– Kiedy byłem młody, irytowało mnie, gdy ktoś zwalniał czy jechał wolno. Nierzadko wspominamy tamte czasy i cieszę się, że nic się nie stało. Bo wtedy zero refleksji – kierunkowskaz w lewo i cały czas pod prąd. Dziś, kiedy mam dzieci, jest inaczej. Nie decydujesz jedynie o losie swoim, ale również o losie innych. Dojrzewasz. Nie wybaczyłbym sobie, gdyby doszło do wypadku z powodu mojej nieodpowiedzialnej jazdy z moimi bliskimi w środku. Na szczęście dziś jestem kierowcą zdecydowanie bardziej spokojnym. Mądrzejszym. Takim, który wyciągnął wnioski z przeszłości. Z przeszłości, która mogła skończyć się różnie, ale na szczęście nie zapłaciłem za brawurową jazdę.

Dziś, jeżeli kogoś stać, pierwszą myślą jest wycieczka do salonu

Jarosław Bieniuk w kolejnym odcinku naszej serii powstającej przy współpracy z firmą Uniroyal, w której rozmawiamy z piłkarzami o ich pasji związanej z samochodami opowiada o przemianie, jaką przeszedł za kółkiem, sprowadzaniu samochodów z Niemiec, co jeszcze jakiś czas temu było codziennością i o młodych piłkarzach, którzy często nie są przygotowani na zarabianie większych pieniędzy, a co za tym idzie – na kupowanie najlepszych aut.

Zapraszamy na czwarty odcinek serii. Wcześniej o swoich przygodach opowiedzieli nam Seweryn Michalski (KLIK), Piotr Świerczewski (KLIK) i Piotr Reiss (KLIK).

*

Ładnie tak straszyć ludzi?

W jaki sposób?

Swego czasu wiele osób bało się o pana, gdy wrzucił pan na Instagrama zdjęcie potwornie zniszczonego samochodu po wypadku.

To było zdjęcie samochodu, którym miałem okazję jeździć. Nie pamiętam marki, na pewno amerykański, chyba Dodge. Generalnie, auto przyjaciela, który jednak kilka miesięcy przed wypadkiem oddał je do wypożyczalni. Ktoś je przygarnął, no i stało się nieszczęście. Dostałem zdjęcie, odruchowo wrzuciłem post na Instargrama, nie spodziewając się wówczas, że wywoła on tyle zamieszania. Później patrzę, fotka na jednym portalu, fotka na drugim portalu, zastanawianie się, czy miałem wypadek.

Podpis pod zdjęciem: „ostatnio miałem okazję nim pojeździć” mógł budzić podejrzenia.

Pewnie z tego powodu wiele osób myślało, że chodzi o mnie. Dementuję – to nie byłem ja, to nie był mój przyjaciel, tylko zupełnie obca osoba, do której później to auto należało. Ile ja nim jeździłem? Może pół dnia, kilka miesięcy przed wypadkiem. Pamiętam tyle, że samochód miał napęd na tylne koła i trzeba było bardzo uważać podczas jazdy. Kiedy solidnie przyśpieszałeś, czułeś, że rzuca tyłem dość mocno.

Powiem szczerze, że o ile w mediach było sporo szumu, o tyle nie dostawałem zbyt wielu telefonów. Rozeszło się po kościach. Bliscy nie pytali, co ze mną, bo wiedzieli, jak było naprawdę. Zresztą, wszystko szybko zostało wyjaśnione.

7

Panu kiedyś zdarzył się wypadek?

Na szczęście nigdy nie stało się nic poważnego. Nie miałem ani poważnego wypadku, ani nawet większej stłuczki. Pamiętam jedną, mniejszą, na początku mojej drogowej kariery, bo miałem 19 lat. Renault Megane, moje pierwsze auto. Jechałem z kolegami, generalnie – delikatnie mówiąc – nie był to najnowszy samochód. Sprowadzony z Niemiec, zresztą od podejrzanego handlarza. Dało się zauważyć, że swoje przeszedł. A ja wiadomo – młody, niedoświadczony, więc wydawało mi się, że wszystko jest w porządku. Że mam pełną kontrolę, a samochód jest bezpieczny. No nie, był bardzo niestabilny, trudny do prowadzenia. Dlatego dość szybko go zmieniłem, bo z każdym kolejnym dniem irytowałem się coraz bardziej. Nie czułem się pewnie, ale na początku, wiadomo, wydawało mi się, że jestem królem ulicy.

Nie było ABS-u. Pamiętam jak dziś. Sopot, podjeżdżam do świateł. Niestety, ale za szybko. Nie wyhamowałem, uderzyłem w inny samochód. W straż miejską. (śmiech) Szybki mandat i jedziemy dalej. Nic nam się nie stało, bo auto miało duży zderzak. Na szczęście to była moja pierwsza i ostatnia stłuczka na drodze. Jak kogoś jeszcze obtarłem czy uderzyłem, to tylko na parkingu. Wszystko szybko, szybko, śpieszyłem się, nie zauważyłem, że ktoś wyjeżdża i bum. Ale to tylko drobne incydenty.

Jak wyglądało sprowadzanie pierwszego samochodu z Niemiec?

Mieszkałem we Wronkach. Okolice Poznania, w tamtych czasach – dolina samochodów. Co drugi znajomy sprowadzał auta, grzebał, naprawiał, robił wszystko, by je ulepszyć. Do tego słynna giełda samochodowo-motoryzacyjna w Poznaniu, na którą chodziliśmy regularnie. Można było dostać wszystkie części, jakie się tylko chciało.

Fajna sprawa, ale też inne czasy. Dziś auta kupuje się przede wszystkim w leasing. Sprowadzanie stało się rzadkością, częściej kupuje się nowe samochody, nierzadko z salonu. A wtedy? Sprowadzanie z Niemiec było normalne. Nie znałem nikogo ze starszych zawodników Amiki Wronki, kto zamiast sprowadzić auto, kupiłby je w salonie. Większa opłacalność, znacznie taniej. Wiadomo, siłą rzeczy nie można było mówić o nie wiadomo jak dobrych samochodach. Przykład mojego pierwszego auta, o którym wspominałem. Mała stabilność, strach jechać. Ale nie wszystkie samochody takie były, ludzie sobie radzili, robili trafne zakupy.

Skąd pozostali zawodnicy mieli pewność, że wybierają dobrze?

Mieliśmy znajomych handlarzy, który – uproszczając – zajmowali się naszą drużyną. Dwie osoby, zresztą bardzo pomocne. Mieliśmy do nich na tyle duże zaufanie – bo auta się sprawdzały, jeden po drugim – że wiedzieliśmy od kogo i co bierzemy.

Dość powiedzieć, że trzy pierwsze samochody sprowadziłem, dopiero czwarte auto kupiłem w salonie. Zaczęło się od wspomnianego Renault Megane, potem Opel Astra 2 ze sportowym pakietem. Świetna sprawa jak na tamte czasy, jak dla tak młodego chłopaka. Później celowałem w bardziej rodzinne auta, w końcu miałem już dziecko. Stąd BMW 320 Diesel. Dobre autko, miało małą rysę, ale w niczym ona nie przeszkadzała.

No i czwarte auto. Salon. Czasy się zmieniają. Teraz są leasingi, wtedy nie było leasingów. Kredyty były wysoko oprocentowane, ceny – wysokie. Dziś jeżeli kogoś stać, to pierwszą myślą jest wycieczka do salonu. Naturalna sprawa, co widać po zawodnikach. U młodych różnie, wiadomo, ale jak ktoś jest starszy, zdążył się dorobić, no to normalne, że celuje w lepsze auto.4

Polacy są dobrymi kierowcami?

Myślę, że tak, ale trzeba zwrócić uwagę na to, jak bardzo zmieniły się czasy. Dziś, gdy tylko można, jeździ się autostradami. Kiedyś? Nie do pomyślenia. Kiedy zaczynałem, nie mieliśmy dziesięciu kilometrów drogi szybkiego ruchu. Jeździłem do Wronek, często z Wronek do Gdańska i śmieję się, że więcej czasu spędziłem na lewym pasie, wyprzedzając, niż na prawym jadąc zgodnie z przepisami. Jechałem pod prąd. Pośpiech, co chwilę wyprzedzanie, wyprzedzanie i jeszcze raz wyprzedzanie. Szczęście, że nic się nie stało. Z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że jeździłem szybko i nieodpowiedzialnie. To było głupie, bardzo nierozważne.

Kiedy zmienił pan podejście?

Gdy na świat przyszły moje dzieci. Przyzwyczaiłem się do spokojnej jazdy, a wcześniej gdy musiałem się wlec, denerwowałem się. Od razu. Instynktownie szukałem miejsca, w którym mógłbym wyprzedzić. Często nieodpowiedzialnie, na szczęście nigdy nie doszło do tego, żeby coś mi wyskoczyło, czy żebym jechał na czołówkę z innych samochodem.

To chyba kwestia wieku. Jak byłem młody to irytowało mnie, gdy ktoś zwalniał, gdy ktoś jechał wolno. Nierzadko wspominamy tamte czasy, bo podobnie jeździli Tomek Dawidowski, Grzesiu Król czy Grzegorz Motyka i cieszymy się, że nic się nie stało. Bo wtedy zero refleksji – kierunkowskaz w lewo i cały czas pod prąd.

Dziś, gdy nie trzeba wyprzedzać, nie robię nic na siłę. Staram się jeździć wolniej.

Gdy ktoś jedzie z drugą osobą, ma rodzinę, to czuje się bardziej odpowiedzialny? Jego podejście ulega zmianie?

Wówczas człowiek inaczej patrzy na pewne sprawy. Kończy się sytuacja, w której jesteś odpowiedzialny tylko i wyłącznie za siebie. Tak samo jak za siebie, odpowiadasz za bliskie osoby. Nie decydujesz jedynie o losie swoim, ale również o losie innych. Dojrzewasz. Nie wybaczyłbym sobie, gdyby doszło do wypadku z powodu mojej nieodpowiedzialnej jazdy z moimi bliskimi w środku. Na szczęście dziś jestem kierowcą zdecydowanie bardziej spokojnym. Mądrzejszym. Takim, który wyciągnął wnioski z przeszłości. Z przeszłości, która mogła skończyć się różnie, ale na szczęście nie zapłaciłem za brawurową jazdę.

Dlatego dziś nie irytuje mnie, gdy widzę, jak ktoś jedzie wolno. Nie zawsze jest tak, że ten ktoś boi się przyśpieszyć. Kto wie, może po prostu jest bardzo ostrożny? Tak samo jak ja teraz.

6

Jest dziś coś, co pana na drodze irytuje?

Nienawidzę stać w korkach. Tym bardziej w środku zatłoczonego miasta, kiedy z jednej strony wracam do domu, z drugiej – wiem, że zejdzie mi jeszcze sporo czasu. Wolę jechać pięć minut dłużej, nawet okrężnymi drogami, byleby nie stać w miejscu. Wsiadasz do auta po to, żeby jeździć a nie zaliczać kolejne postoje. Korki, niestety, często są problemem, jednak – mimo wszystko – w Gdańsku nie mamy na co narzekać, bo są miasta, gdzie problem wymuszonych postojów jest zdecydowanie większy.

W szatni piłkarskiej chyba warto mieć dobre auto, bo w przeciwnym wypadku można narazić się na szyderę.

Cóż, prawda jest taka, że Ekstraklasa nie jest ligą, w której zarabiałoby się mało. I nie mówię tylko o najlepszych zawodnikach, bo w ich przypadku sprawa jest oczywista. Spójrzmy – może nie przy pierwszym kontrakcie, ale w przypadku drugiego, nieco wyższego, można pozwolić sobie na naprawdę fajny ,jak na polskie warunki, samochód.

Takie auta kupują młodzi zawodnicy. Uważam, że młody człowiek często nie jest przygotowany na zarabianie większych pieniędzy. Nie chcę generalizować, wyjątki się zdarzają, ale w większości mówimy o ludziach, którzy dopiero poznają życie. Z drugiej strony – zdaję sobie sprawę, jakie są realia, jak wygląda rynek piłkarski. Nie ma co obrażać się na to, że młodzi kupują sobie wypasione samochody, tylko trzeba to zaakceptować.

Spotkał pan podczas kariery ludzi, którzy nie poradzili sobie, gdy nagle zaczęli dobrze zarabiać?

Oczywiście. Nie chcę wymieniać nazwisk, bo nie o to chodzi, ale trochę w tę piłkę gram i nierzadko widziałem, jak młodzi zawodnicy nie radzili sobie z nagłym przypływem gotówki. Ale tak to jest, tego się nie zmieni.

8

Zna pan z piłkarskiej szatni kogoś, kto miał świta na punkcie samochodów?

Przewinęło się kilka osób, choć trudno mi w tej chwili przypomnieć sobie konkrety. Pamiętam tyle, że po szatni walały się gazety motoryzacyjne, praktycznie każdy zaglądał, interesował się. Dzisiaj więcej rzeczy można sprawdzić w internecie, wtedy czasopisma miały swoją wartość. Generalnie, nie ukrywajmy – każdy mężczyzna, choć trochę, interesuje się samochodami. Każdy lubi dobre auta, każdy lubi moc pod silnikiem. Element prestiżu. Zabawki dla dużych chłopców. Chyba wszyscy od dziecka bawiliśmy się samochodami i u większości z nas zajawka została. Nie znam nikogo, kto nie lubiłby jeździć autami, które mają sporą moc. Wiadomo, trzeba uważać, tak jak ja teraz uważam, ale gdy czujesz, że auto cię ogranicza – nawet jeżeli, tak czy siak, nie chcesz przyśpieszyć – to znak, że może warto pomyśleć nad zmianą. Nierzadko jeździłem pożyczonymi samochodami, bez większej mocy, bez wielu koni mechanicznych. I źle się czułem, mimo że nie chciałem specjalnie przyśpieszać.

Generalnie, jak pan podchodzi do aut? Przyznawał pan, że nie jest ekspertem, ale pojeździć lubi.

Nie mam specjalistycznej wiedzy, ale znam się na autach na tyle, na ile potrzebuję. Jednak nie żyję branżą motoryzacyjną w ten sposób, że co tydzień kupuję czasopisma. Ot, interesuję się samochodami tak jak każdy facet, który z motoryzacji korzysta. Znam modele aut, wiem, na co poszczególne samochody stać. Od czasu do czasu je zmieniam, nie będę ukrywał. Przyjaźnie się z właścicielami jednego z salonów Mercedesa, często dostaję auta, żeby zobaczyć, jak się jeździ. Interesuję się tym, co wchodzi i tym, jakie są najnowsze nowinki techniczne. Poprawiające bezpieczeństwo, zapewniające większą moc, wpływające na osiągi samochodowe. Patrzę na to, co dzieje się na targach.

Jakkolwiek spojrzeć, nie jestem specjalistą, ale motoryzacja nie jest mi obca. Mam zbyt wielu znajomych, którzy nią żyją, żeby była mi obojętna. Mój brat cioteczny ściga się amatorsko i wie wszystko o tym, jak samochód jest skonstruowany. Ja nie mam takiej wiedzy, ale podstawową posiadam. Wiem, jak zmienić koło, to podstawa!

Jak często zmienia pan samochody?

Jakiś czas temu kupiłem busa, Mercedesa Viano. Nie bez powodu, w końcu mam dużą rodzinę Pomocna sprawa, gdy na przykład jedziesz w góry. Jeździłem nim sześć lat, moje obecne auto ma pięć lat, jeszcze wcześniejszego Mercedesa również miałem pięć lat.

Obecnie jeżdżę Mercedesem. R Klasa, kupiony w 2013 roku. Rodzinny, 7-miejscowy. 234 konie, 3-litrowy diesel. Nie powiem, że pali mało, ale przesadnie dużo również nie. Bardzo wygodny na dłuższych trasach, z szerokim rozstawem kół. Męczę się mniej, niż jeżdżąc innymi samochodami. Trochę inaczej sytuacja wygląda na mieście, bo siłą rzeczy jest bardzo długi, siłą rzeczy mniej zwrotny. Mimo wszystko, powoli szykuję się, by go zmienić, choć ciśnienia nie mam. Ale działa na wyobraźnie fakt że już nawet takich nie produkują.

Jakie jest pana auto marzeń?

Chyba nie mam marzeń motoryzacyjnych. Może kiedyś myślałem, żeby kupić jakieś sportowe auto, ale przede wszystkim gustuję w wygodzie. Nierzadko zdarzało mi się jeździć samochodami, które nie były do mnie dostosowane. A przy moim wzroście, przy moich problemach z plecami, nie była to łatwa sprawa. Niewygodnie, mało komfortowo, a przecież najważniejsze, by w aucie czuć się dobrze.

Miał pan kiedyś auto, o którym myślał, że będzie świetne, a było poniżej oczekiwań?

Chyba nie, na szczęście. Wiadomo, w każdym aucie były detale, które można było poprawić, tak jak rysa w jednym z samochodów sprowadzonych z Niemiec, o której wspomniałem, ale generalnie nie przypominam sobie, żebym był nie wiadomo jak niezadowolony. Może jednak sprawa – napęd na tylne koła, na przykład w BMW. W lato w porządku, ale zimą – jak było ślisko, czy nawet wcześniej, gdy mocniej popadało – trzeba było jeździć ostrożniej.

Może dziś nie sprawiałoby mi to problemu, ale wcześniej, kiedy jeździłem, nie zważając na to, co może się stać, było to dla mnie irytujące. Czułem, że tylni napęd nie daje bezpieczeństwa i komfortu jazdy. Że trakcja jest gorsza.

Dlatego teraz, kupując auto, biorę tylko takie, które ma napęd na cztery koła.

Zaskoczyła pana kiedyś polska zima?

Nie, zawsze koło października pamiętałem, żeby wszystko zmienić. W sumie teraz jeszcze jeżdżę na letnich oponach, więc kto wie. Jak spadnie śnieg, to być może po raz pierwszy mnie zaskoczy. Jednak w tym tygodniu jestem już umówiony na wymianę, zabezpieczę się szybko.

NS

*

Sponsor naszego nowego cyklu, marka Uniroyal, przygotował konkurs, dzięki któremu możecie oszukać przeznaczenie i (w końcu?) nie dać zaskoczyć się zimie. O co chodzi? Wypełniając formularz pod TYM adresem, odpowiadając na pytanie o przygotowania swojego samochodu do nadjeżdżającej zimy i przedstawiając dowód zakupu, opony Uniroyal MS plus 77 mogą was nic nie kosztować. Słowem: zimówki możecie mieć za darmo.

750x300

Moglibyśmy długo pisać o doskonałej stabilności, świetnej trakcji i większym bezpieczeństwie tych opon, ale najlepiej, jeśli przekonacie się o tym sami na stronie konkursowej (KLIK). Macie jeszcze chwilę czasu, bo promocja trwa do 14.12.2018 r., ale sugerujemy nie zwlekać za długo.

Najnowsze

Suche Info

Kuszczak: – Praca w kadrze to propozycja nie do odrzucenia

redakcja
Suche Info

Urban o posadzie selekcjonera: – Rozmów nie było. Widocznie nie byłem w gronie kandydatów

redakcja
Suche Info

Dariusz Formella ratuje punkt swojej drużynie [WIDEO]

redakcja
Inne sporty

Mateusz Gamrot zwyciężył w walce wieczoru po kontuzji Fizieva

Szymon Szczepanik
1
Suche Info

Murawski o Velde: – W łeb też dostanie

redakcja
Weszło

Na kłopoty Velde i Marchwiński

Jan Mazurek

Weszło

Inne sporty

Mateusz Gamrot zwyciężył w walce wieczoru po kontuzji Fizieva

Szymon Szczepanik
1
Weszło

Na kłopoty Velde i Marchwiński

Jan Mazurek
1 liga

Prezenty, kontrowersje i awantura w końcówce. Wisła zdobyła Arenę Lublin

redakcja
23
Inne sporty

Tak jest! Polki pokonały wielkie faworytki i są o krok od Paryża

Kacper Marciniak
6
Weszło

Ekstraklasa niegościnna dla Kamila Glika

Jan Mazurek
80
Piłka nożna

Śląsk wygrywa, a Exposito mógł zaklepać koronę króla strzelców. Ale nie chciał

Paweł Paczul