Reklama

„Mam poczucie, że nasze marzenia o Lidze Mistrzów prysły za szybko”

Michał Kołkowski

Autor:Michał Kołkowski

25 lipca 2019, 08:35 • 9 min czytania 0 komentarzy

Piast Gliwice przystępuje dzisiaj do walki o udział w fazie grupowej Ligi Europy. Jednak zawodnicy mistrza Polski zgodnie podkreślają, że apetyty były zdecydowanie większe. Również Marcin Pietrowski, jeden z liderów Piasta, nie ma wątpliwości, iż dwumecz z BATE mógł – i powinien był – potoczyć się inaczej. – Czuć było z boiska, że gramy dobrze, nawet jeżeli ostateczny rezultat tego dwumeczu o tym nie świadczy. Mam poczucie, że nasze marzenia o Lidze Mistrzów prysły za szybko.

„Mam poczucie, że nasze marzenia o Lidze Mistrzów prysły za szybko”
***

Przegrany dwumecz z BATE, porażka w Superpucharze, remis z Lechem w lidze. To nie były kiepskie mecze w wykonaniu Piasta, ale kiepskie są wyniki. Czas bić na alarm?

Nie ma takiej potrzeby. W każdym z tych spotkań graliśmy swoją piłkę, kontrolowaliśmy przebieg meczów. Po prostu piłka nie wpadała do siatki w takich sytuacjach, w których powinniśmy ją tam umieścić. A przeciwnicy bezlitośnie wykorzystali nasze nieliczne błędy. Stąd niekorzystne wyniki. Natomiast samo spotkanie ligowe z Lechem Poznań podzieliłbym na dwie fazy. W pierwszej połowie nasza drużyna zdecydowanie dominowała, początek drugiej połowy również wyglądał z naszej strony fajnie. Potem Lech przejął inicjatywę, rzucił się do ataku, czego konsekwencją była nasza czerwona kartka. No i później rzeczywiście nie doszliśmy już do głosu, chwilami było bardzo groźnie pod naszą bramką.

Spora rotacja w waszym składzie na starcie sezonu. Może to ona nie pozwala Piastowi złapać równowagi?

Reklama

Trudno mi odpowiedzieć na takie pytanie. Trenerzy najlepiej wiedza, jakie są obciążenia dla poszczególnych zawodników. Kadra jest szeroka i każdy w drużynie jest głodny gry. Myślę, że nie mnie oceniać takie kwestie – sztab szkoleniowy najlepiej wie, jak to wszystko poukładać i z pewnością robi to dobrze.

A może mistrzostwo Polski sprawiło, że trochę przygasła wasza słynna atmosfera, która tak pięknie was poniosła do sukcesów w minionym sezonie?

Nadal mamy znakomitą atmosferę, zgraną drużynę. Nie ma zadowalania się tym, co było. Wręcz przeciwnie. Może to był dopiero pierwszy krok do tego, żeby osiągnąć jeszcze więcej? Na przykład ugrać coś w europejskich pucharach? I w zasadzie to my nawet nie mieliśmy dość czasu, żeby w pełni się zadowolić tym mistrzostwem. Pojechaliśmy na urlopy, ale tak naprawdę każdy od razu myślał nad tym, jak najlepiej przygotować się do meczów w eliminacjach do Ligi Mistrzów.

Eliminacjach, które już za wami. Przetrawiłeś porażkę z BATE?

Pozostaje duży niedosyt, bo na przestrzeni dwumeczu na pewno nie czuliśmy się słabsi od BATE. Po prostu czuć było z boiska, że gramy dobrze, nawet jeżeli ostateczny rezultat tego dwumeczu o tym nie świadczy. Mam poczucie, że nasze marzenia o Lidze Mistrzów prysły za szybko. Nie ma co ukrywać, każdy piłkarz marzy o tym, żeby w tej Lidze Mistrzów zagrać, dostać się do fazy grupowej, stąd na pewno pozostaje w nas gorycz, że dzisiaj czeka nas już spotkanie tylko w eliminacjach do Ligi Europy. Szkoda, że tak szybko to uciekło. Wiadomo – styl był fajny, fajnie graliśmy. Ale jednak się nie udało i to na pewno nadal powoduje pewien smutek.

Reklama

Joel Valencia zrecenzował grę BATE jako „gównianą”.

Widzę to inaczej. Jak analizowaliśmy występy BATE Borysów, to naprawdę wychodziło na to, że to jest klasowa drużyna. Po prostu gra się tak, jak przeciwnik pozwala. My nie pozwoliliśmy BATE na wiele. Dlatego nie umniejszałbym wartości przeciwnika, ale podkreślił naszą pracę. Dobrze ich neutralizowaliśmy. Choć koniec końców na wierzch wyszło ich doświadczenie, bo to przecież oni wyszli zwycięsko z tej potyczki, a nie my.

W meczach z Białorusinami byłeś kapitanem drużyny. Trudno było podźwignąć kolegów po takich ciosach, jakie spadły na was w końcówce rewanżowego starcia?

To jest ciężka sytuacja. W momencie gdy prowadzisz przez znaczną część meczu i masz po prostu to poczucie, że rządzisz na boisku, a nagle jeden błąd przekreśla wszystko… Naprawdę trzeba być mocnym człowiekiem, żeby to wszystko udźwignąć i jeszcze chłopaków dodatkowo zmotywować do walki. Mamy w zespole wielu zawodników, którzy potrafią wziąć na siebie obowiązki takiej wiodącej postaci, jeżeli chodzi o mental. Ale też prawda jest taka, że moment był niezwykle trudny. Gdy straciliśmy bramkę na 1:2 i dotarło do nas, że teraz musimy zdobyć dwa gole żeby awansować, ciężko było się otrząsnąć i podnieść.

GLIWICE 17.07.2019 DRUGI MECZ I RUNDA ELIMINACYJNA LIGA MISTRZOW SEZON 2019/20: PIAST GLIWICE - BATE BORYSOW - UEFA CHAMPIONS LEAGUE FIRST QUALIFYING ROUND SECOND MATCH: PIAST GLIWICE - BATE BORISOV MARCIN PIETROWSKI FOT. MICHAL CHWIEDUK / 400mm.pl

Dzisiaj Lechia Gdańsk gra w eliminacjach do Ligi Europy i Marcin Pietrowski też, ale… nie w Lechii. Przewidziałbyś kilka lat temu, że tak się to wszystko poukłada?

Nigdy tak daleko w przyszłość nie wybiegałem, choć nie ukrywam, że moim marzeniem było grać w Lechii Gdańsk całe życie. Ale doświadczenie innych osób zawsze podpowiadało, że takich piłkarzy, którzy całą karierę spędzają w tym samym klubie nie ma zbyt wielu. Ja i tak spędziłem w Lechii naprawdę bardzo wiele lat. Myślę z perspektywy czasu, że zmiana barw to był dla mnie bardzo korzystny krok. Po prostu w Gliwicach rozwinąłem się piłkarsko. W zasadzie moje najlepsze lata gry przeżywam tutaj. Lechia miała bardzo duże ambicje, co było widać po ruchach transferowych, ale w piłce nie tylko o to chodzi. Widać zresztą, że choćby na nasz sukces w Piaście złożyło się wiele innych czynników.

Byłeś w Gdańsku – jeszcze jako defensywny pomocnik – niedoceniany?

Moja uniwersalność zawsze była doceniana przez trenerów. Całe moje młodzieńcze lata spędziłem grając jako środkowy pomocnik, jednak w pewnych momentach szkoleniowcom brakowało trochę większej rywalizacji, a ja sobie na różnych pozycjach zawsze radziłem. Naprawdę sporo mi to w karierze pomogło, bo zawsze byłem w kręgu wyboru trenera. Czasami można oczywiście powiedzieć, że jeżeli ktoś potrafi grać wszędzie, to tak naprawdę ostatecznie nie gra nigdzie, ale w moim przypadku tak nie było. Czułem się doceniany ze względu na wszechstronność, a nie traktowany jako zapchajdziura. Trenerzy w Gliwicach od początku zauważyli też we mnie bardzo otwartego człowieka. Właściwie zaraz po podpisaniu kontraktu z klubem trafiłem do rady drużyny, noszenie opaski kapitańskiej to też dla mnie bardzo miła sytuacja. I to nie dlatego, że ktoś o tym kiedyś zadecydował i mi ją wręczył. Te dobre relacje z zespołem i trenerami odczuwam na co dzień. Nie ukrywam, że czuję się ważną postacią w naszej szatni.

Powiedziałeś kiedyś, że nie masz za wiele piłkarskiego talentu. Skromność, czy realna ocena swoich umiejętności?

Pewnie trochę jednego i drugiego. Żeby grać na poziomie ekstraklasy przez tyle lat, to jednak trzeba pewną jakość piłkarską prezentować. Aczkolwiek widać po niektórych zawodnikach z naszej ligi, szczególnie tych zagranicznych, że obycie z piłką mają znacznie większe niż ja. Moje atuty są inne. Gram już teraz na pozycji obrońcy, bo rzeczywiście moje walory przydają się przede wszystkim w defensywie. A jak to się dalej rozwinie? Życie i doświadczenie podpowiada, że w piłce nie można wybiegać za daleko w przyszłość. Skupiam się na tym, żeby być tu i  teraz w dobrej dyspozycji, dobrej formie.

Można powiedzieć, że w dziedzinie dbania o formę jesteś fachowcem.

Tak, pewnie. Już od czasu studiów. Zainteresowałem się wtedy tematem dietetyki, od tego czasu przywiązuje dużą wagę do tych kwestii, w czym właśnie studia mi bardzo pomogły. Nie ukrywam, że moim zdaniem to jest droga dla wszystkich zawodników – odpowiednia regeneracja, zdrowe odżywianie. Mogę powiedzieć na swoim przykładzie, że widzę ogromną różnicę. Kiedyś człowiek myślał, że wszystko robi dobrze, a jak przyszło co do czego, to wiele można było w swoim codziennym prowadzeniu się poprawić. To bardzo szeroki temat, trudno nawet jest mi o tym powiedzieć w dwóch zdaniach. Krótko mówiąc – najważniejszy jest poziom glikogenu w mięśniach. Jedzenie zbyt dużej ilości mięsa niekorzystnie wpływa na zawodników wyczynowo uprawiających sport. Tutaj doszukałem się głównego powodu moich dawnych wahań formy. Kombinowałem przez całą swoją karierę, szukałem rozwiązań. W końcu wszystko zrozumiałem i widzę, że dzięki pewnym zmianom czuję się lepiej, co przekłada się na boiskową postawę.

Zarażasz tą zajawką innych?

Dzisiaj już nie, ale kiedy kończyłem studia i poznałem po sobie, jak ogromny przeskok dostrzegam w swojej wydolności, to rzeczywiście przez rok-dwa przechodziłem taki etap, gdy każdemu o tych swoich efektach opowiadałem. Zresztą, koledzy w Gliwicach sporo już o tym wiedzą, mają swoją świadomość. Nie będę przecież każdego namawiał do zmiany diety.

Zastanawiałeś się kiedyś jak potoczyłaby się twoja kariera, gdybyś rozpoczął ją mając w głowie tę wiedzę, którą masz teraz?

Tego już się nie dowiem. Na pewno miałem ogromne szczęście, że mogłem karierę rozpocząć w takim klubie jak Lechia Gdańsk, która rok po roku wspinała się po ligowych szczeblach. Dzięki temu w wieku 22 lat miałem okazję do debiutu w ekstraklasie, rozwijania się u boku coraz lepszych piłkarzy. Dawne lata, ale też piękne czasy. Będąc jeszcze nastolatkiem jeździłem po prostu z kumplami na mecze, byłem kibicem Lechii jeszcze na poziomie czwartoligowym według starego podziału. Z biegiem czasu dostałem szansę gry w pierwszej drużynie. Zadebiutowałem w trzeciej lidze, troszeczkę grałem też w drugiej i pierwszej. Te marzenia cały czas się spełniały. Oczywiście nie zadowalało mnie to, bo nie byłem podstawowym piłkarzem wyjściowej jedenastki, ale czułem, że obecność w Lechii gwarantuje mi stały, piłkarski rozwój. Zresztą – obecność w takim klubie sama w sobie znaczy coś wielkiego. W naszym roczniku było sporo fajnych chłopaków, być może nawet bardziej utalentowanych ode mnie. Im się ostatecznie nie udało zaistnieć na najwyższym poziomie, a ja swoją determinacją czy zaangażowaniem, dążeniem do jak najlepszego treningu zdołałem dotrzeć do tego miejsca, w którym jestem teraz.

ekstraklasa-2019-07-25-04-07-34

Gdy z trenerem Latalem u steru walczyliście o mistrzostwo Polski, porównałeś Piasta do pamiętnej ekipy Leicester City. Ostatecznie udało się wam powtórzyć wyczyn „Lisów” z lekkim opóźnieniem.

To mimo wszystko inne sytuacje. Za trenera Latala – podobnie jak było w przypadku Leicester – dość szybko wypracowaliśmy sobie przewagę punktową, która w pewnym momencie sezonu była dość duża. W poprzednich rozgrywkach wyglądało to inaczej. Prawie do końca sezonu nikt nie traktował nas jako poważnego kandydata do tytułu. Być może z tego powodu było nam odrobinę łatwiej. Drużyny, które były przed nami zaczęły się gubić, a my poczuliśmy wiatr w żaglach. Do Gdańska i do Warszawy jechaliśmy po to, żeby otworzyć sobie drogę do mistrzostwa. Rywale inaczej się wobec nas nastawiali. Gdzieś w podświadomości siedzi, że zawodnicy nastawiają się inaczej na Legię czy Lecha, niż potencjalnie słabszego rywala.

Dziś już nikt was ulgowo nie potraktuje. Będzie tylko trudniej, o czym świadczy początek sezonu.

Jesteśmy najlepszą drużyną w kraju i to dodaje nam pewności siebie. To my jesteśmy mistrzami Polski, więc podchodzimy do spotkań z innej pozycji. Grając tak, jak graliśmy dotychczas w bieżącym sezonie, utrzymując ten poziom zaangażowania, będziemy w stanie wygrać z każdym.

Teraz – jako mistrz Polski – czujesz się piłkarsko spełniony?

Nie. Spełnienia zawodowego nie odczuwam. Niektórzy sugerują, że mistrzostwo Polski to taka wisienka na torcie – ja do tego tak nie podchodzę. Przecież teraz przede mną jeszcze ważniejsze mecze, jeszcze większe wyzwania. Najpierw był dwumecz z BATE, dzisiaj gramy w Lidze Europy. Nie wolno się zaspokajać tym, co już było. Trzeba cały czas wyznaczać sobie kolejne cele, podnosić poprzeczkę.

Riga FC rozpracowana?

Wczoraj już sporo się na temat rywala dowiedzieliśmy, mieliśmy też trening taktyczny. Dzisiaj na odprawie trener Fornalik nakreśli nam wszystkie szczegóły. Zdajemy sobie sprawę, że w europejskich pucharach każdy mecz – obojętnie z jakim rywalem – trzeba po prostu wybiegać, wywalczyć. Najważniejsza jest dyspozycja dnia. Nie ma potrzeby oglądania się na rywala – kluczowe jest, żebyśmy sami grali swoją piłkę, na boisku zaangażowali się w stu procentach. Wtedy o korzystny rezultat będzie łatwiej, bo mamy w drużynie wystarczająco jakości, żeby awansować do kolejnej rundy.

MK

400mm.pl

Za cel obrał sobie sportretowanie wszystkich kultowych zawodników przełomu XX i XXI wieku i z każdym tygodniem jest coraz bliżej wykonania tej monumentalnej misji. Jego twórczość przypadnie do gustu szczególnie tym, którzy preferują obszerniejsze, kompleksowe lektury i nie odstraszają ich liczne dygresje. Wiele materiałów poświęconych angielskiemu i włoskiemu futbolowi, kilka gigantycznych rankingów, a okazjonalnie także opowieści ze świata NBA. Najchętniej snuje te opowiastki, w ramach których wątki czysto sportowe nieustannie plączą się z rozważaniami na temat historii czy rozmaitych kwestii społeczno-politycznych.

Rozwiń

Najnowsze

Hiszpania

Pique po El Clasico: Czy to była kradzież? Samo pytanie wskazuje na to, że tak

Patryk Fabisiak
1
Pique po El Clasico: Czy to była kradzież? Samo pytanie wskazuje na to, że tak

Liga Europy

Liga Europy

Trzy wyzwania przed Bayerem. Na realizację jednego ma 9% szans, drugiego nie osiągnął nawet Real

8
Trzy wyzwania przed Bayerem. Na realizację jednego ma 9% szans, drugiego nie osiągnął nawet Real

Komentarze

0 komentarzy

Loading...