Reklama

Polska piłka według Patryka Vegi. Odcinek pierwszy

redakcja

Autor:redakcja

04 sierpnia 2019, 11:28 • 7 min czytania 0 komentarzy

Patryku Vego, dziś dowiedzieliśmy się – wywiad Zbyszka Zamachowskiego na Woodstocku – że planujesz film o polskiej piłce. Nie mamy pewności, czy dobrze znasz się na naszej kopanej, więc w tym celu proponujemy ci gotowca. Zamiast łamać sobie głowę, podpiszesz, sfilmujesz i będzie akurat na nowy helikopter. Powodzenia.

Polska piłka według Patryka Vegi. Odcinek pierwszy

***

Kamera sunie przez dom zamieniony w melinę. Wszędzie walają się kiepy, puszki po browarach i styropianowe opakowania po jedzeniu na wynos. Góra talerzy w zlewie przyprószona pleśnią jak łańcuch górski śniegiem. Drzwi do łazienki mają na środku wielką dziurę jakby ktoś niedawno potraktował je soczyście z buta. Muszla toalety połamana w pół.

Kamera wjeżdża do dużego pokoju. Stoją tu ogrodowe krzesła i ogrodowy stół, na nim paczka papierosów, niedojedzony kurczak po wietnamsku i słoik po ogórkach – ogórki zjedzone, woda po ogórkach prawie do końca wypita. Na kanapie w ciuchach śpi mężczyzna przykryty poprzepalaną kiepami ceratą na stół. Mężczyzna w ręce trzyma plastikową butelkę piwa „Pyszne Mocne”, do połowy pełną. Przewraca się niespokojnie przez sen, ale cały czas, jakby kierowany instynktem samozachowawczym mimo nieświadomości, nie roni ani kropli piwa.

Wtem słychać walenie do drzwi.

Reklama

– Kurwa, Andrzej, wstawaj!

Mężczyzna budzi się nagle. Wyłazi spod ceraty. Jest ubrany w strój piłkarski, ma założone korki, na plecach numer 10, „Gadziszewski”.

– Idę przecież. Na dziesiąta miała być zbiórka.
– Jest dwunasta!
– Ty kurwa trener jesteś czy zegarmistrz?

Gadziszewski na raz dopija „Pyszne Mocne”, potem na raz dopija wodę po ogórkach, pochłaniając nawet koper i ząbek czosnku. Odpala papierosa i z nim w ustach wyłazi przed dom, którego zachwaszczony ogród wygląda jak polska odpowiedź na amazońską dżunglę. Przed bramą stoi klubowy autokar Legionu Warszawa, a przed nim wkurwiony trener Bogdan Stal.

– Gadziszewski, jeszcze raz taki numer…
– I co mi zrobisz, wyrzucisz mnie z zespołu? I kto ci grę zrobi? Młody, który boi się jak obrońca leci z sankami, na które ja wskakuję i zjeżdżam jak na jabłku z Gubałówki? A może ten Murzyn, który czy mu powiedzieć „dzień dobry” czy „spierdalaj” odpowiada „spoko, spoko”?
– Gadziszewski…
– Ty chociaż wiesz na jakiej Murzyn gra pozycji? Dogadałeś się z nim? Coś sprechasz po angielsku? Masz ten present perfect w małym palcu, nie Bogdan?
– Gadziszewski…
– How are you, Bogdan? Why your drużyna wszystko w ryj?
– Gadziszewski, chociaż, kurwa, nie pal. Juniorzy z nami jadą.

Gadziszewski łypnął na okna, zobaczył trzech nastolatków przy szybie, wlepiających w niego oczy. Skrzywił się, rzucił papieros pod buta.

Reklama

– Nie zrobisz z piłkarza świętego tak jak z cebuli nie zrobisz ananasa.
– Już zamknij mordę Andrzej, dałeś swój koncert. Jak dzisiaj nie wygramy, pakujesz się razem ze mną, miej to na uwadze.

Gadziszewski nie odpowiada, wchodzi do autokaru. Stal zatrzymuje go na schodkach.

– Andrzej, koperta dla ciebie.

Gadziszewski patrzy zdziwiony na wręczany papier.

– Prezes Słońce poszedł po rozum do głowy i zainwestował w premie za honorowe porażki?
– Powołanie. Ten tulipan, co po 0:3 z Wyspami Owczymi został w trybie nagłym selekcjonerem, musiał się naoglądać Youtuba.

***

Kamera umieszczona przy bocznej linii boiska, piłkarze schodzą z murawy. Wśród nich Gadziszewski, do którego doskakuje dziennikarz.

– Panie Andrzeju, można prosić o komentarz dla „Kuriera Sportowego”?
– To zależy.
– Od czego?
– Daj telefon.
– Po co?
– Kurwa, chcesz tą rozmowę czy nie? Daj telefon.

Dziennikarz podaje, Gadziszewski przejmuje, wbija numer. Za chwilę połączenie.

– Halo.
– Cukierski, z kim ja nie gadam, z „Kurierem Sportowym” czy ze „Sportowymi Wydarzeniami”?
– Kurwa, Gadziszewski, nie jestem twoim agentem od półtora roku.
– A czy ja cię proszę o załatwienie kontraktu w Villarreal? Zadałem ci proste kurwa pytanie.
– Nie gadasz ze „Sportowymi Wydarzeniami”.
– Dobra – Gadziszewski zawiesza głos jakby zastanawiał się czy dopytać dlaczego z nimi nie gada, ale rezygnuje, rozłącza się, podaje dziennikarzowi telefon i mówi:

– Proszę pytać.
– Strzelił pan dziś dwa gole, jeden z rzutu wolnego, jeden z karnego, do tego przy jednej bramce asystował, dzięki czemu Legion wygrał z Pomorzem Gdańsk 3:2, przerywając passę pięciu spotkań bez zwycięstwa.
– Tak, widzę, że oglądał pan mecz. Gratuluję profesjonalizmu.
– Czy pan może skomentować?
– Ale co?
– No, że pan tak dobrze zagrał.
– Ale co mam panu wytłumaczyć, że jestem dobrym piłkarzem? No jestem. Tego się nie zapomina, to jak jazda na rowerze albo… Zostańmy przy tej jeździe na rowerze.
– Uciszył pan ekspertów, którzy krytykowali powołania pana do kadry, bo ich zdaniem pan się skończył.
– Ja się dopiero zaczynam.
– W wieku 31 lat?
– A to jest piłka nożna czy „Od przedszkola do Opola”?
– Ja tylko pytam.

Gadziszewski na chwilę się zamyśla, a potem mówi zupełnie innym tonem.

– Krytyka mnie napędza. Na finiszu sezonu i na zgrupowaniu kadry udowodnię wszystkim niedowiarkom ile jestem wart. Nie jest też jeszcze za późno, by sprawdzić się w mocnej zachodniej lidze. Mogę zdradzić czytelnikom, że jest wstępne zainteresowanie mną ze strony Villarreal.
– Dlaczego w zeszłym tygodniu oddał pan do lombardu statuetkę „Piłkarza Roku” sprzed pięciu lat?
– Spierdalaj.
– Ma pan problemy finansowe? Nie płaci pan od pół roku alimentów. Czy do tego dochodzi hazard?
– Spierdalaj.
– Mamy zdjęcia, jak pan oddaje tą statuetkę.
– Której sylaby w „spierdalaj” nie zrozumiałeś?

***

Gabinet prezesa Wisły Kielce. Prezes Marian Botwina je schabowego za biurkiem z takim zapałem, że aż nie zauważa, że krawat wpadł mu do mizerii. Dyrektor sportowy Szczęśliwiński patrzy z uwagą, czeka. Wreszcie Botwina kończy, wyciera palce w wewnętrzną stronę garnituru i mówi.

– Sytuacja wygląda tak, Szczęśliwiński. Do końca dwie kolejki, w pucharach gramy albo my, albo Legion. My musimy wygrać wszystko, Legion nie może nic wygrać.

– Prezesie, a po co nam puchary? W połowie lata trzeba się będzie zbierać na jakiś kazachski pierdziszew, gdzie loty organizuje tylko mołdawski przewoźnik na samolotach pamiętających braci Wright. Jeśli w ogóle wylądujemy, kolejne pół dnia będziemy tłuc się parodią autokaru. Do fazy grupowej choćby skały srały i tak nie awansujemy, a całe przygotowania zjebane.

– Szczęśliwiński, jest okazja. Sponsor – Botwina uniósł wysoko do góry palec, krawat znów zanurzył się w mizerii – firma Śmiećpol, świetnie radzi sobie na polskim rynku utylizacji śmieci, teraz ma chrapkę na kontrakty zagraniczne. Chcą nas przejąć, bo chcą od razu przejąć pucharowicza. Oni sobie ubzdurali, że zbudują mocny klub w oparciu o standardy korporacyjne i wypromują się za granicą co rok grając w fazie grupowej…
– Z chuja spadli?
– Czy spadli, tego nie wiem. Wiem natomiast dostatecznie dużo: po pierwsze, że można to wykorzystać. Po drugie, że jak nas nie wezmą, pójdą do Podlasia Białystok, które ma puchary pewne przez Puchar Polski. Ja im dałem lepsze warunki, nawiązałem też po staropolsku dobre, zmrożone kontakty zeszłej nocy, nie zapominając uzmysłowić im, że potrzebują u władzy ludzi z klubowym DNA, by była troska o tradycję, kibiców i inne takie duperele. Poza tym potrzeba im przewodników po piłce, którzy znają realia, w oparciu o co staną na straży tej kosztownej rewolucji, już tego lat sprowadzając odpowiednio renomowanych zawodników, najlepiej od razu kilkunastu…
– Rozumiem prezesie – oczy Śzczęśliwińskiego błyszczały jak napis „Jackpot” na jednorękim bandycie – ku europucharowej chwale. My…
– O nas się nie martwię. Chodzi o Legion.
– Legion ostatnio kaleczy, a terminarz ma trudny: wyjazd na Podlasie, gdzie nikt w tym sezonie nie wygrał, a na koniec mecz z Parowozem Poznań u siebie. Parowóz gra o mistrza, nie odpuści. Powinno się samo zrobić.
– Nawet gówno się samo nie zrobi, Szczęśliwiński. Jak ty czasem coś powiesz, to zastanawiam się dlaczego jesteś moim dyrektorem sportowym.
– Bo jestem twoim zięciem?
– Zamknij się. Sęk w tym, że nie możemy polegać na „powinno się udać”, musimy mieć pewność.
– Sędziowie?
– Po Wrocławiu będzie ciężko. Nie mówię, że niemożliwe, ale na razie zostawmy to jako opcję rezerwową. Teraz zadzwoń do Gadziszewskiego.
– Teraz może być ciężko. Godzinę temu skończył mecz, pewnie najebany.
– To spróbuj rano – Botwina zamyślił się – rano pojutrze. Ma pewny skład w Legionie, a dawno się wyleczył z piłki, jemu chodzi już tylko o pieniądze. Potrzebuje ich zresztą na zaraz. Będzie idealny.

CD być może N…

Zmyślał Leszek Milewski

Napisz do autora

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...