Reklama

Moje oczy gasną, ale iskra w sercu płonie

Norbert Skorzewski

Autor:Norbert Skorzewski

25 lutego 2019, 17:58 • 6 min czytania 0 komentarzy

– Muzyka ma wielką siłę. Dostałem kiedyś wiadomość od fana, który dziękował mi za uratowanie mu życia. Chłopak miał depresję, chciał popełnić samobójstwo. Przeglądał internet, żeby pożegnać się ze znajomymi. Akurat wrzuciłem utwór „Nie płacz”, który mówi o tym, że nie warto podejmować pochopnych decyzji, że świat jest piękny. Przesłuchał, przeszedł się i porzucił swoje plany. Trzy lata później chwalił się żoną i dziećmi – opowiada MC Sobieski, niewidzący raper, który pomimo nieuleczalnej choroby walczy o swoje marzenia.

Moje oczy gasną, ale iskra w sercu płonie

Zasłynął z „Hymnu Reprezentacji Polski” na Euro 2016, który przesłuchały ponad dwa miliony osób, a niedawno nagrał piosenkę o Krzysztofie Piątku. Nam opowiada o trudnym dorastaniu, gdy z roku na rok jego wzrok stawał się coraz słabszy, swojej pasji i historiach, które sprawiły, że czuje się spełniony. Zapraszamy!

*

– Mam chorobę genetyczną, wyssaną z mlekiem matki. Nieuleczalna choroba oczu, z każdym dniem widzę coraz mniej, a to postępuje – na dziś trudno mi poruszać się samodzielnie. Widzę mało, ot, jedynie pojedyncze obrazy. Na szczęście pojawiają się głosy, że wszystko idzie w dobrym kierunku, że zarząd genetyki robi testy laboratoryjne, które pozwolą znaleźć lekarstwo. Pozostaje żyć nadzieją, zresztą zawsze wychodziłem z założenia, że warto spodziewać się najlepszego, ale – w razie czego – jestem gotowy na najgorsze.

Jak się czułeś, gdy dorastałeś, a wzrok z roku na rok zanikał?

Reklama

To był bardzo trudny czas. Nie akceptowałem swojej choroby, udawałem, że widzę tak samo dobrze jak inni. Oszukiwałem rówieśników, rodziców i nauczycieli. Dziwny okres w moim życiu, nic nikomu nie mówiłem. Nie szło mi na WF-ie, ale nie przyznawałem się do swoich wad. Rodzice robili wszystko, żeby mi pomóc – nie potrafię zliczyć, ile klinik odwiedziliśmy – ale nie żaliłem się, nie mówiłem, że jest coraz gorzej. Sam nie wiem, dlaczego miałem takie podejście – chciałem widzieć, a przez swoje zachowanie dobijałem się.

Nie potrafiłem zaakceptować siebie.

Kiedy nastąpił przełom?

Wszystko przychodziło powoli, krok po kroku. Gdy w moim życiu pojawił się sport i muzyka, stałem się innym człowiekiem. Pasja jest jak lampka dla górnika. Gdy się wypala, droga znika. Nie widzisz sensu czegokolwiek. Ja tę pasję mam, więc mam przez sobą wyraźną drogę, mimo że prawie nie widzę.

Zacząłem przyzwyczajać się do tego, co mi jest. Już niczego nie ukrywałem, było mi lżej.

Czuję, że znokautowałem chorobę. Ona ciągle jest, przeszkadza, staje się coraz bardziej rozległa, ale przyzwyczaiłem się. Potrafię z nią żyć. Czuję, że zwyciężyłem i bardzo dużo zyskałem. Dzięki chorobie powstał MC Sobieski.

Reklama

Kiedy zajarałeś się sportem?

Tata był piłkarzem ręcznym, do tego grał w siatkówkę, biegał, skakał. Kochał sport. A ja zaraziłem się jego pasją, jeździłem na mecze, kibicowałem. I kibicuję do dziś – poprzez muzykę.

Mam w sobie tyle pozytywnej energii, że staram się zarażać nią innych. Pokazywać, że pomimo wad i braków można funkcjonować normalnie, spełniać marzenia, co udowadniałem wielokrotnie. Czuję, że w jakimś sensie stałem się przykładem dla innych. To naprawdę fajne, bardzo pozytywne.

Wydaje mi się, że Bóg coś nam zabiera, ale w zamian coś daje. Nie zawsze potrafimy to wykorzystać, ale wszystko dzieje się po coś.

Ja zyskałem muzykę. Wzrok dostarcza nam 90% informacji z otoczenia, ja wzroku prawie nie mam. Dzięki temu pozostałe zmysły zostały wyostrzone. Mam lepszy słuch, węch czy smak. Dzięki chorobie mogę być lepszy w muzyce.

Czym dla ciebie jest muzyka?

Na początku była sposobem na wyładowanie emocji. Siedziałem w szkole i zamiast uważać, pisałem swoją małą poezję. Później dochodziły dźwięki, nagrania. Wszystko biorę ze świata, inspiruje mnie. Rozmawiam z ludźmi, przywołuję swoje wspomnienia – z tego powstają teksty. Inspirują mnie gry komputerowe, w które kiedyś grałem, filmy, które kiedyś oglądałem. Wszystko. Także książki, głównie fantasy, które regularnie słucham. No i przede wszystkim sportowcy. Od wielkich gwiazd, po młodych ludzi z pasją. Stworzyłem nawet utwór dla polskiej reprezentacji w goofballu, gdzie grają osoby niewidome i słabowidzące.

Powód? Uwielbiam ludzi z pasją, pasja jest w życiu najważniejsza. Przeżyjemy wiele trudnych momentów, jeśli mamy pasję – taki jest świat, takie jest życie. Ale bez pasji zginiemy. Moje oczy gasną, ale iskra w sercu płonie.

Tak jak mówiłem – zawsze spodziewam się najlepszego. To mi w życiu pomaga.

Skoro spodziewasz się najlepszego, to myślałeś, że twój utwór na Euro 2016 odbije się aż tak mocno?

Oczywiście!

Skłamię, jeśli powiem, że się tego nie spodziewałem. Tworząc piosenkę dla reprezentacji liczyłem, że dotrze ona do kadrowiczów. I dotarła! Dostałem filmik od Kamila Grosickiego, w którym podziękował mi w imieniu pozostałych kadrowiczów i przyznał, że puszczą moją piosenkę w szatni przed meczem. Coś niesamowitego! Potem Hirek Wrona poprosił o utwór, bo chciał go puszczać przed spotkaniami na stadionie.

Spełniłem swoje marzenie. Działał na wyobraźnie fakt, że moja piosenka motywowała kadrowiczów podczas mistrzostw Europy, gdzie osiągnęli tak duży sukces. Później była piosenka na mundial, po raz pierwszy realizowałem pełnoprawny, profesjonalny teledysk z pomocą miasta, a urodziłem się w Kaliszu. Włożyliśmy serce, zaangażowaliśmy dzieci. Wyszło dobrze, szkoda, że piłkarzom nie poszło.

Swoją drogą, przygoda z piosenkami dla reprezentacji zaczęła się w 2012. Wystartowałem w ogólnopolskim konkursie „Hymn Biało-Czerwonych” i jako chłopak znikąd – wszystkie utwory tworzę w pokoju, nigdy nie byłem w żadnym studiu nagraniowym, nigdy nie podpisałem kontraktu z żadną wytwórnią – zająłem drugie miejsce, za słynnym „Koko Koko Euro spoko”.

Jako samouk stanąłem obok gwiazd, a skończyło się tym, że wyprzedziłem nawet Marylę Rodowicz.

Wówczas poczułem, że to co robię ma sens. Jesteś niewidomy, albo widzisz słabo? Nieważne, możesz sięgnąć gwiazd.

Powiedziałeś, że muzyka ma potężną siłę, o czym wielokrotnie się przekonałeś. O jakiej sile mowa?

Dostałem kiedyś wiadomość od fana, który dziękował mi za uratowanie mu życia. Chłopak miał depresję, chciał popełnić samobójstwo. Przeglądał internet, żeby pożegnać się ze znajomymi. Akurat wrzuciłem utwór „Nie płacz”, który mówi o tym, że nie warto podejmować pochopnych decyzji, że świat jest piękny. Przesłuchał, przeszedł się i porzucił swoje plany.

Trzy lata później napisał ponownie. Pochwalił się, że ma żonę i dzieci.

A to nie jedyna taka sytuacja. Poruszyła mnie sytuacja tego chłopaka, więc nagrałem utwór „Bal samobójców”. No i napisała dziewczyna, która również chciała targnąć się na własne życie, ale po przesłuchaniu utworu zdała sobie sprawę, że takie pochopne decyzje nie mają sensu.

Kiedyś napisał młody chłopak z wadą serca. Jego marzenie? Chciał dostać nowy komputer, spotkać MC Sobieskiego i nagrać film na You Tube, który będzie miał duży wyświetleń. No to zawiozłem mu komputer, wziąłem kamerzystę, nagraliśmy film, który zobaczyło ponad 30 tysięcy ludzi. To było piękne, reakcja chłopaka nie do opisania.

Muzyka ma wielką siłę, skoro może ratować ludzkie życie.

Moi widzowie nazywają siebie „Armią MC Sobieskiego”, a mnie swoim generałem. Mimo że nie widzę, to w jakimś sensie staję się ich przewodnikiem. Bierzemy udział w akcjach charytatywnych, raz wzięliśmy udział w konkursie, z którego pieniądze zostały przekazane na dzieci z wadami słuchu.

Dlatego czuję się spełniony. Bo wiem, że to co robię ma sens. Pomaga innym.

A myślisz, że twoja najnowsza piosenka pomoże Piątkowi?

Wiesz co, on jest w takiej formie i robi tak kosmiczne rzeczy, że nie wiem, czy można wspiąć się jeszcze wyżej. Oczywiście, w tekście padło kilka słów, że mam wobec niego oczekiwania, ale chodzi głównie o reprezentację. Żeby nie zapomniał o swojej ziemi i utrzymał formę w kadrze. Niedługo eliminacje, na początek trudny mecz z Austrią.

Fajnie, gdyby piosenka do niego dotarła tak jak do kadrowiczów podczas Euro 2016.

Rozmawiał Norbert Skórzewski

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...