Reklama

Zagłębie Sosnowiec pogodzone z VAR-em i meczami wyjazdowymi

redakcja

Autor:redakcja

30 marca 2019, 18:36 • 4 min czytania 0 komentarzy

2 maja 2008 roku. Wtedy po raz ostatni Zagłębie Sosnowiec wygrało w Ekstraklasie poza domem – 1:0 na stadionie Widzewa Łódź. Co ciekawe, był to jedyny punktowy wyjazd w tamtym sezonie, pozostałe mecze przegrano. Drużyna z hukiem spadła (o dwie klasy, bo już wcześniej dołożono wyrok za korupcję) i na powrót do elity czekała równą dekadę. A jak już wróciła, to przez całą jesień ani razu nie wygrała w delegacji. Początek wiosny pod tym względem również fatalny. Kiedyś ta passa musiała się jednak wreszcie zakończyć i stało się to 30 marca 2019 w Legnicy.

Zagłębie Sosnowiec pogodzone z VAR-em i meczami wyjazdowymi

Zagłębie zaczęło swój tydzień prawdy od ogrania Miedzi na jej stadionie. W przedmeczowej zapowiedzi pisaliśmy, że tak naprawdę wszystko znajduje się w nogach Szymona Pawłowskiego i Żarko Udovicicia, ich forma zdecyduje. Potwierdziło się co do joty. Przed tą kolejką duet weteranów miał bezpośredni udział w ośmiu z dziewięciu goli strzelonych przez sosnowieckiego beniaminka. Teraz następuje aktualizacja: dziesięć z jedenastu bramek to główna zasługa tego duetu.

Gol na 1:0. Pawłowski odgrywa na skrzydło do Udovicicia, ten dośrodkowuje do niepilnowanego Gabedawy, który z bliska trafia do siatki. Oglądając powtórki można było się zastanawiać, czy asystujący Serb nie znajdował się na minimalnym spalonym. Nie dało się tego stwierdzić z całą pewnością, dlatego bramka musiała zostać uznana. Później zresztą w Canal+ to dokładnie zmierzyli i wyszło, że ofsajdu nie było.

Gol na 2:0. Pawłowski sprytnie wykorzystał nieporadność zawodników gospodarzy przy spadającej piłce, dobrze się zastawił, aż wreszcie naciskający Rafał Augustyniak nadepnął mu na stopę w polu karnym. Pawłowski upada, są podstawy do użycia gwizdka, jedenastka. Na raty wykonał ją Mateusz Możdżeń. Anton Kanibołocki jego strzał obronił, ale dobitki już nie zatrzymał.

Reklama

Obie te sytuacje były analizowane przez Tomasza Musiała z sędziami oglądającymi powtórki. Ich uwagi wystarczyły, żeby podtrzymał decyzje korzystne dla zespołu gości. Tak samo wyglądało to, gdy anulowano gola na 1:2. Musiał nie podchodził do monitora, bo wszystkie wątpliwości rozwiali ludzie z wozu. Fabian Piasecki, który jako ostatni dotknął piłki wtaczającej się do bramki (strzelał Augustyniak) był wcześniej na spalonym, gdy uderzał Omar Santana. Bez pomocy technologii wychwycenie tego byłoby w zasadzie niemożliwe. Takie decyzje VAR-u bolą tracących korzyść najbardziej, mimo że są słuszne.

W trzech sytuacjach na pierwszy rzut oka nieoczywistych VAR rozstrzygał dziś na korzyść Zagłębia Sosnowiec. Podkreślamy ten fakt, gdyż w ostatnich tygodniach w klubie z ulicy Kresowej próbowano stworzyć narrację, jakoby VAR głównie krzywdził Zagłębie. Do mediów rozesłano nawet maila z raportem rzekomych krzywd. Trudno było jednak o racjonalną dyskusję, skoro przekonywano na przykład, że nieuznany gol na 2:2 w Zabrzu powinien zostać zaliczony (Mygas zdzielił rywala łokciem przy wyskoku). Coś nam się jednak wydaje, że po meczu z Miedzią ekipa Valdasa Ivanauskasa już będzie cicho w tym temacie, choć mamy przekonanie graniczące z pewnością, że gdyby takie decyzje podejmowano w odwrotnym kierunku, znów słyszelibyśmy o jakimś spisku.

Wracając do spraw boiskowych. Goście od pierwszego gwizdka sprawiali wrażenie drużyny lepiej zorganizowanej, wiedzącej, co i jak chce grać. Miedź znów kombinowała z jakimś choinkowym ustawieniem bez nominalnego napastnika, ale przed przerwą miała jedną sytuację. Joan Roman fatalnie spudłował, gdy piłka dość przypadkowo znalazła się pod jego nogami. Gość prezentował się tego dnia jak typowy technik dla ubogich. Niby tę technikę ma, ładnie prowadzi piłkę, ale w decydującym momencie walnie z kilku metrów nad bramką, zagra ręką i tak dalej. W ogóle wszyscy legniccy Hiszpanie byli raczej hamulcowymi niż motorami napędowymi. „Krycie” Gabedawy przez Juna Camarę przy golu na 0:1 to jakieś pieprzone żarty. Cóż tego, że późnej były zawodnik Barcelony przeprowadził kilka rajdów, że raz czy drugi ośmieszył Mygasa, skoro pudłował Roman lub świetnie wślizgiem interweniował Martin Toth. Stoperzy Zagłębia tym razem wypadli bardzo solidnie. Borja Fernandez i Omar Santana w środku pola również niewiele dawali, ich gra była bezpłciowa, bez treści.

Miedź dużo groźniejsza stała się po przerwie, gdy od razu wszedł napastnik w osobie Fabiana Piaseckiego. To on po paru sekundach od wznowienia miał sytuację po dalekim zagraniu Camary, ale powstrzymał go dobrze wychodzący Lukas Hrosso. Słowacki bramkarz dołożył sporą cegłę do triumfu sosnowiczan, bo potem pokazywał klasę przy bombach Augustyniaka i dobitce Santany, po której ostatecznie nie było bramki kontaktowej.

Zagłębie zbliżyło się na trzy punkty do Wisły Płock. Z „Nafciarzami” zmierzy się na koniec fazy zasadniczej, wcześniej domowe starcia z Wisłą Kraków i wyjazd do Białegostoku. Miedź roztrwoniła to, co zyskała pokonując Lecha Poznań. Ona w tygodniu prawdy ma jeszcze mecze ze Śląskiem we Wrocławiu i u siebie z Cracovią.

[event_results 572284]

Reklama

Fot. newspix.pl

Najnowsze

Niższe ligi

Pazdan: Peszko fajnie rządzi w Wieczystej. Wielu trenerów tego nie umie

Jan Mazurek
2
Pazdan: Peszko fajnie rządzi w Wieczystej. Wielu trenerów tego nie umie
Polecane

Czy każdy głupi może wejść na Mount Everest? „Bilet lotniczy i wio”

Kacper Marciniak
1
Czy każdy głupi może wejść na Mount Everest? „Bilet lotniczy i wio”

Komentarze

0 komentarzy

Loading...