Reklama

Zagłębie Sosnowiec bierze się za transfery i… nie wygląda to źle!

redakcja

Autor:redakcja

02 stycznia 2019, 18:07 • 5 min czytania 0 komentarzy

Zagłębie Sosnowiec najaktywniej zaczęło zimowe okno transferowe w Ekstraklasie, ale trudno się dziwić. Letnie nabytki w zdecydowanej większości okazały się niewypałami i nie ma wątpliwości, że z dotychczasową kadrą beniaminek miałby tylko czysto teoretyczne szanse na utrzymanie. Trzeba było wziąć się ostro do roboty. Ogłoszono już trzy transfery i jedno musimy klubowi z ulicy Kresowej przyznać: próbuje naprawić błędy sprzed kilku miesięcy. 

Zagłębie Sosnowiec bierze się za transfery i… nie wygląda to źle!

Latem Zagłębie pozyskało ośmiu piłkarzy, z czego za pięciu można było się wstydzić. Junior Torunarigha, zapowiadający się na nieporozumienie od samego początku, już rozwiązał kontrakt. Adam Kokoszka, Mello i Dejan Vokić zostali wystawieni na listę transferową, a Piotr Polczak choć grał regularnie, to znacznie częściej zawalał gole niż pomagał zespołowi. Michael Heinloth i Patrik Mraz nie zaniżyli i tak bardzo niskiego poziomu, ale trudno to nazwać komplementem. Bardziej sygnałem, że można im jeszcze dać szansę. Jedynie Szymon Pawłowski okazał się bezdyskusyjnym wzmocnieniem.

Za to szrotowe towarzystwo muszą wejść piłkarze, którzy z miejsca dadzą jakość. Tu i teraz, natychmiast. I widać, że właśnie takim tropem podążyli w Sosnowcu. Moglibyśmy narzekać, że chodzi o samych wiekowych obcokrajowców i tak zareagowaliśmy w pierwszym odruchu. Po spokojnym zastanowieniu stwierdzamy jednak, że jeśli uważamy za prawdziwe przysłowie „tak krawiec kraje, jak mu materii staje”, to Zagłębie na tyle, na ile może, kraje z sensem i logiką. W końcu.

W Nowy Rok zakontraktowani zostali dwaj zawodnicy Spartaka Trnava: 32-letni Martin Toth (główne foto) i 29-letni Lukas Gressak. Pierwszy jest stoperem, drugi to przede wszystkim defensywny pomocnik, ale jako środkowy obrońca też dość często występuje.

Reklama

Obaj byli kluczowymi ogniwami (i często kapitanami, zwłaszcza Gressak) drużyny, która w tym sezonie ośmieszyła Legię Warszawa w eliminacjach Ligi Mistrzów i choć później po dogrywce przegrała dwumecz z Crveną Zvezdą o fazę grupową najbardziej elitarnych rozgrywek, to na pocieszenie znalazła się w grupie Ligi Europy. Słowacy wstydu nie przynieśli. Zdobyli siedem punktów wygrywając u siebie po 1:0 z Fenerbahce i Anderlechtem oraz remisując z Belgami na wyjeździe. Nie awansowali, lecz trzecie miejsce z takim dorobkiem i tak było powodem, żeby uznać robotę za dobrze wykonaną.

Zagłębie wygrało los na loterii, bo Spartak ma poważne problemy finansowe, co znacznie ułatwiło zadanie. Pozyskało piłkarzy, którzy pokazali jakość nie kiedyś tam, ale miesiąc czy dwa miesiące temu. Piłkarzy, którzy przez całą jesień znajdowali się w rytmie meczowym – Toth rozegrał 31 spotkań, Gressak 26. Można więc założyć, że jeśli ktoś dopiero co pokonywał renomowanych rywali w LE, to powinien być wzmocnieniem dla ostatniej ekipy Ekstraklasy.

Oczywiście może się okazać, że panowie przyjechali do Polski przede wszystkim lepiej zarobić i nie są nastawieni na dawanie z siebie maksa.  Najwyżej za pół roku wrócą do siebie z pełną kabzą. Można wytknąć, że praktycznie nigdy nie grali poza Słowacją i o czymś to świadczy, a dobra postawa np. przeciwko Legii nie jest niczym wiążącym. W końcu gole w Warszawie strzelali Erik Grendel i Jan Vlasko, których dopiero co nasze kluby pogoniły. Nie zmienia to faktu, że ich transfery nie załamują już na starcie, nie zniechęcają, nie można odmówić tym ruchom znamion racjonalności. W przypadku Zagłębia – duży postęp.

Dzień później nadeszło wzmocnienie do ataku. Vamara Sanogo zdobył osiem bramek, ale nie miał żadnej konkurencji. Torunarigha i Cristovao to był śmiech na sali. Sam Sanogo mimo niezłej skuteczności często irytował chimerycznością, ewidentnie potrzebna była jakaś alternatywa. Ma nią być król strzelców i najlepszy piłkarz gruzińskiej ekstraklasy Giorgi Gabedawa. 29-latek w sezonie 2018 zdobył 22 bramki w 35 meczach dla Czichury Saczchere.

Reklama

Sprawa wygląda podobnie jak ze Słowakami: przychodzi facet, który w formie jest, a nie był. Tu nie chodzi o inwestycję na przyszłość, wypromowanie kogoś, tylko o gole na poczekaniu mające dać utrzymanie. Z drugiej strony Gabedawa dopiero teraz rozegrał sezon życia, wcześniej ledwie potrafił przekraczać dwucyfrową liczbę trafień (trzykrotnie). Nigdy nie wystąpił w reprezentacji Gruzji, choć poprzeczka jakoś niesamowicie wysoko zawieszona nie została. Poza ojczyzną dotychczas spędził raptem rok. Ukraiński Ilicziwiec Mariupol to 17 meczów i jeden gol w tamtejszej ekstraklasie. A tytuł króla strzelców gruzińskiej ligi rzadko kiedy coś oznacza, w ostatnich latach po jego uzyskaniu mocniej do przodu poszedł jedynie Giorgi Kwilitaia (dziś KAA Gent).

Ale ponownie trzeba zapytać: kogo klub z takim budżetem i sytuacją jak Zagłębie ma sprowadzić? Żaden wyróżniający się pierwszoligowiec do Sosnowca nie przyjdzie, bo zaraz może awansować ze swoim klubem lub przejść do kogoś innego z Ekstraklasy. Wprowadzanie młodzieży – kiepski moment. Polscy weterani – łatwiej trafić na kolejnego Polczaka i Kokoszkę niż Pawłowskiego, a pewnie i tak trudno byłoby kogoś zachęcić. Ewentualnie można jakiegoś zawodnika od ligowej konkurencji wypożyczyć – szczególnie z Legii, wiadomo – i zakładamy, że to się stanie, ale dopiero za kilka tygodni, gdy wyklaruje się sytuacja kadrowa w poszczególnych klubach. Czekanie tak długo byłoby irracjonalne.

Co ta trójka da Zagłębiu, dopiero się przekonamy. Wreszcie jednak przesłanek pozytywnych przy transferach sosnowieckiego beniaminka jest co najmniej tyle samo co negatywnych. To nadal dziwne uczucie, nie jesteśmy przyzwyczajeni.

Fot. FotoPyk

Najnowsze

Polecane

Thurnbichler: Nie zareagowałem wystarczająco wcześnie na negatywne zmiany [WYWIAD]

Szymon Szczepanik
2
Thurnbichler: Nie zareagowałem wystarczająco wcześnie na negatywne zmiany [WYWIAD]

Komentarze

0 komentarzy

Loading...