Reklama

Zespół marnotrawny

redakcja

Autor:redakcja

03 marca 2019, 19:35 • 3 min czytania 0 komentarzy

29 grudnia. Liverpool bezlitośnie punktuje Arsenal, jego przewaga nad Manchesterem City wynosi dziesięć punktów, nad Tottenhamem – dziewięć. Reszcie stawki The Reds już dawno zniknęli z horyzontu. Wydaje się, że oczekiwanie na tytuł w Premier League musi w tym sezonie się skończyć, że ekipa Juergena Kloppa jest dla rywali za mocna. Nic bardziej mylnego.

Zespół marnotrawny

Nie minęło dwa i pół miesiąca, Liverpool nie jest już nawet liderem. Roztrwonił calutką przewagę, Manchester City odrobił stratę z nawiązką. Dziś po raz pierwszy od szesnastej kolejki The Reds nie kończą serii gier jako najlepsza ekipa w Premier League. Remis 0:0 z Evertonem oznacza, że od następnej serii gier trzeba będzie gonić.

Jeśli ktoś myślał, że wygrany wysoko i przekonująco mecz z Watfordem nastroił wreszcie na nowo gitary heavymetalowego bandu Kloppa, to dziś musiał tę opinię zweryfikować. Duża w tym zasługa defensywy Evertonu, która przecież tyle razy w tym sezonie wyglądała jak banda przypadkowo zebranych ludzi. Dziś – niemal profesura, tylko raz tak naprawdę defensorzy The Toffees poważnie nawalili – gdy Mohamed Salah mógł pognać sam na sam z Pickfordem, bo Lucas Digne zapędził się zbyt mocno do przodu. Egipcjanin wciąż nie potrafi jednak odnaleźć strzeleckiej bezwzględności, jaką nie tak dawno imponował. Zbyt długo holował piłkę, uderzył zbyt blisko Jordana Pickforda, w efekcie dał się Anglikowi zatrzymać.

To był jeden z zaledwie trzech celnych strzałów, przy których ofensywa Liverpoolu dała się wykazać bramkarzowi reprezentacji Anglii. Drugi – lekkie uderzenie Salaha z linii pola karnego. Trzeci – strzał Alexandra-Arnolda z wolnego, który za groźny uznalibyśmy, gdyby między słupkami stał Ladislav Rybansky. Ze złamaną ręką. Wymieniając groźne sytuacje trzeba też wspomnieć o dwóch, gdy do strzału nie doszło, bo źle piłkę przyjmowali gracze The Reds – raz za daleko futbolówkę wypuścił sobie Salah, wobec czego zamiast drugiego starcia sam na sam z Pickfordem mieliśmy udany wślizg Keane’a. Innym razem z kolei po zgraniu Van Dijka Fabinho nie zdołał złożyć się do strzału, bo po odbiciu od jego uda, piłka wylądowała bliżej Lucasa Digne’a.

Tak jak Michael Keane w ogromnej mierze przyczynił się do gry Evertonu na zero z tyłu, tak Virgil Van Dijk – wybrany zresztą graczem meczu – zdecydowanie był najważniejszym ogniwem niepokonanej już w piątym meczu z rzędu defensywy Liverpoolu. Najwięcej wybić w meczu, najwyższa celność podań spośród wszystkich zawodników, mniej kontaktów z piłką tylko od Joela Matipa. Można spokojnie zakładać, że gdyby nie Holender, ofensywne poczynania Evertonu nie ograniczyłyby się do mało groźnej główki Calverta-Lewina po rzucie rożnym i zagrania Richarlisona wzdłuż bramki, do którego nie doszedł, atakując je wślizgiem, Bernard.

Reklama

Remis jest więc tutaj ze wszech miar sprawiedliwy. Choć oczywiście ani jedni, którzy w jego wyniku spadają z tronu, ani drudzy, którzy na wygrane derby czekają od października 2010, nie będą szczególnie zachwyceni takim rozstrzygnięciem.

Everton – Liverpool 0:0

***

Pozostałe dzisiejsze wyniki:

Watford – Leicester 2:1
Deeney 5′, Gray 90’+2′ – Vardy 75′

Fulham – Chelsea 1:2
Chambers 27′ – Higuain 20′, Jorginho 31′

Reklama

fot. NewsPix.pl

Najnowsze

Anglia

Anglia

Awans z perspektywy drona. Po 12 latach Portsmouth znowu zagra w Championship

Szymon Piórek
0
Awans z perspektywy drona. Po 12 latach Portsmouth znowu zagra w Championship
Anglia

Kluby z niższych lig sprzeciwiają się zmianom w FA Cup

Bartosz Lodko
6
Kluby z niższych lig sprzeciwiają się zmianom w FA Cup

Komentarze

0 komentarzy

Loading...