Reklama

By nie żyć Juventusem, potrzeba czegoś więcej niż dwumeczu z Broendby

redakcja

Autor:redakcja

25 lipca 2019, 11:55 • 4 min czytania 0 komentarzy

Zdecydowanie za długo Lechia musiała żyć historią. Wspominać mecze z Juventusem, myśleć o Solidarności, Wałęsie, Bońku przebierającym się w ich szatni, sensacyjnym prowadzeniu 2:1 z napakowaną gwiazdami drużyną. Jest to ładna przeszłość, ale nią nie należy żyć, bo wówczas ucieka teraźniejszość i cóż, Lechia musiała na przykład patrzeć, jak rywal zza miedzy dzielnie walczy z Midtjylland. Niby nie ma wątpliwości, kto jest lepszy w derbach, ale musiało boleć. Arka przynajmniej na parkingu salonów, Lechia w piwnicy. No, ale jako się rzekło: koniec z tym festiwalem wspomnień, czas napisać nowe akapity. Co więcej, jest nadzieja, że nie będziemy mówić tylko o ładnej porażce.

By nie żyć Juventusem, potrzeba czegoś więcej niż dwumeczu z Broendby

Oczywiście trudno być optymistą w kwestii polskich zespołów w europejskich pucharach, tak jak trudno przejść przez Białystok w kolorowym swetrze. Natomiast parę powodów do tego optymizmu potrafimy znaleźć. Po pierwsze wydaje nam się, że styl zaproponowany przez Stokowca w lidze, może zadziałać również w pucharach. To nie jest rzucenie się na hurra na rywala, który – jeśli będzie ogarnięty – spokojnie wypunktuje tę ułańską szarżę. Nie, doskonale znamy już Lechię i wiemy, że to ona czeka na błąd rywala, a potem kontruje go bezlitośnie, potrafiąc wykorzystać wszystkie swoje sytuacje. Tak było w sezonie 18/19, ale też w tym, bo przy okazji Superpucharu co gdańszczanie kopnęli, to im wpadało.

A że w pucharach trzeba być skutecznym, może potwierdzić Piast Gliwice, który miał BATE na widelcu, ale Białorusini dwa razy zaatakowali i dwa razy sieknęli bramę.

LECHIA OGRA BROENDBY? KURS 2.40 W ETOTO

Reklama

Jakąś nadzieją napawa więc skuteczność Lechii, ale i doświadczenie poszczególnych piłkarzy. Takiego Mladenovicia nie może przerazić druga runda eliminacji do eliminacji, skoro facet strzelał Romie w fazie grupowej Ligi Mistrzów. Swoje z Legią w pucharach przeżywali Kuciak, Łukasik i Wolski, z Lechem potrafił coś ugrać Peszko, poza tym smak albo smaczek Europy znają choćby Maloca, Paixao, Gajos, Nalepa, czy Kubicki. Znów odwołamy się do Piasta: tam też mówiono po odpadnięciu, że zabrakło doświadczenia. To może wydawać się głupią wymówką, ale naprawdę ma znaczenie, gdy jeden błąd potrafi wyrzucić cię za burtę.

ekstraklasa-2019-07-25-10-07-39

I cóż, przyzwoite doświadczenie w pucharach ma też Stokowiec. Najpierw, z drobnymi przygodami, udało się odprawić Bułgarów (teraz brzmi jak cholernie trudne wyzwanie), a potem Partizan Belgrad. Dziś brzmi to, jak film sci-fi i to taki naprawdę odpicowany. A przecież i wtedy Serbowie byli stawiani w roli zdecydowanego faworyta, jednak nie udało się im sforsować defensywy Zagłębia i potem odpadli w karnych.

Następnie Stokowiec wpadł na SoenderjyskE, którego przejść się już nie udało i… tu chyba trzeba wspomnieć o wątpliwościach? Niestety, jeśli tylko nie mierzymy się z Norwegami, od Skandynawów dostajemy w dupę. To znaczy: dostajemy w dupę właściwie od każdego, ale od Skandynawów tym bardziej. Zobaczcie.

Szwedów wyrzuciliśmy po raz ostatni z pucharów w sezonie 01/02. Od tego czasu cztery dwumecze to cztery porażki: Lecha z AIKiem, Śląska z Helsingborgiem, Śląska z Goeteborgiem i Piasta z Goeteborgiem. Bilans bramek jest haniebny, dwa trafienia dla nas, 14 (!) dla nich.

Z Duńczykami w tym wieku jest trochę lepiej, ale znów nie możemy wyjmować szampanów i śpiewać Golców. Arka odpadłą z Mitdjylland, wspomniane Zagłębie z SoenderjyskE, Legia z Broendby. W eliminacyjnym dwumeczu tylko Ruch ograł Esbjerg. W fazie grupowej LE Legia i Wisła raz przegrały, raz wygrały. Jakkolwiek więc zmrużyć oczy, nie jest to pozytywny bilans.

Reklama

No i wspomniani Norwegowie. Na pięć dwumeczów w XXI wieku wygraliśmy trzy, więc ich jeszcze trzymamy w ryzach. Niestety, Broendby nie jest z Norwegii.

A MOŻE „JEDEN, JEDYNY BŁĄD” I WILCZEK Z GOLEM? 3,50 W ETOTO

Skandynawowie nam więc nie pasują, wydaje się, że powodów dla takiego stanu rzeczy jest kilka. Po pierwsze winy trzeba szukać w nas, bo jednak Szwedzi i Duńczycy nie podbijają Europy, a nas tak, toteż powiedzmy uczciwie: jesteśmy dziadami. Po drugie mówimy o wybieganych gościach, a ekstraklasowy piłkarz, jak widzi mecz w niedzielę po czwartku, to już ma omamy. Po trzecie, jak pamiętamy te starcia ze Skandynawią, tamte drużyny imponowały bardzo dobrą organizacją gry. Po czwarte, chodzi też o finanse, sumy, jakie wydaje i zarabia przykładowa Kopenhaga, są dla polskich zespołów kompletnie nierealne. Ale też Broendby umiało rzucić cztery bańki za Aggera, poza tym trzyma teraz Wilczka, po którego poszedłby na piechotę każdy polski klub. To coś mówi.

Będzie ciężko (choć nam zawsze jest ciężko). Na pewno Lechia musi pomyśleć o zaliczce, ponieważ rywale groźniejsi są u siebie, a na wyjeździe w ostatnich latach potrafili dostać od Hajduka, Intera Turku czy Vaasana Palloseury. Nie pogubić się w obronie, utrzymać skuteczność z przodu. Dać radość kibicom, którzy tak licznie zjawią się tym razem na obiekcie.

Trzeba pamiętać: tak jak z porażki z Juventusem zrodziło się zwycięstwo, tak odpadnięcie z Broendby będzie po prostu odpadnięciem z Broendby.

*

Fot. 400mm.pl

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...