Reklama

Zawsze groźna Macedonia Północna. Dlaczego warto mieć się na baczności?

Michał Kołkowski

Autor:Michał Kołkowski

06 czerwca 2019, 11:28 • 6 min czytania 0 komentarzy

Sześć punktów po dwóch meczach – patrząc po prostu w tabelę można powiedzieć, że reprezentacja Polski pod wodzą Jerzego Brzęczka wjechała w eliminacje do mistrzostw Europy razem z drzwiami i framugą. Ale – jak mawia klasyk: „spokojnie”. Styl gry biało-czerwonych w pierwszych meczach eliminacji, najdelikatniej rzecz ujmując, nie porwał. Oczywiście w starciu z Macedończykami to biało-czerwoni będą faworytem i to z gatunku tych murowanych. Każdy inny wynik niż zwycięstwo Polski trzeba będzie uznać za totalną kompromitację. Lecz Macedonia Północna to nie jest znowu byle jaki rywal, którego można kompletnie zlekceważyć.

Zawsze groźna Macedonia Północna. Dlaczego warto mieć się na baczności?

Dlaczego nie można? Znaleźliśmy trzy mocne powody, dla których podopieczni trenera Brzęczka muszą mieć się na baczności.

1. Skopje to trudny teren.

Tak, wiemy jak to brzmi. Ale rzuciliśmy okiem, jak reprezentacja Macedonii Północnej radziła sobie w ostatnich latach przed własną publicznością i wyłowiliśmy co najmniej kilka takich wyników, po których zaświeciła nam się przed oczami ostrzegawcza lampka. Nie ma oczywiście sensu ogłaszać, że Nacionałna Arena „Tosze Proeski” – nazwę obiektu poświęcono tragicznie zmarłemu piosenkarzowi, który reprezentował Macedonię na Eurowizji w 2004 roku – to jakaś niemożliwa do zdobycia twierdza. Bez przesady. Lecz faktem jest, iż kilka ekip niezłych i mocnych ekip wyłożyło się tam na zbity pysk, albo co najmniej straszliwie męczyło.

Reklama

Przykłady? Proszę uprzejmie.

Listopad 2017 roku – Macedończycy pokonują u siebie 2:0 Norwegów w meczu towarzyskim. Czerwiec 2017 – remisują z Turcją w sparingu i stawiają zaskakująco trudne warunki Hiszpanom, przegrywając w ramach eliminacji do mundialu tylko 1:2. Październik 2016 – Włosi do 75 minuty przegrywają w stolicy Macedonii, ostatecznie udaje im się zwyciężyć 3:2 dzięki bramce w drugiej minucie doliczonego czasu gry. Co ciekawe – nasi jutrzejsi rywale z Italii wywieźli punkcik, remisując 1:1. Wrzesień 2015 – znowu Hiszpania, znowu męczarnie. Zwycięstwo ekipy z Półwyspu Iberyjskiego ledwie 1:0, dzięki bramce samobójczej. 2013 – Macedonia pokonuje u siebie Walię, minimalnie przegrywa ze Szkocją. 2012 – Macedonia pokonuje przed własną publicznością Serbów, zawiesza wysoko poprzeczkę Chorwatom.

No i trzeba jeszcze koniecznie wspomnieć 2009 rok, kolejne stracie z Hiszpanią. Do przerwy Macedończycy prowadzą 2:0 i mają mistrzów Europy na muszce po dwóch trafieniach Gorana Pandeva. Ostatecznie La Furia Roja odrabia straty w drugiej połowie, zdobywając trzy gole w przeciągu czterech minut.

To był niby tylko mecz towarzyski, ale atmosfera na trybunach – jak widać na załączonym poniżej filmiku – wręcz wrząca, jak podczas finału mistrzostw świata. Powód? Spotkanie z Hiszpanami zorganizowano specjalnie na stulecie macedońskiego futbolu. Na trybunach pojawiło się aż 30 tysięcy widzów, którzy zgotowali naprawdę niezwykły doping swoim ulubieńcom. Ostatecznie nie poniósł on Macedończyków to zwycięstwa, lecz w tamtym czasie pokonać Hiszpanów – nawet w lekko rezerwowym zestawieniu – potrafiło naprawdę niewiele drużyn na świecie.

Reklama

Głębiej już się cofać nie będziemy, nie ma sensu gmerać w aż tak zamierzchłej przeszłości. Tendencja jest jednak dość jasna – Skopje to nie jest taki teren, gdzie europejskie reprezentacje z górnej czy średniej półki przyjeżdżają jak po swoje, klepią gospodarzom piątkę i wracają do domu. Nawet Hiszpanie mają zwykle problem, żeby się w Macedonii Północnej rozhulać.

2. Na razie Polacy nie błysnęli dobrą grą.

Niejako w nawiązaniu do ostatniego akapitu, od razu nasuwa się drugi podpunkt. Czyli – rzut oka na własny ogródek, bo aż się prosi, żeby wrzucić do niego kilka kamyków. Biało-czerwoni mają sześć punktów po dwóch meczach, stuknęli Austriaków na wyjeździe i z pozoru nie ma się o co ich czepiać. My jednak będziemy czepialscy. Bo wciąż pamiętamy, jak nędznie zaprezentowała się kadra Jerzego Brzęczka w starciu z reprezentacją Łotwy. Polakom kompletnie nie kleiła się gra, brakowało pomysłu na sforsowanie nie najszczelniejszej przecież defensywy Łotyszy, a na domiar wszystkiego biało-czerwoni popełniali sporo karygodnych błędów w obronie.

Ostatecznie goście nas nie pokarali, udało się wygrać 2:0 i zgarnąć trzy punkty. Lecz z Macedonią Północną trzeba będzie jednak zaprezentować na boisku ciut więcej klasy w ofensywie. Ostatecznie nasi jutrzejsi rywale sroce spod ogona nie wypadli. Po dwóch meczach mają na koncie cztery oczka, to zupełnie przyzwoity dorobek.

No i też ograli Łotwę, zresztą – chyba nawet trochę pewniej niż my, nawet biorąc pod uwagę straconego w końcówce gola. Bardzo pechowego. Reakcja na tę pechową bramkę – wzorowa, jest na czym oko zawiesić.

Grę Polaków w rozmowie z Przeglądem Sportowym zjechał nawet legendarny Darko Panczew: – Polska jest faworytem, ale gdy teoretycznie lepsza drużyna mierzy się ze słabszą, nie zawsze gra na poważnie. Macie silny i twardy zespół, ale polscy zawodnicy nie są kreatywni. Nie brak im jednak doświadczenia, dlatego wasze zwycięstwo jest dość prawdopodobne. Zdecyduje podejście do meczu. (…) Lewandowski to jeden z najlepszych napastników świata, przypomina mnie z najlepszych czasów. To prawdziwy strzelec, ale powinien wokół siebie mieć zawodników, którzy grają ofensywny futbol. A poza nim nie macie gwiazd. Na przykład Błaszczykowski (jest kontuzjowany – przyp. red.) bazował tylko na szybkości. To biegacz, który nie najlepiej radzi sobie z piłką, nie jest typem fantasisty. Dawniej było inaczej. Najlepiej pamiętam waszą drużynę z mundialu w 1982 r. To było dobre pokolenie Bońka, choć nie tak dobre jak Deyny i Laty.

3. Czerwcowe eskapady nie zawsze się nam udawały.

Zerknęliśmy trochę do historii macedońskich występów eliminacyjnych, a warto też przypomnieć sobie, jak biało-czerwonych wychodziły czerwcowe dwumecze. Krótko mówiąc – bywało naprawdę ciężko.

Drużyna Jerzego Engela w 2001 roku z niemałym trudem uporała się na wyjeździe z Walią, by cztery dni później w nędznym stylu stracić punkty przeciwko Armenii w Erywaniu. Reprezentacja dowodzona przez Leo Beenhakkera w eliminacjach do Euro 2008 pokonała natomiast Azerbejdżan w Baku, by po paru dniach umoczyć 0:1… z Armenią po trafieniu Hamleta Mychitariana. No i jeszcze ekipa Waldemara Fornalika, która w czerwcu 2013 roku wywiozła ledwie jeden punkt z Kiszyniowa. O ile potknięcia z Ormianami okazywały się z perspektywy całych eliminacji niezbyt istotne, tak wpadka z Mołdawią właściwie dokumentnie przekreślała szanse Polaków na udział w brazylijskim mundialu.

A można się przecież cofnąć w czasie jeszcze dalej. O krok od kompromitacji było w 1999 roku, gdy Polacy prawie dali sobie wyrwać sobie z rąk trzybramkowe prowadzenie i ostatecznie pokonali na wyjeździe Luksemburg ledwie 3:2. Frustracja w głosie Dariusza Szpakowskiego zwiastowała najgorsze, ale ostatecznie udało się dowieźć skromne zwycięstwo do ostatniego gwizdka arbitra.

***

Sami widzicie, może nie być lekko. Do wspomnianych punktów można jeszcze dorzucić postać  Gorana Pandeva, który najlepsze lata ma za sobą, ale wciąż zbiera pojedyncze sztuki w Serie A, natomiast w reprezentacji potrafił ukąsić Norwegów bramką, a Włochów i Hiszpanów ostatnim podaniem.

Oczywiście miejmy nadzieję, że jutro powodów do nerwowości nie będzie, a reprezentacja Jerzego Brzęczka nie tylko podtrzyma zwycięską passę, ale i dołoży do niej wreszcie trochę efektownego… albo chociaż składnego grania. Po nędzy, jaką zaprezentowała reprezentacja u-20 naprawdę polski kibic zasługuje na jakąś rekompensatę, a od kogo takowej oczekiwać, jeśli nie od Roberta Lewandowskiego i spółki?

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...