Reklama

Ma osiemnaście lat, wielki talent i ambicje. Karolina Bosiek, nadzieja polskiego łyżwiarstwa

Sebastian Warzecha

Autor:Sebastian Warzecha

07 listopada 2018, 18:47 • 14 min czytania 0 komentarzy

Wciąż jest nastolatką, a na koncie ma już medale mistrzostw świata juniorów, starty w seniorskim Pucharze Świata i debiut w igrzyskach olimpijskich. Jej nazwisko w świecie polskiego łyżwiarstwa szybkiego stało się już niemal synonimem „nadziei”. Na co? Na wielkie sukcesy i trofea, które ma w przyszłości przywieźć do naszego kraju. O ile wszystko pójdzie zgodnie z planem.

Ma osiemnaście lat, wielki talent i ambicje. Karolina Bosiek, nadzieja polskiego łyżwiarstwa

Igrzyska

Choć trzeba zauważyć, że na razie ten plan nie tyle realizuje, co go wyprzedza. Bo pierwotnie nie miała pojechać na igrzyska olimpijskie. Że taka szansa jest, dowiedziała się w trakcie sezonu, gdy jeździła tak dobrze, że zaskoczyła tym nie tylko siebie, ale i trenera, Wiesława  Kmiecika. Ten ostatni mówił zresztą TVN24, że:

– Fantastycznie jest. Do głowy by mi nie przyszło, że 17-letnia dziewczyna uzyska taki wynik, 4.03 na 3000 metrów. Ma wspaniałą rodzinę, wszyscy ja wspierają. Doskonale wie, czego chce, już dwa, trzy lata temu w pierwszych wywiadach mówiła o medalach olimpijskich.

I faktycznie, w starych wywiadach z Karoliną można znaleźć takie stwierdzenia. To niesamowite, bo miała wtedy przecież zaledwie piętnaście lat. Gdyby cofnąć się jeszcze trochę, do początku 2014 roku, okazałoby się, że z igrzyskami miała nieco wspólnego już wtedy – przed imprezą w Soczi, żegnała wyjeżdżających wówczas do Rosji zawodników. W tym Zbigniewa Bródkę, późniejszego mistrza olimpijskiego. Cztery lata później, gdy sama jechała walczyć o medale, na specjalnie zwołanej w tym celu konferencji, mówiła:

Reklama

– Wracając wówczas do domu w autokarze rozmarzyłam się i mówiłam sobie w myślach, jakby to fajnie było gdyby udało mi się na takie igrzyska pojechać. I oto jadę, moje marzenia się spełniły.

W wywiadzie dla Onetu dodawała z kolei:

– Ściskałam mocno kciuki [za łyżwiarzy w Soczi – przyp. red.]. Nigdy nie zapomnę tych pięknych chwil, kiedy Zbyszek Bródka zdobywał złoty medal. To były niesamowite emocje. Wtedy, kiedy żegnałam reprezentację, to w głębi duszy pomyślałam, że chciałabym pojechać kiedyś na igrzyska. Teraz te marzenia się spełniły. Mam nadzieję, że moja kariera będzie się tak dalej rozwijała i kiedyś to ja stanę na podium olimpijskim.

Do Pjongczangu, jak sama twierdziła, jechała po naukę. Choć trener Wiesław Kmiecik zapewniał, że stać ją na więcej, to jednak wszyscy wiedzieli, że Karolina po pierwsze ma zaznajomić się z tamtejszą atmosferą. Ta zresztą nie zrobiła na niej większego wrażenia. W wywiadach przyznawała później, że „czuła się jak na zwykłym Pucharze Świata”. Z tą różnicą, że w międzyczasie wyszły dwa zgrzyty. Po pierwsze, nie miała przy sobie trenera.

– Tak naprawdę to nie wiem, czemu go nie było. W każdym razie jest mi przykro. Będąc w Pjongczangu kontaktowałam się z trenerem tylko przez Internet. Dla mnie i dla niego to trudna sytuacja, bo w najważniejszych zawodach nie możemy być razem. Mimo to trenowałam według jego planu. Tak było najrozsądniej. Zmiana przed najważniejszymi starami mogłaby okazać się błędem – mówiła dla „Polska The Times”.

Reklama

Drugi zgrzyt? Według wytycznych, jakie ustalono na początku igrzysk, w rywalizacji drużynowej pojechać miały dwie najlepsze zawodniczki na 3000 metrów i jedna z 1500 metrów. Bosiek wliczała się w tę pierwszą kategorię. W drużynie wystartowały jednak jej bardziej doświadczone koleżanki i… niczego wielkiego nie osiągnęły. Karolina dostała szansę w pojedynku o siódme miejsce. Tam Polki już wygrały. Tę decyzję trenera komentowała później dla strony swojego klubu:

– Było ustalone, że jadą dwie najlepsze z 3000 m i najlepsza z 1500 m. Trener nie wywiązał się z tych założeń. Miałam w ogóle nie wystartować w tej konkurencji. Było mi trochę przykro. Jednak po słabym występie w eliminacjach, trener zdecydował się mnie wstawić do składu do biegu finałowego (w walce o siódme miejsce). […] Postanowiłam, że wystartuję. Chciałam nabrać doświadczenia w tak ważnej imprezie. Chociaż miałam ogromną tremę, bo wcześniej nie trenowałam z dziewczynami. A bieg drużynowy jest specyficzny, wymaga współpracy w zespole i równej dyspozycji wszystkich zawodniczek. Bałam się, że zawalę, ale dotrzymałam kroku Natalii Czerwonce i Luizie Złotkowskiej i wygrałyśmy z Koreankami. Współpracowało się nam bardzo dobrze. 

Igrzyska były dla niej ważne z jeszcze jednego powodu – to właśnie na nich świętowała swoje osiemnaste urodziny. Od 20 lutego 2018 roku jest pełnoletnia, choć w tym sezonie będzie jeszcze posiadać status juniorki. Świętowania na koreańskiej ziemi wielkiego nie było, ale koledzy i koleżanki zorganizowali jej mały przyjęcie, z tortem w kształcie łyżwy. Innego kształtu zresztą chyba być nie mogło. Tort był dla niej zresztą osłodą trudnych chwil.

– Ta atmosfera trochę mnie przytłoczyła. Mimo kilkudniowej aklimatyzacji czułam się cały czas zmęczona. Tamtejszy klimat chyba nie był dla mnie zbyt korzystny – mówiła klubowej stronie, dodając, że głównie chodziło o zmianę strefy czasowej.

PyeongChang '18: Speed Skating Women

Karolina na igrzyskach olimpijskich w Pjongczangu

Jej występ w Pjongczangu trzeba jednak podsumować jednym słowem: udany. Nie była tam może w czołówce (zajęła 16. i 29. miejsca w konkurencjach, w których startowała), ale zaprezentowała się z dobrej strony. Mówi nam o tym Piotr Dębowski, który zmagania panczenistów w Korei komentował dla TVP:

– Zbierała doświadczenia i wiadomo, że przyda jej się to w kolejnych latach kariery. Teraz Karolina jest na takim etapie, że w jakimś sensie poznała swój organizm, przerobiła kilka sezonów przygotowawczych, startowych. To nie była jeszcze rywalizacja z najlepszymi zawodniczkami w kategorii seniorek, ale będzie to zapewne przekładała na kolejne sezony

Zanim jednak napiszemy o tym, co w przyszłości, warto nieco cofnąć się w czasie. „Nieco”, bo w przypadku Karoliny oznacza to zaledwie kilka lat.

Młodość

To słowo może zdawać się niepasujące, gdy piszemy o zawodniczce, która ma na karku zaledwie osiemnastkę, ale doświadczenia zebrała już na tyle, że pod tym względem „młodziutka” nie jest. Jasne, daleko jej pod tym względem do największych gwiazd łyżwiarstwa, ale jak na swój wiek, naprawdę ma go sporo. To zresztą zauważa Paweł Zygmunt, były łyżwiarz, medalista mistrzostw świata i Europy, gdy pytaliśmy go o to, czy Karolinę powinno się jeszcze oszczędzać, ze względu na jej wiek.

– Dziewczyny szybciej dojrzewają. Jeżeli ktoś jest dobry, to jest dobry. Oczywiście, sytuacja jest taka, że celem i głównym startem są dla niej w tym sezonie mistrzostwa świata juniorów, ale to nie jest tak, że nie ma startów pośrednich. Buduje się formę na najważniejszą imprezę, ale są też inne starty, które również pokazują poziom. Jak ktoś jest dobry, to jest dobry przez cały sezon. Widzę to też po swojej karierze – sam tak miałem, nie było wtedy przesadnych wahnięć. Jednak na pewno mistrzostwa świata juniorów to jej impreza główna.

To jednak za kilka miesięcy, a my mieliśmy pisać o tym, co działo się przed kilkoma laty. Zawracamy więc i cofamy się do czasów… komunii. Nie wiemy, czy miała tu miejsce jakaś boska interwencja. Z pewnością jednak to właśnie wtedy otrzymała w prezencie rolki. I tak to się zaczęło, od zwykłej, dziecięcej zabawy. Ta z czasem przerodziła się w rywalizację. W końcu Karolina zaczęła odnosić niezłe wyniki, a wtedy wypatrzyła ją Jolanta Kmiecik (żona jej późniejszego trenera), która ściągnęła ją na lodowisko. Później mówiła TVN24, że:

– Motorycznie Karolina zawsze była wyjątkowa i wybitna, natomiast na zawodach miała bardzo dużo upadków, łyżwy rządziły nią, nie ona łyżwami. Teraz technicznie bliska jest ideału. To taka Zosia Samosia, zawsze decyduje o sobie, typowy charakter potrzebny do sportu.  

To jednak nie tak, że wcześniej Bosiek nie miała żadnego kontaktu z lodem – gdy zimą nie dało się jeździć na rolkach, przerzucała się właśnie na łyżwy. Ściągnęła ją tam koleżanka. Jej „pierwszy raz” na lodowisku zakończył się kilkoma upadkami, ale podobno mimo tego od razu je polubiła. I dobrze, bo gdyby było inaczej nie mielibyśmy dziś takiego talentu.

Dla łyżew musiała jednak wiele poświęcić. Jej najbliżsi często mówią, że Karolina nie ma życia prywatnego. Sprawę trochę ułatwia fakt, że – jak przyznaje ona sama – na razie nie interesują jej randki. Całe szczęście, bo i bez tego ma zbyt wiele na głowie. Poza treningami, wyjazdami na zawody, obozami przygotowawczymi i wszystkim, co w łyżwiarskim świecie jest ważne, Bosiek przecież wciąż chodzi do szkoły. I, uwaga, nie ma indywidualnego toku nauczania. Innymi słowy: w teorii uczy się tak, jak każdy inny dzieciak. W praktyce co chwila przynosi zwolnienia wypisywane albo przez klub, albo przez Polski Związek Łyżwiarstwa Szybkiego, a zaległości nadrabia po nocach. Czasem śmieje się, że odpoczywa na obozach, bo wtedy nie musi się uczyć. A ten rok będzie zresztą bardzo ważny: na głowie będzie miała maturę. I choć wiadomo, że „nie matura, a chęć szczera…”, pewnie chciałaby ją dobrze napisać.

28.10.2018, Tomaszow Mazowiecki, lyzwiarstwo szybkie, mistrzostwa Polski N/z Magdalena Czyszczon, Karolina Bosiek, Natalia Czerwonka, fot. Tomasz Jastrzebowski / Foto Olimpik / NEWSPIX.PL --- Newspix.pl *** Local Caption *** www.newspix.pl mail us: info@newspix.pl call us: 0048 022 23 22 222 --- Polish Picture Agency by Ringier Axel Springer Poland

Karolina Bosiek (w środku) na podium mistrzostw Polski

Co ciekawe, początkowo o Karolinie myślano głównie w kontekście sprintów. Dziś jeździ raczej na dystansach średnich – od 1500 do 3000 metrów. Jej pierwszy opiekun, Marcin Jabłoński, mówił kilka lat temu „Super Expressowi”:

– Jestem pewien, że pójdzie w ślady naszych największych gwiazd w łyżwiarstwie szybkim. Już teraz na otwarciu biegu na 500 metrów (pierwsze sto metrów na tym dystansie) podczas obozu w Zakopanem miała czas porównywalny do Katarzyny Bachledy-Curuś, drużynowej brązowej medalistki z Soczi. Jestem gotów założyć się o każde pieniądze, że w przyszłości zawojuje igrzyska olimpijskie. Bo jest twarda, uparta i ma jeden cel, łyżwy.

Ona sama, będąc już bardziej doświadczoną zawodniczką, mówiła „Przeglądowi Sportowemu”:

Tak już chyba jestem stworzona, by jeździć i sprint, i dłuższe dystanse. Myślę, że to będzie dla mnie dobre, są przecież takie zawody jak mistrzostwa świata juniorów i seniorów w wieloboju. Jeszcze nie wiem jak to będzie wyglądać w przyszłości, ale chciałabym na pewno w kolejnych latach mojej kariery wybrać jeden dystans i także właśnie startować w wieloboju. Ulubiony dystans? Dobrze czuję się od 1000 do 3000 metrów, choć te 3 kilometry nie zawsze idą po mojej myśli. Wszystko zależy od dyspozycji dnia. Jestem w grupie treningowej długodystansowców, ale sprintu nie rzucamy na drugi plan. Na treningach pracujemy także na szybszych, krótszych odcinkach i w tym sezonie na tych krótszych dystansach czuję się pewniej niż wcześniej.

Paweł Zygmunt mówi nam jednak, że to, na jakich dystansach jeździ najlepiej teraz, niekoniecznie musi oznaczać, że to na tych samych będzie za kilka lat zdobywać medale:

– Sytuacja jest taka, że w karierze łyżwiarza szybkiego zachodzi pewnego rodzaju transformacja z wiekiem. Mogę to powiedzieć też na swoim przykładzie – kiedyś specjalizowałem się w 1500 metrach, a później medale mistrzostw świata czy Europy miałem na 5 czy 10 kilometrów. To są rzeczy, do których dochodzi się poprzez doświadczenia i obserwowanie reakcji swojego organizmu, zmian, jakie w nim zachodzą w trakcie treningu. Myślę, że to będzie kolejny proces. Ona ma 18 lat, więc to zawodniczka, która musi bezwzględnie dobijać się do dziesiątki Pucharu Świata i seniorskich imprez mistrzowskich. To nie znaczy, że musi w tej dziesiątce być, ale choćby próbować do niej wejść.

Karolina jest na dobrej drodze ku temu. W Pucharze Świata zadebiutowała, gdy miała szesnaście lat, medale mistrzostw Polski seniorów zdobywała jeszcze przed osiemnastką. W tym sezonie jest już członkinią kadry A, gdzie znalazła się pod opieką trenera Witolda Mazura. W tym miejscu warto zrobić jednak jeszcze jedną przerwę, by po raz kolejny przywołać nazwisko jej poprzedniego szkoleniowca. Bo całkiem prawdopodobne, że bez niego nie byłaby tak dobra.

Trener

– Dość szybko było widać, że ma talent. Już w wieku 14 lat osiągała bardzo dobre wyniki, zajmowała wysokie pozycje w zawodach Viking Race. I niewątpliwe jest to talent pod każdym względem – zdolności motorycznych, umiejętności przenoszenia elementów techniki z ćwiczeń imitacyjnych na wrotki i łyżwy, a także mentalności. Zorganizowana, ma wytyczone cele, już kilka lat temu powiedziała, że chce jechać na igrzyska. Jest świadoma tego, że znajduje się u progu myślę, że wielkiej kariery. Oczywiście jeśli wszystko będzie prawidłowo przebiegało. Im dalej, tym trudniej, ale są podstawy, by myśleć, że zmierza w tym kierunku.

To słowa Wiesława Kmiecika, byłego już trenera Karoliny, sprzed igrzysk w Pjongczangu, wypowiedziane w wywiadzie dla „Przeglądu Sportowego”. Człowieka, który przez kilka lat obserwował ją na treningach, zawodach i zna ją zapewne równie dobrze, jak jej rodzina. Zresztą, trener regularnie zapewniał, że Karolina jest wielkim talentem. To on jako pierwszy porównał ją – głównie pod względem uniwersalności do Martiny Sablikovej, jednej z najlepszych łyżwiarek w historii. I choć to słowa trochę na wyrost, to możliwe, że coś w nich jest.

Piotr Dębowski:

– Czy porównałbym ją do Sablikovej? Różnią się troszeczkę posturą. Martina jest delikatniej zbudowana, wyszczuplona, tak bym to określił. Kojarzę ją też raczej nie z uniwersalnością, a – wraz z rozwojem jej kariery – z dłuższymi dystansami – przede wszystkim 5000 metrów. Faktycznie jednak, Martina osiągała dobre wyniki również w innych konkurencjach. Miała wielki talent, a jej organizm i wydolność na to pozwalały. Dziś trudno jednak wszystko połączyć, bo w grę wchodzi teraz również kwestia specjalizacji – są zawodniczki, które pracują na konkretny dystans i tam wchodzą na wysoki poziom. O Bosiek już jakiś czas temu mówiono, że jest dosyć uniwersalna. Podejrzewam jednak, że na razie będzie szukać, jeździć w różnych konkurencjach i walczyć w zawodach Pucharu Świata. Prędzej czy później będzie musiała podjąć decyzję w czym czuje się najlepiej i postawić albo na dłuższe, albo na krótsze dystanse. Bo wszystkiego nie da się połączyć. Oczywiście, jest wielobój, ale to inna specyfika. Musimy pamiętać, że w tych zawodach nie startują najwięksi specjaliści w danych konkurencjach, ale ci bardziej uniwersalni. Właśnie w tej rywalizacji wieloboistek doszukiwałbym się porównań do Martiny Sablikovej, bo tam ona odnosiła wielkie sukcesy.

Co do trenera, to przyznać trzeba jedno. Trafiła idealnie. Paweł Zygmunt powiedział o Kmieciku tylko, że to „bardzo dobry, mądry trener”.  Ale co tu więcej dodawać? Wyniki Bosiek mówią same za siebie – przez całą juniorską karierę prowadził ją Wiesław Kmiecik i to dzięki niemu osiągała znakomite rezultaty. Dziś nie jest już jego podopieczną, trafiła pod skrzydła Witolda Mazura (Zygmunt mówi, że „to dobrze, bo praca z jednym człowiekiem nie da takiego efektu”), ale w jej karierze pozostaje jedną z najważniejszych osób, co często podkreśla sama Karolina. I pewnie zawsze już będzie.

Przyszłość

O porównaniach do gwiazd – w tym do Sablikovej – sama Bosiek mówi, że to jeszcze za wcześnie, bo przed nią wiele lat ciężkiej pracy. Trener Kmiecik często powtarzał, że jest dziewczyną, która w wieku kilkunastu lat wiedziała, czego chce i była gotowa poświęcić temu wszystko. „Temu”, czyli łyżwiarstwu. Sama Karolina mówi, że nie potrafi usiedzieć w miejscu, a treningi sprawiają jej radość.

– Jej najmocniejszą stroną jest właśnie pracowitość i dobry charakter do sportu. Ona potrafi sobie wyznaczać takie małe cele, krok po kroku, i je osiąga. To pozwala wchodzić jej na wyższy poziom. Rzadko zdarza się, by tak młoda osoba była tak zdeterminowana i skoncentrowana na wyznaczonym celu. Wiem, że ona łyżwiarstwu poświęca właściwie całe swoje życie. Ma też wsparcie w najbliższych, co też bardzo istotne – mówi nam Piotr Dębowski.

Przełomowy może być ten sezon, gdy będzie regularnie jeździć na zawody Pucharu Świata, ale też wystartuje w mistrzostwach świata juniorów, które będą jej imprezą docelową. W przeciągu najbliższych kilku miesięcy powinniśmy zobaczyć faktyczny potencjał Karoliny, który często określa się jako „największy w historii polskiego łyżwiarstwa”. Choć Paweł Zygmunt na razie tonuje nastroje:

– Talent plus praca i wytrwałość dają sukces. Ten ostatni jest wtedy, kiedy osiąga się wyniki na poziomie światowym w sporcie seniorskim. Na razie Karolina jest na tej drodze, posiada każdy z tych atrybutów. Ostatnio rozmawiałem z jej trenerem, Witoldem Mazurem, i on też to mówił. Na pewno musi być cierpliwa, ale jeśli będzie pracowała rzetelnie, będzie wytrwała, miała szczęście i zdrowie, to jest na dobrej drodze do tego, by ten swój talent zmaterializować w postaci medali. Na razie jednak długa droga przed nią. Jest takie bardzo fajne powiedzenie, które cytował kiedyś w „Bajce dla dorosłych” świętej pamięci trener Górski: „Łatwiej kijek wycienkować, niż go później pogrubasić”. Sytuacja jest aktualnie taka, że lepiej nie pompować balonika, żeby później nie trzasnął i był nienapompowany.

Nie pompujmy więc, ale po prostu zapytajmy. To co z tym sezonem, który zaraz się zacznie?

Piotr Dębowski:

– To może być sezon, który będzie jej sportowym spełnieniem w tych młodszych kategoriach. Ona krok po kroku wspina się w nich na szczyt. Ma tam już na swoim koncie kilka dużych sukcesów, ale chce w tym ostatnim sezonie postawić kropkę nad „i”, pokazać, że liczy się w świecie i jest tą nową siłą, która nadchodzi, zbliża się i, wchodząc do kategorii seniorskiej, będzie chciała walczyć z najlepszymi o czołowe lokaty. W tym pośrednim etapie kariery, gdy szykuje się już do pełnej rywalizacji w gronie seniorek, to na pewno jest to ważny sezon. Może też być przełomowy w takim sensie, że jeśli będą te sukcesy, to utwierdzi ją to w przekonaniu, że jest na dobrej drodze i praca, którą wykonuje, przynosi efekty. Jeżeli o tym się przekona, to z większa motywacją będzie przystępowała do pracy w kolejnych latach.

Jednego możemy być pewni – jeśli ktoś wie, ile brakuje Karolinie do najwyższego światowego poziomu, to jest to… ona sama. Piotr Dębowski zwraca uwagę m.in. na technikę, dodając jednak, że to starają się ulepszać nawet czołowi łyżwiarze świata. Już do tej pory Bosiek poświęciła dla łyżwiarstwa wiele, a będzie musiała jeszcze więcej. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, efekty mogą być jednak cudowne. I dla niej, i dla nas.

SEBASTIAN WARZECHA

Fot. Newspix

Gdyby miał zrobić spis wszystkich sportów, o których stworzył artykuły, możliwe, że pobiłby własny rekord znaków. Pisał w końcu o paralotniarstwie, mistrzostwach świata drwali czy ekstremalnym pływaniu. Kocha spać, ale dla dobrego meczu Australian Open gotów jest zarwać nockę czy dwie, ewentualnie czternaście. Czasem wymądrza się o literaturze albo kinie, bo skończył filmoznawstwo i musi kogoś o tym poinformować. Nie płakał co prawda na Titanicu, ale nie jest bez uczuć - łzy uronił, gdy Sergio Ramos trafił w finale Ligi Mistrzów 2014. W wolnych chwilach pyka w Football Managera, grywa w squasha i szuka nagrań wideo z igrzysk w Atenach 1896. Bo sport to nie praca, a styl życia.

Rozwiń

Najnowsze

Piłka nożna

Boruc odpowiada TVP, ale nie wiemy co. „Kot bijący się echem w zupełnej dupie”

Szymon Piórek
5
Boruc odpowiada TVP, ale nie wiemy co. „Kot bijący się echem w zupełnej dupie”

Inne sporty

Komentarze

0 komentarzy

Loading...