Reklama

Koniec Mamrota w Białymstoku? Szkoda, bo to był niezły czas dla Jagi

Michał Kołkowski

Autor:Michał Kołkowski

03 maja 2019, 17:37 • 7 min czytania 0 komentarzy

Potężną nowinę rzucił wczoraj Twitterze znany i lubiany Janekx89: „Ireneusz Mamrot nie poprowadzi w kolejnym sezonie Jagiellonii Białystok”. Próżno na razie szukać oficjalnego potwierdzenia tych słów przez klub, ale fakt faktem, że o rozstaniu Jagi z trenerem Mamrotem mówiło się już od wielu tygodni, a porażka w finale Totolotek Pucharu Polski przelała czarę goryczy, choć kontekst decyzji jest oczywiście szerszy, planowano ją już od jakiegoś czasu.

Koniec Mamrota w Białymstoku? Szkoda, bo to był niezły czas dla Jagi

Totolotek oferuje kod powitalny za rejestrację dla nowych graczy!

Wielkiego elementu zaskoczenia w tym wszystkim zatem nie ma, biorąc pod uwagę te wszystkie pogłoski. Zwłaszcza, że Jagiellonia nie liczy się już w tym sezonie w grze o ligowe podium, tracąc w tym momencie aż jedenaście punktów do trzeciego w tabeli Piasta, a piętnaście oczek do liderującej Legii. To przepaść i rozczarowanie, biorąc pod uwagę, że w Białymstoku od kilku lat marzy się przecież o tytule mistrzowskim, a TOP3 to już niemalże obowiązek. W bieżących rozgrywkach długo się zresztą zanosiło, iż Jaga znowu będzie wojować o pierwszą lokatę. Przez pewien czas białostoczanie szli łeb w łeb z Lechią i Legią, jesień mieli jeszcze całkiem niezłą. Coś się jednak potem rozsypało. I dziś pozostaje batalia o czwarte miejsce, gwarantujące udział w eliminacjach do Ligi Europy.

Ale to chyba nikogo w Białymstoku nie grzeje, bo za czwarte miejsce medali nie dają, a szanse na awans do fazy grupowej LE są – przy obecnej dyspozycji zespołu – mniej niż minimalne. Marzenia ściętej głowy. Ten sezon jest zatem dla Jagiellonii ponurym zawodem. Nie ma się co czarować, ekipa z Podlasia była wicemistrzem Polski przez dwa lata z rzędu i zaliczyła – najzwyczajniej w świecie – zjazd. Gorszy rok. Zespół jako całość gra słabiej, poszczególni piłkarze zgubili formę, nie udało się godnie zastąpić dawnych gwiazd. Lecz czy to oznacza, że ogólny bilans Mamrota w Jadze jest negatywny?

Nie, to zdecydowanie za dużo powiedziane.

Reklama

Gdybyśmy mieli wyliczać Mamrotowi plusy jego białostockiej przygody, to przede wszystkim wskazalibyśmy na to, że do dziś w ogóle na stanowisku trwa. Nawet biorąc pod uwagę, że prawdopodobnie wkrótce ze stołka wyleci. Stery w klubie objął w czerwcu 2017 roku, poprowadził drużynę jak do tej pory w 85 meczach. W Polsce to są naprawdę przyzwoite osiągnięcia. Zwłaszcza w przypadku szkoleniowca bez doświadczenia w Ekstraklasie, któremu przyszło wskoczyć w buty Michała Probierza. Wielu wróżyło, że Mamrot utonie w za dużym obuwiu, potknie się o własne sznurowadła i wyrżnie na zbitą twarz już po paru krokach. Tymczasem były w zeszłym sezonie takie momenty, gdy Jagiellonia dowodzona przez Mamrota podobała nam się bardziej niż ta, którą zarządzał wcześniej Probierz.

Były szkoleniowiec Chrobrego Głogów prędko rozwiał wszelkie wątpliwości krążące wokół jego osoby, opędził się od nieprzychylnych spekulacji. Udowodnił, że ma warsztat, klasę i jest fachowcem.

2:0 z Legią w Warszawie ostatecznie nie zostało przekute w złoty medal za sezon 2017/18, ale na pewno jest to taki mecz, który będziemy Mamrotowi długo pamiętać. Bo jego Jagiellonia zagrała wtedy przy Łazienkowskiej wspaniałą piłkę. Później się to wszystko troszkę spierdzieliło, pogubionych hurtowo punktów nie udało się nadrobić i szansa na tytuł przepadła. Ale było bardzo blisko. Drużyna miała się po odejściu Probierza rozsypać, tymczasem utrzymała się w czubie tabeli.

W tym sezonie tak pięknie nie jest, lecz nie ma też co robić z białostoczan kompletnych patałachów. W tej chwili zajmują czwarte miejsce w stawce, zawędrowali do finału Totolotek Pucharu Polski. Po sezonie zasadniczym mieli na koncie 47 punktów. To o siedem oczek gorszy wynik niż w sezonie 2017/18. Sporo, ale nie ma też mowy o przepaści, po prostu konkurencja podkręciła tempo. Michałowi Probierzowi także zdarzały się zresztą chudsze lata. Choćby sezon 2015/16, gdy Jaga zakisiła się w grupie spadkowej, przez 30 ligowych kolejek kompletując ledwie 35 oczek. To znacznie poważniejszy kryzys formy niż ten, jaki drużyna Mamrota przeżywa w bieżących rozgrywkach.

Wtedy – podobnie jak dziś – kłopotów Jagi upatrywano przede wszystkim w gwałtownych przetasowaniach kadrowych.

Reklama

WARSZAWA 02.05.2019 MECZ FINAL TOTOLOTEK PUCHAR POLSKI SEZON 2018/19 --- FINAL OF POLISH CUP FOOTBALL MATCH IN WARSAW: JAGIELLONIA BIALYSTOK - LECHIA GDANSK 0:1 KIBICE IRENEUSZ MAMROT FOT. PIOTR KUCZA/ 400mm.pl

fot. FotoPyk

Trzeba uczciwie powiedzieć, że przebudowa drużyny w Białymstoku nie przebiega w bieżących rozgrywkach zbyt okazale. Zwłaszcza wiosną. Im bardziej Jaga staje się zespołem „mamrotowym” niż „probierzowym”, tym gorzej się jej boiskowe wyczyny ogląda. Kolejni piłkarze nie spełniają pokładanych w nich nadziei. Co razi tym bardziej, że w wyjściowej jedenastce białostoczan zwykle ze świecą trzeba szukać Polaków. Choć nie jest to jednak – wbrew pozorom –  jakąś szczególnie świeżą tendencją w klubie z Podlasia.

Weźmy pod lupę wiosenne mecze Jagiellonii z Legią z ostatnich paru lat, bo zwykle były to starcia o wielkim ciężarze gatunkowym. Jeszcze w 2015 roku (20 maja; 0:1) Michał Probierz oddelegował do gry przeciwko Wojskowym aż dziewięciu (!) Polaków w wyjściowej jedenastce, kolejnych pięciu miał do dyspozycji wśród rezerwowych. W tym gronie byli choćby Tuszyński, Frankowski, Pazdan, Drągowski, Świderski i Gajos, na których klub w przyszłości przyzwoicie zarobił. Jednak kolejne okienka transferowe sprawiały, że Jaga zaczęła dryfować w stronę opierania zespołu na obcokrajowcach.

14 lutego 2016 (0:4 z Legią) – sześciu Polaków w wyjściowej jedenastce, pięciu na ławce.

21 maja 2017 (0:0) – czterech Polaków w wyjściowej jedenastce, czterech na ławce.

27 lutego 2018 (2:0) – czterech Polaków w wyjściowej jedenastce, trzech na ławce.

6 maja 2018 (0:0) – czterech Polaków w wyjściowej jedenastce, czterech na ławce.

3 kwietnia 2019 (0:3) – trzech Polaków w wyjściowej jedenastce, jeden na ławce.

Screenshot_2019-05-03 Legia Warszawa - Jagiellonia Białystok, 20 maj 2015 - Ekstraklasa - Protokół meczowy

Totalna przebudowa drużyny przez cztery lata. Jagiellonia 2015 vs Jagiellonia 2019. fot. Transfermarkt

Tendencja jest zatem oczywista, choć w ostatnim czasie – z racji na marne wyniki – brak Polaków, zwłaszcza tych rokujących, szczególnie rzuca się w oczy. Kwiecień czy Wójcicki, delikatnie rzecz ujmując, prochu już nie wymyślą. Klimala na razie kompletnie sobie nie radzi na dziewiątce w warunkach ekstraklasowych i sporo wody w Wiśle upłynie, nim nadejdzie czas tego zawodnika. Teraz, nie ma co się oszukiwać, gra on po prostu z braku laku.

Sukcesy transferowe Jagi to efekt wieloletniej pracy Probierza, który mozolnie budował kolejnych chłopaków, aż wreszcie robił z nich zawodników reprezentacyjnego formatu. Mamrot takich wyników na koncie nie ma i na horyzoncie nie widać zmiany tego stanu rzeczy. Możliwe oczywiście, że tak krawiec kraje, jak mu materiału staje, a może po prostu obecny szkoleniowiec Jagiellonii za małą wagę przywiązywał do pracy z rodakami? Wolał sięgać po zawodników teoretycznie gotowych do gry w pierwszym składzie, którzy w praktyce okazywali się kompletnymi niewypałami transferowymi, albo zwykłymi przeciętniakami.

Mimo wszystko – pewnie łatwiej by było kibicom Jagiellonii przetrawić porażkę w finale krajowego pucharu i paździerzowy styl gry, gdyby to była jednocześnie lekcja futbolu dla paru zawodników z Polski. Młodych, związanych z klubem, najlepiej wychowanków. Zamiast tego przyszło im oglądać wyjściowy skład złożony z dziesięciu obcokrajowców. Z których – co gorsza – większość kopała się niestety po czole, zamiast skleić chociaż ze trzy składne akcje przez 90 minut gry.

Do tego jeszcze trzeba dodać liczne głosy o niesnaskach wewnątrz drużyny, co potem ma swoje odzwierciedlenie na boisku, na przykład w pikującej formie takich zawodników jak Ivan Runje.

Krótko mówiąc – na pewno Mamrot dostał w spadku od Probierza fajniejszą ekipę niż ta, którą miałby od niego przejąć ewentualny następca po sezonie. I to chyba największy kamyczek w ogródku szkoleniowca Jagi. Aczkolwiek jakoś nam trudno uwierzyć, by odpowiedzialnością za to wszystko można było obciążyć wyłącznie trenera. Kibice są chyba podobnego zdania, dali temu wyraz w naszym kwietniowym reportażu z Białegostoku:

„- Oczywiście, że jestem z Mamrotem. W zespole doszło do sporych zmian i jeśli nawet przytrafił się przez to kryzys, trzeba pozwolić trenerowi z niego wyjść – mówił idący na stadion dwudziestoparoletni chłopak. Usłyszałem też głos seniorki, bo po drodze spotkałem też starszą parę w barwach Jagi i to akurat – strzelam – żona była rozmowniejsza. – Wierzę w trenera i trzymam za niego kciuki. Natomiast pewnie, jestem rozczarowana tym sezonem, ponieważ człowiek przyzwyczaja się do dobrego. Poprzednio było tak, że graliśmy kilka meczów porządnych, przychodził jeden słaby, ale zaraz się podnosiliśmy i znów następowała dobra seria. Teraz takiego momentu nie możemy złapać.”

Fakt – Jagiellonia notuje o wiele za dużo potknięć i ostatnio często gra po prostu beznadziejnie. Fakt – Jagiellonia nie uratowała sezonu w finale Totolotek Pucharu Polski, grając kompletną padlinę. Fakt – ostatnie transfery Jagiellonii były w dużej mierze trafione kulą w płot, a głos trenera nie był bez znaczenia przy ich przeprowadzaniu. A jednak trudno się oprzeć wrażeniu, że dla klubu byłoby znacznie zdrowiej, gdyby szansę na poprawę sytuacji dostał… sam Ireneusz Mamrot. Jeżeli się w tym czy innym momencie pogubił, jeżeli tu czy tam zrobił fałszywy ruch – niech wyciągnie wnioski i poprawi się w przyszłości. Sprawia wrażenie gościa, który po prostu może to zrobić.

Choćby Arka Gdynia przekonała się niedawno, że trenera – owszem – zmienić jest łatwo, ale trochę trudniej, by była to zmiana na lepsze.

fot. FotoPyk

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...