Reklama

Historia Diego, którego zabił Maradona

Bartosz Burzyński

Autor:Bartosz Burzyński

17 lipca 2019, 16:47 • 4 min czytania 0 komentarzy

Niewyobrażalna sława, mityczność i bolesne upadki – takie filmy kręci Asif Kapadia. Tym razem nagrodzony Oscarem reżyser zajął się historią Diego Armando Maradony. Mistrza świata, mistrza w upadaniu, Boga, diabła, skandalisty, a przede wszystkim zwykłego chłopaka ze slumsów Buenos Aires, którego już z nami nie ma od wielu lat. Został jedynie Maradona – oszust, narkoman i przegrany. Ostatni raz cały świat zobaczył go w trakcie rosyjskiego mundialu na trybunach stadionu w Sankt-Petersburgu, gdy upadł kolejny raz w swoim życiu. 

Historia Diego, którego zabił Maradona

Szczerze mówiąc, przed seansem byłem zdziwiony, że Asif Kapadia już teraz sięgnął po postać Diego Maradony. Wcześniej na warsztat, owszem, brał równie tragicznie historie, ale kończące się najboleśniej jak tylko można… Śmiercią. Mistrz świata z 1986 roku nad przepaścią stał wiele razy, ale nigdy nie postawił ostatniego kroku. Nie odszedł na zawsze, jak Amy Winehouse i Ayrton Senna. Wybierając „Diego” jesteśmy przekonani, że idziemy na film o bohaterze, który nadal żyje, ale Kapadia w niezwykle wstrząsający sposób uświadamia nam, że prawda jest inna. Uśmiechnięty nastolatek z biednej dzielnicy Buenos Aires zmarł już dawno temu. Zaczął umierać jeszcze w Neapolu, w którym upadał pod ciężarem sławy.

Brytyjski reżyser skupił się przede wszystkim na okresie neapolitańskim. Wystarczyło w zupełności, ponieważ wtedy wydarzyły się wszystkie najważniejsze rzeczy w życiu Diego Maradony. Właśnie w tamtym czasie Maradona zaczął spychać na boczny tor życzliwego chłopaka z Buenos Aires, który już w wieku 15 lat zaczął dźwigać krzyż. Niezwykle ciężki jeszcze w Argentynie, kilka lat później nie do uniesienia nawet dla Boga.

Fenomen narkotyków był wtedy dość nowy, a Diego był jednym z pierwszych piłkarzy, sportowców w ogóle, którzy mieli takie znaczenie. Przecież jego podobizny były nawet na flagach. Żeby to stwierdzić, musielibyśmy chociaż godzinę przeżyć jako Maradona. Ale Maradona, nie Diego. Maradona, który wyszedł, skąd wyszedł. Maradona, którego nikt nie uczył tych podstawowych ludzkich wartości, rozróżniania dobra i zła – powiedział w wywiadzie dla Weszło, trener Maradony, Fernando Signorini.

Asif Kapadia daje nam coś szczególnego, ponieważ pozwala nam wejść do świata Maradony na dwie godziny. Nie steruje nami w żaden sposób, gdyż „Diego” nie jest dokumentem, w którym mądre głowy mówią o życiu wielkiego człowieka. Ten film jest cudowny, bo opowiada o nim sam Diego Maradona. Archiwalne nagrania i zdjęcia, które pierwszy raz ujrzały światło dzienne, są wstrząsające i wzruszające. Wkurzające i powodujące uczucie ulgi. Zabawne i tragiczne. Są dokładnie takie, jaki był Diego i Maradona.

Reklama

 

Film „Diego” pokazuje przede wszystkim losy człowieka. Nie trzeba interesować się sportem, by zrozumieć i wzruszyć się historią jednego z najlepszych piłkarzy w historii futbolu. Nie trzeba znać wyników, klubów, historii futbolu. Wystarczy oglądać i przenieść się do Neapolu lat 80. Jednego z najbiedniejszych miast Europy, do którego przybył najdroższy piłkarz na świecie. Oddanego w ręce „Kamorry”, z którą Argentyńczyk musiał mieć dobre relacje. Pogarda dla Napoli we Włoszech była wówczas niewyobrażalna. Azzurrich obrażali kibice wszystkich wielkich klubów – nazywali ich brudasami. Na boisku upokarzali Napoli podwójnie, potrójnie, jak tylko mogli. Do czasu… Aż przybył Diego Maradona, który z Barcelony odchodził w niesławie. Wielokrotny reprezentant Argentyny czuł się odrzucony i niekochany, czuł się jak mieszkańcy Napoli. W amerykańskich filmach ten związek skończyłaby się mistrzostwem Napoli. W życiu skończył się dwoma mistrzostwami, pucharem i superpucharem Włoch oraz Pucharem UEFA.

Ludzie zakochali się w Diego Maradonie. Stawiali go wyżej od papieża, Jezusa, a nawet Boga. Fanatyzm kibiców Napoli osiągnął skalę niewyobrażalną. Maradona zyskał dzięki temu przywileje, a Diego stracił życie, o którym zapominał z każdym dniem. Zwykli ludzie pragnęli go dotknąć, politycy zapraszali na obiady, mafia na imprezy, gdzie nie brakowało pięknych kobiet, narkotyków i alkoholu. Dla zwykłego chłopaka ze slumsów, którego jedynym marzeniem jeszcze kilka lat wcześniej było kupno domu dla rodziców, takie życie musiało skończyć się tragedią. I pewnie skończyłoby się znacznie szybszą, gdyby nie boski talent i miłość do futbolu. Gdy Argentyńczyk dostał zakaz gry w piłkę, Diego zmarł.

Reklama

Nie mam wątpliwości, że film”Diego” zmieni postrzeganie Diego Maradony. Kapadia pokazał, jak wielką cenę Diego Maradona zapłacił, by ludzie mogli oglądać futbol z innej planety. Jak wiele dał, by wyszydzany Neapol pierwszy raz poczuł się ważny. Jak wiele oddał, by Argentyńczycy zakochani w futbolu świętowali mistrzostwo świata. Diego kochał piłkę, a Maradona zabawę. Uzupełniali się w tym wszystkim znakomicie. Razem sięgnęli szczytu i dna. Osobno byliby świetni, ale nadal zwykli.

Maj 1987 rok. Neapolitańczycy świętują pierwszy tytuł mistrza Włoch. Młode dziewczyny marzą o nocy z Maradoną, kibice śpiewają, wiwatują. Na bramie miejskiego cmentarza pojawiła się niebiesko-biały transparent: „Nawet nie wiecie, co przegapiliście”. Cóż z filmem „Diego” jest jak z Neapolem – przynajmniej raz w życiu trzeba go zobaczyć.

Ocena filmu: 9/10

Bartosz Burzyński

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...