Reklama

St. Pauli upokorzone przez HSV

redakcja

Autor:redakcja

10 marca 2019, 15:46 • 4 min czytania 0 komentarzy

Hamburg. Miasto, które w tym sezonie po raz pierwszy w historii nie doczekało się Bundesligi, ale które – po ośmiu latach – doczekało się ligowych derbów. Nie ma w Europie meczu, w którym reprezentantów obu stron barykady dzieliłoby tak dużo. A najwięcej poza boiskiem.

St. Pauli upokorzone przez HSV

St. Pauli? Klub lewicowych aktywistów, ludzi wyznających określone poglądy polityczne, promujących wolność, równość, tolerancję. HSV – klub chełpiący się dumą, od lat budujący swój wizerunek na przepychu, wyznający raczej siłę pieniądza. Gdy dla St. Pauli wynik jest sprawą drugorzędną, HSV nakłada na siebie ogromną presję awansu. Gdy na trybunach St. Pauli nie brak miejsca dla ludzi – ujmijmy to –  doświadczonych życiowo, HSV to raczej miejsce dla elit. St. Pauli utożsamiane jest głównie z jedną dzielnicą, HSV ma kibiców rozproszonych po całym mieście. Jedni grają na kameralnym, klimatycznym stadionie, drudzy na wielkiej, imponującej arenie.

Łączy ich tylko jedno – nienawiść do lokalnego rywala.

Dzisiejsze derby miały też – czego przed sezonem mało kto się spodziewał – duży ciężar sportowy. Wiadome było, że HSV ze swoim budżetem będzie głównym faworytem w walce o awans do Bundesligi, ale dyspozycja St. Pauli to swego rodzaju zaskoczenie. Przed kolejką tabela kształtowała się następująco:

– FC Koeln – 48 punktów
– HSV – 47 punktów
– Union Berlin – 44 punkty
– St. Pauli – 43 punkty

Reklama

Zespoły z Berlina i Kolonii wygrały swoje mecze (kolejno 2:0 z Ingolstadt i 5:1 z Arminią Bielefeld), więc po dzisiejszym meczu zespół brązowo-białych został zostawiony trochę w tyle. Choć nikt z tego powodu dramatu nie będzie robił, całe środowisko St. Pauli tonuje nastroje. – Nie mamy presji, my nie musimy. Jeśli po sezonie nie awansujemy do Bundesligi, wszyscy uznają, że to normalne – mówił przed meczem Alexander Meier, który wrócił do Hamburga po trzynastu latach spędzonych w Eintrachcie Frankfurt.

Obóz HSV powtarza jak mantrę te same formułki: tak, musimy, tak, naszym celem jest awans, tak, kolejny sezon na zapleczu będzie naszą dużą porażką.

I tak też wyglądał obraz meczu od samego początku – St. Pauli zamurowało się pod własną bramką i mądrze (do czasu) się broniło, HSV nawet jeśli nie bardzo wiedziało jak – od początku starało się narzucać swoje tempo. Długo biło głową w mur, aż w końcu ukłuło po stałym fragmencie. Wolny, Hunt trafia w poprzeczkę, a stojący w murze Lasogga umiejętnie czyta tę akcję i pakuje piłkę do pustaka z główki. Brzmi jak najłatwiejszy gol świata, ale akcja wymagała dużej klasy – przytrzymania linii spalonego, błyskawicznej reakcji, a do tego techniki strzału, bo piłka zaliczyła kozioł tuż przed składającym się do składu piłkarzem.

Na przerwę HSV schodziło z jednobramkowym prowadzeniem. St. Pauli? W zasadzie bez zagrożenia, chyba że za takie uznamy sytuacyjny wolej Meiera z trzydziestu metrów (niecelny). Po przerwie gospodarze ruszyli z mocniejszymi atakami, ale błyskawicznie zostali sprowadzeni do pionu. Gol na 2:0? Szybki atak prawą stroną, bramkarz odbija strzał przed siebie, Narey pakuje do pustaka. 3:0? No, tu już zapachniało Ekstraklasą – Ozcan posłał strzał prosto w nogi Lasoggi, ten zachował jednak trzeźwy umysł i poprawił sobie piłkę, a potem dopełnił dzieła zniszczenia. W tym momencie było juz w zasadzie po meczu, choć HSV w samej końcówce – po tym, jak piłkarze zeszli na moment do szatni z powodu kolejnego odpalenia rac – wsadziło jeszcze jedną bramkę. A konkretnie Santos – sprzed pola karnego.

Mecz wreszcie mógł się podobać na boisku, w przeciwieństwie do jesiennych derbów, które były idealną ilustracją do określenia „0:0 po bezbarwnej”. Niestety, jak często bywa w przypadku hamburskich starć, nie brakowało emocji poza boiskiem. Kilka dni przed meczem w barwy St. Pauli przemalowany został „Alter Schwende” – wielki głaz będący symbolem i atrakcją turystyczną Hamburga. Chwilę później znalazł się na nim tuning w postaci barw HSV. Ale pomalowanie głazu to jeszcze pół biedy. Wjeżdżający na stadion autokar HSV został obrzucany butelkami i oblany farbą.

Po meczu Hamburg stał się jednak niebiesko-czarno-biały. I to najlepsza odpowiedź na tego typu zaczepki.

Reklama

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...