Reklama

Liga od kuźni: Zagłębie Sosnowiec

Norbert Skorzewski

Autor:Norbert Skorzewski

02 października 2018, 10:56 • 8 min czytania 5 komentarzy

Pierwsze wrażenie po wizycie na stadionie Zagłębia Sosnowiec nie może być dobre. To stary obiekt, znacznie odbiegający od standardów, które w ostatnich latach zaczęły panować w Ekstraklasie. Jest brzydki, w najbliższych miesiącach ma powstać nowy, w zupełnie innej lokalizacji. Wtedy stadion, który znamy, stanie się ośrodkiem treningowym.

Liga od kuźni: Zagłębie Sosnowiec

Pierwsze wrażenie często jednak bywa złudne. Zagłębie Sosnowiec to coś więcej niż pierwsza drużyna i jej stadion. To klub z bardzo nowoczesną akademią, ulokowaną w pobliżu obiektu.

Jej powstanie to pokłosie zmian, jakie w 2013 roku zaszły w klubie. Prezesem został Marcin Jaroszewski, który sprawił, że sosnowiczanie stali się jednością. Nie tylko zjednał ze sobą ludzi – od kibiców przed oldbojów – ale również mocno postawił na rozwój akademii, która co prawda przyniesie plony najwcześniej za kilka lat, ale już teraz może robić za wizytówkę klubu z Zagłębia Dąbrowskiego.

Jaroszewski przejmował klub w trudnym momencie, gdy ten się odradzał i grał w drugiej lidze. Czas pokazał, że trafił z pomysłem na zespół. Wszystko miał rozpisane. Na papierze. Etapami. Krok po kroku. Jak przyznaje, udało mu się zrealizować praktycznie wszystko. Trzeba było zreformować akademię, wywalczyć awans, stworzyć drugą drużynę i sklep. Dopasować się do ustawy o imprezach masowych, zamontować system monitorowania, co było sporym wyzwaniem. Kiedy przejmował klub, nic w nim nie było. Nawet miejsca, w którym można byłoby usiąść. Dlatego stworzył restaurację. Niby drobiazg, a jednak pozwolił dopasować się do standardów.

Reklama

Pokłosiem zmian, które w ciągu kilku ostatnich lat zaszły w Zagłębiu, okazał się niespodziewany awans do Ekstraklasy. Niespodziewany o tyle, że sosnowiczanie jeszcze na początku kwietnia grali ze zmiennym szczęściem i zajmowali dziewiątą pozycję. W końcówce rozpędzili się, odnosząc sześć zwycięstw z rzędu i zapewniając sobie promocję na kolejkę przed końcem rozgrywek. Osiągnęli sukces, na którego realizację potrzeba było kilku lat, ale dzięki cierpliwości dziś zbierają plony, rywalizując z najlepszymi w Polsce. I wydaje się, że podobnie może być z akademią. Na razie w pierwszej drużynie – delikatnie mówiąc – nie roi się od jej wychowanków, w tym sezonie w lidze nie zadebiutował ani jeden. Jednak patrząc na to, jak na co dzień wygląda jej funkcjonowanie i jak się rozwija, nie mamy wątpliwości, że za kilka lat może ona wyprodukować kilku solidnych piłkarzy.

Łącznie w akademii pracuje 26 trenerów, w tym 18 z uprawnieniami UEFA A, a także psycholog i dietetyk sportowy. Do dyspozycji są cztery boiska (dwa naturalne, jedno sztuczne, jedno do piłki plażowej, na którym zawodnicy trenują najczęściej w okresie przejściowym, kiedy są po lidze), osiem szatni, dwie siłownie i dwie salki do treningu funkcjonalnego. Kończy się budowa boiska pod balonem, które będzie do dyspozycji akademii już zimą. Do tego dochodzi basen, ogromna hala i bursa, należące do oddalonej o kilkaset metrów Szkoły Mistrzostwa Sportowego, która współpracuje z akademią. Wszystko jest zorganizowane tak, że treningi odbywają się w ramach zajęć szkolnych, dzieci mają dwa przystanki tramwajem do szkoły, a stamtąd sto metrów na obiekty treningowe.

Akademia nosi imię Włodzimierza Mazura. Byłego zawodnika Zagłębia, który zmarł w wieku 34 lat. Był na mundialu w Argentynie, stał się symbolem klubu. – Założyliśmy nawet fundację wspierającą akademię, która nosi jego imię. Funkcjonowała dwa lata, później została instytucją pożytku publicznego. Wszyscy, którzy pracują w jej zarządzie – dwie osoby: ja i Jarek Wojciechowski – są zarządem społecznym. Nie zarabiamy żadnych pieniędzy z fundacji – przyznaje Marcin Jaroszewski, prezes klubu.

– Warunki są w zupełności wystarczające, jeżeli chodzi o organizację i jakość pracy. To akademia stacjonarna, ale mamy dużo klubów partnerskich, głównie z Sosnowca i Czeladzi – dodaje Jarosław Wojciechowski, szef akademii.

4

Projekt rozpoczęto pięć lat temu, wzorując się na Legii Warszawa. Odbyło się spotkanie Bogusława Leśnodorskiego i Marcina Jaroszewskiego. Wizja była spójna, została podpisana umowa o współpracy i partnerstwie. Na jej podstawie Jarosław Wojciechowski pojawił się w Sosnowcu i zaczął tworzyć standardy, które panują w akademii Legii – jeżeli chodzi o organizację klubu, wymagania w stosunku do trenerów czy metodologię szkolenia. Prezes podkreśla jednak, że dziś – w dużej mierze – jest to już autorski program grupy trenerów, której Wojciechowski po prostu przewodzi.

Reklama

O tym, jak duże zmiany zaszły w akademii po przyjściu Jarosława Wojciechowskiego jakiś czas temu – konkretnie przy okazji naszej czerwcowej wizyty, gdy opisywaliśmy klub świeżo po awansie do Ekstraklasy – opowiedział nam  Grzegorz Bąk, koordynator w juniorach starszych i młodszych.

– Wszyscy graliśmy w systemie 4-3-3, teraz każdy z roczników potrafi się poruszać w minimum dwóch ustawieniach, zawodnicy zwracają uwagę na fazy przejściowe, a także na detale techniczne czy strefę mentalną. Powiększyliśmy liczbę treningów i wyselekcjonowaliśmy najlepszych zawodników w każdym roczniku, na jakich na chwilę obecną nas stać. Ułożyliśmy strukturę trenerów i podzieliliśmy ją na kilka etapów szkolenia. Prowadzimy treningi indywidualne. Mamy pięć zespołów w najwyższych ligach województwa śląskiego, gdzie jest chyba największa konkurencja w Polsce i największa liczba drużyn młodzieżowych. Wszyscy nasi trenerzy mają Zagłębie w sercu i bezgranicznie poświęcają się tej pracy. Zdecydowanie nie jest to przystanek dla tych, którzy chcą sobie dorobić. Każdy z naszej grupy trenerów musi podnosić swoje kwalifikacje czy doszkalać się.

Stwierdzenie „nasza grupa trenerów” jest w tej sytuacji bardzo ważne. W Zagłębiu na każdym kroku powtarzają, jak wiele daje im to, że ich trenerzy są związani z klubem. Cechuje ich zapał do pracy, chęć rozwoju, a najbardziej znamienny jest przykład Roberta Tomczyka, będącego między innymi łącznikiem między pierwszą drużyną a akademią, który na każdym kroku podkreśla, że Zagłębie to klub, któremu kibicuje od dziecka. – Praca w tym klubie to dla mnie spełnienie marzeń. Mój dziadek i tata chodzili na mecze. Pracując w agencjach menedżerskich, już wtedy starałem się pomagać i polecać zawodników między innymi do Sosnowca – przyznaje.

5

No ale dobra, plan planem, miłe słowa miłymi słowami. Fakty są jednak takie, że wychowankowie na razie nie odgrywają znaczącej roli w pierwszej drużynie. W tym sezonie Ekstraklasy nie wystąpił żaden z nich, w pierwszej lidze sezon temu kilkanaście meczów rozegrał Patryk Mularczyk, ale po słabej rundzie wiosennej wysłano go na wypożyczenie do Bełchatowa. Inni gracze? Michał Kieca ogrywa się w Skrze Częstochowa, Konrad Kumor ma za sobą na razie 21 minut rozegranych w ostatnim meczu zeszłego sezonu. Pojedynczy zawodnicy – jak Tomasz Pietrzak, Roman Janicki czy Kacepr Radkowski – powoli przebijają się do pierwszego zespołu, ale na swój debiut w Ekstraklasie muszą jeszcze poczekać.

Wracamy do tego, że akademii Zagłębia – która po reformie Jaroszewskiego funkcjonuje dopiero pięć lat – trzeba dać jeszcze trochę czasu, nim wystawi się jej ocenę, biorąc pod uwagę to, ilu wychowanków wypuściła w świat. Na razie musi się zadowolić wspomnianymi wyżej przykładami, a także reprezentantem Polski Rafałem Pietrzakiem czy graczem pierwszoligowej Puszczy Niepołomice, Dawidem Ryndakiem. Ci zawodnicy szkolili się jednak w klubie dość dawno temu, dość powiedzieć, że debiutowali w Ekstraklasie w sezonie 2007/08. Od tamtego czasu obserwujemy wyraźny zastój.

Mariusz Strojczyk, koordynator akademii, dodaje, że Zagłębie chciałoby przede wszystkim pozyskać większe środki na skauting i podnieść rywalizację wśród swoich adeptów. – Mamy kilku zawodników, którzy mogą pojawiać się za jakiś czas na poziomie centralnym i wszyscy mamy nadzieje, że nadejdzie pora na to, by któryś z nich był główną postacią naszego pierwszego zespołu. Nasi wychowankowie – Mularczyk i Kumor – byli lub są powoływani na konsultacje młodzieżowych reprezentacji Polski. Kilkunastu zawodników jest powoływanych na konsultacje kadr Śląska – zauważa.

Warto zaznaczyć, że w zeszłorocznym okienku transferowym do akademii pozyskano czterdziestu ośmiu zawodników. W tym roku na naborach do klas sportowych 2002 i 2005 pojawiło się stu dwudziestu chłopców. Czyli zainteresowanie jest. Jakkolwiek spojrzeć, jest z czego rzeźbić.

Co najważniejsze, w akademii Zagłębia Sosnowiec nie stawia się tylko na rozwój stricte piłkarski młodych zawodników. Równie ważne jest sprawienie, by stali się oni ludźmi, którzy poradzą sobie w życiu. W końcu tylko nieliczni zostaną zawodowymi piłkarzami. Czy to się uda, czas pokaże, na ten moment ważne jest to, że w klubie zdają sobie z tego sprawę. Marcin Jaroszewski wierzy, że akademia jest miejscem, w którym buduje się zagłębiowska tożsamość. – Mamy największą akademię w regionie Zagłębia Dąbrowskiego, w którym mieszka blisko milion osób. Zdajemy sobie jednak sprawę, że nikły procent zawodników trafi do ekstraklasowych drużyn czy reprezentacji Polski. Oczywiście, wierzymy, że będziemy takich piłkarzy wychowywać, jednak naszą rolą społeczną jest przede wszystkim wychowywanie świadomych ludzi, którzy wiedzą, jak sobie w życiu radzić. Chcemy również, by utożsamiali się z regionem i klubem – zaznacza.

4

Swoją drogą, napis, który znajduje się na ścianie w gabinecie prezesa, powinien służyć za wzorzec dla wszystkich klubów Ekstraklasy. Wbijasz negocjować kontrakt, nie zdążysz nawet powiedzieć „za mało”, a twoim oczom ukazuje się to wymowne hasło.

Akademia jest więc nowoczesna, do infrastruktury trudno się przyczepić. Nie ma jednak co ukrywać, nie zawsze jest kolorowo. Jak wszędzie. Zagłębie opiera swoje szkolenie głównie na chłopcach z Sosnowca i okolic. Wszystko przez bardzo silną konkurencję wokół. Przez bardzo dobre akademie w Katowicach, Chorzowie czy Zabrzu. Odległości są niewielkie, więc możliwości dla dzieci z Sosnowca, Dąbrowy Górniczej czy Czeladzi spore. W klubie nie kryją, że to duży kłopot, ograniczający możliwość pozyskiwania bardzo uzdolnionych chłopców.

Jeżeli chodzi o inne problemy, Jarosław Wojciechowski wskazuje na okres zimowy. Zagłębie ma duży problem z halami dla najmłodszych roczników, ceny rosną z roku na rok. Wkrótce powstanie jednak boisko pod balonem, co rozwiąże część niedogodności. Do tego dochodzi typowy problem, dotykający większość akademii (i nie tylko) w całej Polsce. Problem nieświadomości rodziców, związany z wymaganiami w stosunku do trenerów czy oczekiwaniami. – Rodzic powinien być wsparciem dla klubu i trenera. Nie zawsze tak jest. Chodzi o standardowe rzeczy. Pretensje do trenera, że dziecko nie pojechało na mecz. Albo zagrało za mało, albo jest w jakiś sposób dyskryminowane. Rodzice nierzadko przeceniają możliwości swojego dziecka, mają pretensje o złą ocenę półroczną. Uważają, że dzieci zostały skrzywdzone w rozmowie indywidualnej. Dużo jest aspektów, które nie współdziałają. To codzienne problemy, z którymi zmagają się trenerzy. Problemem jest, gdy dziecko nie przejdzie selekcji do następnej grupy. Rodzice uważają, że ich pociechom robi się krzywdę.

Wojciechowski uważa jednak, że pretensji jest coraz mniej, świadomość staje się coraz większa. – Idziemy w dobrą stronę – zaznacza. I patrząc na to, jak na co dzień funkcjonuje akademia, jakie ma zaplecze, trudno się z tym nie zgodzić.

Norbert Skórzewski

Fot. własne

Najnowsze

Polecane

Probierz: Grając tak jak z Walią, mamy szansę na awans z grupy Euro 2024

Paweł Paczul
0
Probierz: Grając tak jak z Walią, mamy szansę na awans z grupy Euro 2024

Weszło

EURO 2024

Yma o Hyd! Jak futbol pomaga ocalić walijski język i tożsamość [REPORTAŻ]

Szymon Janczyk
8
Yma o Hyd! Jak futbol pomaga ocalić walijski język i tożsamość [REPORTAŻ]
Inne kraje

Sto lat za Anglikami. Dlaczego najlepsze walijskie kluby nie grają w krajowej lidze?

Michał Kołkowski
10
Sto lat za Anglikami. Dlaczego najlepsze walijskie kluby nie grają w krajowej lidze?

Komentarze

5 komentarzy

Loading...