Reklama

Lider nie miał sił, bohater nie miał czasu. Kane rozczarował w finale

Michał Kołkowski

Autor:Michał Kołkowski

01 czerwca 2019, 23:53 • 5 min czytania 0 komentarzy

Ładujesz hattricka w meczu, który zadecydował o awansie twojej drużyny do finału Ligi Mistrzów. Trzy cholerne gole, strzelone właśnie przez ciebie, pozwalają odrobić twojemu zespołowi stratę z pozoru niemożliwą do odrobienia. Najpierw dajesz swoim kolegom wątły strzępek nadziei, a niedługo potem zapewniasz im powód, by jeszcze wierzyć. W szóstej minucie doliczonego czasu gry ofiarowujesz im natomiast – i sobie samemu przy okazji też – jeden z najpiękniejszych momentów w karierze. Lecz w finale Champions League trener nie znajduje dla ciebie miejsca w wyjściowej jedenastce.

Lider nie miał sił, bohater nie miał czasu. Kane rozczarował w finale

Nie chcemy sobie wyobrażać, jak musiał się czuć Lucas Moura podczas przedmeczowej odprawy. Jak okrutne musiało spaść na niego rozczarowanie, gdy Mauricio Pochettino rozpisał na tablicy wyjściowy skład na mecz z Liverpoolem i nazwisko Brazylijczyka nie figurowało wśród jedenastu szczęśliwców. Zresztą – być może argentyński szkoleniowiec o swoich zamiarach poinformował go już wcześniej, na osobności. Być może sam Lucas przeczuwał pismo nosem i nie czuł się specjalnie zaskoczony.

Niemniej – musi być cholernie bolesne, gdy dokonujesz czegoś tak wielkiego jak były piłkarz PSG w starciu półfinałowym z Ajaksem, a potem musisz jednak zrobić krok wstecz i najważniejsze starcie w sezonie rozpocząć poza wyjściowym składem. Cała ta cudowna euforia towarzysząca poprzedniemu sukcesowi może z człowieka w takiej sytuacji ulecieć, tak jak powietrze z balona przekłutego pinezką.

Zresztą – to co przed spotkaniem, to jeszcze mały miki. Co musiał sobie myśleć Lucas, gdy już podczas meczu przyszło mu bezradnie obserwować zatrważającą nieporadność i, po prostu, fatalną formę Harry’ego Kane’a?

Reklama

Wątpliwe, by Brazylijczyk kipiał z zawiści czy frustracji. W ekipie Spurs panuje niemal widoczny gołym okiem team spirit. Jednak można stawiać dolary przeciwko orzechom, że kilka razy przemknęło Lucasowi przez myśl: „Ależ bym się tutaj urwał”, albo: „Rety, ja bym to szybciej odegrał”. Bo Kane był w dzisiejszym finale dysponowany naprawdę nędznie. Nie zagwarantował swoim kolegom właściwie niczego, co powinien gwarantować rosły, silny, sprawny technicznie i inteligentny napastnik. Posłał jeden, może dwa rozsądne przerzuty, kilka razy skutecznie się zastawił. Lecz – na litość boską – nie recenzujemy tutaj wyczynów Mariusza Ujka, tylko opisujemy występ jednej z najlepszych dziewiątek na świecie. Jeżeli listę udanych zagrań zaczynamy od przerzutów i zastawek, no i na tym w zasadzie również ją kończymy, to gołym okiem widać, że coś poszło nie tak.

Analityk piłkarski Mike Goodman pisał kiedyś na temat Anglika: – Częścią umiejętności Kane’a jako napastnika jest perfekcja w podejmowaniu drobnych, instynktownych decyzji na boisku. Podczas meczu są miliony małych momentów, kiedy piłkarze muszą się ze sobą konfrontować. Napastnicy i obrońcy bez przerwy mierzą swoje siły i szanse, podejmując wybory. W mgnieniu oka analizują takie czynniki, które śmiertelnikom się nawet nie śniły. Margines błędu jest bardzo cienki.

Rzeczywiście – Kane będący w świetnej formie jest specjalistą w dziedzinie gry bez piłki. Jego gole są często poprzedzone tytaniczną pracą wykonaną w przepychankach z obrońcami, przy wyjściu na pozycję i tak dalej. I dziś napastnik Tottenhamu też próbował swoich sił w takich starciach. Lecz Joel Matip i Virgin van Dijk nakryli go po prostu czapką.

Momentami aż robiło się chłopa szkoda. Był wypompowany, został kompletnie stłamszony. Stuprocentowa bezradność.

Pytanie – czy Mauricio Pochettino mógł sobie pozwolić, żeby tak ważną dla klubu postać posadzić na ławce? Jednego z liderów reprezentacji Anglii, gościa którego sam Argentyńczyk – choć pewnie trochę na wyrost – nazwał w swoim czasie „ikoną”? Może nie, może rozsadziłoby to szatnię? Może sam Kane nigdy by tego trenerowi nie darował? Nie ulega wszak wątpliwości, że Anglik nalegał na grę i zarzekał się, że jest w pełni sił. Manager „Kogutów” mu zaufał i uczynił samego siebie zakładnikiem własnej decyzji.

– Co zrobić z Harrym jest sprawą, o której bardzo dużo myślę. I jedno jest pewne: werdykt, czy postąpiłem dobrze, zapadnie dopiero po meczu. Wygramy? Fantastyczna decyzja. Przegramy? Beznadziejna, zabijecie mnie wtedy – mówił przed spotkaniem Pochettino, cytowany przez Przegląd Sportowy.

Reklama

Trzeba pamiętać, że Poch miał na ławce rezerwowych alternatywę. Był do dyspozycji Lucas Moura, który tak cudownie sprawdził się w rewanżowym starciu z Ajaksem. Zresztą – eksperci już na długo przed dzisiejszym finałem alarmowali, że powrót Kane’a do pełnej (to zresztą kwestia do dyskusji, jak mocno forsowane są kolejne powroty Anglika) sprawności na madrycki finał wcale nie musi wyjść Tottenhamowi na zdrowie. Spurs ze swoim gwiazdorem na szpicy zaliczyli bardzo dobrą pierwszą część sezonu w lidze, po nowym roku wyglądało to już zgoła inaczej. Mówiąc w dużym uproszczeniu, które jest jednak bliskie prawdy: gdy Kane pauzował z powodu urazu, „Koguty” wygrywały. Gdy wracał na boisko, traciły punkty.

Chris Sutton: To może zabrzmieć śmiesznie, bo przecież to Harry Kane, ale Pochettino nie może sobie pozwolić na takie ryzyko w meczu o taką stawkę, podczas gdy ma do dyspozycji graczy u szczytu formy i bardzo pewnych siebie. 

Jermaine Jenas: Nie uważam, że powinien zacząć mecz w pierwszy składzie. Nie ma mowy, by był w 100% sprawny – może będzie w stanie biegać bez ograniczeń, ale to nie to samo. 

Sam Allardyce: Wiem, że trochę oberwie mi się od fanów Tottenhamu, ale mówię to z punktu widzenia menedżera. Kiedy pauzujesz ze względu na kontuzję przez taki czas, brakuje ci gry, a nawet dłuższego treningu, musisz być trochę „zardzewiały”.

Teraz – po fakcie – oczywiście jeszcze łatwiej się mądrzyć. Niemniej – Lucas Moura po swoim wejściu dał jednak trochę argumentów by sądzić, że to jego szybkość, spryt i błyskotliwość bardziej by się na boisku przydały od pierwszych minut, być może nawet nie kosztem samego Kane’a, ale jakiegoś innego zawodnika, w odmiennym wariancie taktycznym. Brazylijczyk obrazu meczu swym wejściem na końcowe dwadzieścia minut nie odwrócił rzecz jasna do góry nogami, lecz do kilku groźnych sytuacji jednak doszedł, parę razy się ciekawie urwał, klepnął dynamicznie futbolówkę.

Było z niego więcej pożytku niż z rzeczywiście dość mocno „zardzewiałego” Kane’a. Na więcej po prostu brakowało Lucasowi czasu.

Pochettino zaryzykował. Postawił na lidera, wodza szatni, super-gwiazdę. Piłkarza, który w przeszłości wielokrotnie Tottenham wyciągał z opresji. Poch postawił jednak na Kane’a kosztem bohatera ostatnich tygodni, w którym nagromadził się cały ten entuzjazm czerpany ze zwycięstwa z Ajaksem. Być może szkoleniowiec Spurs zawierzył tajemnej aurze, jakiejś mistycznej energii uniwersalnej, której Argentyńczyk dopatruje się przecież w swoich podopiecznych. Tak czy owak – przegrał na tej decyzji. Bo w finale Ligi Mistrzów na szpicy w zespole Tottenhamu biegał zawodnik po prostu nieprzygotowany, by w meczu tego kalibru wziąć udział, a na ławce zasiadł zawodnik gotowy do gry pewnie nie tylko na 100, ale wręcz na 120%.

fot. newspix.pl

Najnowsze

Piłka nożna

Boruc odpowiada TVP, ale nie wiemy co. „Kot bijący się echem w zupełnej dupie”

Szymon Piórek
6
Boruc odpowiada TVP, ale nie wiemy co. „Kot bijący się echem w zupełnej dupie”

Komentarze

0 komentarzy

Loading...