorginho kompletnie skonfundował Adriana przy strzale z jedenastu metrów. Karny został zresztą podyktowany za faul hiszpańskiego golkipera na młodym Abrahamie. Wydawało się wówczas, że Adrian będzie anty-bohaterem spotkania, jednak golkiperowi udało się szybko odzyskać koncentracje. Chelsea atakowała w dogrywce z niezwykłym rozmachem i miała jeszcze sporo okazji do zamknięcia meczu bez konkursu jedenastek, ale zabrakło skuteczności. Liverpool też nie wykorzystał dziur w defensywie przeciwnika.

Jeżeli chodzi o karne – Kepa, który uchodzi za specjalistę w tej dziedzinie odkąd nie pozwolił Maurizio Sarriemu zdjąć się z boiska w finale Pucharu Ligi, ani razu nie interweniował skutecznie, choć kilka razy miał piłkę na rękawicach. Adrian tymczasem wzniósł się na wyżyny swoich możliwości w ostatniej kolejce, odbijając beznadziejny strzał… Abrahama i gwarantując Liverpoolowi triumf w Superpucharze Europy.

Dla The Reds to czwarty triumf w tych rozgrywkach, przy dwóch porażkach. Chelsea wygrała natomiast Superpuchar tylko raz, przegrywając finał aż trzykrotnie.

Reklama

Jeszcze słowo o sędziowaniu, ponieważ mecz był z tego punktu widzenia historyczny. Spotkanie poprowadziły kobiety, na czele ze Stephanie Frappart. Trzeba powiedzieć, że ogólnie panie sędzie zrobiły bardzo pozytywne wrażenie. Frappart świetnie czuła grę, pozwalała na twardą rywalizację, w odpowiednich momentach sięgała po gwizdek i kartoniki. Całościowo – świetnie poprowadzone spotkanie. Niemniej, wydaje się, że trójka sędziowska i ekipa zasiadająca w wozie VAR popełniła jednak kilka poważnych błędów. Przede wszystkim – faul Adriana na Abrahamie na powtórkach wygląda na dość miękki i na kilometr pachnie od niego po prostu padolinem ze strony napastnika. No i druga sprawa – przy decydującej jedenastce w konkursie rzutów karnych (znów duet Abraham – Adrian) bramkarz zachował się nieprzepisowo, opuszczając linię przed strzałem.

EB9k7W-XoAEBHL8

Jakkolwiek spojrzeć – dwie bardzo poważne wątpliwości, który w jakiś sposób na pewno zaważyły na końcowym rozstrzygnięciu dzisiejszego starcia. Niemniej – emocji czysto piłkarskich był na tle dużo, że skupianie się na sędziowskich kontrowersjach byłoby chyba jednak trochę nie w porządku. Liverpool i Chelsea urządziły nam futbolowe show z najwyższej półki.

fot. newspix.pl

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...