Reklama

Osmany Juantorena. Gwiazdor, który zwiał z gorącej wyspy

Rafal Bienkowski

Autor:Rafal Bienkowski

28 września 2018, 08:58 • 11 min czytania 2 komentarze

Polityczny but, rozdawnictwo paszportów, doping – to jak wiadomo jedne z głównych choróbsk toczących dzisiejszy sport. Niewielu jest jednak zawodników, których kariera skupia wszystkie te schorzenia. Kimś takim jest Osmany Juantorena, jedna z najważniejszych postaci siatkarskich mistrzostw świata, którą dziś spróbują powstrzymać Polacy.

Osmany Juantorena. Gwiazdor, który zwiał z gorącej wyspy

Warto poznać tę historię, bo kubański Włoch jest wybitnym graczem i właścicielem wybitnie burzliwego życiorysu.       

*

O takich jak on mówi się „dobrze urodzeni”. Juantorena to jedno z najważniejszych nazwisk kubańskiego sportu, nazwisko, które wychwalał nawet sam Fidel Castro i jego partia komunistyczna.

Alberto Juantorena, sprinter i średniodystansowiec, do dziś pozostaje jedynym biegaczem w historii, który na jednych igrzyskach olimpijskich zgarnął złote medale zarówno na 400, jak i 800 m. Podopieczny polskiego trenera Zygmunta Zabierzowskiego dokonał tego w Montrealu w 1976 r., chociaż jego specjalizacją były cztery setki. 800 m zaczął biegać w roku olimpijskim, a że wykręcał świetne wyniki, to razem ze szkoleniowcem poszedł va banque. I wygrał, przy okazji bijąc rekord świata na dłuższym dystansie. Nazywali go „El Caballo”, czyli „Koniem”, bo dysponował długim krokiem i niebywałą dynamiką. Na Kubie, wyspie jak wulkan gorącej, był ulubieńcem mieszkańców i pupilkiem polityków.

Reklama

Kiedy Osmany przyszedł na świat w 1985 r. w Santiago de Cuba, jego wujek już od roku był na sportowej emeryturze. Wkrótce miał zacząć budować swoją karierę pod krawatem w roli wiceministra sportu na Kubie oraz wiceprezydenta Kubańskiego Komitetu Olimpijskiego. Szycha. – Jestem bardzo dumny z mojego nazwiska. Mój wuj jest podwójnym mistrzem olimpijskim, będę więc rozsławiał to nazwisko tak długo jak żyję – mówił po latach bratanek, chociaż nie podzielał lekkoatletycznej pasji słynnego członka rodziny. Podziwiał go, ale po prostu nie lubił biegać.

Dziś już mało kto pamięta, ale pierwsze kroki na siatkarskim parkiecie stawiał jako rozgrywający. Głównie dlatego, że mocno odstawał od rówieśników pod względem fizycznym. Później trenerzy lokalnego klubu Orientales de Santiago przesunęli go na przyjęcie, jednocześnie zalecając mocniejszy trening siłowy. Wtedy był jeszcze niski jak na siatkarza, miał około 185 cm, ale mało imponujące gabaryty nadrabiał techniką, którą uparcie wałkował także po treningach. W końcu jednak wystrzelił (obecnie ma już równe 200 cm), a wraz z centymetrami skoczyły jego boiskowe możliwości.

W reprezentacji Kuby zadebiutował w 2003 r. A należy pamiętać, że drużyna z gorącej wyspy była wtedy jeszcze jedną ze światowych potęg. Kubańczycy zdobyli brązowy medal mistrzostw świata w 1998 r., w całych latach 90. aż siedmiokrotnie stawali na podium Ligi Światowej, nie licząc worka medali na kontynencie. Na dzień dobry zdobył z kadrą srebrny medal Igrzysk Panamerykańskich, a już w 2005 r. trzecie miejsce w „Światówce”. Warto przypomnieć, że to w dużej mierze właśnie on podczas tamtego turnieju finałowego w Belgradzie wybił brązowe medale z głów naszych reprezentantów, których chwilę wcześniej objął Raul Lozano. Kubańczycy wygrali tamten mecz o trzecie miejsce 3:2, a 20-letni Juantorena był jednym z najlepiej punktujących zawodników swojej ekipy (15 pkt.).

Nic więc dziwnego, że jego drużyna była uznawana za jednego z kandydatów do podium podczas mistrzostw świata w Japonii, które miały odbyć się już rok później. Tym bardziej, że Osmany zbierał już wtedy doświadczenie w lidze rosyjskiej, gdzie odbijał piłkę na chwałę Nieftianiku Baszkortostana Ufa, mając za kumpli takich graczy jak chociażby Taras Chtiej. Jego wyjazd z ojczyzny był głośny, bo kubańscy siatkarze – tak jak dziś – nie mogą tak po prostu wyjeżdżać zarabiać na chleb w innej lidze. Jeśli ktoś chce wyjechać, potrzebuje politycznego błogosławieństwa. Juantorena postawił na swoim, początkowo nie spotkały go za to żadne represje, wciąż dostawał powołania, ale…

Czy krajanie podłożyli mu świnię?

Tutaj wchodzimy już na pole domysłów i plotek, bo do dziś nie wiadomo, dlaczego tak naprawdę utalentowany przyjmujący został z hukiem wyrzucony z kadry. Jeszcze na kilka tygodni przed wspomnianymi mistrzostwami świata w Japonii w 2006 r. przyjechał z drużyną na mecze towarzyskie do Polski, ale później FIVB podało newsa – w próbce moczu pobranej od Juantoreny wykryto niedozwolony środek. Zawodnik od początku nie przyznawał się do „szprycy”, składał odwołania m.in. do Trybunału Arbitrażowego w Lozannie, ale na nic się to zdało. Zdyskwalifikowano go na dwa lata.

Reklama

Dla 21-latka, który był wtedy jednym z większych talentów siatkarskich, było to jak odcięcie tlenu. Nagle znalazł się poza nawiasem, w pewnym momencie jego jedynym kontaktem z siatkówką była… plażówka. Skoro został bez klubu, został też bez pieniędzy. Przez pewien czas jego jedynym źródłem utrzymania było stypendium, jakie wcześniej przyznano mu jako reprezentantowi Kuby (tego świadczenia akurat mu nie odebrano). Poważnie zastanawiał się nad zakończeniem kariery.

2015.10.18 SOFIA BULGARIA SIATKOWKA MEZCZYZN, 2015 CEV MISTRZOSTWA EUROPY W SIATKOWCE MEN 2015 CEV VOLLEYBALL EUROPEAN CHAMPIONSHIP WLOCHY - BULGARIA ITALY VS. BULGARIA N/Z Ivan ZAYTSEV Osmany JUANTORENA PORTUONDO FOTO LUKASZ LASKOWSKI / PRESSFOCUS / NEWSPIX.PL --- Newspix.pl *** Local Caption *** www.newspix.pl mail us: info@newspix.pl call us: 0048 022 23 22 222 --- Polish Picture Agency by Ringier Axel Springer Poland

Sprawa od początku była mętna, a wątpliwości podsyca to, że nawet dziś trudno doszukać się oficjalnego śladu – czy to w federacji kubańskiej czy światowej – w którym dokładnie pada nazwa specyfiku, który rzekomo przyjął Juantorena. Nawet on sam między słowami sugerował, że mogło dojść do prowokacji. – Do dziś nie wiem, jak do tego doszło. Ta sytuacja wciąż nie została wyjaśniona. Być może zadecydowały o tym względy polityczne? Przecież wiadomo było, że bardzo zależało mi na grze w Europie, a działacze kubańskiej federacji nie chcieli się na to zgodzić. Jestem przekonany o tym, że byłem czysty i nie brałem żadnych środków dopingujących. Nie wiem, gdzie leżał problem, ale cieszę się, że mam już to za sobą i znowu mogę grać – mówił w 2010 r. Rafałowi Myśliwcowi z „Przeglądu Sportowego”.

Zanim jednak miał to wszystko za sobą, musiał spędzić na sportowej banicji nie dwa, a prawie trzy lata. Wszystko przez to, że w trakcie zawieszenia podpisał umowę z włoskich Trentino, co nie spodobało się jego rodzimej federacji, a więc ta przedłużyła dyskwalifikację. Klub wyciągnął jednak do niego rękę i dał możliwość treningu z zespołem, chociaż pewne było, że Kubańczyk przez rok nie będzie mógł rozegrać oficjalnego meczu. O jego angaż mocno zabiegali prezes klubu Diego Mosna i trener Radostin Stojczew.

W takich właśnie okolicznościach poznał go Łukasz Żygadło, który zawodnikiem Trentino został w 2008 r. Nasz rozgrywający wielokrotnie dzielił z nim pokój na zgrupowaniach.

Wtedy jeszcze tylko trenował. Był bardzo szczupłym, wręcz chudym zawodnikiem, ale i tak było widać jego ogromny potencjał – mówi w rozmowie z Weszło. – To nie jest częsty ruch w sporcie, żeby zatrudniać zawodnika niezdolnego do gry, ale pamiętajmy, że Kubańczycy byli bardzo łakomym kąskiem dla klubów w Europie. Oni swoją fizyką przewyższają zawodników z innych krajów świata, co potwierdzają dziś tacy gracze jak Leon czy Simón. Trento dostrzegło w nim potencjał, zdecydowało się na taki krok, przez rok bardzo ciężko nad nim pracowało i to przyniosło korzyści. Włosi wyciągnęli go na szczyty siatkarskiego świata.

Juantorena na boisko wrócił na sezon 2009/2010 mówiąc dziennikarzom, że „nareszcie skończył się największy koszmar w jego życiu”. Był głodny gry i już na dzień dobry pomógł drużynie zdobyć klubowe mistrzostwo świata, Ligę Mistrzów i wicemistrzostwo Włoch. Z Trentino mistrzem świata był później jeszcze trzykrotnie w latach 2010-2012 za każdym razem zdobywając nagrodę MVP turnieju, w 2011 r. wygrał też ponownie Champions League, dorzucił do tego również dwa tytułu mistrza Italii.

Kiedy stał się czołową postacią napakowanego przecież gwiazdami Trento, coraz częściej pojawiało się pytanie, co z reprezentacją. Czy byłby skłonny ponownie założyć kubańską koszulkę? On sam nie mówił „nie”, ale stawiał jeden warunek – chciał, żeby wszyscy kubańscy zawodnicy mieli prawo wyjeżdżać za granicę. Stał się rzecznikiem kubańskich siatkarzy, chociaż jasne było, że jego żądania nie skruszą politycznego betonu. Reżim nie mógł się ugiąć.

Większość naszych zawodników grających w zagranicznych ligach radzi sobie dobrze, w ten sposób reprezentują Kubę pokazując niekwestionowaną jakość tamtejszej szkoły siatkarskiej. A ta według mnie jest najlepsza na świecie. Każdy wie ile warci są siatkarze z Kuby. Spójrzmy na przypadek Wilfredo Leona, jednego z ostatnich, którzy wyjechali. Już w pierwszym roku wygrał z Kazaniem Ligę Mistrzów i jest uważany za jednego z najlepszych graczy w Europie – mówił Juantorena w 2015 r. na łamach „La Gazzetta dello Sport” krótko przed debiutem w reprezentacji Włoch.

A jego przygoda z włoską kadrą też była oczywiście nieźle zagmatwana.

Rosjanin i Serb nie chcą Kubańczyka w kadrze Włoch

Włoskie obywatelstwo otrzymał w 2011 r., a w uzyskaniu paszportu pomogło też to, że miał żonę z Półwyspu Apenińskiego. Najprawdopodobniej zdecydował się na taki krok widząc, że drzwi do reprezentacji swojej ojczyzny miał zamknięte na trzy spusty. Kiedy informacje o jego debiucie w squadra azzurra zaczynały być coraz bardziej słyszalne, w reprezentacji wybuchł jednak bunt. Część zawodników otwarcie mówiła, że nie chce grać z Kubańczykiem i że takie rozdawanie paszportów „komu popadnie” jest przesadą.

Najśmieszniejsze w całej tej aferze było jednak to, że najgłośniej krzyczeli zawodnicy o wybitnie mało włoskich nazwiskach: Iwan Zajcew i Dragan Travica. Pierwszy urodził się już we Włoszech, ale z pochodzenia jest Rosjaninem, drugi zaś urodził się w Zagrzebiu, gdzie spędził pierwsze tygodnie swojego życia przed wyjazdem do Italii. Tamto zamieszanie w krzywym zwierciadle pokazało, jak dużym problemem jest dziś – także w siatkówce – naturalizowanie zawodników.

Bądźmy szczerzy, o zespole Italii nie można było powiedzieć, że grało tam wielu topowych zawodników czysto włoskiego pochodzenia (kolejni to m.in. Michał Łasko czy Jiri Kovar –przyp. red.). To dawało do myślenia, ale z drugiej strony Osmany grał dla włoskiego klubu, mieszkał we Włoszech, tam płacił podatki, był więc mocno związany krajem. Ci, którym to nie pasowało, mówili o tym głośno, ale też nie oszukujmy się: Juantorena w formie jest dla włoskiej reprezentacji wielkim plusem. Mogąc skorzystać z zawodnika takiego formatu mało federacji powie „nie”. To trochę podobna sytuacja, jak wejście do naszej drużyny Leona – zwraca uwagę Łukasz Żygadło.

Konflikt udało się jednak zażegnać i w 2015 r. przyjmujący ostatecznie dostał zielone światło do debiutu w niebieskiej koszulce. Jego pierwszym dużym turniejem w nowych barwach był Puchar Świata w Japonii. I umiejętności kubańskiego Włocha bardzo boleśnie odczuła na swojej skórze reprezentacja Polski. Ekipa Stephana Antigi wygrała wcześniejsze dziesięć meczów turnieju, ale po drodze dość głupio traciła pojedyncze sety, dlatego mecz z Italią decydował o tym, kto znajdzie się w pierwszej dwójce imprezy. A więc kto zdobędzie olimpijską kwalifikację do Rio de Janeiro. Biało-czerwoni przegrali 1:3, a Juantorena zrobił z naszych mielonkę zdobywając aż 25 punktów.

Wyprawa do Brazylii też zakończyła się dla niego sukcesem. Niewiele brakowało, a w rodzie Juantorena pojawiłby się kolejny mistrz olimpijski, ale Włosi przegrali mecz o złoto z wielką Brazylią. Osmany przez cały turniej był jednak centralną postacią drużyny obok Iwana Zajcewa (ten już go polubił…)

„Sky ball” made in Juantorena

Ale to nie wszystko, bo był też bohaterem jednego z najsłynniejszych transferów, który… się nie udał. Z Trentino wyciągnąć go próbowali szefowie Gazpromu, a więc energetycznego giganta, który zbudował potęgę Zenitu Kazań. Zaloty były na tyle intensywne i solidnie podsypane groszem, że – jak podają niektóre źródła – Juantorena zdecydował się nawet podpisać wstępną umowę, a stało się to niemalże w przededniu finału Ligi Mistrzów w 2011 r., gdzie obie drużyny się ze sobą mierzyły. Zenit oferował włoskiemu klubowi milion euro, a jemu podobną kwotę rocznego kontraktu. Jak na finansowe standardy w siatkówce była to iście królewska oferta. Niestety, deal się wysypał: prezes Trento odmówił sprzedaży, a Zenit zakontraktował wkrótce Amerykanina Matthew Andersona.

Dziś, po krótkiej przygodzie z ligą turecką, Osmany Juantorena występuje w Cucine Lube Civitanova i w ostatnim sezonie doprowadził drużynę do finału Champions League (uznano go za najlepszego przyjmującego rozgrywek).

Przypinanie komuś łatki najlepszego siatkarza świata zawsze jest ryzykowane, bo ile osób, tyle gustów. Reprezentant Włoch zgodnie zaliczany jest jednak do bardzo wąskiego topu, a już na pewno na swojej pozycji.

Chłopak z dalekiej Kuby słynie przede wszystkim z atomowej zagrywki, ponadprzeciętnej skoczności i wysokiej skuteczność w ataku wynoszącej w granicach 55-60 proc., a to świetny wynik. Dziś ma 33 lata i wciąż szaleje. Tutaj warto jednak podkreślić, że w utrzymaniu tak wysokiej dyspozycji pomogła mu paradoksalnie właśnie wieloletnia separacja z siatkówką reprezentacyjną. Kiedy większość gwiazd grała niemalże przez okrągły rok, on miał czas na doprowadzenie się do stanu używalności po ciężkim sezonie klubowym. Dlatego imponował świeżością nawet wtedy, kiedy później w jednym roku musiał zaliczyć nawet kilka ważnych imprez z klubem i kadrą. Poza tym sam wie, że nie warto się zamęczać. Przed rokiem poinformował selekcjonera kadry Włoch Gianlorenzo Blenginiego, że nie chce być brany pod uwagę w kontekście mistrzostw Europy w Polsce. Ale dzięki temu teraz jest w pełni gotowy na włosko-bułgarski mundial.

Nie był specjalnie podatny na kontuzje, ale jak każdy gracz miał swoje przypadłości. W Trento cały czas był pod ścisłą kontrolą. Pamiętam, że miał przy sobie faceta od przygotowania fizycznego, który ciągle go pilnował. Nawet jak czasami nic mu się nie chciało, to on przychodził po niego, brał go niemalże za frak i ćwiczyli – opowiada Żygadło, który z treningów z Juantoreną zapamiętał przede wszystkim wielką precyzję: – Czasami odbijałem z nim w parze i mimo tego, że na swojej pozycji był już jednym z najlepszych na świecie, to cały czas dbał o dokładność każdego ruchu, do znudzenia. To jego cecha charakteru. U niego wszystko jest kontrolowane, nie ma nic z przypadku.

A jaki jest prywatnie? To przede wszystkim dusza towarzystwa, gość, który uwielbia być w centrum uwagi. To, jaki jest, dość trafnie oddaje pewna historia, do której doszło w 2011 r. Trentino grało wtedy mecz ligowy z Roma Volley. Dla klubowych mistrzów świata był to kolejny średniak do opędzlowania, dlatego przed meczem poszedł zakład: jeśli wynik będzie bardzo wysoki, Osmany zrobi na boisku coś nietypowego. Jego drużyna prowadziła 2:1 w setach oraz 24:17 w partii numer cztery i akurat tak się zdarzyło, że stanął na zagrywce. Facet, który potrafił posyłać serwisowe bomby z prędkością ponad 120 km/h, zagrał jak dziewczyna na SKS-ach – sposobem dolnym, posyłając świecę prawie pod sam sufit. Cała hala od razu zaczęła buczeć, bo odebrano to nie inaczej jak kompletny brak szacunku dla rywala, próbę ośmieszenia go. Niewiele brakowało do poważniejszej zadymy, bo wszyscy zawodnicy rywali momentalnie ruszyli pod siatkę, żeby nawrzucać gwiazdorowi.

Aha, zapomnielibyśmy! Drużyna z Rzymu nie poradziła sobie z tamtą śmieszną zagrywką. Poszła kontra i atakiem z drugiej linii wykończył ich Juantorena.

RAFAŁ BIEŃKOWSKI

Fot. newspix.pl

Najnowsze

Inne sporty

Komentarze

2 komentarze

Loading...