Reklama

Blamaże, kontuzje, kartki, wpadki – PSG i Liga Mistrzów to nie jest dobrana para

Michał Kołkowski

Autor:Michał Kołkowski

12 lutego 2019, 15:48 • 20 min czytania 0 komentarzy

Maj 2011 roku – właścicielem Paris Saint-Germain zostaje fundusz Qatar Sports Investments. To nowa era w dziejach paryskiego klubu – potężne transfery, wielcy trenerzy, gigantyczne ambicje marketingowe i – przede wszystkim – sportowe. Cel? Tak naprawdę jeden, ale za to jaki! Zdominowanie piłkarskiej Europy, czyli zatriumfowanie w Lidze Mistrzów. Stworzenie tym samym marki, która na globalnym rynku rzuci wyzwanie odwiecznym futbolowym potęgom, rozepchnie się między nimi łokciami i wywalczy sobie duży kawałek piłkarskiego tortu. Krajowe puchary cieszą, to jasne, regularne triumfy w Ligue 1 też nieźle smakują. Jednak danie główne wciąż pozostaje nieskonsumowane, nie wspominając o deserze. Ekipa PSG dalej jest głodna, bo tego wielkiego celu nie udało się jej zrealizować.

Blamaże, kontuzje, kartki, wpadki – PSG i Liga Mistrzów to nie jest dobrana para

Przygody aktualnych mistrzów Francji w Champions League to pasmo niepowodzeń, czy wręcz klęsk. Czasem pechowych, innym razem po prostu zasłużonych, a niekiedy wyjątkowo frajerskich. 

Totolotek oferuje bonus powitalny za rejestrację dla nowych graczy!

Dość powiedzieć, że najlepszym wynikiem PSG w historii występów tej drużyny w Lidze Mistrzów pozostaje półfinał rozgrywek osiągnięty… jeszcze w 1995 roku. Paryska ekipa była wtedy diabelnie mocna za sprawą tłustych inwestycji Canal+ – w fazie grupowej LM zdemolowała rywali we wszystkich sześciu spotkaniach, a w ćwierćfinałach wyeliminowała Barcelonę dowodzoną przez Johana Cruyffa, ze Stoiczkowem, Guardiolą, Koemanem i Bakero w kadrze. Ale francuska drużyna to też była paka co się zowie – Lama w bramce, a w polu choćby Le Guen, Rai, Ginola i George Weah, który za 1995 rok otrzymał zresztą Złotą Piłkę. To było jednak za mało na Milan, który zastopował drużynę ze stolicy Francji w półfinale rozgrywek.

W 1996 PSG wygrało jeszcze Puchar Zdobywców Pucharów, a rok później poległo w finale tych nieistniejących już rozgrywek. I to by było na tyle, jeżeli chodzi o sukcesy klubu na europejskiej arenie, nie licząc wyczynów w ogórkowym Pucharze Intertoto. Katarska kroplówka finansowa miała to oczywiście zmienić i to jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, natychmiast. Jak na razie wyszła jednak z tej zmiany dupa, na dodatek z majonezem. Różdżka rzuciła zaklęcie na poziomie wczesnego Neville’a Longbottoma. Naszpikowani gwiazdami paryżanie swoje wojaże w LM rozpoczęli od sezonu 2012/13 i ani razu nie bryknęli powyżej czołowej ósemki na Starym Kontynencie.

Reklama

To musi boleć właścicieli i działaczy klubu, że pomimo takich inwestycji najlepszy wynik spośród francuskich drużyn w ostatnich latach zrobiło w Champions League nie PSG, a Monaco, które zawędrowało do półfinałów w 2017 roku. Co oczywiście cieszy wszystkich krytyków transferowej polityki katarskich inwestorów, którzy w poszukiwaniu nowych wzmocnień często uciekają się do bulwersujących sztuczek, wykonując uniki przed Finansowym Fair Play, a to wszystko pod nosem UEFA. Sporo na ten temat można się było dowiedzieć z materiałów zwanych „Football Leaks”.

Przypomnijmy sobie zatem te wszystkie potknięcia Paris Saint-Germain na drodze do wymarzonego sukcesu. Tym bardziej, że rosnąca forma Manchesteru United i kontuzje kluczowych graczy z Paryża zwiastują kolejny rok pucharowej posuchy i następny rozdział opowieści pod tytułem: „W Lidze Mistrzów nam nie wyszło…”.

sezon 2012/2013

Screenshot_2019-02-12 Paris Saint-Germain - All transfers(1)

Wydatki: 151 milionów euro. Przychody: 4.75 milionów euro. fot. Transfermarkt
Reklama

To tak naprawdę drugi sezon transferowych szaleństw PSG. Ten pierwszy zakończył się sporą wtopą, czyli porażką w wyścigu o mistrzostwo Francji ze skromniutkim Montpellier, którego największą gwiazdą był wtenczas słynny goleador Olivier Giroud. Cóż, umoczyć taką rywalizację to jak prowadzić Ferrari i dać się wyprzedzić Fiatowi Multipli. Stąd – w klubie zaszły daleko idące zmiany. Rola najlepszego strzelca w sezonie 2011/12, Nene, została zupełnie zmarginalizowana, bo zastąpił go gigant światowego futbolu – Zlatan Ibrahimović. Do kompletu drugi ex-milanista, czyli Thiago Silva, uznawany wtedy za jednego z najlepszych, o ile nie najlepszego stopera na świecie.

Obiecujący duet środkowych pomocników, czyli Rabiot i Verratti, na dokładkę dynamiczni Lavezzi i Lucas, no i ociupinka splendoru w osobie schodzącego już powoli ze sceny Davida Beckhama. Na ławce trenerskiej specjalista od gry w Lidze Mistrzów, czyli Carlo Ancelotti. Żyć, nie umierać, bo przecież w klubie byli już tacy zawodnicy jak Matuidi, Maxwell, Motta czy Pastore. Wydatki na transfery sezon wcześniej wyniosły przeszło 100 milionów euro.

Paryż oczywiście odkupił swoje winy w Ligue 1, sięgając po mistrzostwo kraju, ale w Champions League starczyło francuskiej ekipy sił tylko na ćwierćfinał. Podopieczni Carletto przez fazę grupową przeszli dość gładko, awansując z pierwszego miejsca do rundy pucharowej, choć grupowy dwumecz z FC Porto de facto przegrali (2:1 u siebie, 0:1 na wyjeździe). Play-offy też zaczęli nieźle, eliminując Valencię. Nie obyło się jednak bez perturbacji. Pierwszy mecz odbywał się na Estadio Mestalla i paryżanie prowadzili 2:0 do 90 minuty, co – trzeba przyznać – stanowiło bardzo bezpieczną zaliczkę przed rewanżem. Ale potem sprawa się skomplikowała – Adil Rami zdobył gola kontaktowego, a z boiska wyleciał z czerwoną kartką Ibra.

– Nie możemy zapominać, jaką drogę przeszliśmy i skąd zaczynaliśmy nasz marsz. Myślę, że wysłaliśmy innym mocną wiadomość tym zwycięstwem. Skoro nasz zespół wykazuje taki stopień pewności siebie i spokoju w wyjazdowym meczu, to oznacza, że jesteśmy odpowiednio przygotowani do dalszego udziału w rozgrywkach – cieszył się po końcowym gwizdku Leonardo, dyrektor sportowy PSG, a przy okazji były piłkarz Valencii. Z kolei Ernesto Valverde, trener hiszpańskiej drużyny, nie krył rozczarowania: – Każdy ich kontratak nas krzywdził. Prawda jest taka, że chyba byliśmy dziś zbyt naiwni, za często traciliśmy piłkę i trochę ułatwialiśmy naszym rywalom zadanie.

Rzeczywiście – Ancelotti miał głęboko w nosie, że dysponuje ekipą zbudowaną za ogromną forsę i chętnie oddał rywalom inicjatywę w ataku pozycyjnym, zlecając swoim podopiecznym kontrataki. No i koniec końców zdało to egzamin. 2:1 na wyjeździe, 1:1 u siebie. Awans do 1/4 finału, gdzie już czekała mocarna Barcelona.

MANCHESTER UNITED POKONA PSG? KURS 2.25 W TOTOLOTKU!

Pierwsze starcie odbyło się w paryskim Parku Książąt i zakończyło remisem 2:2. Mecz miał niebywała historię – choćby dlatego, że od pierwszych minut wybiegł na murawę 38-letni David Beckham, z opaską kapitańską na ramieniu. Romantyczna koncepcja Ancelottiego spaliła jednak na panewce, bo Anglik raczej nie sprostał już rywalizacji na tak wywindowanym poziomie i przeciętnie się spisał w pierwszej połowie, ciągnąć w dół całą drużynę. Po jego zejściu druga linia wyraźnie odżyła. Paryż starał się konstruować szybkie ataki, ale Barca była lepsza, za sprawą niezawodnego duetu: Dani Alves – Leo Messi. Ale tu kolejna sensacja – Argentyńczyk nabawił się poważnej kontuzji, która wykluczyła go z gry i odwróciła losy meczu.

W drugiej połowie działy się już na murawie prawdziwe cuda. Stan meczu wyrównał Ibrahimović, choć wydawało się, że jest na dość ewidentnym ofsajdzie i sędziowie nie mają prawa tego przeoczyć. W samej końcówce Salvatore Sirigu sfaulował (choć także i wokół tej sytuacji krążyły medialne kontrowersje) Alexisa Sancheza wewnątrz szesnastki, a rzut karny na gola zamienił Xavi, wbijając nóż w serce paryżan, którzy tak bardzo zbliżyli się przecież w ostatniej fazie meczu do zwycięstwa.

Ale to nie był koniec wrażeń, bo w ostatnich sekundach wyrównujące trafienie zdążył zanotować Blaise Matuidi. Cholera, ten mecz miał w sobie wszystko!

– PSG miało szczęście przy obu swoich bramkach – analizował po spotkaniu Michael Cox dla BBC. – Ibrahimović był na wielkim spalonym, a strzał Matuidiego odbił się rykoszetem na drodze bramki. Nie można też zapominać, że w drugiej połowie zabrakło na boisku Messiego. Ale generalnie strategia meczowa francuskiej ekipy była szalenie efektywna. Lavezzi wściekle atakował Sergio Busquetsa, żeby Barca nie zyskała przewagi w środkowej strefie boiska, podczas gdy Beckham i Matuidi radzili sobie z Xavim i Iniestą. Spisali się doskonale – nie tworzyli ciągłej presji, ale cały czas byli blisko i zamykali pomocnikom rywala przestrzeń, zmuszając Messiego by wycofywał się po piłkę.

Wydawać się mogło, że sukces na Camp Nou jest w zasięgu ręki. Zwłaszcza, że Barca miała wielkie kłopoty kadrowe w defensywie, a Messi rozpoczął rewanżowe spotkanie jako rezerwowy. Gospodarze zagrali wyjątkowo marną pierwszą połowę, a w 50 minucie Paryż wyszedł nawet na prowadzenie. Ale Messi nie okazał wsparcia ambitnemu projektowi ze stolicy Francji – wszedł na boisko i po kilku minutach zmontował  efektowną akcję, która zakończyła się wyrównującym trafieniem Pedro. Wynik 1:1 się utrzymał do końcowego gwizdka arbitra i PSG pożegnało się z rozgrywkami, zaś Carlo Ancelotti wkrótce pożegnał się ze swoją posadą. Chyba trochę przedwcześnie.

Z jednej strony – trudno oceniać PSG za tamten przegrany dwumecz specjalnie surowo. Można się nawet pokusić o stwierdzenie, że francuska ekipa zaprezentowała się generalnie lepiej od Barcelony, lecz zabrakło jej skuteczności. Zwykle zawodzący w fazie pucharowej Ibrahimović też spisał się nieźle, zdobywając ważnego gola i kreując partnerom mnóstwo sytuacji. Jednak z drugiej strony – Duma Katalonii miała mnóstwo problemów kadrowych i wypadało to po prostu wykorzystać. Bayern nie miał w tym względzie żadnych skrupułów.

Screenshot_2019-02-12 2012–13 UEFA Champions League knockout phase - Wikipedia
fot. Wikipedia

sezon 2013/2014

Screenshot_2019-02-12 Paris Saint-Germain - All transfers(2)

Wydatki: 135,90 milionów euro. Przychody: 26,50 miliona euro. fot. Transfermarkt

Kolejny sezon, kolejne wielkie transfery, potężne nazwiska

Ściągnięcie do klubu Edinsona Cavaniego rozpoczęło długą sagę medialnych spekulacji o konfliktach wewnątrz zespołu. Urugwajczyk miał pozostawać nieustannie niezadowolony, że hegemonem na pozycji numer dziewięć jest starzejący się Zlatan, któremu z kolei nie pasowało, że były zawodnik Napoli nie chce się dostosować do klubowej hierarchii i wciąż nie podoba mu się funkcja fałszywego skrzydłowego. Na Ligue 1 nie miały te niesnaski najmniejszego wpływu – paryżanie zdobyli mistrzostwo kraju, ale w Champions League znów stanęło ledwie na ćwierćfinałach.

Tym razem Paryżowi w fazie grupowej przytrafiły się aż dwa potknięcia, ale oba już wtedy, gdy było jasne, iż PSG raczej nikomu nie odda pierwszego miejsca w grupie. Niemniej – remis na własnym obiekcie z Anderlechtem i porażka z Benfiką na zakończenie grupowych zmagań to wpadki godne odnotowania w przypadku klubu o takim potencjale ofensywnym. W grupie ze szczególnym rozmachem poczynał sobie sam Ibra, zdobywając osiem bramek, z czego cztery w jednym meczu. Transfer Cavaniego chyba go trochę rozjuszył.

Pierwszy dwumecz w fazie play-offów również przebiegł bez jakiejś przesadnie interesującej historii. PSG odprawiło z kwitkiem Bayer Leverkusen, już w pierwszym meczu – na BayArena – triumfując aż 4:0. Rewanż był zatem tylko formalnością, bo niemiecka drużyna naprawdę nie miała żadnych argumentów, żeby w tej rywalizacji zagrozić potentatowi ze stolicy Francji. Były piłkarz Bayeru i PSG, Christian Worns, nie krył po meczu zachwytu, wynosząc paryską drużynę pod niebiosa i zestawiając z największymi potęgami Starego Kontynentu: – Nie ma wielkich różnic między Bayernem Monachium a PSG, jeżeli oceniać ich kadry. Paryżanie nie muszą się dzisiaj bać nikogo w Europie, gdy mają dobry dzień mogą pokonać każdego przeciwnika. Trudno przecież wymyślić jakąś taktykę, żeby powstrzymać Ibrahimovicia w takiej dyspozycji.

Prawdziwa siła PSG objawiła się jednak nie na tle przeciętnych aptekarzy, ale Chelsea, wówczas dowodzonej przez Jose Mourinho.

Londyńczycy polegli we Francji 1:3, a przebieg meczu wskazywał, iż kwestia awansu została po prostu rozstrzygnięta. – Trzeci gol to tak naprawdę nie był gol, tylko jakiś dowcip – wściekał się po spotkaniu portugalski szkoleniowiec. Trafienie Pastore w doliczonym czasie gry doprowadziło go do furii. – Gary Cahill był w tej sytuacji żałosny. Nie jestem zadowolony również z moich napastników, będę musiał spróbować czegoś nowego. Kiedy ustawiam na szpicy Andre Schurrle to przynajmniej wiem, że mam na boisku dodatkowego piłkarza, który potrafi pograć z partnerami. Ale piłka polega też na zdobywaniu bramek, to rola napastników. Muszę coś wymyślić.

I wymyślił. The Blues wygrali rewanżowe starcie 2:0, a gola na wagę awansu zdobył w 87. minucie Demba Ba. Mourinho szalał przy linii bocznej, oddelegowując na ostatnie sekundy wszystkich swoich zawodników do rozpaczliwej defensywy. Z kolei Laurent Blanc wyglądał po meczu jak zbity pies. Straszliwie mu się oberwało od dziennikarzy i ekspertów – za naiwność, za błędne decyzje personalne, za chybione pomysły taktyczne. Klasyczna droga od bohatera do zera, bo przecież PSG naprawdę było o krok od awansu.

Screenshot_2019-02-12 2013–14 UEFA Champions League knockout phase - Wikipedia

fot. Wikipedia

sezon 2014/2015

Screenshot_2019-02-12 Paris Saint-Germain - All transfers(3)

Wydatki: 49,50 miliona euro. Przychody: 2,20 miliona euro. fot. Transfermarkt

Blanc dostał kolejny sezon zaufania od klubowych działaczy – odwdzięczył się znakomitą postawą na krajowym podwórku, gdzie Paryż zaprowadził dominację całkowitą – mistrzostwo kraju, Puchar Francji i Puchar Ligi za 2015 rok wylądowały w klubowej gablocie. Pierwsza część sezonu była co prawda w wykonaniu PSG dość przeciętna, upstrzona licznymi remisami, ale wyglądało na to, że klub zaczyna się rozkręcać właśnie wtedy, gdy powinien. Czyli – na wiosnę.

Mistrzowie Francji już w fazie grupowej LM stanęli przed poważnymi wyzwaniami, bo los skojarzył ich w jednym zestawieniu z Barceloną. Zaczęło się nieźle – co prawda paryżanie zremisowali pierwszy mecz w grupie z Ajaksem, ale w drugim pokonali Barcę 3:2, co miało być kolejnym krokiem wykonanym w dobrym kierunku, świadectwem ciągłego rozwoju tej drużyny. Co prawda Barca zwyciężyła w rewanżu 3:1, lecz to nie było aż tak istotne – skoro raz udało się podopiecznym Blanca pokonać Katalończyków, to mogą to przecież powtórzyć. Udowodnili, że mają takie możliwości, lody zostały przełamane.

Jeśli wygrywasz z ekipą, gdzie straszą w ofensywie Messi, Suarez i Neymar, to nie masz się już kogo obawiać w Europie.

Ostatecznie francuska drużyna zajęła drugie miejsce w grupie, zaś figlarny los od razu zagwarantował jej szansę do wzięcia krwawego rewanżu na ubiegłorocznych oprawcach. Zemsta okazała się słodka – co prawda Mourinho wywiózł z Paryża korzystne 1:1, ale w rewanżu zginął od miecza, którym sam chętnie przez całą swoją karierę wojował. Został pokonany dzięki bramkom po stałych fragmentach gry. – Zasłużyliśmy na tę porażkę – przyznał po meczu Portugalczyk.

Ameryki nie odkrył – goście wywieźli z Londynu remis 2:2 bo dogrywce, choć już w 31 minucie z boiska wyleciał Zlatan Ibrahimović, znowu dający ciała w ważnym momencie, znowu ukarany czerwonym kartonikiem (inna sprawa, czy nie była to zbyt surowa decyzja arbitra). Awans zapewnił jednak paryżanom inny z liderów szatni. Thiago Silva, który mylił się wprawdzie w defensywie i uczciwie pracował na miano antybohatera meczu, a jednak ostatecznie zapewnił swojej drużynie upragniony awans: – To była niesamowita bramka. Dla mnie, dla drużyny, dla całego klubu.

Tak, to zdecydowanie piękna historia. Ale później – znów ćwierćfinał i znów zderzenie ze ścianą. Czytaj – z Barceloną. 1:3 u siebie, 0:2 na wyjeździe. Trzy gole Neymara, dwa Suareza. Deklasacja.

David Luiz nie krył rozżalenia: – Byli od nas o wiele lepsi w obydwu spotkaniach. Kontrolowali te mecze, zasłużyli na awans. Wykorzystywali swoje szanse i panowali na boisku. Neymar i Suarez zdecydowanie rozumieją już filozofię Barcy. Jak widać – nie tylko my wydajemy pieniądze na wielkich piłkarzy, wszyscy to robią. Dobrze sobie dotychczas radziliśmy, ale przeciwko Barcy nie zdołaliśmy wspiąć się na wyżyny. Musimy się rozwinąć, poprawić i za rok znowu spróbować.

Screenshot_2019-02-12 2014–15 UEFA Champions League knockout phase - Wikipedia

fot. Wikipedia

sezon 2015/2016

Screenshot_2019-02-12 Paris Saint-Germain - All transfers(4)

Wydatki: 116,10 miliona euro. Przychody: 22,90 miliona euro. fot. Transfermarkt

Trzeci sezon Blanca w Paryżu upłynął pod znowu pod znakiem stuprocentowej dominacji na krajowym podwórku. Do zespołu trafił Angel Di Maria – niedawny bohater Realu Madryt, znający już smak zwycięstwa w Champions League, ale jednocześnie kompletnie spalony na angielskiej ziemi. We Francji miał się odbudować i natchnąć kolegów do wielkich występów w najważniejszych starciach. Do drużyny dołączył też Kevin Trapp, niejako na fali mody na niemieckich bramkarzy, słynących z doskonałej gry nogami. PSG liczyło na swojego Neuera między słupkami, kontynuując pod okiem Blanca metamorfozę z drużyny opartej na dynamicznych, agresywnych akcjach, w zespół skoncentrowany na posiadaniu piłki i kontrolowaniu boiskowych wydarzeń w środkowej strefie boiska. To już nie była ekipa Ancelottiego, licząca na przebłyski Lavezziego czy Lucasa Moury.

W fazie grupowej LM paryżanie znów jednak oglądali plecy hiszpańskiej potęgi – tym razem padło na Real Madryt. Trzeba jednak oddać PSG, że na boisku nie ustępowali Królewskim, momentami nawet ich przerastając. Bezbramkowymi remis i porażka 0:1 zdecydowanie nie oddają przebiegu tego dwumeczu. Zresztą, sporego babola walnął w przegranym spotkaniu wspomniany Trapp.

W 1/8 finału – ostatni odcinek trylogii parysko-londyńskiej. Tym razem dysproporcja między PSG i Chelsea była już jednak gigantyczna. Mistrzowie Francji pokonali The Blues dwukrotnie, co w poprzednich latach byłoby nie do pomyślenia. Po części wynikało to oczywiście ze straszliwego kryzysu, jaki zżerał wtedy Chelsea, ale i Paryż zrobił wielkie postępy. Odprawili rywala z kwitkiem, demonstrując wielką klasę. Co prawda trochę wstyd, bo stracili gola po strzale Johna Obiego Mikela, ale cztery strzelone bramki na pewno zniwelowały gorycz tej drobnej wpadki.

Wydawało się, że los uśmiechnął się do paryżan ponownie przy losowaniu par ćwierćfinałowych. Manchester City pod wodzą Manuela Pellegriniego grał w 2016 roku futbol dość nędzny, przynajmniej biorąc pod uwagę potencjał tej drużyny. Ale tu znowu dała o sobie znać tendencja PSG do potykania się o własne nogi, nawet wtedy, gdy przeciwnik rozkłada czerwony dywan i zaprasza do awansu. Weźmy choćby na tapet pierwsze starcie tego dwumeczu, zremisowane przez gospodarzy z Paryża 2:2. The Citizens robili w tamtym spotkaniu okrutne kiksy, a i tak udało im się przywieźć do domu nader korzystny rezultat. Wystarczy wspomnieć zmarnowanego karnego Ibry, choć sytuacji do poukładania meczu na swoją korzyść paryżanie mieli o wiele, wiele więcej.

PSG BĘDZIE PROWADZIŁO DO PRZERWY Z MANCHESTEREM UNITED? KURS 3.65 W TOTOLOTKU!

W rewanżu Blanc zaszalał i postawił na szerokie ustawienie, z wahadłami i trójką stoperów. Zakończyło się to spektakularną klapą i kolejnym odpadnięciem na etapie ćwierćfinałów. Można oczywiście usprawiedliwiać eksperymenty taktyczne szkoleniowca PSG kontuzjami i zawieszeniami, ale i tak było to dość niepoważne posunięcie. Jego podopieczni zgłupieli i pogubili się na boisku, co zaowocowało rozpaczliwym powrotem do znanych schematów. – W pierwszej połowie graliśmy nowym systemem. No i stało się. Stało się to, co się stało. Oczywiście gdyby poszło nam nieźle, nikt by tego ustawienia nie krytykował. Teraz ludzie mówią, że wypuściliśmy szansę z rąk na własne życzenie – komentował na gorąco Ibrahimović. – Druga połowa była lepsza w naszym wykonaniu, bo wróciliśmy do znanego nam ustawienia. Ale daliśmy sobie wydrzeć zwycięstwo. Na własne życzenie oddaliśmy oba mecze przeciwnikom.

– Jestem przekonany, że stanowimy mocniejszą drużynę – smucił się natomiast po spotkaniu sam Blanc. – Straciliśmy paru zawodników, nie byliśmy skuteczni. My nie wykorzystywaliśmy swoich szans, City to robiło. Dlatego dzisiaj są w kolejnej rundzie. My graliśmy świetnie w obronie, dobrze się przesuwaliśmy, ale nie tu leżała sprawa awansu.

Screenshot_2019-02-12 2015–16 UEFA Champions League knockout phase - Wikipedia

fot. Wikipedia

sezon 2016/2017

Screenshot_2019-02-12 Paris Saint-Germain - All transfers(5)

Wydatki: 134,50 miliona euro. Przychody: 59,80 miliona euro. fot Transfermarkt

Kolejny sezon, tym razem z nowym trenerem.

Nie dało się już wysłać bardziej jaskrawego sygnału, jak bardzo właścicielom klubu zależy na sukcesie w Europie niż ściągając do siebie specjalistę od europejskich pucharów – Unaia Emery’ego. Trzykrotny triumfator Ligi Europy dostał ciekawe wzmocnienia – do stolicy Francji trafili Meunier, Krychowiak, Jese, Guedes czy Draxler. Żadne topowe nazwiska, choć z zespołu odszedł Ibrahimović. Ale zawodnicy ze wszech miar solidni, wymarzone uzupełnienia i tak nafaszerowanego wybitnymi jednostkami składu. A Ibrę mógł przecież zastąpić Cavani, nie trzeba tu było wymyślać kwadratowych jaj. Urugwajczyk zresztą tylko o tym marzył.

Wyszedł z tego jednak kataklizm. Przede wszystkim w Ligue 1, gdzie paryżanie oddali mistrzowski tytuł w ręce Monaco. Ale i w Champions League.

Już w fazie grupowej unosił się nad francuską drużyną fetor niepowodzenia – ledwie trzy zwycięstwa i trzy remisy, drugie miejsce w grupie za plecami Arsenalu… Nie jest to wynik, z którego klub o takich ambicjach może być dumny. PSG ani razu nie pokonało Kanonierów, straciło punkty z Łudogorcem Razgrad, okrutnie męczyło się również w starciach z Bazyleą. Krótko mówiąc – Emery nie miał najlepszej jesieni. Traktowano to jednak z dużą dozą zrozumienia, ostatecznie musiał poukładać zespół po swojemu. Dostał kredyt zaufania.

14 lutego 2016 roku wydawało się, że poukładał. Paris Saint-Germain odniosło zapewne najpiękniejsze, najbardziej spektakularne zwycięstwo w swojej najnowszej historii, gromiąc na własnym obiekcie Barceloną 4:0. Park Książąt zapłonął – to był naprawdę wspaniały triumf. – To może być koniec epoki Barcelony w obecnym kształcie. Duma Katalonii uległa PSG i przed rewanżem stoi krok nad przepaścią. Z ogromną dozą prawdopodobieństwa można założyć, że zespołu z Camp Nou po raz pierwszy od dziesięciu lat zabraknie w ćwierćfinale Ligi Mistrzów. Paryżanie byli dużo lepsi od początku meczu. Można było odnieść wrażenie, że stado głodnych wilków rzuciło się na stare wyliniałe psy – pisał Przegląd Sportowy.

– Barcelona na kolanach. Barcelona obnażona w każdym elemencie gry, bezproduktywna w ofensywie i niepewna w tyłach. Barcelona bezradna. Katalończycy w ostatnich sezonach przejeżdżali walcem po kolejnych rywalach, również tych z europejskiego topu, ale dziś to oni byli w roli tych przejeżdżanych. Czy właśnie oglądaliśmy ich koniec w Lidze Mistrzów? Na tym etapie rozgrywek, w 1/8 finału, zatrzymali się po raz ostatni w sezonie 2006/07 – pisaliśmy na Weszło, tekst tytułując wymownie: „Krwawe walentynki w Paryżu”.

Okazało się jednak, że PSG jest w stanie wypuścić z rąk nawet taką zaliczkę.

Zwycięstwo Barcy 6:1 w rewanżu to remontada większa od wszystkich innych remontad razem wziętych. Do dziś trudno właściwie racjonalnie wytłumaczyć, jak do czegoś takiego mogło dojść. Jedni będą podkreślać kontrowersyjne decyzje arbitra, między innymi karnego z kapelusza w 90 minucie, inni zwracać uwagę na marnowane przez napastników PSG sytuacje podbramkowe. Jasne, warto o tym pamiętać. Ale przerżnąć rewanż 1:6, dać się wywalić z Ligi Mistrzów golem w 95. minucie meczu? Minęło już sporo czasu od tamtego wydarzenia, lecz wciąż trudno w nie uwierzyć.

Barcelona 6:1 Paris Saint-Germain. Przecież to wygląda jak błąd Matriksa.

– PSG było żałosne, a Unai Emery – tak szczerze – to chyba powinien zdać licencję. Nie wiem, jak można mieć takich piłkarzy i grać w ten sposób. Jak można cofnąć się tak głęboko, że Pique i Mascherano zaczynają operować piłką 30 metrów od bramki? Dzisiaj jest głośno o nieprawdopodobnej statystyce – w ciągu ostatnich dziesięciu minut (licząc czas dodatkowy), piłkarze PSG zanotowali cztery celne podania, z czego trzy to były wznowienia gry po stracie goli. Innymi słowy – piłkarze PSG zanotowali jedno celne podanie w ciągu 10 minut. To jest kompromitacja większa niż suchy wynik – pisał po spotkaniu Krzysztof Stanowski. – Gwizdek końcowy. Nikt nie rusza się z miejsca. 20-minutowa dogrywka na trybach. Fiesta. Ludzie nie mają ochoty opuszczać stadionu, czując, że właśnie byli świadkami jednego z meczów wszech czasów i chcą się tą chwilą delektować. Długie, wspólne śpiewy.

– Od tygodnia myślałem tylko o tym, aby zagrać w tym meczu. Wierzyliśmy w sukces i się udało. Kiedy PSG zdobyło bramkę, trochę podcięło nam to skrzydła, ale w końcówce szybko zdobywaliśmy bramki i awansowaliśmy. To było najlepsze spotkanie w mojej karierze – komentował spotkanie Neymar, który tamtego wieczora przyćmił wszystkich, nawet samego Messiego. – Nie wyszło nam nic z tego, co zaplanowaliśmy – użalał się natomiast Thiago Silva. – Barca była bardzo skuteczna. To dla nas trudny moment, jednak mamy w składzie wielkich piłkarzy, a ci umieją wychodzić z opresji. Brakowało nam charakteru. Mieliśmy problemy z wyprowadzaniem piłki. Chcieliśmy grać z kontrataku, ale to nie było możliwe. Musimy jak najszybciej podnieść głowy do góry.

Screenshot_2019-02-12 2016–17 UEFA Champions League knockout phase - Wikipedia

fot. Wikipedia

sezon 2017/2018

Screenshot_2019-02-12 Paris Saint-Germain - All transfers(6)

Wydatki: 238 milionów euro. Przychody: 93,40 miliona euro. fot. Transfermarkt

Nie możesz pokonać wroga? Kup go! Z takiego założenia wyszli działacze PSG przed sezonem 2017/18. Monaco nadepnęło im na odcisk na odcinku krajowym? Bum, zaklepali sobie Kyliana Mbappe. Barcelona upokorzyła ich w Lidze Mistrzów? Cyk, Neymar ląduje we Francji z całym swoim piłkarskim i marketingowym potencjałem. Okazję do odkupienia win dostał też Emery. Hiszpan rzeczywiście się poprawił, bo w kraju pozamiatał konkurencję.

Tymczasem w LM… status quo. Innymi słowy – znowu dupa.

Tym razem w fazie grupowej nic nie zapowiadało, że Paryż może raz jeszcze umoczyć szanse na triumf w przedbiegach. Udało się wygrać grupę, gromiąc kolejnych rywali, między innymi monachijski Bayern i to aż 3:0. Chociaż do mediów notorycznie przeciekały zupełnie kuriozalne doniesienia o gwiazdorskich roszczeniach Neymara i niesnaskach między Cavanim a Brazylijczykiem, to na boisku ofensywna maszynka mieliła kolejnych przeciwników bez dania racji. Zapowiadało się obiecująco. Tym bardziej przy założeniu, że ta ofensywa będzie z dnia na dzień, tygodnia na tydzień i miesiąca na miesiąc hulać coraz lepiej, sprawniej, doskonalej.

GOSPODARZE ZAWIODĄ I NIE STRZELĄ PARYŻANOM BRAMKI? KURS 4.25 W TOTOLOTKU!

Entuzjazm opadł jednak już w 1/8 finału, gdy paryżanom przyszło się zmierzyć z Realem Madryt, absolutnym hegemonem europejskich rozgrywek w ostatnich latach. Boisko jak zwykle znów brutalnie zweryfikowało wielkie ambicje PSG – 1:3, 1:2 i marzenia o sukcesie kolejny raz trzeba było odłożył na później. Można oczywiście, jak zwykle, usprawiedliwiać paryski klub – nie pomogły kłopoty ze zdrowiem Neymara no i katastrofalny brak skuteczności w obydwu spotkaniach. Swoimi decyzjami narozrabiał też znowu Emery, dużo gorzej od Zidane’a zarządzając meczami.

Ale klasę drużyny poznaje się właśnie po tym, jak konkretna i zmobilizowana potrafi być w najbardziej newralgicznych momentach sezonu. Bo rozwalcowanie ogórasów w Ligue 1 to dla paryżan przecież bułka z masłem. I naprawdę trudno się tym zachwycać.

Screenshot_2019-02-12 2017–18 UEFA Champions League knockout phase - Wikipedia

fot. Wikipedia

sezon 2018/2019

Screenshot_2019-02-12 Paris Saint-Germain - All transfers(7)

Wydatki: 217 milionów euro. Przychody: 115,50 miliona euro. fot. Transfermarkt

Czy w tym sezonie czeka nas jeszcze jedna przedwczesna porażka PSG?

Jeżeli spojrzeć na formę Manchesteru United w ostatnich tygodniach i kłopoty ze zdrowiem paryżan, to naprawdę trudno uwierzyć, że Thomas Tuchel zdoła wyczarować coś z niczego (no, może to pewne nadużycie) i wykręcić awans w tak niewygodnych okolicznościach. Z drugiej strony – Niemiec potrafi zarządzać zespołem jako całością. Siłą jego drużyn nie są poszczególne gwiazdy, ale mentalność, organizacja, taktyka.

Dlatego nikogo w tym dwumeczu nie należy skreślać, ale jeszcze kilka tygodni temu mistrzowie Francji byliby murowanym, niemal stuprocentowym faworytem do awansu. Dzisiaj rozsądniej jest typować sukces Czerwonych Diabłów. Momentum jest po ich stronie. Z drugiej zaś strony, zawodnicy PSG nie powinni się tym przecież zarażać – jeżeli czują się wielcy, to powinni zabłysnąć właśnie wtedy, gdy wszyscy zaczynają stawiać na nich krzyżyk. Real Madryt czy Barcelona robią to od wielu lat, a PSG przecież aspiruje, by zasiadać z tymi potęgami przy jednym stole.

Czas to udowodnić ambitną, nieustraszoną postawą na murawie, nie tylko transferowymi hitami.

fot. NewsPix.pl

Najnowsze

1 liga

Lechia Gdańsk odpowiada byłemu prezesowi: Próba destabilizacji klubu

Damian Popilowski
0
Lechia Gdańsk odpowiada byłemu prezesowi: Próba destabilizacji klubu
Anglia

Media: Gwiazdor West Hamu może zostać następcą Mohameda Salaha

Maciej Szełęga
1
Media: Gwiazdor West Hamu może zostać następcą Mohameda Salaha

Francja

Komentarze

0 komentarzy

Loading...