Reklama

Turcy dzwonili jeszcze pół godziny przed transferem do Śląska

redakcja

Autor:redakcja

06 czerwca 2019, 10:09 • 9 min czytania 0 komentarzy

Daniel Kajzer w ciągu dwóch lat zmienił swój status od bramkarza w drugoligowym ROW-ie Rybnik do jednego z najlepszych bramkarzy bułgarskiej ekstraklasy w Botewie Płowdiw. Teraz posmakuje krajowej elity, bo zdecydował się na przejście do Śląska Wrocław. O tym, jak długą drogę przebył, by być tu gdzie jest, rozmawialiśmy z nim już tutaj w lutym, więc nie będziemy się powtarzać. Teraz zajmujemy się wydarzeniami z ostatnich tygodni i wyborem nowego klubu. Kajzer musi wygryźć ze składu Jakuba Słowika, ale mówi wprost, że nie wraca do Polski, żeby siedzieć na ławce. 

Turcy dzwonili jeszcze pół godziny przed transferem do Śląska

Twoja przyszłość dość szybko się wyjaśniła. 

Do końca urlopu mam już spokojną głowę, choć i tak trochę go poświęciłem. Przez ostatni tydzień byliśmy już w Polsce i siedzieliśmy jak na szpilkach. Nie na wszystko miałem wpływ, musieliśmy jeszcze dograć kilka spraw.

Dokonałeś najtrudniejszego wyboru w karierze? Po raz pierwszy nie brałeś tego, co akurat było, tylko mogłeś porównać kilka ofert.

Mogłem wybierać, ale uważam, że wybrałem najlepiej i nie musiałem się aż tak mocno zastanawiać. Śląsk był jedynym klubem, który miał na mnie jasny plan. W tym przypadku czułem, że naprawdę jestem chciany, doceniony, że klub dokładnie wie, kogo i dlaczego bierze. Działacze okazali się bardzo zdeterminowani, niezwykle profesjonalnie podeszli do tematu. W kontakcie pozostawaliśmy od dłuższego czasu, nie odezwali się dopiero w zeszłym tygodniu.

Reklama

Już w zeszłym tygodniu pisano natomiast, że trafisz do Wrocławia, ale podobno w Śląsku do końca pozostawali ostrożni, bo nie mieli pewności, że transfer zostanie sfinalizowany. 

W ostatnich dniach z mojej strony nie było już ryzyka, że może nastąpić nagły zwrot akcji. Pod koniec do gry włączyła się Jagiellonia, „naciskali” też z Turcji, ale decyzję podjąłem wcześniej i ludzie ze Śląska o tym wiedzieli. A że była niepewność? Wiadomo, są jeszcze testy medyczne, teoretycznie zawsze coś może wyskoczyć. Ale ja jestem chłop ze Śląska, zdrowy jak koń, także traktowałem to jak formalność. Zawsze jednak lepiej czekać do złożenia podpisów i dmuchać na zimne niż ogłaszać transfer z wyprzedzeniem, a potem się tłumaczyć, bo na przykład okazałoby się, że jakieś szczegóły kontraktowe się nie zgadzały.

Temat Jagiellonii wyskoczył z dnia na dzień?

Był znacznie świeższy. Z Wrocławia pierwszy telefon dostałem już w połowie rundy wiosennej, „Jaga” odezwała się dopiero na koniec sezonu. Tak jak mówię, Śląsk okazał się najkonkretniejszy, dlatego tu trafiłem. Jestem zadowolony, a przyszłość pokaże, czy to był dobry ruch. Ja mam przekonanie, że dobry.

Pilka nozna. Ekstraklasa. Slask Wroclaw. 04.06.2019

Z Turcji chciał cię beniaminek tamtejszej ekstraklasy. Oprócz tego pisano o ofercie z Lewskiego Sofia. 

Reklama

Temat turecki potwierdzam, z Lewskim więcej było plotek niż prawdy. Brano mnie tam pod uwagę jako jedną z wielu opcji, podobnie jak w Łudogorcu. Konkrety nigdy się nie pojawiły, kończyło się na wstępnym pytaniu o plany na przyszłość.

Brałeś w ogóle pod uwagę pozostanie w Bułgarii?

Nie. Gdybym miał tam zostawać, to tylko w razie nowego kontraktu w Botewie. Inne kluby nie wchodziły w rachubę.

Kierunek turecki nie kusił?

Klub ten był bardzo konkretny. Jeszcze pół godziny przed podpisaniem kontraktu ze Śląskiem dostałem kolejny telefon, żebym przyjeżdżał na badania, bo umowa czeka. Warunki oferowali dobre, ale zdecydowałem z żoną, że lepszym wariantem jest powrót do Polski. Lepiej będę się czuł będąc w kraju, zależy mi, żeby wreszcie mocniej pokazać się na naszym rynku.

Czyli ogólnie Polska była priorytetem?

Tak. Od pewnego momentu w ten sposób się nastawiliśmy. Gdzieś tak do grudnia byłem przekonany, że zostanę w Botewie i przedłużę kontrakt, ale wiele spraw potoczyło się tak a nie inaczej i plany się zmieniły. A wtedy czuliśmy, że w pierwszej kolejności rozważymy powrót do kraju.

Kiedy stało się przesądzone, że nie zostaniesz w Botewie?

Gdy rozmawialiśmy w lutym, jeszcze teoretycznie brałem pod uwagę, że może jednak się dogadamy. Tyle się jednak później wydarzyło ze strony klubu… Nie mówię o trenerach, kibicach czy kolegach z zespołu, tylko osobach decyzyjnych. Rozmowy nie wyglądały tak, jak powinny. Nie chcę roztrząsać szczegółów, wolę to zostawić za sobą, ale rozczarowałem się. Ciężki temat.

Krótko mówiąc: czułeś ze strony Botewu niezdrową presję, żeby podpisać nową umowę?

Bardzo niezdrową, w pewnym momencie atmosfera zrobiła się wręcz nieprzyjemna. Kibice długo trzymali moją stronę, ale potem też zaczęli naciskać. Czytając co chwila kłamstwa medialne na mój temat, zaczęli w nie w końcu wierzyć. Chwilę potrwało, nim się to wyprostowało. Wszystko jednak wyjaśniliśmy, zostałem przez nich bardzo fajnie pożegnany. Każdemu powtarzam, że ten klub zawsze będzie w moim sercu. Wiem, że piłkarze często tak mówią, nieraz mocno na wyrost i pod publiczkę, ale naprawdę tak czuję. Botew dał mi szansę, bez tego klubu na pewno nie byłbym teraz w Ekstraklasie. Może nawet nie grałbym już zawodowo w piłkę i poszedł do innej pracy.

Z kibicami rozstałeś się w zgodzie. A z szefami klubu?

Też, na koniec uścisnęliśmy sobie ręce. Trochę żalu pozostało, niepotrzebnie to tak wyglądało na pewnym etapie, ale tamte sprawy zostawiam już za sobą. Chcę odpocząć również mentalnie, a potem zaczynam nowy rozdział w Śląsku.

Plusem było to, że mimo tych zgrzytów do końca sezonu grałeś w pierwszym składzie.

Zapracowałem sobie na to postawą podczas treningów i meczów. Utrzymywałem równy, dobry poziom. Gdyby mnie posadzili na ławce, bo nie przedłużam umowy, dziwnie by to wyglądało, nie wybroniliby się z takiej decyzji.

Pilka nozna. Sparing. Piast Gliwice - Botew Plowdiw. 29.01.2019

Przywitałeś się z Botewem Superpucharem Bułgarii, mogłeś się pożegnać Pucharem Bułgarii. W finale przegraliście jednak derby Płowdiw z Łokomotiwem. 

Niestety. Finał to tylko jeden mecz i akurat trafiliśmy na swój gorszy dzień. Chyba do końca życia go nie zapomnę. Graliśmy w Sofii, 200 kilometrów od Płowdiw, przyjechało 16 tys. naszych kibiców. Na co dzień Botew jest w zasadzie bez stadionu, graliśmy w swojej bazie treningowej dla garstki widzów. Na trybunach również żona, moi rodzice czy trener bramkarzy ROW-u Rybnik Daniel Pawłowski, któremu bardzo dużo zawdzięczam. Podniosła atmosfera, a my przegraliśmy. Jeszcze do teraz czasem się zastanawiam, dlaczego, co się stało, ale widocznie tak miało być. Mnie łatwiej będzie o tym zapomnieć, jestem już w nowym klubie. Chłopaki, którzy zostali, na pewno jeszcze długo będą wspominać zmarnowaną szansę. Pamięta się tylko zwycięzców, nie finalistów.

Przegraliście pechowo czy zasłużenie?

Zasłużenie, kompletnie nie trafiliśmy z formą. Rywale byli bardziej agresywni na boisku, stworzyli więcej sytuacji, zagrali zdecydowanie lepiej. Zasłużyli.

Zżarła was presja?

Raczej nie chodziło o presję, bardziej o ciągłe powtarzanie, że jesteśmy zdecydowanym faworytem. Być może byliśmy zbyt pewni siebie i tego, że puchar będzie nasz. Ale to tylko moje przemyślenia.

Odczuliście mocniej rozczarowanie kibiców?

Wręcz przeciwnie. To też było super. Od razu po meczu podeszliśmy pod sektory z kibicami, przytulali nas, pocieszali, próbowali wesprzeć na duchu. Jasne, pewnie parę osób podeszło do sprawy inaczej, ale ogólnie najwierniejsi fani okazali drużynie bardzo duże wsparcie. Pierwszy raz spotkałem się z czymś takim. A przecież chodziło o najważniejszy z możliwych meczów. Derby z największym wrogiem o trofeum. Szacun.

Ogólnie na finiszu spuchliście. W ostatnich ośmiu kolejkach doznaliście aż siedmiu porażek i zajęliście ostatnie miejsce w grupie mistrzowskiej. 

Po porażce w finale byliśmy rozjechani psychicznie, w praktyce przegraliśmy wtedy sezon. Przez ligę nie było już szans na puchary. A w tygodniach poprzedzających finał wszyscy już o nim myśleliśmy. To może brzmi jak głupie tłumaczenie, ale byłem w tej szatni, wiem, o czym się rozmawiało. Wygraliśmy półfinał z CSKA Sofia i od tamtego dnia wszyscy nakręcaliśmy się na ten decydujący mecz. Spotkania ligowe przestały być priorytetem, zwłaszcza że – jak mówiłem – nie liczyliśmy się już w walce o podium.

Powtarzasz odważnie, że przychodzisz do Śląska grać, a nie siedzieć na ławce. Musisz jednak wygryźć ze składu Jakuba Słowika, który ma bardzo mocną pozycję w zespole. 

Nie będzie łatwo, ale to podobna sytuacja do tej sprzed dwóch lat, gdy przychodziłem do Botewu. Na początku pewniakiem do składu był doświadczony Ivan Cvorović, ocierający się o reprezentację Bułgarii. Miał swoją markę, wcześniej zdobywał mistrzostwa z Łudogorcem. Pierwsze pół roku po moim transferze miał mocne, ale koniec końców poradziłem sobie. Lubię rywalizację, jednak podtrzymuję to, co mówiłem: nie wracam do Polski, żeby się przyglądać. Mam swoją jakość i swoje cele. Ostatecznie wybiera trener, ale myślę, że dam radę.

W każdym razie, dano ci do zrozumienia, że nie przychodzisz tylko jako uzupełnienie składu?

Gdybym miał przychodzić wyłącznie do rywalizacji, jako z góry ustalony numer dwa, to nie byłoby mnie we Wrocławiu.

Ale masz wkalkulowane, że na początku możesz być rezerwowym?

Na razie o tym nie myślę. Zaczniemy treningi i zobaczymy, jak będę się prezentować, w jakiej formie będzie Kuba. To naprawdę dobry bramkarz, utrzymuje wysoki poziom, kibice Śląska wybrali go teraz piłkarzem sezonu, ale przychodzę z określonymi ambicjami. Różne rzeczy się przytrafiają, czeka nas wiele sparingów, każdy będzie mógł się pokazać i zobaczymy.

Przy finalizowaniu transferu do Śląska uroniłeś jakąś łzę? Dwa lata temu nie byłeś pewny, czy coś będzie z poważnego grania, a dziś trafiasz do Ekstraklasy po świetnym roku w Bułgarii.

Łezka poszła po ostatnim meczu w Botewie i w momencie samego wyjazdu. Kibice bardzo fajnie mnie pożegnali. Przy podpisywaniu kontraktu ze Śląskiem byłem po prostu szczęśliwy. To dobry krok nie tylko dla mnie, ale też dla żony, dla rodziców. Wszyscy będziemy blisko siebie. To także było ważne przy podejmowaniu decyzji. Dwa lata za granicą dały trochę w kość jeśli chodzi o życie prywatne.

Jest ciekawość Ekstraklasy?

Jest. Przychodzę jako świeżak, który do tej pory wszystkiemu przyglądał się z boku, z telewizyjnej perspektywy. Teraz zobaczę od środka, czy wszystko funkcjonuje tak dobrze, jak się wydaje.

Szefowie Śląska dali ci do zrozumienia, że drużyna po niezwykle rozczarowującym sezonie ma powalczyć o coś więcej?

Przedstawili mi swoje plany, padły deklaracje, ale nie jestem od tego, żeby zdradzać szczegóły. Pewnie w odpowiedniej chwili określą się też przed mediami. Mogę powiedzieć tyle, że jak w większości przypadków punktem wyjścia jest awans do pierwszej ósemki. Przykłady Piasta Gliwice czy Lechii Gdańsk pokazują, że z sezonu na sezonu wiele może się zmienić na lepsze.

Przekonasz się też, jak to jest być ocenianym przez Weszło.

Tego jestem bardzo ciekawy. Nie mogę się doczekać pierwszego meczu, by potem zobaczyć, co wam wyszło. Śmieję się, że w Polsce jest więcej ekspertów niż piłkarzy, więc trzeba wszystko przeglądać. Jakby co: Weszło zawsze było moją ulubioną stroną!

A propos mediów – z bułgarskimi kosa pozostała?

Trudno tak to nazwać. Po prostu z czasem okazało się, że wiele tych bzdur, które pisano, wychodziło z klubu. Dziennikarze jeszcze to podsycali. Tam to lubią, taka robota. Wy nieraz potraficie być ostrzy, ale nie rozsiewacie plotek, a w Bułgarii media mają w tym względzie mniejsze opory. Na początku mocno się wkurzałem. Po miesiącu czy dwóch przyzwyczaiłem się, po kolejnych rewelacjach główne się śmiałem. Nie szukałem tych tekstów, zawsze ktoś mi podsyłał link. Czasami z pytaniem, co ja takiego wyprawiam. Moja ulubiona bzdura to tekst sugerujący, że chciałem zarabiać w Botewie 100 tys. euro miesięcznie. Później powstały różne wersje, że włączeni mieli być również moi agenci i tak dalej. Mogłem się dowiedzieć wielu ciekawych rzeczy. Dobrze, że to już przeszłość.

rozmawiał PRZEMYSŁAW MICHALAK

Fot. FotoPyk/Krystyna Pączkowska/slaskwroclaw.pl/Accredito/newspix.pl

Najnowsze

Ekstraklasa

Kibice Radomiaka przywitali piłkarzy po przegranych derbach. „Mamy dość”

Szymon Janczyk
1
Kibice Radomiaka przywitali piłkarzy po przegranych derbach. „Mamy dość”
1 liga

Comeback Wisły Kraków! Z 0:2 na 3:2 ze Zniczem Pruszków

Bartosz Lodko
4
Comeback Wisły Kraków! Z 0:2 na 3:2 ze Zniczem Pruszków
Anglia

Kluby z niższych lig sprzeciwiają się zmianom w FA Cup

Bartosz Lodko
4
Kluby z niższych lig sprzeciwiają się zmianom w FA Cup

Komentarze

0 komentarzy

Loading...