Reklama

Aklimatyzacja? Vejinović może nie wiedzieć, co to znaczy

redakcja

Autor:redakcja

03 marca 2019, 21:16 • 3 min czytania 0 komentarzy

Banaszewski, którego wskazał trener Smółka, perspektywiczny Olczyk i meksykańska dwójka, o której nawet prezes Pertkiewicz mówi otwarcie, że nie jest do gry, a do marketingu. Przez większość okna transferowego Arka Gdynia musiała zadowolić się takimi zdobyczami i z zazdrością patrzyła na inne kluby, które podpisywały solidnych – przynajmniej na papierze – grajków. Wydaje się jednak, że gdynianie rzutem na taśmę sprowadzili niezłego kozaka, a zwie się on Marko Vejinović. Wprawdzie to tylko wypożyczenie i raczej na pewno nie zostanie w Arce na dłużej, ale… kto wie, czy polska liga mu się nie spodoba. 

Aklimatyzacja? Vejinović może nie wiedzieć, co to znaczy

Bo wiele wskazuje na to, że na pewno lidze polskiej spodoba się on. Zbigniew Smółka nie czekał na wkomponowanie bośniackiego Holendra/holenderskiego Bośniaka do drużyny i wprowadził go do pierwszego składu – i to na mecz z Lechem – trzy dni po podpisaniu kontraktu, po jednym treningu z drużyną. Zawsze, gdy taki gość trafia do Ekstraklasy zastanawiamy się, co jest z nim nie tak. W przypadku Vejinovicia – tylko po tym meczu – możemy napisać, że… 

a) umiejętności ma i to widoczne gołym okiem, 
b) nie wygląda na człowieka, który na boisku lubi się przemęczać. 

Nie zrozumcie nas źle, nie sugerujemy, że to boiskowy leniuch. Po prostu jego ruchy są… oszczędne. Dopóki wynika to z boiskowej inteligencji (bardzo mądrze się ustawia, przyspiesza kiedy trzeba), nie ma sensu siać z tego powodu paniki. Jest jednak mniej więcej tak ospały, jak wczesny Vadis. Niewykluczone, że to pokłosie kontuzji – z ich powodu stracił większość rundy jesiennej i prawie cały poprzedni sezon. 

Ogólnie jego występ oceniamy na plus, spośród piłkarzy Arki był na pewno najlepszy. Biorąc pod uwagę, że to dopiero jego debiut w drużynie – rokowania są bardzo dobre. Co nam się podobało u niego najbardziej? Szybkość podejmowania decyzji. Nie wahał się w zasadzie przy niczym. Nawet, jeśli było to proste podanie do najbliższego – wykonywał je bez zbędnych ceregieli, w zasadzie z marszu. Utrzymał przy tym skuteczność podań na poziomie 94% (63 udane zagrania na 67 prób).

Reklama

Vejinović został wystawiony na szóstce (Deja biegał nieco wyżej) i na dziś możemy powiedzieć, że znacznie więcej atutów ma w defensywnie. Nie ma przypadku w tym, że Jevtić, którego krył na plaster, był jednym z najgorszych piłkarzy na boisku. Piłkarz wykręcił bardzo dobre statystyki – 70% udanych pojedynków (14 na 20 prób), 9 odbiorów, 13 przechwytów. Rozmyślnie zaasekurował kolegę, gdy Tomasik szarżował na boku, przerwał dwie kontry wyprowadzane przez Jóźwiaka, wspomnianemu Jevticiowi zabierał piłkę jak dzieciakowi. Szwajcar wygrał pojedynki tylko dwukrotnie – raz został jednak szybko sfaulowany w bezpiecznej strefie, za drugim razem był to drybling w stronę własnej bramki. 

Niewiele można powiedzieć o grze Vejinovicia do przodu. Głównie dlatego, że rzadko na nią się decydował. Nie podłączał się raczej pod akcje ofensywne, chcąc zabezpieczać tyły. Gdy już rozgrywał – wybierał raczej dość oczywiste rozwiązania, choć zdarzało mu się rozrzucić akcje do skrzydła. Spróbował strzału, ale pozycja była nieprzygotowana i piłka wylądowała na plecach rywala. Prawie stworzył zagrożenie pod bramką, gdy przeczytał, gdzie spadnie piłka i zaatakował ją podeszwą – futbolówka powędrowała w pole karne, lecz koledzy zareagowali tak żywotnie jak publika podczas piątej godziny analizy Adama Nawałki.

Jeśli Vejinović zachowa tę dyspozycję, będzie ważną bronią Arki w walce o utrzymanie. Jeśli podciągnie się fizycznie – ma potencjał, by wejść na wyższy poziom i stać się jedną z gwiazd ligi na swojej pozycji. Nie zanosi się, by miał po co wracać do Holandii, więc czołowe polskie kluby mogą wpisać to nazwisko do swoich notesów. Rokowanie pozytywne do dalszej obserwacji. 

Fot. newspix.pl

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...