Reklama

Bilans bez wstydu, ale z dwoma monologami „Szpaka”

redakcja

Autor:redakcja

02 grudnia 2018, 14:06 • 4 min czytania 0 komentarzy

Nie wiemy, czy przypadkiem nie jest to sytuacja bez precedensu, ale chyba pierwszy raz w eliminacjach wielkiego turnieju spotkamy się wyłącznie z zespołami, z którymi mamy korzystny bilans meczów bezpośrednich. Austria, Izrael, Słowenia, Macedonia, Łotwa – grając z każdą z tych ekip częściej schodziliśmy z boiska z podniesioną przyłbicą niż poturbowani, zrzuceni z konia. Choć – poza Macedonią – z każdym z rywali jest też związane przynajmniej jedno bardzo niemiłe wspomnienie.

Bilans bez wstydu, ale z dwoma monologami „Szpaka”

Polska – Austria
4 zwycięstwa, 1 remis, 3 porażki, bramki 18:17
Ostatni mecz: Euro 2008, czerwiec 2008, remis 1:1

Choć było to ponad dekadę temu, wspomnienie z ostatniego meczu z Austrią jest tym zdecydowanie najżywszym ze wszystkich. Każdy jest w stanie powiedzieć, kto faulował (?) na karnego w 93. minucie, kto był arbitrem, jaki był wynik i że Roger Guerreiro strzelił pierwszą w historii bramkę dla bialo-czerwonych na mistrzostwach Starego Kontynentu ze spalonego.

Na początku XXI wieku graliśmy z Austriakami dość regularnie, w latach 2004-2008 zagraliśmy trzy takie spotkania, wygraliśmy dwa z nich na drodze do mundialu w 2006 roku. I to wygraliśmy w naprawdę fajnym stylu, dwa razy wbijając Austriakom po trzy gole w drodze po komplet zwycięstw ze wszystkimi w tamtej grupie. Poza Anglią. 

Polska – Izrael
5 zwycięstw, 4 remisy, 2 porażki, bramki 22:14
Ostatni mecz: towarzyski, sierpień 2005, wygrana 3:2

Reklama

Teoretycznie powinniśmy wygrać bez problemu, ale w teorii piłkarze ręczni też mieli Izraelczyków roznieść, a jednak nie tak dawno wtopili.

Ale wracając do futbolu. Gdy ostatni raz graliśmy z Izraelem, w reprezentacji zagrał Sebastian Przyrowski, Mariusz Jop, Andrzej Niedzielan, Arkadiusz Radomski… Słowem: no dawno to było.

3:2 w towarzyskim starciu to jednak nic, najbardziej emocjonujące w starciach z Izraelem było to w eliminacjach do Euro 1996. Kadra Henryka Apostela zapewniła nam prawdziwy dreszczowiec, ostatecznie z happy endem, bo wygrała 4:3 po bramkach Nowaka, Juskowiaka, Kowalczyka i Koseckiego. O wesołej ferajnie Henryka Apostela pisaliśmy w „Reportażu Tygodnia” TUTAJ (KLIK!).

Niestety, eliminacje zaczęliśmy od porażki z Izraelem. Haniebnej, która wyznaczyła kurs w tamtych kwalifikacjach. Kurs na kolejny brak wstępu na europejski czempionat.

„Pamiętacie monolog Dariusza Szpakowskiego po Słowenii za Beenhakkera? Starsi kibice będą pamiętać, że swoim dobitnym komentarzem opatrzył też mecz z Izraelem. Trudno się dziwić – był to piąty z rzędu przegrany mecz o punkty.

Reklama

Dariusz Szpakowski: – Powiedziałem, że mam dość takich meczów, dość takiej gry i braku zaangażowania reprezentantów Polski. Powiedziałem na antenie, że takich meczów komentować nie chcę. Byłem rozczarowany jak wszyscy i dałem upust emocjom. Niektórzy mówili, że Szpakowski obraził się na reprezentację. Porażka jest wkalkulowana w sport, ale niech to będzie porażka po walce. Jeśli walki się nie podejmuje, pojawia się frustracja. Byliśmy bezradni.”

Obyśmy po eliminacjach Euro 2020 wspominali raczej momenty radosne jak po 4:3, nie gorzkie rozczarowania jak po 1:2.

Polska – Słowenia
2 zwycięstwa, 3 remisy, 1 porażka, bramki 6:5
Ostatni mecz: towarzyski, listopad 2016, remis 1:1

Słowenia kojarzy się nam przede wszystkim z niesamowitego monologu Dariusza Szpakowskiego pod koniec spotkania eliminacji do mistrzostw świata 2010. Do dziś nie udało się stwierdzić, która z wielkich improwizacji w historii Polski jest tą najwybitniejszą – ta, czy może ta Konrada z „Dziadów”. 

Tamto haniebne 0:3 po bramkach Dedicia, Novakovicia i Birsy to jednak nie jest szczęśliwie najświeższe wspomnienie z gry ze Słowenią. Z rywalem wylosowanym nam z czwartego koszyka zagraliśmy bowiem niedługo po Euro 2016, kończąc towarzysko znakomity rok reprezentacji. Tak, było w tamtym meczu sporo chaosu, bo też kadra grała w składzie mocno eksperymentalnym. Odbębnili, nie wygrali, nie przegrali – mecz niegodny bardziej zdecydowanego wzruszenia ramionami.

Polska – Macedonia
2 zwycięstwa, 1 remis, 0 porażek, bramki: 8:2
Ostatni mecz: towarzyski, grudzień 2012, wygrana 4:1

Nigdy z Macedończykami nie przegraliśmy, ostatnie starcie to bardzo pewne zwycięstwo w meczu hotel na hotel. 2:0 po mniej niż dwóch kwadransach, gol stracony dopiero w ostatnich minutach, gdy było już dawno pozamiatane. Nie było to starcie wielce pamiętne, napisaliśmy po nim wtedy dość krótką relację.

„Na bliżej nieokreślonym boisku w Turcji bliżej nieokreślona grupa piłkarzy polskiego pochodzenia zmierzyła się z rówieśnikami z innego kraju, zapewne z Macedonii lub Grecji. Mecz hotel na hotel zakończył się wynikiem – jeśli wierzyć nielicznym obserwatorom – 4:1 dla ekipy grającej w sprzęcie pożyczonym od reprezentacji PZPN.”

Warte odnotowania, że swojego pierwszego gola w reprezentacyjnej karierze zdobył Arkadiusz Milik, bez którego później przez jakiś czas trudno było sobie wyobrazić atak biało-czerwonych.

Polska – Łotwa
9 zwycięstw, 2 remisy, 2 porażki, bramki 35:15
Ostatni mecz: towarzyski, maj 2012, wygrana 1:0

Koszmar obecnego prezesa PZPN. Łotwa. Laizans. Jeden z najgorszych koszmarów kibica reprezentacji w XXI wieku – a przecież w ostatnich osiemnastu latach kadra szczególnie nas nie rozpieszczała. Choć wygraliśmy 9 z 13 meczów z Łotyszami, choć ostatnie starcie to zwycięstwo, bądźcie pewni, że najczęściej przypominanym meczem będzie właśnie ten rozegrany na stadionie Legii w Warszawie.

Miał być wynik bliski kompletu punktów w naprawdę znośnej grupie eliminacyjnej (poza Łotwą: Szwecja, Węgry i San Marino), były zaledwie cztery wygrane w ośmiu meczach. W tym jedna na Łotwie, po golach Szymkowiaka i Kłosa. Tylko że nic nam to nie dało – Łotysze potrafili ugrać na Szwedach cztery punkty, my nie zdobyliśmy choćby gola. 0:3 i 0:2 zabiło nasze nadzieje na awans.

Fot. FotoPyk

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...