Reklama

Bajka, cudo, Liga Mistrzów XXXL, a przede wszystkim: Tottenham w finale!

redakcja

Autor:redakcja

08 maja 2019, 23:55 • 4 min czytania 0 komentarzy

Rany boskie, przecież to już brakuje słów, by opisać, co się dzieje w tej edycji Ligi Mistrzów. Te rozgrywki nabrały innego, zupełnie nieznanego wcześniej rozmiaru, mamy wrażenie, że w ubiegłych latach serwowano nam jakieś demo, a dopiero teraz zasłużyliśmy na pełną wersję. Myśleliśmy – cholera, wczoraj działy się niebywałe cuda, to może dzisiaj już wystarczy i dla odmiany zobaczymy dzień powszedni? Nie można przecież świętować któryś mecz z rzędu, a tak to wygląda, że każde kolejne 90 minut jest jakimś popieprzonym świętem futbolu. I za tak postawione pytanie dostaliśmy liścia w twarz, Liga Mistrzów znów pokazała, że jest cudowna, najpiękniejsza i jedyna. Tottenham przegrywał już 0:2 w Amsterdamie, ale doszedł Ajax na 2:2, by w ostatnich sekundach meczu zadać mu decydujący cios i załatwić sobie bilety na finał do Madrytu!

Bajka, cudo, Liga Mistrzów XXXL, a przede wszystkim: Tottenham w finale!

W tym roku nie można było wątpić w żadnej sekundzie żadnego meczu. Łapaliśmy się przy okazji tego spotkania, że już mieliśmy w głowie końcowe napisy, bo byliśmy przekonani, iż znamy finał. Nic bardziej mylnego. Oj, nic. Weźmy za przykład bramkę na 3:2. Tottenham miał przecież wcześniej swoje okazje, kiedy na przykład Vertonghen z bliska trafił w poprzeczkę, a potem dobijał za lekko i rywale zdołali wybić tę próbę sprzed linii bramkowej. Naprawdę można było pomyśleć: koniec. Tym bardziej że goście już opadali z sił, ich ataki przestawały być tak groźne, coraz częściej działały na zasadzie lagi na bałagan.

Ale ostatecznie wepchnęli tę piłkę do siatki. Nie wiemy, czy dali z wątroby, czy brały w tym udział siły wyższe, które najwyraźniej bardzo bawi Liga Mistrzów 18/19, jednak ostatecznie wpadło. Llorente zgrał piłkę do Alliego, ten wypuścił Lucasa w jedyną możliwą uliczkę, Brazylijczyk uderzył w jedyne możliwe miejsce i stało się. Ajax upadł na kolana, Pochettino zresztą też, ale z zupełnie innego powodu. Ze szczęścia i z niedowierzania, że to się rzeczywiście stało.

Bo jak pisaliśmy o wątpieniu, to jeśli trudno było wierzyć w bramkę na 3:2, to jak można było wierzyć w odrodzenie przy stanie 2:0 dla gospodarzy? Ci znów w pierwszej połowie wyglądali, jakby podpisali jakiś pakt z diabłem, na mocy którego posiedli niezwykłe umiejętności. Siedli na Koguty i trach, de Ligt walnął po rzucie rożnym, i ciach, Ziyech poprawił cudownym strzałem po długim rogu.

Na marginesie – podobało nam się, że VAR nie cofnął obu tych trafień. Można było się czepiać, że obrońca gości był mocno blokowany w pierwszej sytuacji, że Trippier dostał w głowę przy drugiej. Potrafimy sobie wyobrazić moment, w którym w Polsce sędzia wraca do takich zagrań. A tutaj? Nie zajmujemy się pierdołami, gramy dalej.

Reklama

W każdym razie: płaczem u sędziów nie zajmował się też Tottenham, który po przerwie na boisku wyszedł w dużej mierze odmieniony. I mieliśmy deja vu – wczoraj Liverpool swoje kluczowe trafienia zaliczał w 54. i 56. minucie, a dziś Tottenham kąsał podobnie, minutę i trzy po The Reds. Konkretnie kąsał Lucas, najpierw kończąc kontrę Kogutów, a potem kończąc… Nie wiemy nawet jak to nazwać. Llorente miał taką patelnię, że gdyby zrobił na niej jajecznicę, to wykarmiłby pół Afryki, ale gola z trzech metrów już zdobyć nie potrafił, zatrzymał go Onana. Wszyscy byli tak w szoku, że stanęli, piłka gdzieś się wyślizgnęła Onanie, dopadł do niej Lucas, zaczarował i zmieścił po długim rogu.

Przestaje nas powoli interesować, czy istnieje życie pozaziemskie, bo kosmos mieliśmy na tym boisku. Po tej bramce na 2:2 Ajax próbował odpowiedzieć swoim trafieniem, ale brakowało mu szczęścia i ciut precyzji. Strzał Ziyecha wylądował na słupku, raz dobrze w bramce spisał się Lloris, który wyjął strzał Marokańczyka, gdy 3/4 Tottenhamu myślało już tylko o ataku, spychając defensywę na dalszy plan.

Zobaczcie, ile dzieli sukces od kompletnej porażki? Rety, gdyby Ziyech pocelował ciut dokładnie. Gdyby z Tadicia był lepszy Smolarek i kradzież czasu przy chorągiewce nie skończyła się po dwóch sekundach. A może gdyby mógł grać Neres, nie Dolberg, który umiejętnościami dziś wyraźnie odstawał od reszty ferajny. Może wtedy Ajax byłby w wielkim finale.

Natomiast czy sam nie jest wielki? Według nas tak – dał tyle radości w tej edycji, że nie zliczymy, przywrócił dziecięce spojrzenie na futbol. Trudno będzie go wyrzucić z głowy, mimo że nie wszedł do finału, czyli w archiwach zajmie ledwie drugi czy trzeci rząd.

Ale oddajmy też Tottenhamowi co królewskie. Odrobić taką stratę, wcześniej dać takie show z City, będąc jednocześnie pozbawionym swojego asa w postaci Kane’a? Szacunek i to wielki. Tottenham zasłużył na wyjazd do Madrytu. Pisaliśmy dziś, że wolelibyśmy finał z udziałem Ajaksu, jednak jeśli Tottenham ma w finale zagrać tak, jak teraz wieczorem, to nic nam do tego. Albo inaczej: jesteśmy szczęśliwi, że to obejrzymy.

Ajax – Tottenham 2:3

Reklama

de Ligt 5′ Ziyech 33′ – Lucas 55′ 59′ 90+6′

Fot. Newspix

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...