Reklama

„Mission impossible” Peterki. Zostanie trenerem tureckich skoczków

Sebastian Warzecha

Autor:Sebastian Warzecha

30 stycznia 2019, 19:54 • 5 min czytania 0 komentarzy

W czasie, gdy wszyscy monitorują ostatnie dni piłkarskiego okienka transferowego, świadkami ciekawego transferu są… fani skoków narciarskich. W ślady Michała Pazdana poszedł bowiem doskonale znany polskim kibicom Primoż Peterka, który został nowym trenerem reprezentacji Turcji. Dla Słoweńca będzie to zapewne przygoda ciekawa, ale trudna. O ile nie traktuje tego jak opłacanych wakacji.

„Mission impossible” Peterki. Zostanie trenerem tureckich skoczków

Myślę, że się nie pomylę, gdy powiem, że znalazłem inne, nowe wyzwanie. To swego rodzaju „mission impossible” – mówił Peterka jakiś czas temu w wywiadzie dla gazety „Ekipa”. Od dziś wiadomo już, że chodziło mu o objęcie posady głównego trenera reprezentacji Turcji. Tę informację potwierdził Ljubo Jasnić, prezes Słoweńskiego Związku Skoków Narciarskich, dla którego pracował Primoż. To właśnie w ojczyźnie zyskiwał dotychczasowe doświadczenie w pracy trenera – w ostatnich latach najpierw był asystentem w kadrze kobiet, a od kilku miesięcy pracował z młodzieżą w Narodowym Centrum Sportów Nordyckich w Kranju. Jego kontrakt, na prośbę samego Peterki, został przedwcześnie rozwiązany.

Jasnić:

Primoż poprosił nas o rozwiązanie kontraktu, bo chciał kontynuować karierę zagranicą. Byłem nieco zaskoczony tą prośbą, bo Peterka i Stane Baloh pracowali z młodzieżą w Kranju od tego sezonu, przygotowując ją na mistrzostwa świata w 2023 roku. Mieli swoje miejsce, ćwiczyli z młodszymi zawodnikami. Kiedy jednak powiedział mi, że chce rozpocząć niezależną przygodę trenerską, dałem mu znać, że takie rozwiązanie jest możliwe. Wczoraj kontrakt został zerwany, więc Primoż za niedługo odejdzie. Życzę mu szczęśliwej podróży i dobrej pracy. Mam nadzieję, że znajdzie swoje miejsce, gdzie uda mu się wykorzystać jego osiągnięcia i przekazać wiedzę młodszym skoczkom.

Reklama

Osiągnięć Peterka „nieco” na koncie ma. W sezonie 1996/97 został pierwszym Słoweńcem, który wygrał Turniej Czterech Skoczni. Potem do kolekcji dorzucił jeszcze zwycięstwo w klasyfikacji PŚ w lotach i dwie Kryształowe Kule z rzędu. Nie osiągał za to wielkich sukcesów na najważniejszych imprezach – z mistrzostw świata przywiózł jeden brąz, zdobyty w 2005 roku w konkursie drużynowym. Dokładnie taki sam dorobek wywalczył na igrzyskach olimpijskich.

Jego talent wybuchł, gdy miał zaledwie 17 lat. Pełnoletni stał się niedługo przed tym, jak wręczano mu pierwszą Kryształową Kulę. Po powtórzeniu tego osiągnięcia nastąpiło załamanie formy, spowodowane w dużej mierze tym, że Peterka zachłysnął się sukcesem, sporo imprezował, miał też problemy z alkoholem. Później potrafił się odrodzić, choć nie w tak wielkim stylu. Po zakończeniu kariery wszystko jednak powróciło, w 2012 roku trafił nawet do szpitala psychiatrycznego. Problemy udało mu się jednak zostawić za sobą i dziś sam może dzielić się wiedzą z młodymi adeptami skoków. Tak, by żaden z nich nie poszedł podobną drogą.

Nie zapowiada się jednak na to, by w Turcji miał znaleźć kogoś, kto osiągnie sukces jego kalibru. Zdecydowanie bliżej prawdy był on sam, gdy mówił, że to „mission impossible”. Tureccy skoczkowie ostatnich kilka miesięcy spędzili właściwie bez pełnoprawnego trenera – w tę rolę wcielało się ich dwóch rodaków (nazwisk nawet nie wymieniamy, bo i tak nic wam nie powiedzą). Dlaczego? Bo tuż przed sezonem 2018/19 swoje manatki spakował Pekka Niemelä, który uznał, że bardziej interesuje go praca przy chińskim projekcie budowy kadry na kolejne igrzyska.

Decyzji Fina nie ma się zresztą co dziwić, skoro wcześniej przez prawie trzy lata Turcy byli „bezdomni” – po zniszczeniu w 2014 roku kompleksu skoczni w Erzurum (osunęła się tam ziemia), właśnie tyle trwała ich odbudowa. Trenowali więc głównie w Finlandii, a za jego kadencji i tak zrobili postępy – pojawili się m.in. na mistrzostwach świata i igrzyskach olimpijskich. Ich najlepszy skoczek, Fatih Arda İpcioğlu, kilkukrotnie wystąpił w kwalifikacjach konkursów Pucharu Świata i zdobył pierwsze punkty w historii kraju w Pucharze Kontynentalnym. Całkiem nieźle, biorąc pod uwagę, że Niemelä zaczynał mniej więcej z takiego poziomu, na jakim znajduje się dziś krykiet w Polsce.

Do osiągnięć Peterki daleko więc całym tureckim skokom, ale z drugiej strony: mają kilku zawodników w kadrze, dojść mogą juniorzy, są też  (i to całkiem nowoczesne) skocznie. Dodatkowo wszystko w kraju, w którym można sobie urządzić całkiem fajne wakacje czy zjeść niezłego kebaba. Słoweniec narzekać raczej nie będzie. Tym bardziej, że – jak informują media z jego ojczyzny – duży wpływ na decyzję Primoża miała jego rodzina. Konkretnie: konflikt z władzami miejscowego klubu, w którym skakania uczyła się dwójka z jego dzieci.

Jakiś czas temu ośmioletnia Stela Peterka upadła w trakcie jednego z treningów, wybijając sobie cztery zęby. Wszystko przez błąd trenera. Od tamtego czasu atmosfera na linii władze klubu – Primoż Peterka cały czas gęstniała. Turcja to swego rodzaju ucieczka, ale do miejsca, w którym Stela i Gaja (druga córka), będą mogły dalej trenować skoki narciarskie, a syn, Maj, piłkę nożną. Zresztą w przypadku futbolu Turcja wydaje się być nawet lepszym miejscem do rozwoju dla młodego piłkarza. W przypadku skoków jest jednak odwrotnie. Ale może właśnie Peterce uda się to zmienić.

Reklama

Pierwsza rzecz, która zmiany wymaga, to jednak obecność Turków w zawodach Pucharu Świata. W tym sezonie nie pojawili się tam jeszcze ani razu. Tamtejsi skoczkowie z pewnością marzą o tym, by spróbować swoich sił również w konkursach mistrzostw świata, które w lutym odbędą się w austriackim Seefeld. Opcjonalny występ prawdopodobnie skończy się jednym z ostatnich miejsc w stawce, ale zawsze warto pokazać się na arenie międzynarodowej i przypomnieć o swoim istnieniu. To może być więc pierwszym celem dla Peterki. Pełna ocena pracy Słoweńca nastąpi jednak dopiero – o ile do tego czasu nie zrezygnuje, co jawi się nam jako prawdopodobny scenariusz – na starcie kolejnego sezonu. Wtedy przekonamy się, czy tureckie skoki zrobiły krok do przodu.

Fot. Newspix.pl

Gdyby miał zrobić spis wszystkich sportów, o których stworzył artykuły, możliwe, że pobiłby własny rekord znaków. Pisał w końcu o paralotniarstwie, mistrzostwach świata drwali czy ekstremalnym pływaniu. Kocha spać, ale dla dobrego meczu Australian Open gotów jest zarwać nockę czy dwie, ewentualnie czternaście. Czasem wymądrza się o literaturze albo kinie, bo skończył filmoznawstwo i musi kogoś o tym poinformować. Nie płakał co prawda na Titanicu, ale nie jest bez uczuć - łzy uronił, gdy Sergio Ramos trafił w finale Ligi Mistrzów 2014. W wolnych chwilach pyka w Football Managera, grywa w squasha i szuka nagrań wideo z igrzysk w Atenach 1896. Bo sport to nie praca, a styl życia.

Rozwiń

Najnowsze

Inne sporty

Polecane

Thurnbichler: Nie zareagowałem wystarczająco wcześnie na negatywne zmiany [WYWIAD]

Szymon Szczepanik
2
Thurnbichler: Nie zareagowałem wystarczająco wcześnie na negatywne zmiany [WYWIAD]
Polecane

Zniszczoł: Skłamałbym, jakbym powiedział, że nie stresowała mnie nowa rola w kadrze

Szymon Szczepanik
0
Zniszczoł: Skłamałbym, jakbym powiedział, że nie stresowała mnie nowa rola w kadrze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...