Reklama

Transferowa ofensywa Widzewa. W Łodzi już myślą o pierwszej lidze

redakcja

Autor:redakcja

02 lutego 2019, 14:13 • 5 min czytania 0 komentarzy

Widzew Łódź nie robi transferów jak drugoligowiec, tylko jak klub, który wiosną w planach miałby awans do Ekstraklasy. Po Danielu Tanżynie z GKS-u Tychy i Adamie Radwańskim z Rakowa dziś łodzianie sprowadzili Rafała Wolsztyńskiego z Górnika Zabrze.

Transferowa ofensywa Widzewa. W Łodzi już myślą o pierwszej lidze

Rafał Wolsztyński to zawodnik, który gdy jest zdrowy, spokojnie nadawałby się do rotacji w Ekstraklasie. W zasadzie trudno powiedzieć jak dalece lepiej mogłaby się potoczyć jego przygoda z ligą, gdyby nie urazy. Błyskotliwy, grający bez kompleksów zawodnik, który jeśli tylko grał, to strzelał.

Wiosna sezonu 15/16: Legionovia (II liga), 14 meczów, 7 goli;
16/17: Stracony sezon przez zerwane więzadła krzyżowe. Wiosną w trzecioligowych rezerwach Górnika 7 meczów, 2 gole;
17/18: efektowne wejście do Ekstraklasy: w swoich dwóch pierwszych meczach strzelił bramki – najpierw Arce, potem Cracovii. Do tego dwa trafienia w Pucharze Polski z Sokołem Ostróda. We wrześniu niestety ponownie zerwał więzadła. Leczył się tym razem Rzymie u Paolo Marianiego, który operował między innymi Arka Milika.
18/19: Dostał sześć szans w Ekstraklasie, wystąpił też z Zarią Balti w pucharach. Do tego bramki w rezerwach, szczególnie pod koniec rundy, gdzie w ostatnich spotkaniach trafił pięć razy.

Widzew na pewno ryzykuje biorąc zawodnika z taką historią kontuzji, ale też trzeba przyznać, że Wolsztyński nie leczył się ostatnio w przychodni pod Sochaczewem, tylko u jednego z najlepszych fachowców na świecie. To powód do optymizmu dla wszystkich kibiców Widzewa.

Jest ich więcej: umiejętności Rafała są niepodważalne, na poziomie II ligi powinien robić różnicę, a sądząc po końcówce zeszłej rundy zaczynał już powracać do pełni sprawności. Widzew miał problemy w linii ataku, brakowało tej formacji zdecydowanego lidera, kogoś, kto trafiałby seryjnie: najwięcej bramek, siedem, strzelił pomocnik Mateusz Michalski. Na pewno Wolsztyński jest kandydatem, który ma papiery by to zmienić.

Reklama

PRZECZYTAJ DUŻY WYWIAD Z BRAĆMI WOLSZTYŃSKIMI

W zasadzie spokojnie znalazłby miejsce w I lidze, i to w klubach czołówki tabeli, ale sęk w tym, że Widzew, choć gra poziom niżej, ma argumenty mocniejsze od większości pierwszoligowców. Kwestia finansowa swoją drogą, ale nie ukrywajmy: działa też magia wypełnionych po brzegi trybun na stadionie imienia Ludwika Sobolewskiego.

Poza tym ambicje w Widzewie są jasne: Ekstraklasa ma być już za chwilę. Sam w dużym wywiadzie opowiedział nam o tym inny sprowadzony tej zimy do RTS-u zawodnik, Daniel Tanżyna, wyróżniający się pierwszoligowiec, który zimą przedłożył ofertę z Łodzi nad oferty z Ekstraklasy.

Rzadko zdarza się, żeby transfer z I ligi do II ligi narobił tyle szumu. Odczułeś to na własnej skórze?

Poniekąd tak. Po reakcjach moich przyjaciół i znajomych widziałem, że może nie są w szoku, ale na pewno są zaskoczeni, choć oczywiście cieszą się, że podjąłem taką decyzję. Wszyscy jednak myśleli, że po tej rundzie pewnie trafię do Ekstraklasy, a ja tymczasem wybrałem Widzew. Niby klub drugoligowy, ale to Widzew, wielka nazwa, wielka marka. Mam nadzieję, że już teraz pomogę mu w awansie do I ligi, a później do Ekstraklasy, bo tam jest jego miejsce.

 Trudno nie być zaskoczonym. Masz już 29 lat, nigdy na najwyższym szczeblu nie zagrałeś, a nie ukrywałeś, że miałeś teraz oferty z Ekstraklasy. Pewnie jest ona jakimś celem, mogłeś go od razu zrealizować, tymczasem wybrałeś okrężną drogę. Teoretycznie coś tu się nie zgadza.
Reklama

(śmiech) Wiesz co, Widzew był bardzo konkretny. Miałem jeszcze oferty z Ekstraklasy i I ligi, z kilkoma klubami rozmawiałem, ale to Widzew wykazywał największą chęć, żeby mnie pozyskać, czułem się tam naprawdę mocno chciany. Szefowie klubu razem z trenerem przedstawili mi długoletni plan rozwoju. Widzą mnie w tym projekcie, wykazali się dużym zdecydowaniem. Przemyślałem to na spokojnie i zdecydowałem się. Czasem trzeba zrobić jeden krok w tył, by potem zrobić dwa do przodu i tak do tego podchodzę. W Ekstraklasie jeszcze nie grałem, moim marzeniem jest, żeby to zmienić i najprawdopodobniej tylko z Widzewem będzie mi to dane. Nie oszukujmy się, dobijam do trzydziestki, więc raczej żaden klub z elity za pół roku czy za rok nie byłby już zainteresowany.

Trzecim sprowadzonym tej zimy graczem jest dwudziestoletni Adam Radwański, który wraca do Łodzi po dwóch latach przerwy. Wychowanek Wisły Płock był wypożyczony do Widzewa w 2017 roku. Oczekiwania wobec młodego pomocnika były spore, nie do końca je spełnił, ale mimo wszystko pokazał się z na tyle dobrej strony, że pojawiła oferta półtorarocznego wypożyczenia do Rakowa Częstochowa. W Częstochowie grał bardzo dużo jak na swój wiek: 33 mecze przez rok, choć fakt, że w ostatniej rundzie coraz częściej z ławki w roli dżokera.

Niemniej jest to gracz o wielkim potencjale i wszyscy podkreślają, że pod Jasną Górą bardzo się rozwinął. Marek Papszun w rozmowie z portalem WidzewToMy wypowiadał się po pożegnaniu zawodnika w ten sposób:

Mówił pan, że mimo roli rezerwowego mógł liczyć na Adama.

– To profesjonalista w 100%. Mimo młodego wieku jest bardzo odpowiedzialnym i pracowitym piłkarzem. Mogę się o nim wypowiadać w samych superlatywach. Dlatego mocno zastanawiałem się nad tym, czy nie zostawić go w drużynie. Radwański miał tak skonstruowaną umowę wypożyczenia, że mógł pozostać u nas do końca sezonu.

On sam zgłosił chęć odejścia?

– Tak, a ja jego decyzję uszanowałem. W Widzewie będzie miał dużo większą szansę na regularną grę. Umożliwiłem mu ten ruch dlatego, że nigdy się na nim nie zawiodłem.

Łódzcy kibice mają pretensje o odejście piłkarza w 2017 roku. Radwański przekonać ich może tylko w jeden sposób: dobrą grą. Kto wie, może ta presja ze strony trybun zadziała na niego motywująco. Na papierze, czysto piłkarsko, trudno narzekać: Widzew sprowadza zawodnika o statusie młodzieżowca, który miał pozostać w kadrze lidera pierwszej ligi. To decyzja piłkarza, zachęconego rozmową z Mirosławem Leszczyńskim z Widzewa (dziś już poza klubem), sprawiła, że powrócił do Łodzi.

Co ważne: Widzew sprowadził zawodnika gotówkowym transferem definitywnym. Podpisał 2,5 letni kontrakt. Kosztował sto tysięcy złotych, ale Wisła Płock ma prawo odkupu zawodnika za – według doniesień – niewiele wyższą kwotę. Gdyby Widzew nie zgodził się na taki zapis, Radwański kosztowałby znacznie więcej, w praktyce byłby nie na finanse łódzkiego klubu. Ale jeśli zawodnik zrobi duży krok w karierze, na miarę swojego potencjału, Widzew nie zarobi na nim tak wiele – głównym beneficjentem będzie zapewne Wisła.

Tak czy siak to już teraz dobre okienko transferowe Widzewa: przyszedł ceniony młodzieżowiec i dwóch doświadczonych graczy. Wszyscy mają papiery nie na to, żeby tylko grać, ale z miejsca stanowić poważne wzmocnienie pierwszej jedenastki. Rewolucji, która ostatnio charakteryzowała zbyt wiele widzewskich okienek transferowych, brak – jest raczej długofalowe planowanie drużyny, z myślą o zwycięskich bojach w pierwszej lidze.

Fot. Widzew.com

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...