Reklama

Ileż to razy w myślach osiągałem wszystko

redakcja

Autor:redakcja

26 maja 2019, 16:35 • 5 min czytania 0 komentarzy

Gdyby Marek Koterski chciał kręcić kolejną część przygód Adasia Miauczyńskiego, to w Poznaniu przy Bułgarskiej leży dla niego gotowy scenariusz. Oglądamy scenę, gdy Adasiowi rozsypują się płatki w kuchni, widzimy Lecha przegrywającego 2:5 z Wisłą Kraków. Scena, gdy Adaś budzi się przerażony – początek rundy wiosennej. Adaś wyśmiewany w klasie – Lech na gali Ekstraklasy. Jedyna różnica? Lech – w przeciwieństwie do bohatera m.in. „Dnia Świra” – nie jest już nawet wiecznie drugi.

Ileż to razy w myślach osiągałem wszystko

Fabuła

Oglądaliście taki film „Dzień Świstaka”? Główny bohater przeżywa najgorszy dzień swojego życia. Doba taka, że przed spaniem czekasz tylko na to, aż z kranu zacznie kapać woda, której nie można zatrzymać. No i że uszczelka w oknie puści i poczujesz świst powietrza po gołych kostkach. Ale nasz bohater umęczony tym dniem kładzie się spać z przekonaniem, że co najgorsze, to już za nim. A tu siup, cyk, bum-tralala, czary-mary – następnego dnia przeżywa powtórkę tego tragicznego wczoraj. I tak w kółko.

W Lechu jest tak samo. Z drobną różnicą – jeśli wczoraj było źle, to dzisiaj jest jeszcze gorsze. Kolejorz funkcjonuje tak, jakby przeprowadzał jakiś gigantyczny eksperyment socjologiczny z tezą badawczą „mieszkańcy Wielkopolski to masochiści i przetrwają nawet największe kompromitacje”. Właściwie po ostatnich latach trudno było wymyślić kolejne testy cierpliwości dla fanów Lecha. Łomoty od rybaków? Było. Manto od studentów z Litwy? Nuda. Może przerżnięte dwa tytuły na finiszu rozgrywek? Powtórek nie chcemy. No to w Poznaniu wpadli na nowy pomysł – katujmy kibiców przez caluśki sezon. Zwolnijmy dwóch trenerów (jeden – klubowa legenda szykowana na to stanowisko od lat, drugi – były selekcjoner, którego kojarzy nawet Grażynka z Międzychodu), odpadnijmy z Ligi Europy jeszcze latem, w Pucharze Polski męczmy się z I-ligowcami, a w Ekstraklasie zrównajmy się poziomem z Zagłębiem Lubin czy Koroną Kielce.

Jak w „Dniu Świra” – mentalna akupunktura. „Ciuje? Ciuje? Akupunktura, dobry prąd”. „No przecież to igły są, czuję jak cholera.”

Reklama

Oscarowa rola

Robert Gumny. Wyczekany, wychuchany, ale wreszcie wrócił po doleczeniu kolana. Jego brak na prawej strony obrony był odczuwalny potwornie. Zwłaszcza, że zastępowali go tam już-nie-młodzi i nie-tacy-zdolni Marcin Wasielewski i Maciej Orłowski. „Guma” stracił lato, stracił jesień i wrócił na boisko wtedy, gdy już powoli wyciągaliśmy z szaf ciepłe kurtki, szaliki i rękawiczki. Ale gdy już wrócił, to grał świetnie.

Wiemy, że skauci przyjeżdżają go oglądać. Że jego agenci latają po Europie na rekonesans w klubach, które bardzo by go chciały. I to jest dla Lecha najsmutniejsze – bo ten chłopak błyszczy, przerasta drużynę, a zaraz zostanie Kolejorzowi sprzątnięty sprzed nosa. Jak ta ostatnia „Kobietka”.

Czarny charakter

Nikola Vujadinović. Irytujący jak baba w przedziale. Jak szeleszcząca torebka chipsów. Jak skrzynka przy drzwiach, w którą regularnie trafia się łbem. Jak grajek z harmoszką. Jak zmarznięte masło. Bezczelny jak baba z psem pod balkonem. Gdy Janicki, Burić czy de Marco zawalali bramki, to Nikola dumny z siebie wychodził przed szereg i mówił „ja też, ja też, ja też!”. Niesamowity parodysta. Chcielibyśmy poznać człowieka, który na spotkaniu komitetu transferowego walnął pięścią w stół i powiedział „panowie, to będzie nasz lider obrony”. Vujadinoviciowi nie dalibyśmy poprowadzić koła poezji śpiewanej, balibyśmy powierzyć mu żółwia lądowego na weekend, a Kolejorz zaufał mu w kwestii prowadzenia defensywy. Optymiści.

Drugi plan

Reklama

Kibice Lecha. To na nich patrzyło się ze smutkiem i z empatią. Umęczeni niczym Adam Miauczyński odbierający wypłatę. „Nie, to być nie może. Dwa lata w II lidze, prawie dekada w ligowej średniawce. Potem pięć lat, bite, czekania na kolejne mistrzostwo. Europejskie puchary, Juventusy, Manchestery. I oto mi dziś grają. Jakby ktoś mi dał w mordę. O, bracia kibice, siostry kibicki, dwadzieścia tysięcy nas było na trybunach. Myśleliśmy, że nogi Boga złapaliśmy. Dżiżus, kurwa, ja pierdolę!”

Nie potrafimy na tych ludzi spojrzeć inaczej niż z troską. Chciałoby się ich przytulić niczym kumpla, który nie może się uwolnić od toksycznej rodziny. Ich klub jest Paris Saint-Germain Ekstraklasy, GieKSą Katowice Wielkopolski, pariasem trofeów, hobbystą kompromitacji, arcyksięciem niespełnionych obietnic, wszechmistrzem rozczarowań.

Montaż

– Może wymienimy trenera?

– Nie, no co ty, Karol.

– A wymień trenera.

– No, daj spokój.

– No wymień, no.

– Weź się, Karol.

– No, bo nie wymienisz.

– Taaaa, nie wymienię.

– No to wymień.

I tak trzy razy w ciągu sezon. Rotacja jak w autobusie komunikacji miejskiej. A że przy oknie. A że przodem. A że bokiem. A że nie wiadomo dlaczego. Dlaczego wciąż ich udziałem jest taka paranoja.

Momenty, w których scenarzysta popłynął

Asystent Nawałki wysłany do Gliwic po to, by zmierzyć głębokość szafek w szatni gości. Wiedzieliśmy, że były selekcjoner ma dość… no, specyficzne pomysły. Natomiast to przeszło nasze oczekiwania. Chcielibyśmy zobaczyć jak ten biedny Tkocz czy Zając wracają ze stadionu Piasta i spowiadają się Nawałce z szerokości, wysokości i głębokości szafek…

Dialogi, które przejdą do klasyki

W imieniu swoim i w imieniu wszystkich pracowników tego klubu chcę jednak zapewnić, że się nie poddamy. Najważniejsze jest to, że przyjdzie mi walczyć ramię w ramię z takim człowiekiem, jak Ivan. Raz jeszcze – na koniec dnia moje nazwisko jest wyzywane, ale będę walczyć dalej. Nie poddam się w tym momencie, nie ma takiej możliwości. Wprowadzimy zmiany, wprowadzimy korekty i jedziemy dalej – Piotr Rutkowski w maju.

Dziękujemy trenerowi Djurdjeviciowi za podjęcie się tego trudnego zadania i życzymy powodzenia w dalszej karierze. Żegnamy się z pełnym szacunkiem, bo jest postacią niezwykle ważną dla klubu – Tomasz Rząsa w listopadzie.

Efekty specjalne

Piotr Tomasik grający na klepkę z własną twarzą.

Odbiór nagrody

Dyrektor marketingu Lecha: – Boli mnie, gdy wyrzucamy te fan-karty ze zdjęciami zwolnionych piłkarzy. Widzę oczami myśli upadające lasy. Fan-katy Raduta wyrzucam – dąb pada. Vujadinovicia – lipę. Janickiego – świerki jak zimowe kwiaty. De Marco – jak maszty upadają sosny. Trałka – to modrzew, klon – Burić. Putnocky – i buk się korzeniem nakrywa. A z każdym precz piłkarzem ich żywicą krwawię.

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...