Reklama

Powtórka z (wątpliwej) rozrywki

redakcja

Autor:redakcja

23 maja 2019, 22:55 • 3 min czytania 0 komentarzy

Po raz kolejny Kolumbia ogrywa nas na mistrzostwach świata. Po raz kolejny stanowimy marnej jakości tło.

Powtórka z (wątpliwej) rozrywki

Napiszmy wprost – to była deklasacja. Kolumbijczycy grali w piłkę, dryblowali, podawali, mieli pomysł, robili z nami w defensywie co chcieli. Polacy nie grali w piłkę, nie dryblowali, nie podawali, nie mieli pomysłu, dawali Kolumbijczykom w defensywie co chcieli. Nasze akcje ofensywne (w nawiasie powinniśmy dać „śmiech”) ograniczały się do wymiany piłki pomiędzy stoperami. Gdy trzeba było zagrać do przodu, wiadomo kto wysyłał maila wiadomo gdzie, że spotkanie jest w spodniach.

Dramat. Istny dramat. Czy ta Kolumbia grała jakąś wielką piłkę? Nie, po prostu wychodzili w miarę wysoko i to wystarczało, by nasi nie wiedzieli, co się dzieje. Nie wiadomo nawet, jak nasi rywale poradziliby sobie w ataku pozycyjnym, bo… wszystkie akcje przeprowadzali po naszych błędach. A była ich CAŁA MASA. Zresztą pierwsza bramka to najlepsza puenta tego meczu. Na naszego obrońcę (w tym przypadku na Walukiewicza) nadciąga dwóch rywali z pressingiem. Ten nie wie, co zrobić, więc podaje piłkę do tyłu, a tam – niespodzianka! – akurat w wolną strefę wbiega trzeci (Angulo) i pyta bramkarza, gdzie posłać piłkę.

Cierpieliśmy, gdy musieliśmy wyprowadzić jakiś atak. Oglądało się to strasznie – Walukiewicz do Sobocińskiego, Sobociński do Walukiewicza, Walukiewicz do Sobocińskiego… Na palcach jednej ręki można było policzyć odważne wyprowadzenia piłki. W przodzie nie było lepiej. Stanilewicz pokazywał światu, jak bardzo nie potrafi wrzucać, a do tego zostawiał za sobą wolną przestrzeń. Puchacz potykał się na piłce. Kopacz nie zrobił niczego pozytywnego. Bogusz i Steczyk w zasadzie nie dochodzili do głosu, bo zanim doszła do nich piłka, została trzy razy przejęta. 

Pierwszej składnej akcji, w której wymieniliśmy kilka podań, doczekaliśmy się w 68. minucie. Jedyne sprawione przez nas „ryzyko” to strzał Puchacza sprzed pola karnego (tak skuteczny, że ledwo się doturlał do bramkarza) i uderzenie Makowskiego, także z dystansu (nad bramką). W miarę składne akcje po naszej stronie były może ze trzy. Każdy z piłkarzy był tak zestresowany, że pozbywał się piłki jak najszybciej, byle tylko nie popełnić błędu. Parafrazując klasyka, chciałoby się chociaż pół sytuacji bramkowej. Nie całą, pół!

Reklama

Z czasem nasi zaczęli bardziej próbować i podchodzić wyżej, ale Kolumbijczycy szybko to ukrócili i kontrataków było jeszcze więcej. Identycznego kalibru błąd, co Walukiewicz, popełnił Sobociński, który przyjęciem chciał okiwać Kolumbijczyka. Skończyło się tak, że Angulo wyszedł sam na sam, które wybronił Majecki. Podobnych sytuacji po naszych stratach było wiele i… Rany, jaką ci Kolumbijczycy mieli pewność siebie, jaki luz. Jak bardzo nie bali się trudnych zagrań, z jaką łatwością wchodzili w nasze pole karne. Jak do siebie.

Druga bramka to już w ogóle kwintesencja. W środku pola stracił Slisz, Carbonero wypruł do przodu jak sprinter, wpadł w pole karne, przełożył sobie piłkę, podprowadził, strzelił po długim rogu… Majecki to akurat wybronił, ale piłka spadła pod nogi Sandovala. I znów – przełożył sobie Szotę tuż pod naszym polem bramkowym i z łatwością wpakował piłkę do siatki. Zabawa. Totalna zabawa.

Nie widzimy po tym spotkaniu żadnego plusa poza Majeckim (no i może Makowskim), a na domiar złego z powodu urazu musiał zejść Walukiewicz. Było źle, bardzo źle, ale z drugiej strony – Kolumbia to najlepsza drużyna w grupie. Nie można jeszcze tych chłopaków przekreślać.

Polska – Kolumbia 0:2

Angulo 23′ Sandoval 93′

Fot. FotoPyK

Reklama

Najnowsze

Tenis

Majchrzak: Udowodniłem, że jestem niewinny. Nie należy mi się łatka dopingowicza

Sebastian Warzecha
0
Majchrzak: Udowodniłem, że jestem niewinny. Nie należy mi się łatka dopingowicza

Komentarze

0 komentarzy

Loading...