Reklama

Andrzej P. zatrzymany, czyli w sprawie Polskiego Związku Kolarskiego wreszcie coś się ruszyło

Sebastian Warzecha

Autor:Sebastian Warzecha

30 października 2018, 17:42 • 6 min czytania 0 komentarzy

Rok temu w Polskim Związku Kolarskim rozpoczęła się afera, po której sprzątanie brudów trwa do dziś. Pozostały po niej długi i ciągnący się za związkiem smród. Odeszli za to sponsorzy. Wczoraj policja zatrzymała jednego z głównych antybohaterów – Andrzeja P. Bo tak teraz musimy go nazywać. Biorąc pod uwagę, czego miał się dopuścić, pozostaje napisać jedno słowo: nareszcie.

Andrzej P. zatrzymany, czyli w sprawie Polskiego Związku Kolarskiego wreszcie coś się ruszyło

Przed rokiem

Kim właściwie jest ten gość? Aktualnie zatrzymanym, w przyszłości być może osadzonym. To już wiecie. Wcześniej był za to znakomitym trenerem, którego zawodnicy (głównie z tras kolarstwa górskiego) seryjnie przywiozili nam do kraju medale mistrzostw świata, Europy, a Maja Włoszczowska dorzuciła do tego też srebro olimpijskie w Pekinie. Później został jednym z dyrektorów sportowych w związku. Generalnie osoba znana i poważana w środowisku. No, tak było jeszcze rok temu. Teraz jest tylko „znany”. Dlaczego?

Bo przede wszystkim, jak zeznało kilka jego byłych podopiecznych, jest gwałcicielem.

Jego sprawa już się trochę ciągnie. Mniej więcej rok temu Dariusz Banaszek, wówczas prezes PZKol-u, dyscyplinarnie zwolnił P. z pełnionej przez niego funkcji. Dodawał też, że wkrótce pojawią się „materiały kompromitujące” byłego działacza. Niedługo po wywaleniu Andrzeja ze związku chciał… przywrócić go na stanowisko. Na to nie zgodził się zarząd, który wcześniej bronił P. Zagmatwane, co? No to czekajcie, zrobi się jeszcze ciekawiej.

Reklama

Jeszcze przed zwolnieniem P., Banaszek zlecił przeprowadzenie audytu w PZKol-u przez niezależną firmę. Zablokował go jednak przed jego ukończeniem i wyników nie ujawniono, zamiatając wszystko pod dywan. Sęk w tym, że niezbyt skutecznie. Jego róg podniósł najpierw Piotr Kosmala, wówczas już były wiceprezes związku (zrezygnował sam), który Wirtualnej Polsce powiedział:

– W informacjach, które osoby pokrzywdzone zdecydowały się przekazać, znalazły się również takie, które dotyczą gwałtu. Były również wątki dotyczące podawania bez wiedzy poszkodowanej w połączeniu z alkoholem środka farmaceutycznego, prawdopodobnie o nazwie Stilnox. (…) To silny środek nasenny i uspokajający, który w połączeniu z alkoholem mógł doprowadzać do utraty świadomości. (…) Tak przynajmniej wynika z informacji jednej poszkodowanej. Po zamroczeniu następowała próba gwałtu.

Oczywistym było, że takiej informacji nie należy zignorować, nawet jeśli Kosmala nie podał nazwiska. Z tego samego założenia wyszła firma zajmująca się audytem. Sprawę zgłosiła do Ministerstwa Sportu i Turystyki, a to zajrzało pod dywan i zwróciło się do prokuratury, która miała pod niego zajrzeć i na wszelki wypadek porządnie przetrzepać. W międzyczasie minister Witold Bańka zażądał dymisji całego zarządu związku.

Wkrótce na stanowisku pozostał tylko Dariusz Banaszek, ale w styczniu tego roku i on ustąpił. Swoją drogą, wiedział o całej aferze jeszcze przed jej wybuchem. Do nagrania, na którym mówi on: „Ja tego nie chcę, żeby to dotarło, co mówiłem. I ja tego nie powiem w ogóle czy na konferencji, że on zgwałcił, dmuchał” dotarł Sport.pl. Data zarejestrowania materiału? Wrzesień ubiegłego roku, dwa miesiące przed wywiadem Kosmali…

Po tamtych rewelacjach sprawa jednak ucichła. Aż do 29 października 2018 roku.

Reklama

Wczoraj i dziś

Tyle z przeszłości. Wróćmy do teraźniejszości, w której związek wciąż boryka się z długami, odeszli sponsorzy i wielu zastanawia się, czy nie powinno się go zaorać i zbudować od nowa. Zatrzymanie Andrzeja P. jest w tej sytuacji nikłym promykiem nadziei na to, że powoli (bo minął przecież niemal rok!) zbliżamy się do uporządkowania tego całego burdelu. Bo inaczej nie da się tego nazwać.

Co jednak istotne, P. zatrzymali funkcjonariusze z Wydziału do Walki z Przestępczością Gospodarczą Komendy Stołecznej Policji. Zwracamy uwagę na dwa słowa: „przestępczością gospodarczą”. Dlaczego? Bo sprawa oficjalnie dotyczy „nadużyć udzielonych uprawnień lub niedopełnienia ciążących obowiązków w okresie 2010-2017 w Pruszkowie […]”. Dalej dowiecie się, że chodzi o majątek związku. Innymi słowy: wywaloną w błoto kasę, przez co związek walczy dziś o przetrwanie i negocjuje z komornikami. Zarzuty, jakie wchodzą w grę to: wspomniane nadużycia, łapówkarstwo, nieprawidłowości finansowe.

Kamil Wolnicki, „Przegląd Sportowy”:

– Na razie ukazały się tylko zarzuty dotyczące spraw obyczajowych. Można się spodziewać, że pojawią się też inne. Pytanie: wobec kogo? Tego nie wiadomo. Próbowałem dowiedzieć się czegoś w prokuraturze, ale oni na tym na razie mówić nie chcą „dla dobra śledztwa” itd. Natomiast faktycznie, wydaje się, że to dopiero początek i coś się musi wydarzyć, skoro sprawa, w oficjalnym tytule, dotyczy „nieprawidłowości finansowych”. Chyba takie wątki też się pojawią.

Wiemy natomiast – a przynajmniej nic nie wskazuje na to, by miało być inaczej – że zarzuty dot. gwałtu dotyczyć będą tylko Andrzeja P. Co mu grozi? O tym „Przeglądowi Sportowemu” mówiła prokurator Agnieszka Zabłocka-Konopka:

–  Decyzja w zakresie zastosowania środków zapobiegawczych wobec podejrzanego zostanie podjęta we wtorek. Podejrzanemu ogłoszono postanowienie o przedstawieniu zarzutów, które dotyczy popełnienia przestępstw przeciwko wolności seksualnej i obyczajności, zagrożonych karą pozbawienia wolności od lat 2 do lat 12.

Wtorek, czyli dziś. I już wiemy, że prokuratora postanowiła złożyć do sądu wniosek o tymczasowe aresztowanie. Jeśli sędzia się przychyli, P. spędzi w areszcie co najmniej trzy miesiące. Później może przesiedzieć tam też kilka lat. Tym bardziej, że jego zatrzymanie nie opiera się na lichych fundamentach – prokuratura dysponuje m.in. zeznaniami pokrzywdzonych, spisanymi w obecności prawników. Do osób pokrzywdzonych dotarł w zeszłym roku „Przegląd Sportowy”. Przykładowa opowieść o P. brzmi tak:

– Czasem przerażone czekałyśmy w napięciu, która z nas zostanie zaproszona do jego pokoju i choć prawdopodobnie każdej działa się krzywda, nie rozmawiałyśmy o tym ze sobą. Słuchałyśmy do znudzenia, że wszystko, co działo się w grupie, miało w niej pozostać i że kolarstwo to piękny sposób na życie.

P. oczywiście wszystkiemu zaprzeczył, już w listopadzie ubiegłego roku, wysyłając komunikat do Polskiej Agencji Prasowej. „Wszystkie te informacje są nieprawdziwe, oburzające, narażające mnie na utratę dobrego imienia i mające na celu wyłącznie odwrócenie uwagi od najważniejszych kwestii związanych z funkcjonowaniem Polskiego Związku Kolarskiego” pisał. Dziś jest oskarżony o trzy gwałty i jedną próbę, na szczęście nieudaną.

W przyszłości?

Kamil Wolnicki:

– Przypuszczam, że zatrzymanie P. i złożenie wniosku o trzy miesiące aresztu nie oznacza, że sprawa się kończy, a wręcz przeciwnie – zaczyna. Zresztą, czytając między wierszami, można mieć wrażenie, że pojawią się kolejne sprawy w związku z tą. Jego zatrzymanie nie uzdrawia z dnia na dzień tematu PZKol-u, który za moment ma swój zjazd. A na nim pewnie nowe wybory, pewnie nowe kłótnie, przekrzykiwanie się i tak dalej.

To ważna i duża sprawa, nie ma wątpliwości. Ale w całej aferze to tylko jeden element. Jeśli prokuratura nie spocznie na laurach, możemy spodziewać się, że w najbliższych miesiącach zatrzymane zostaną kolejne osoby. Czy to coś zmieni w sytuacji związku? Nie wiadomo, jeśli pod uwagę weźmie się, że jednym z najpoważniejszych kandydatów do funkcji prezesa jest podobno… Dariusz Banaszek.

Cała ta sprawa może wiele naprawić w polskim kolarstwie. I naprawdę chcielibyśmy, żeby tak było. Bo sport ten rozwija się w naszym kraju doskonale i pisać możemy o nim właściwie tylko pozytywnie. Przynajmniej dopóki będziemy udawać, że Polski Związek Kolarski nie istnieje. A chyba nie tak powinno być.

SW

Fot. Newspix

Gdyby miał zrobić spis wszystkich sportów, o których stworzył artykuły, możliwe, że pobiłby własny rekord znaków. Pisał w końcu o paralotniarstwie, mistrzostwach świata drwali czy ekstremalnym pływaniu. Kocha spać, ale dla dobrego meczu Australian Open gotów jest zarwać nockę czy dwie, ewentualnie czternaście. Czasem wymądrza się o literaturze albo kinie, bo skończył filmoznawstwo i musi kogoś o tym poinformować. Nie płakał co prawda na Titanicu, ale nie jest bez uczuć - łzy uronił, gdy Sergio Ramos trafił w finale Ligi Mistrzów 2014. W wolnych chwilach pyka w Football Managera, grywa w squasha i szuka nagrań wideo z igrzysk w Atenach 1896. Bo sport to nie praca, a styl życia.

Rozwiń

Najnowsze

Inne sporty

Komentarze

0 komentarzy

Loading...