Reklama

GieKSa coraz bliżej dna, Sandecja coraz bliżej lidera

redakcja

Autor:redakcja

19 października 2018, 23:47 • 5 min czytania 7 komentarzy

Piątek w pierwszej lidze stał głównie pod znakiem trenerskich debiutów Dariusza Dudka w GKS-ie Katowice i Bogusława Pietrzaka w Garbarni Kraków. Na działanie efektu nowej miotły przyjdzie jednak jeszcze trochę poczekać, bo kluby, które w czasie przerwy na reprezentację wymieniły szkoleniowców, dziś solidarnie dostały w cymbał. Z tonu nie spuszcza za to Sandecja, ale do tego, że zespół Tomasza Kafarskiego prezentuje się w tym sezonie nadspodziewanie dobrze, zdążyliśmy już akurt przywyknąć. 

GieKSa coraz bliżej dna, Sandecja coraz bliżej lidera

Klasyczny pierwszoligowy paździerz obejrzeliśmy w Mielcu, gdzie Stal podejmowała GKS Katowice już z Dariuszem Dudkiem na pokładzie. I zdecydowanie nie był to okazały debiut, bo „GieKSa” nie pokazała dziś nic szczególnego i kolejny raz skończyła bez punktów. Jeśli więc ktoś w Katowicach spodziewał się natychmiastowej poprawy wyników, to z całą pewnością może czuć się rozczarowany.

To uczucie potęguje zresztą fakt, że Stal była spokojnie do ogrania. Gospodarze rozegrali bowiem przeciętne spotkanie, ale w odróżnieniu od GKS-u – przynajmniej próbowali zrobić na boisku cokolwiek. W pierwszej połowie szukali głównie strzałów z dystansu. Już w 6. minucie czujność Mariusza Pawełka sprawdzić Krystian Getinger, później to samo uczynili Maksymilian Banaszewski i Grzegorz Tomasiewicz, ale doświadczony bramkarz trzykrotnie spisał się bez zarzutu. W przeciwieństwie do napastnika Stali, Grzegorza Kuświka, który był notorycznie łapany na spalonym i w ten sposób niweczył wysiłek próbujących obsłużyć go prostopadłym podaniem kolegów.

Jak na te ataki próbowali odpowiedzieć goście? Właściwie to nijak, bo w pierwszej połowie nie zdołali oddać ani jednego strzału. W ich grze ewidentnie brakowało jakiegokolwiek pomysłu i pewnie z tego względu ograniczali się głównie do bezsensownych dośrodkowań, z których kompletnie nic nie wynikało. Ciężar gry niby starali się brać na siebie Adrian Błąd i Grzegorz Piesio, lecz mimo zapewne najlepszych chęci, nie udało im się złożyć żadnej składnej akcji.

Reklama

Po zmianie stron obraz gry specjalnie się nie zmienił. Piłkarze z Katowic miotali się po boisku, a Stal wciąż była bardziej aktywna, jednak w jej grze brakowało konkretów. Te pojawiły się dopiero w 65. minucie. Jonathan De Amo posłał długie podanie w kierunku Andrei Prokicia, ten doskonale przyjął piłkę na klatkę piersiową, wpadł z nią w pole karne i idealnie obsłużył Grzegorza Tomasiewicza, który bez problemów pokonał Pawełka. Dwie minuty przed końcem meczu Prokić podwyższył na 2:0, wykorzystując fatalny Wojciecha Lisowskiego, który zamiast podać – jak zamierzał – do własnego bramkarza, wyłożył piłkę skrzydłowemu gospodarzy, a ten nie pomylił się w sytuacji sam na sam z Pawełkiem.

Fatalną postawę GKS-u Katowice najlepiej oddaje statystka strzałów. W ciągu dziewięćdziesięciu minut piłkarze Dariusza Dudka na bramkę Seweryna Kiełpina uderzali raz i – jak łatwo się domyślić – było to uderzenie niecelne. Nowy szkoleniowiec „GieKSy” ma więc pełne ręce roboty, w dodatku chyba nie tylko tej stricte piłkarskiej, bo jego zawodnicy wyglądają na totalne zablokowanych pod każdym względem. Co innego trener biało-niebieskich, Artur Skowronek. Nie dość, że jego zespół wskoczył właśnie na dziesiąte miejsce w tabeli, to jeszcze zanotował pierwsze w sezonie zwycięstwo przed własną publicznością. Wygląda to raczej na metodę małych kroków, ale grunt, że Stal idzie do przodu.

*

Passę meczów bez porażki kontynuuje Sandecja Nowy Sącz, która dziś wygrała u siebie z Wigrami Suwałki. „Sączersi” ostatni i do tej pory jedyny raz w tym sezonie przegrali 28 lipca, w drugiej kolejce z Odrą Opole. Od tego czasu nikt nie potrafi znaleźć na nich sposobu, co oczywiście przekłada się na sytuację w tabeli. Tam Sandecja ustępuje wyłącznie liderującemu Rakowowi.

Zwycięstwo z Wigrami ma o tyle szczególny wymiar, że jego autorami zostali członkowie wyjątkowego duetu Chmiel i Flaszka. Sam mecz nie należał raczej do porywających, na boisku było dużo chaosu i fauli (sędzia pokazał aż osiem żółtych kartek), ale jeśli któraś ze stron przejawiała większą ochotę do gry, to tą stroną była właśnie Sandecja. Worek z bramkami w 14. minucie rozwiązał Damian Chmiel, który popisał się dobrym strzałem z prawej strony pola karnego. Kwadrans później poprawić mógł Maciej Małkowski, ale z jego uderzeniem Damian Węglarz już sobie poradził. Wigry? Poza strzałem Karola Mackiewicza pewnie obronionym przez Marka Kozioła specjalnie nie ma o czym mówić.

Drugą połowę Sandację zaczęła od wyprowadzenia kolejnego ciosu. W 51. minucie na bramkę Węglarza huknął Chmiel, a bramkarz Wigier odbił przed siebie piłkę, do której dopadł Dawid Flaszka i bez problemu umieścił ją w siatce. Pod koniec prowadzenie Sandecji dwukrotnie mógł podwyższyć jeszcze Mateusz Klichowicz, ale dziś wyraźnie zawodziła go skuteczność. W Nowym Sączu i bez jego trafień mają mnóstwo jednak powodów do radości.

Reklama

*

W ostatnim meczu (chronologicznie pierwszym) Garbarnia Kraków, w której doszło ostatnio do ogromnej zawieruchy związanej ze zmianą trenera, podejmowała Termalikę. Goście, odkąd na ławce trenerskiej Jacka Zielińskiego zmienił Marcin Kaczmarek, grają w kratkę (pięć ostatnich meczów to dwa zwycięstwa, dwie porażki oraz remis) i po fatalnym starcie sezonu specjalnie nie, poprawili swojej sytuacji w tabeli, ale i tak uchodzili za delikatnego faworyta meczu w Krakowie. Garbarnia w perspektywie miała jednak zrównanie się punktami z dzisiejszym rywalem i oderwanie się od ostatniego miejsca w tabeli, co też było bardzo kuszącą perspektywą.

I pewnie właśnie z tego powodu to gospodarze lepiej rozpoczęli to spotkanie. Nie minęło bowiem dziesięć minut, a piłkarze Bogusława Pietrzaka mieli dwie doskonałe okazje do zdobycia gola. Dwukrotnie jednak – najpierw Tomaszowi Ogarowi, a później Filipowi Wójcikowi – w sytuacjach sam na sam z Dariuszem Trelą zabrakło zimnej krwi. W efekcie pierwszy strzelił minimalnie obok słupka, drugi z kolei przeniósł piłkę nad poprzeczką.

Wraz z upływem czasu impet, z którym atakowała Garbarnia, mocno osłabł, ale do końca pierwszej połowy zespół z Krakowa i tak prezentował się lepiej. Swoją przewagę udokumentował w 57 minucie, gdy Paweł Pyciak znalazł w polu karnym Mateusza Węsierskiego, który wreszcie zdołał pokonać Trelę. Na odpowiedź gości nie trzeba było jednak długo czekać. Już pięć minut później do wyrównania doprowadził Vladislavs Gutkoviskis, dla którego była to już szósta bramka w tym sezonie.

W dalszej części meczu Garbarnia miała wprawdzie swoje sytuacje, ale do siatki trafiali już tylko piłkarze Termaliki. W 77. minucie gola na 2:1 po świetnym dośrodkowaniu Jacka Kiełba zdobył Roman Gergel, a w samej końcówce wynik ustalił Piotr Wlazło, który wykorzystał rzut karny podyktowany za faul na Słowaku. Tym samym zawodnicy z Niecieczy odskoczyli nieco od strefy spadkowej, a dodatkowo jeszcze mocniej wepchnęli w nią niezłą dziś Garbarnię. Bogusław Pietrzak na pewno inaczej wyobrażał sobie swój powrót na ławkę trenerską.

Fot. Newspix.pl

Najnowsze

Piłka nożna

Boruc odpowiada TVP, ale nie wiemy co. „Kot bijący się echem w zupełnej dupie”

Szymon Piórek
5
Boruc odpowiada TVP, ale nie wiemy co. „Kot bijący się echem w zupełnej dupie”

Komentarze

7 komentarzy

Loading...