Reklama

Bez goli, bez idealnych sytuacji, a jednak w Łodzi nie było nudno!

redakcja

Autor:redakcja

19 lipca 2019, 23:40 • 3 min czytania 0 komentarzy

Mecz bez goli, w zasadzie bez stuprocentowych sytuacji. Na dodatek rozegrany w Ekstraklasie. Taka mieszanka w prawie każdym przypadku oznaczałaby, że oglądaliśmy piłkarską padlinę. Ale nie tym razem. Mimo wszystkich powyższych czynników, po spotkaniu ŁKS-u z Lechią nie czujemy się wypruci z energii życiowej, nie mamy dość polskiej ligi na kolejne dwa tygodnie. 

Bez goli, bez idealnych sytuacji, a jednak w Łodzi nie było nudno!

To był w sumie całkiem niezły mecz. Naprawdę. Nawet Maciej Gajos raz super podał zewniakiem (inna sprawa, że poza tym nic mu nie wyszło).

Przy okazji byliśmy świadkami starcia dwóch zupełnie różnych filozofii futbolu. ŁKS chce grać piłkę piękną, efektowną, wzbudzającą entuzjazm na trybunach. Z kolei trener gdańszczan Piotr Stokowiec nawet w przedmeczowym wywiadzie mówił, że jego drużyna ma przede wszystkim być solidna w defensywie, a coś w ofensywie dorzucić przy okazji. Wyszło na to, że obie strony trochę rację miały i trochę nie.

Beniaminek z Łodzi zgodnie z oczekiwaniami potrafił fajnie poklepać, zawsze było wielu ludzi do rozegrania. Problem pojawiał się wtedy, gdy należało wykonać decydujące podanie czy dośrodkowanie. Wtedy w polu karnym gości najczęściej przebywał osamotniony Łukasz Sekulski i niewiele mógł zrobić. Ten sam problem miał później jego zmiennik Rafał Kujawa, choć on nieco bardziej szukał sobie gry w innych sektorach. Dusan Kuciak często był sprawdzany przez zawodników ŁKS-u (oddali aż 25 uderzeń, z czego siedem celnych), ale głównie po strzałach z dystansu lub ze średnio komfortowych pozycji w obrębie szesnastki. Oczywiście Słowak tak czy siak mocno się wykazał, nie zaliczył jednak interwencji z gatunku spektakularnych. Raczej bardzo dużo solidnych.

Reklama

kuciak multi

Najczęściej niepokoił go Dani Ramirez. Hiszpana wielu obserwatorów I ligi typowało na gwiazdę PKO Bank Polski Ekstraklasy i widać, że nie wróżyli z fusów. Pomocnik ten nieustannie znajduje się pod grą, świetnie kontroluje piłkę, ma zmysł do gry kombinacyjnej. Już na początku kapitanie odnalazł w polu karnym Łukasza Piątka, tyle że ten skiksował. Parę minut później stworzył pozycję do strzału Bartłomiejowi Kalinkowskiemu. Sam – głównie w drugiej połowie – próbował szczęścia kilka razy, to on najmocniej niepokoił Kuciaka. Kropki nad „i” zabrakło, ale i tak wyróżniamy Ramireza za ten występ, bo z piłkarzy grających w polu zdecydowanie najbardziej się pokazał.

Lechia swoim pragmatyzmem kilka razy mogła ŁKS skarcić. Występujący na prawej obronie Jan Grzesik delikatnie mówiąc nie stanowił zapory, to głównie jego stroną ekipa z Trójmiasta stwarzała zagrożenie. A zwłaszcza Filip Mladenović, który w paru akcjach uciekł Grzesikowi tak, że ten nie dałby rady nawet go sfaulować. To po strzale Serba w bliższy róg najbardziej wymagającą interwencję miał Michał Kołba, który potem odbił jeszcze bombę Lukasa Haraslina z dystansu, a po przerwie głównie się nudził.

Dlaczego? Ano dlatego, że pod koniec pierwszej połowy zupełnie odcięło prąd Żarko Udoviciciowi. Bandyckim wślizgiem w nogi Grzesika bezdyskusyjnie zasłużył na czerwoną kartkę, którą Paweł Gil pokazał mu dopiero po analizie powtórek (pierwotnie była żółta).

Reklama

Osłabiona Lechia w drugiej odsłonie wyprowadziła kilka dobrze zapowiadających się kontr – głównie dzięki rajdom Mladenovicia – ale w finalnej fazie przeważnie kasowała je łódzka defensywa. Stokowiec siłą rzeczy nastawił się już na utrzymanie remisu i to się udało.

ŁKS cisnął do końca i z oczywistych względów to po stronie drużyny Moskala dominować będzie uczucie niedosytu. Ogólnie jednak beniaminek całkiem przyzwoicie przedstawił się ekstraklasowej publiczności. Może nie rzucił na kolana, ale też nie zniechęcił. Lechia wraca z punktem, który – jak to się mówi w pomeczowych wywiadach – należy szanować.

screencapture-207-154-235-120-mecz-149-2019-07-20-16_39_46

Fot. newspix.pl

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...