Reklama

Z Niemczy do Milanu już nie brzmi jak z kawału

redakcja

Autor:redakcja

15 stycznia 2019, 14:23 • 9 min czytania 0 komentarzy

„Nauczycielki w szkole nie widziały dla mnie słońca. Mówiły mi, że skończę w rowach albo gdzieś na dworcach” nawija Quebonafide w „Intro” do płyty „Soma 0,5 mg”. Krzysztofowi Piątkowi wychowawcy również nie wróżyli wielkiej przyszłości. Zakapior trzymający się z innymi zakapiorami – to nie miało prawa potoczyć się w taki sposób, że jeśli w najbliższym czasie 23-latek wyląduje na dworcu, to raczej podczas wieczornego spaceru po Mediolanie.

Z Niemczy do Milanu już nie brzmi jak z kawału

Quebonafide pojawia się w leadzie nieprzypadkowo – Piątkowi zdarzyło się podczas gry w Cracovii zaliczyć koncert Que. A w sylwetce napastnika, dla której zjeździliśmy pół Dolnego Śląska, pojawia się inny cytat z piosenki rapera. „Albo zostać bandytą, albo joga bonito”.

Takie perspektywy rysowały się bowiem przed wieloma chłopakami z rodzinnej miejscowości Piątka. Z Niemczy.

>>> NASZ PAŹDZIERNIKOWY REPORTAŻ O KRZYSZTOFIE PIĄTKU PRZECZYTACIE TUTAJ <<<

Gdyby tworzyć listę miejsc, w których najlepsza rzecz, jak może cię spotkać, to wyjazd, zdecydowanie trzeba by było wpisać na nią Niemczę. Trzy tysiące mieszkańców, bardzo wysokie bezrobocie, raczej marne perspektywy. Piątek sam w wywiadzie dla Weszło opowiadał: – To specyficzne miejsce. Gdy przyjeżdżam do rodziców, widzę, że niektórzy koledzy z klasy czy z podwórka się stoczyli. Ciężko się tam żyje, a narkotyki czy alkohol można potraktować jako pewną ucieczkę. Nie wiem, co by było, gdyby… Nie mówię, że na pewno bym chlał lub ćpał, ale bez piłki na pewno ciężko byłoby o takie życie, które teraz mam.

Reklama

Szczęśliwie Piątek wybrał opcję: joga bonito.

Opcję, która zaprowadziła go aż na okładkę „La Gazzetta Dello Sport”, gdzie jego nazwisko wymienia się obok nazwy „Juventus”.

2018-09-28_11h20_02

Ostatecznie o napastnika walczyć miały AC Milan i Real Madryt. 7-krotny i 13-krotny zdobywca Pucharu Mistrzów. Niektóre portale zdążyły już Piątka upchnąć w zespole Królewskich, przesądzając transfer w miniony weekend. Ostatecznie ma jednak zagrać w Mediolanie, gdzie prawdopodobnie przyjdzie mu zastąpić Gonazlo Higuaina będącego o krok od Chelsea. Poprzeczka wisi bardzo wysoko. Choć w klasyfikacji strzelców „Pipita” nie tyle oglądał plecy Piątka, co wręcz stracił go z oczu, to jednak mówimy o napastniku z tytułem capocannoniere na koncie.

Ale Piątek sam sobie zawieszał tę poprzeczkę coraz wyżej i wyżej. I nie chodzi tu o każdy kolejny klub – Lechię Dzierżoniów, Zagłębie Lubin, Cracovię, Genoę… A o każdy, pojedynczy trening.

– Krzysiek lubił zostawać po treningach i ćwiczyć uderzenia sytuacyjne. Zresztą widać, jak dobrze mu to teraz wychodzi. Rzecz w tym, że są takie treningi motoryczne, po których ryzyko odniesienia urazu jest duże, jeśli zawodnik będzie jeszcze dodatkowo ćwiczył po zajęciach. Po niektórych takich treningach trzeba go było ściągać. Wtedy chodził wkurzony, marudził pod nosem – mówi Grzegorz Kurdziel, asystent Michała Probierza w Cracovii.

Reklama

– Zawsze chciał więcej. Jak trzeba było wykonać dziesięć powtórzeń jakiegoś ćwiczenia, on koniecznie chciał jeszcze dołożyć jedenaste, dwunaste. Patrzyłem, jak trenuje i myślałem sobie: co za człowiek. Do zajęć podchodził z nastawieniem „nie muszę, ale chcę”. „Praca, praca, praca, praca”. Jak się mu pogratulowało jednej, drugiej bramki, to zawsze odpowiadał „dziękuję trenerze, ale przede mną jeszcze sporo pracy”. Nie traci pokory i dzięki temu cały czas, tak mi się przynajmniej wydaje, nie odpływa – charakteryzuje swojego byłego podopiecznego Paweł Karmelita, asystent pierwszego trenera w Zagłębiu Lubin i człowiek współodpowiedzialny za sprowadzenie 17-letniego „Bani” do Lubina.

– Nie potrafił przejść obok treningu. Nie odpuścił choćby jednej piłki. Na treningach strzeleckich liczył sobie bramki, jeśli coś mu nie wyszło podczas gierki wewnętrznej, zawsze mówił po zajęciach: „a, niezadowolony jestem, tu i tu miałem sytuację, a nie strzeliłem” – dopowiada Tomasz Siemieniec.

zurkowski piatek krzysztof 400mm stawowiak

Systematyczną pracę nad sobą miał wpajaną od dziecka. Ojciec Waldemar regularnie dbał o motywację syna.

Ferie, wakacje, weekendy – nieważne. Siódma rano wyjście na boisko i tak od ósmego do jedenastego roku życia. Na początku nagrodą za robienie kolejnych kółek na bieżni czy treningów konkretnych elementów gry były słodycze. Później i one zniknęły.

Duży nacisk Piątek senior kładł również na to, by syn nie odleciał. Ba, on ten nacisk kładzie nadal. – W meczu z Wisłą Płock była taka sytuacja, że nawinąłem przeciwnika i chciałem szybko oddać strzał z czuba, żeby mnie nie zablokowali, ale nie trafiłem w piłkę. Jeśli nie pamiętasz, to nic dziwnego, bo to sytuacja jakich wiele. Później zresztą strzeliłem bramkę i wygraliśmy, ale jak zadzwonił tata, to od razu usłyszałem: „Jak ty możesz w szesnastce w piłkę nie trafić?! I to z czuba, musisz opanować podstawy!” Żadnego „fajnie, że wygraliście”! I tak jest praktycznie z każdym meczem, niezależnie od wyniku i mojej gry – najpierw błędy, później ewentualnie pozytywy – mówił w marcowej rozmowie z Weszło.

Gdyby nie to podejście ojca na zasadzie „zawsze może być lepiej”, bardzo możliwe, że Piątek dziś nie byłby o krok od złożenia podpisu na kontrakcie z Milanem, tylko kopał się gdzieś po kartofliskach. Bo jeśli szukacie modelowego przykładu, jak wiele da się nadrobić ciężką pracą, po prostu spójrzcie na tego gościa.

– Piłkarsko był wtedy, gdy trafiał do Lubina, jednym z wielu. Ale jednocześnie był chłopakiem z charakterem i z tym, co w naszej akademii jest jedną z najważniejszych, jak nie najważniejszą wartością. Z pokorą – charakteryzuje 17-letniego Piątka Jacek Jurkiewicz z Zagłębia.

Dziś bardzo łatwo stwierdzić, że Piątek to zawodnik obdarzony ponadprzeciętnym talentem. Napastnik, przed którym rysuje się świetlana przyszłość. Kiedy jednak sięgało po niego Zagłębie, to wcale nie było tak oczywiste.

– Krzysiu Piątek nie grał nawet w kadrze wojewódzkiej. Wtedy gdyby ktoś w wieku 16-17 lat zapytał przykładowo: „Horoszkiewicz czy Piątek?”, padłoby od razu pytanie: „Horoszkiewicz i kto?”. Totalnie nieznany dzieciak. To znaczy – znany tutaj, w regionie, ale na zasadzie: jeden z kilku. W ostatniej rundzie przed przejściem do Zagłębia, zagrał 160 minut w III lidze. 6 meczów, bez gola – mówi Jurkiewicz.

MECZ 1. KOLEJKA EKSTRAKLASA SEZON 2015/16 --- POLISH FOOTBALL TOP LEAGUE MATCH: ZAGLEBIE LUBIN - PODBESKIDZIE BIELSKO-BIALA

Jak wiadomo – za sukcesem zawodnika bardzo często stoi rozsądna kobieta. Niejedną karierę zepsuły problemy osobiste, które nie pozwoliły się skupić na boisku. Paulinie Procyk, partnerce Piątka, od początku zależało jednak, by jej ukochany był skupiony na celu.

– Gdy chłopcy wchodzą w wiek 16, 17 lat, to niby mówią, że mają jakieś cele długofalowe, ale nie są chętni do pracy, chcą korzystać z życia. Krzysiek nie był inny, nawet na początku w Lubinie był pod tym względem trudny. Lubił się bawić, wiadomo – młoda osoba w nieco większym świecie, trochę pieniędzy, chce się żyć. Ale pomogła mu dziewczyna, która go trochę okiełznała, zmieniła mu priorytety. Po wynikach widać, że poprowadziła go w dobrym kierunku – ocenia Zbigniew Soczewski, trener Piątka w Lechii Dzierżoniów.

Z jednej strony dobrze, że Piątkowi w Mediolanie zapewne na dzień dobry odpadnie najpoważniejszy rywal. Pewnie też sprzedaż Higuaina następuje z myślą, że przecież taki bombardier jak Polak po prostu z miejsca zostanie napastnikiem numer jeden i zanotuje taki start, jak w Genoi. Z drugiej – szkoda, że Piątek nie będzie miał szansy podpatrzyć „Pipity” w treningu. Bo choć to typ niepokorny, to przecież uczyć się od bardziej doświadczonych kolegów potrafi. 

Jego szczęście w postaci szybkiego przeskoku do pierwszej drużyny związane było z nieszczęściem klubu – spadkiem do I ligi. Ten stał się bodźcem do pozbycia się zagranicznego szrotu i sięgnięcia bardziej zdecydowanie niż kiedykolwiek po chłopaków będących na miejscu. W rezerwach, w akademii. Jednocześnie pozostawiono jednak kilka wzorów dla młodych. Lubomira Guldana, od którego nauki czerpał pełnymi garściami Jarosław Jach czy Michala Papadopulosa – wkrótce mentora, ale i po prostu świetnego kumpla Piątka.

Kogokolwiek zapytalibyście o to w Lubinie, nikt nie ma wątpliwości, że stosunki „Bani” z czeskim napastnikiem były kluczem do wszystkiego, co później wydarzyło się w jego karierze. „Papa” imponował tężyzną fizyczną, więc Piątek, chcąc mu jak najszybciej dorównać, przez pierwszy rok w Lubinie harował za zamkniętymi drzwiami siłowni za dwóch. A przy tym będąc na boisku bardzo często pytał dziś już snajpera Piasta o to, jak zrobić to czy tamto, jak ustawić się w takiej a takiej sytuacji, co jeszcze może poprawić w swojej grze. A Papadopulos nie zżymał się, gdy dzięki jego naukom chwilowo to młodszy kolega był numerem jeden. Zresztą Jacek Jurkiewicz, menedżer ds. rekrutacji, skautingu i administracji Zagłębia Lubin, mówi wprost: – Takich zawodników jak Papadopulos i Guldan chce się mieć w klubie do końca kariery, a najlepiej także później, w roli członków sztabu szkoleniowego. To, jak sami grają, to jedno. Ale to, ile mogą dać wchodzącym do zespołu piłkarzom, czyni ich tak pożądanymi.

Gdy więc Papadopulos złapał kontuzję kolana i jasnym stało się, że czeka go kilka ominiętych pierwszoligowych kolejek, Piątek był przygotowany, by wskoczyć w jego buty. Podczas nieobecności Papadopulosa strzelił dwa gole, zaliczył dwie asysty, a Zagłębie z nim na szpicy wygrało 5 z 6 meczów, remisując tylko z Bruk-Bet Termaliką.

W dużej mierze dzięki Papadopulosowi Piątek trafił wreszcie do młodzieżowej reprezentacji Polski i zapracował sobie na transfer do Cracovii.

Pilka nozna. Ekstraklasa. Cracovia Krakow - Piast Gliwice. 15.07.2017

Wtedy wzbudził tym wyborem swoje kontrowersje. W Zagłębiu liczono, że odejdzie za granicę, że tym samym będzie uczestniczył w budowie marki „Miedziowych” na arenie międzynarodowej. Cóż, gdy ostatnio pytaliśmy kilku włoskich dziennikarzy o opinię o Piątku, ci wymiennie z „napastnik Genoi” używali określenia „były piłkarz Cracovii”, o Zagłębiu nawet się nie zająkając. Więc może faktycznie coś w tym jest.

Krakowskiej szkoły życia Piątek jednak zdecydowanie potrzebował. Trafił pod skrzydła Michała Probierza, o którym można powiedzieć wiele, ale nie, że nie potrafi zawodników sprowadzać na ziemię, by nie odlecieli. Nad swoim napastnikiem pracował bardzo mocno, bo niesamowicie w niego wierzył. Choć i tak swoje wypowiedzi tonował. Gdy ostatnio na konferencji prasowej Cracovii ktoś z sali rzucił, że Milan podobno oferuje 60 milionów euro za Piątka, szkoleniowiec Pasów skwitował to krótko: – Gdybym ja to powiedział, mówiliby, że jestem debil. Ostatecznie ma stanąć na 40-45, ale podejrzewamy, że Probierz skwitowałby taką kwotę podobnie.

Nikt nie miał jednak wątpliwości, że w Piątka wierzył jak w mało kogo. W pewnym momencie powierzył mu nawet opaskę kapitańską. Ale i umiał go ustawić do pionu, gdy było trzeba.

– W poprzednim sezonie po jednym ze spotkań trener Probierz miał duże pretensje do Krzyśka o machanie rękami. Krzysiek był wkurzony, bo dostawał za mało podań, to był dla niego trudny mecz, bo zostaliśmy zepchnięci do obrony. Za karę przez cały tydzień nosił na treningach koszulkę w innym kolorze, tak jakby przygotowywał się do meczu w drugim zespole. Ale ostatecznie wyszedł w podstawowym składzie i jego reakcja pokazała, że doszło do niego to, co trener chciał mu przekazać. Strzelił dwa gole, wygraliśmy z Lechią 2:1 – opowiada Grzegorz Kurdziel.

Piątek sprawdził się też nie tyle w większym klubie – bo patrząc na wyniki Zagłębia i Cracovii można o tym dyskutować – ale przede wszystkim w znacznie większym mieście. Większym nawet od Genoi, co z pewnością ułatwiło mu przystosowanie się do życia w nowym miejscu, w nowym kraju tuż po transferze.

Włoskiej piłki nauczył się tak szybko, że dziś sięga po niego klub mający na koncie siedem zwycięstw w Pucharze Europy i Lidze Mistrzów. Że chce nim zastąpić wicemistrza świata i nie tak dawno króla strzelców Serie A z rekordowymi 36 bramkami na koncie.

I tylko machania rękami się nie oduczył. I dobrze. Niech wymachuje nimi w ten sposób jak najczęściej:

Genoa CFC v AC Chievo Verona - Serie A Tim

>> NASZ PAŹDZIERNIKOWY REPORTAŻ O KRZYSZTOFIE PIĄTKU PRZECZYTACIE TUTAJ <<<

fot. FotoPyK/400mm.pl/NewsPix.pl

Najnowsze

Piłka nożna

Boruc odpowiada TVP, ale nie wiemy co. „Kot bijący się echem w zupełnej dupie”

Szymon Piórek
5
Boruc odpowiada TVP, ale nie wiemy co. „Kot bijący się echem w zupełnej dupie”

Weszło

Komentarze

0 komentarzy

Loading...