Reklama

Robert Lewandowski zmienił świadomość młodych polskich piłkarzy

redakcja

Autor:redakcja

12 listopada 2018, 16:33 • 14 min czytania 0 komentarzy

– Robert jest wzorem do naśladowania. Udowodnił, że można wejść na ten piłkarski szczyt, wybić się z niższych lig, z Ekstraklasy, aż po status jednego z najlepszych na świecie. Dał nam wszystkim wiarę, ale też pokazał drogę. Co ważne, nie wszystko u Roberta szło bez problemów. Nie był talentem czystej wody, nie od razu na niego stawiano. To też inspirujące, w trudnym momencie możesz spojrzeć na jego historię i znaleźć tu motywację do cięższej pracy – powiedział Sebastian Milewski innemu Milewskiemu. Z młodym pomocnikiem Zagłębia Sosnowiec rozmawiamy o przeskoku do Ekstraklasy, o trudach oglądania własnych meczów na InStacie, stłuczce samochodowej, książkach i boiskowym chamstwie. Zapraszamy.

Robert Lewandowski zmienił świadomość młodych polskich piłkarzy

***

Gdzie jest kaganiec, który dostałeś od szatni na urodziny?

Leży w domu. Psa nie mam, nie przyda się, jest więc nieużywany. Typowy żart chłopaków. Jutro Melo ma urodziny i sam jadę do sklepu. Ubiera się niebanalnie, zawsze jakieś kożuchy, swetry, więc muszę poszukać mu swetra w stylu lat dziewięćdziesiątych.

Boiskowa ksywka, która wiąże się z kagańcem, oddaje twój charakter?

Reklama

Pitbull, pirania – myślę, że tak. Lubię ostrą grę. W takiej odnajduję się najlepiej. Czasami mogę się wyżyć na boisku, odreagować, zostawić wszystkie negatywne emocje. Ale nie chciałbym być postrzegany wyłącznie jako zawodnik od tego, by trzeszczały kości. Chcę się rozwijać w grze kombinacyjnej. Mam w Zagłębiu wokół siebie doświadczonych, dobrych zawodników i sam czuję, że robię postępy.

Tomek Nowak w programie „Weszłopolscy” mówił, że jakby miał wskazać piłkarza Zagłębia z największym potencjałem, wskazałby ciebie.

Wiem, mówił mi o tym. Miło usłyszeć takie słowa z ust kapitana. Z Tomkiem mam bardzo dobry kontakt, to taki mój boiskowy ojciec. Strasznie inteligentna osoba, świetnie odnajduje się poza życiem piłkarskim. Słuchać go to czysta przyjemność, zawsze powie coś konstruktywnego. Daje mi rady typowo piłkarskie, ale nie tylko.

Jakie na przykład?

Zwraca mi uwagę, żebym przed przyjęciem oglądał się za siebie i wokół. Mówi, żebym nie poprawiał piłki tylko od razu próbował ją grać. Czasami chcę też za szybko puścić piłkę otwierającą, a lepiej rozegrać, wyjść na pozycję, zyskać trochę metrów i dopiero poszukać kluczowego podania.

A jakie rady życiowe?

Reklama

Pokora. I żebym pozostał zawsze sobą. Tomek wie, że lubię pracować, lubię walczyć. Teraz mam cięższy okres, bo tak naprawdę odkąd pamiętam, grałem. Pierwszy raz nie gram. Podkreślał, żebym właśnie w tym momencie się nie zmieniał, a takie sytuacje zdarzają się każdemu piłkarzowi. Mam dalej robić swoje, a charakter mi pomoże. Wyjdę z tego mocniejszy.

Wielu podkreśla twoją charakterność. Gdzie się wykuwała?

Wyjechałem z domu w wieku trzynastu lat. Mama była przeciwna, nie chciała się zgodzić, nie tak łatwo było ją przekonać. Ale udało się, postawiłem na swoim i zamieszkałem w Warszawie. Musiałem radzić sobie samemu. Wielkie miasto początkowo przerastało. Drobiazgi: stoję na przystanku na żądanie, jedzie autobus, a ja nie wiem – coś przyciskać? Machać? Przejeżdżał mi i dzwoniłem do mamy. Miałem kompleksy. Mówiłem trochę naszą lokalną mławską gwarą, chłopaki się podśmiewywali. Ale jeden kolega z podstawówki przed wyjazdem powiedział mi, że wrócę po miesiącu. To też mnie motywowało. Chciałem mu udowodnić, że się myli. I tak się stało. W internacie wkrótce złapałem kontakt, czy to ze starszymi, czy z rówieśnikami.

Największa głupota, jaką zrobiliście w bursie?

Śmiechu i zabaw było dużo, choć te zabawy rzecz jasna nie zawsze należały do najbardziej odpowiedzialnych. Rzucaliśmy piłką przez szybę nad drzwiami. Kto mocniej i kto szybę rozbije. Później trzeba było płacić albo odpracować. Dokuczaliśmy też starszym. Szli spać, to chodziliśmy, pukaliśmy. Raz nas przyłapali, wyjęli nam nasze drzwi i spędziliśmy tak noc. Dostaliśmy naganę od dyrektora bursy. Jak się teraz patrzy, głupoty. Ale byliśmy dzieciakami, nastolatkami. Nie udawajmy, że w takim wieku człowiek robi same mądre rzeczy.

Czy w toku szaleństw pojawiał się alkohol?

Pojawiał się, ale u starszych, ja w mojej grupie nie miałem takich sytuacji. Trenerzy Grzegrzółka i Zasada trzymali nas krótko, na lepszych trafić nie mogłem. Pracowaliśmy ciężko i tak tej pracy jestem do dziś nauczony. Od gimnazjum trenowaliśmy dwa razy dziennie, to ogromnie pomogło. Swego czasu ćwiczyłem też jeszcze kosza, więc tych treningów było naprawdę dużo.

Trenerzy uświadamiali nas jakie są realia. Pamiętam, siedzieliśmy kiedyś całą klasą, ze trzydziestu chłopa. A trener mówi, że może dwóch z nas będzie zawodowo grać w piłkę. Wszyscy w śmiech. No bo jak to? Każdy przyszedł tu grać, każdy był przekonany, że tym piłkarzem będzie. A z perspektywy jest tak, jak powiedzieli. Miałem kolegów nawet z kadry Polski, a gdzieś się pogubili.

Co byś robił, gdyby nie piłka nożna?

Nie mam pojęcia, od małego byłem nastawiony tylko na nią. Determinacji nigdy mi nie brakowało. Bardzo mi pomogło, że już w wieku siedemnastu lat grałem na poziomie drugiej ligi, a w wieku szesnastu trenowałem z seniorami. No i przede wszystkim wielkie szczęście do otoczenia. Spotkałem w życiu mnóstwo osób, które potrafiły wnieść coś pozytywnego do mojego życia, od trenerów, po kolegów z drużyny. Pamiętam też choćby fizjoterapeutę z Legionowa, Michała, który teraz pracuje w Legii. Jak tylko go sobie przypominam, od razu kojarzy mi się słowo „pokora”. Podkreślał to na każdym kroku, jak mantrę.

Soda jest najgroźniejszym, co czyha na młodego piłkarza?

Myślę, że to najgroźniejsze. Trzeba znać swoją wartość, ale nie można poczuć się za mocnym. Nie można sobie wmówić, że jesteś jakimś wybitnym piłkarzem. Ambicja – tak. Ale taka, jak u Roberta Lewandowskiego. Krok po kroku stawianie sobie poprzeczki coraz wyżej.

Robert zmienił świadomość młodych piłkarzy w Polsce?

Myślę, że tak, dla wielu jest wzorem do naśladowania. Udowodnił, że można wejść na ten piłkarski szczyt, wybić się z niższych lig, z Ekstraklasy, aż po status jednego z najlepszych na świecie. Dał nam wszystkim wiarę, ale też pokazał drogę. Co ważne, nie wszystko u Roberta szło bez problemów. Nie był talentem czystej wody, nie od razu na niego stawiano. To też inspirujące, w trudnym momencie możesz spojrzeć na jego historię i znaleźć tu motywację do cięższej pracy.

Co cię najbardziej u Roberta inspiruje?

Profesjonalizm. Czytałem wiele wywiadów z Robertem. Był bardzo świadomy od samego początku. Kariera piłkarska jest bardzo krótka. Aby ją właściwie spożytkować, ważny jest każdy dzień. To samo tłumaczy mi Tomek Nowak.

I co konkretnie robisz, by to wprowadzić takie porady w życie?

Zostaję po treningach, mam też znajomych z MOSiR-u, lubię tam pojechać poćwiczyć czy zrobić odnowę biologiczną. Jestem też jednym z pierwszych w szatni. Jako młodzi mamy swoje obowiązki, ale chcę tak to zorganizować, żeby przed zajęciami mieć czas na rozciągania, rolowania, ćwiczenia na salce. To mój nawyk. Zwracam też dużą uwagę na regenerację i odżywianie. Wiadomo, że czasem masz ochotę na coś niezdrowego. Ale to szansa, by pokonać siebie i budować silną wolę. Cały czas trzeba mieć w podświadomości, że zawodnikiem jest się dwadzieścia cztery godziny na dobę.

Budzisz się o ósmej rano i myślisz o tym jak tu zbliżyć się do szczytu?

Są tacy zawodnicy, którzy jadą na trening, robią swoje, a potem wracają do domu i mają piłkę z głowy. Myślę, że jeśli chce się zaistnieć w piłce, trzeba myśleć inaczej. Dzień powinien być podporządkowany pod to, żeby stawać się lepszym.

Więc co konkretnie robisz?

Teraz zacząłem kurs angielskiego. Nigdy nie zaszkodzi. Nasz nowy trener prowadzi zajęcia po angielsku, większość rozumiem, ale też nie wszystko. Im szybciej zacznę, tym bardziej pomoże w przyszłości, niezależnie czy w Polsce czy za granicą. Łatwiej się zaadaptuję.

Trening mentalny?

Mam kontakt z trenerem mentalnym, Rafałem Kubowem. Mam przede wszystkim pracować nad kontrolą swoich emocji. To pomoże zarówno na boisku, jak i w życiu. Wprowadzam też parę ćwiczeń, na przykład w dniu meczu wizualizuję sobie sytuacje boiskowe. To pomaga, ale najważniejsza jest salka i ćwiczenia na niej. To rytuał, jakoś buduje pewność, że na boisku będzie dobrze.

Strzelanie bramek też sobie wyobrażasz?

Tak, tak.

To masz dużą wyobraźnię. Do tej pory 92 mecze w dorosłej piłce, jedna asysta, jeden gol.

No strzelcem wielkim nie jestem, asystentem też. Niestety. Powinno być tego więcej, szczególnie asyst.

A tylko w zeszłym sezonie jedenaście żółtych kartek.

Uzbierało się. Teraz mam jedną. Ale też mniej gram. Zobaczymy co przyniesie czas. Myślę, że brakuje mi agresji w Ekstraklasie, w pierwszej lidze miałem jej więcej. Muszę do tego wrócić.

Trzeba być chamem na boisku?

Zależy co przez to rozumiesz. Bo żebyśmy mieli jasność: ja nie chcę nikomu zrobić krzywdy. Nie potrafiłbym skrzywdzić ot tak, bez powodu. To zawsze walka o piłkę. Ale bywa, że trzeba podostrzyć. Bywa, że trzeba być w tej walce bezlitosnym. Zainspirować kolegów swoją postawą. Taka energia bywa zaraźliwa.

Są jakieś książki, które cię inspirują?

Wiele sobie obiecuję po „Śpij dobrze”, którą dostałem od Konrada Wrzesińskiego przedwczoraj. Muszę jak najszybciej przeczytać, może dodam kolejny detal, który pomoże w przyszłości. Poza tym czytam raczej typową beletrystykę, ostatnio „Kod da Vinci”. Jeśli chodzi o biografie piłkarskie, czytałem „Zasypanego” a także spowiedź Dawida Janczyka. Te ostatnie może nie są inspirujące, ale pokazują czego nie powinniśmy robić.

Czyli czego?

Przede wszystkim pić. Ale też uważać na swoje otoczenie. Komu można zaufać? Ja miałem do tej pory wielkie szczęście jeśli chodzi o tych, których spotykałem na swojej drodze, na pewno większe niż miał choćby Dawid.

Kiedy ostatnio się upiłeś?

Nie pamiętam.

Alkohol w twoim życiu nie istnieje?

Tylko jak są wyjścia integracyjne z drużyną. Jedyna okazja, gdy jestem skłonny sięgnąć.

Boisz się wyjść na miasto, na dyskotekę, na imprezę, bo ktoś może zobaczyć?

Myślę, że tak. Unikam. ktoś zobaczy, poinformuje klub i może być różnie. A potem przylepią ci łatkę i ciągnie się takie coś za zawodnikiem. W sumie to pomaga trzymać w ryzach. Przede wszystkim jednak trzeba być szczerym wobec siebie. Piłka dzisiaj wymaga poświęcenia.
No dobra, ale masz dwadzieścia lat. Drugi raz tyle mieć nie będziesz. Nie zazdrościsz czasem rówieśnikom, którzy mogą sobie pofolgować?
Zazdrość to złe słowo. Przecież nie jest też tak, że jestem mnichem. Wychodzę z przyjaciółmi, spotykam się z dziewczyną jak tylko jest okazja.

Czyli nie mieszkacie razem.

Dziewczyna studiuje i mieszka w Gdańsku.

To kiedy wy się widujecie? Cała Polska do przejechania.

Teraz będzie przerwa na kadrę, dostanę ze dwa dni wolnego, pojadę do niej. Ona ma wolne weekendy, w miarę możliwości stara się przyjechać. Mieszkała u mnie cztery miesiące jak po liceum czekała na początek studiów. Wiadomo, że inaczej się żyje, gdy masz świadomość, że ktoś czeka w domu. Bywa ciężko, gdy siedzi się samemu wieczorem i patrzy w telewizor. Ale w życiu nie ma się wszystkiego co się chce. Może to zaprocentuje w przyszłości i wspólne życie będziemy bardziej doceniali?

Oglądasz swoje mecze?

Zawsze. Nawet ten słabszy.

Chyba słabszy przede wszystkim.

No przede wszystkim, choć bywa, że aż cię skręca ze wstydu. Ale trzeba. Na InStacie oglądam najchętniej, bo tam mogę każdą sytuację dokładnie obejrzeć i spokojnie przeanalizować co robię źle, jak się przesuwam, jak byłem ustawiony.

Kiedy ostatnio było ci wstyd podczas oglądania siebie?

Chyba po drugiej kolejce, jak na Zagłębiu straciłem piłkę, Lubin strzelił nam gola i przegraliśmy.

Tylko swoje mecze oglądasz?

Nie. W Ekstraklasie praktycznie wszystko, a też jak leci coś zza granicy to obejrzę. Kiedyś oglądałem mecz po to, żeby oglądać. Dzisiaj już trochę inaczej. Choroba zawodowa – skupiasz się mniej na emocjach, a bardziej na tym co pokazuje zawodnik grający na twojej pozycji. A nuż podpatrzysz coś ciekawego. Tam gdzie gram oczywiście mniej ważne są sztuczki, a istotniejsze podejmowanie decyzji.

Która z lig zagranicznych jest twoją ulubioną?

Angielska. Wielu młodych chłopaków ją lubi.

Co ci się w niej podoba? Poza pieniędzmi na kontraktach.

Szybkość gry. Jeden, dwa kontakty maksymalnie. Czasami przełączy się mecz Ekstraklasy na ligę angielską i widać kolosalną różnicę w tempie, w decyzjach. Tak po prostu jest.

Ale grałeś w meczu Polska U20 – Anglia U20, czyli z zawodnikami pukającymi do kadr Premier League. Widziałeś dużą różnicę?

Aż takiej dużej nie, ale widać było u nich większą dojrzałość, jakość. To może były detale. Ale piłka jest taka, że detale decydują kto gdzie jest potem.

Miałeś dodatkową motywację grając z nimi?

Na pewno, trener nie musiał zagrzewać. Nawet nieźle się czułem na tym meczu.

Potraktowałeś kogoś łokciem?

Tak. Nie pamiętam nazwiska, ale czarnoskóry piłkarz, wyższy ode mnie dużo. Wszedł z ławki, parę spięć mieliśmy.

Za co mu trzasnąłeś?

Wchodziłem agresywnie w walce o piłkę. Nic chamskiego, celowego, po prostu twarda męska gra.

Grałeś też z U20 niemiecką, portugalską, holenderską. Dużo wam, młodym polskim piłkarzom, brakuje do zachodnich kolegów?

Widzę u nich zdecydowanie większą jakość czysto piłkarską, nie będę oszukiwał. Prowadzili grę, prezentowali się lepiej. Różnica była zauważalna. Ale nie była to też różnica kolosalna.

Kto w Ekstraklasie zrobił na tobie największe wrażenie?

Valencia w meczu z nami robił różnicę. Duży spokój i doświadczenie ma Flavio Paixao. Podoba mi się też Cafu z Legii. Gra na mojej pozycji, ma fajne, zaskakujące podania. Często gra do przodu, wprowadza wiele w ofensywie. Chciałbym iść w tym kierunku, nie zapominając oczywiście o tym, co już umiem.

Jako nastolatek wchodziłeś do II ligi, czyli na poziom centralny.

Zderzenie z piłką seniorską to zawsze szok. Wracałem do domu i tylko leżałem, nogi takie ciężkie. Ale starsi koledzy i trenerzy widzieli, że szanuję szansę, którą dostałem. Widzieli, że mi zależy i pomagali jak umieli. Fizycznie na boisku czułem się okej, siłownia nie jest mi obca. Ale grałem wtedy zbyt zachowawczo, do tyłu i wszerz. Nie zdobywałem terenu. Zwracali mi na to uwagę.

W Legionowie miałeś szczęście do trenerów. Ryszard Wieczorek pracował dawniej w Ekstraklasie, później był Bartoszek.

Wprowadzał mnie trener Pevnik, u niego zacząłem grać, ale to u trenera Wieczorka występowałem regularnie. Bardzo ważny dla mnie szkoleniowiec, zwracał mi uwagę na detale, które mam poprawić. To skarb dla młodego piłkarza, gdy wiesz konkretnie gdzie masz mankamenty. Mówił mi też, żebym się bardziej skupiał na piłce, bo mogę przespać swoją szansę. Chciałem być zawodowcem, ale myślałem czasami, że to się stanie samo; rozmawialiśmy jednak dużo i uzmysłowił mi, że potrzeba dawać z siebie więcej. Do dziś trzymamy kontakt, ja zadzwonię do trenera, trener do mnie. Prowadzi teraz Odrę Wodzisław Śląski. Z kolei trener Bartoszek preferuje styl gry w pewnym stopniu oparty na waleczności, więc też mi pomagał ją zaszczepić. Coś musiał we mnie widzieć, skoro później wziął mnie na testy do Zawiszy Bydgoszcz. Każdy szkoleniowiec, którego spotkałem na swojej drodze, coś mi dał.

Czytałem, że zwalniałeś się często ze szkoły, żeby szybciej trafić na trening. Nie lubisz nauki?

Tak często jest u piłkarzy, że rzucają plecak w kąt i gonią na boisko. Nie ukrywam – była okazja się zwolnić, to nie siedzieliśmy w klasie, a robiliśmy kolejny trening. Maturę jednak mam. Kiedyś wrócę do nauki, ale na razie priorytetem jest piłka.

Myślałeś, że tak szybko trafisz do I ligi?

Nie. Myślałem, że dłużej będę grał w Legionowie. A tu osiemnaście lat i pierwsza liga.

Czym cię wtedy zaskoczyła?

Różnica w jakości piłkarskiej była zauważalna, podejmowanie decyzji to słowo klucz. Ale w II lidze miałem dobrą szkołę walki fizycznej.

Z Zagłębiem, choć ostatecznie awansowaliście, też mieliście gorsze chwile. Był moment, gdy zamykaliście tabelę.

Mnie takie sytuacje motywują. Chcesz udowodnić sobie, kibicom i działaczom, że potrafisz grać w piłkę. Było tak, jak teraz: widzieliśmy jaki w nas drzemie potencjał. W tym sezonie też chłopaki pokazali, choćby z Wisłą Kraków, ile potrafią. Myślę, że to kwestia czasu, kiedy będzie to również w tabeli wyglądać tak jak powinno.

Do jakiego wieku piłkarz jest młody?

Do wieku młodzieżowca. Potem jesteś inaczej rozliczany za wszystko, nie ma taryfy ulgowej. Ja sobie też żadnej nie daję. Dwadzieścia lat? W moim wieku chłopaki grają w Lidze Mistrzów i reprezentacji. Mam jeszcze trochę czasu, ale też nie przesadzajmy.

Transfery zagraniczne z polskiej ligi działają na wyobraźnie was, młodych zawodników?

No pewnie. Każdy chciałby spróbować sił w najmocniejszych ligach. Ale to melodia przyszłości, ewentualnie mogąca pomóc wykrzesać z siebie więcej motywacji do tego, by tu i teraz pomóc Zagłębiu.

Jak się czuje słupek, który skasowałeś samochodem?

Dobrze. Gorzej z autem. Zbita lampa, błotnik wgnieciony z tyłu. Ale czuję się mimo wszystko dobrze za kółkiem, choć to nie tylko ten słupek, a jeszcze miałem jedną inną drobną kolizję. Wtedy byłem jednak świeżo po prawku. Teraz jeżdżę do domu 400 km w jedną stronę. Pokonując tą trasę tyle razy można zdobyć dużo doświadczenia.

Na co wydałeś pierwsze większe pieniądze?

Chyba na ubrania.

Niebezpieczne.

Tak, ale to jak byłem nastolatkiem, na samym początku.

Szpan?

Nie szpan, szpanerem nie jestem. Ale wtedy chciałem sobie kupić coś fajnego. Najdroższe, co ostatnio kupiłem, to telefon. Szaleństw nie ma.

A gdybyś jutro, na przykład dzięki transferowi, zyskał dużą kwotę, na co byś ją przeznaczył?

Na mieszkanie, zdecydowanie. Chciałbym jak najszybciej mieć swoje. To priorytet.

Co musiałbyś osiągnąć, żeby móc powiedzieć: tak, jestem spełniony?

Nie ma takiej granicy, że osiągnę to i to, wygram mistrzostwo Polski, zagram w reprezentacji Polski czy wyjadę za granicę i już, jestem spełniony, nic więcej nie potrzebuję. Znowu przykład Roberta Lewandowskiego pokazuje, że zawsze można być lepszym zawodnikiem, zawsze można być lepszym człowiekiem. Nie warto budować nad sobą sufitu.

Rozmawiał Leszek Milewski

Najnowsze

Francja

Bajka z happy endem. Był pół centymetra od śmierci, za moment wróci do gry

Szymon Piórek
0
Bajka z happy endem. Był pół centymetra od śmierci, za moment wróci do gry
Anglia

Arsenal pokazał, na czym polega futbol, a Chelsea udowodniła, czemu jest poza pucharami

Bartek Wylęgała
8
Arsenal pokazał, na czym polega futbol, a Chelsea udowodniła, czemu jest poza pucharami

Komentarze

0 komentarzy

Loading...