Reklama

Cud w Bielsku-Białej. Odnalazł się Sebastian Boenisch

Norbert Skorzewski

Autor:Norbert Skorzewski

28 maja 2019, 11:54 • 3 min czytania 0 komentarzy

Gdy gruchnęła wiadomość, że Sebastian Boenisch może trafić do Podbeskidzia, chcieliśmy napisać, że koło pierwszej ligi bardzo rzadko kręcą się piłkarze o takich umiejętnościach, ale… no właśnie. Jakie są tak naprawdę umiejętności byłego reprezentanta Polski, przy okazji chyba ostatniej osoby na świecie, która potrzebuje odpocząć od futbolu, gdyż ostatni sezon regularnej gry tego zawodnika to rozgrywki 2013/14?

Cud w Bielsku-Białej. Odnalazł się Sebastian Boenisch

Porządkując: informację podał Piotr Wołosik z „Przeglądu Sportowego”. Boenisch stawił się na testach medycznych w Bielsku-Białej, i – być może – zakończy poszukiwania klubu, które trwają już półtora roku. Półtora roku! To aż nieprawdopodobne, ale 30 kwietnia minęły… dwa lata od ostatniego oficjalnego występu Sebastiana Boenischa w zawodowej piłce.

Od spotkania TSV Monachium z Eintrachtem Braunschweig, od spadku do 3. Bundesligi, od – to akurat trochę wcześniej, ale warto dodać – kłótni z ówczesnym trenerem, Kostą Runjaiciem.

Runjaić i TSV po rozstaniu w listopadzie 2016 roku nie zerwali kontaktu, widzieli się jeszcze przez długi czas na sali sądowej, a poszło o… no właśnie, o Sebastiana Boenischa, który został ściągnięty do TSV 1,5 miesiąca przed wyrzuceniem Runjaicia. Szybko okazało się, że – szok i niedowierzanie – lewy obrońca nie jest gotowy do gry. TSV postanowił uczynić z tego zarzut…

a) do Peera Jaekela, szefa skautów, który przyklepał ten transfer, ale miał zlekceważyć stan zdrowia zapuszczonego piłkarza,

Reklama

b) do Kosty Runjaicia, który szybko wystawił Boenischa do gry, co miało tylko pogłębić jego uraz (jego pauza po tym występie się przedłużyła).

Generalnie monachijski klub uznał szopkę z Boenischem za działanie na szkodę spółki i podstawę do zaprzestania wypłacania obu panom należnych pieniędzy. Adwokat Runjaicia podważał przed sądem argumenty klubu uważając, że są wyssane z palca i upominał się o odszkodowanie dla trenera za popsucie reputacji.

Swoją drogą, Boenisch może i nie był piłkarzem wybitnym, ale żeby zaraz stawać przed sądem za to, że wpuszcza się go na boisko? Znamy przecież trenerów, którzy dawali szanse gry większym ananasom i nikt z tego nie robił problemu.

Koniec końców – zdaniem klubu – wyszło, że Runjaić zajechał Boenischa fizycznie i zbyt wcześnie zaczął na niego stawiać po kontuzji, co doprowadziło do tego, że w klubie po kadencji Kosty został wrak piłkarza. Jasna sprawa, że cała sytuacja śmierdzi absurdem na kilometr, ale akurat nie ma wątpliwości, że po TSV Boenisch faktycznie stał się wrakiem piłkarza, który nie był w stanie znaleźć sobie żadnego klubu.

Ostatnio rozpoczął treningi z Floridsdorfer AC, czyli wówczas dziesiątą drużyną drugiej ligi austriackiej. Doceniamy determinację, doceniamy że cały czas próbował, doceniamy że nie chciał wieszać butów na kołku, ale im dalej w las, tym robiło się coraz zabawniej.

Koniec końców – jeżeli nic nie wysypie się na ostatniej prostej – trafi do Podbeskidzia. Akt totalnej desperacji? Dowód pogodzenia z losem? Pewnie trochę tak, ale ciekawie będzie obserwować go na polskich boiskach i – po tylu latach – przekonać się, czy jeszcze cokolwiek potrafi.

Reklama

O ile oczywiście większość czasu nie spędzi w gabinetach lekarskich.

Fot. FotoPyk

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...