Reklama

Kiedyś pączek, dzisiaj atleta. Kamil Jóźwiak – pracuś z pierwszej linii frontu

Damian Smyk

Autor:Damian Smyk

21 września 2018, 10:07 • 16 min czytania 22 komentarzy

O Kamilu Jóźwiaku jest coraz głośniej. Niektórzy odfruwają i nazywają go „nowym Błaszczykowskim”, inni mówią, że to tylko jeździec bez głowy. Niemniej 20-latek z miesiąca na miesiąc wyraźniej zaznacza swoją obecność w Ekstraklasie. 

Kiedyś pączek, dzisiaj atleta. Kamil Jóźwiak – pracuś z pierwszej linii frontu

Oto jego dotychczasowa przygoda z piłką. Czyli przygoda o bójce w duecie z Krystianem Bielikiem,  szansie od Jana Urbana, nadprogramowych kilogramach w Zbąszynku, treningach indywidualnych, maturze online i maturze w starciu z Arturem Jędrzejczykiem, młodzieńczej fantazji i dojrzałym podejściu do sportu.

– Jest Kędziora, jest Kamiński, jest Linetty, wchodzi Kownacki… Czy ta studnia akademii Lecha się wyczerpie? O to niech pan w ogóle się nie martwi. Ja sobie zadaje pytanie „kiedy zadebiutuje kolejny wychowanek?” a nie „czy zadebiutuje?”. Wie pan, spokojny jestem o kolejnych, bo znam tych chłopców, którzy czekają na swoją szansę przy Bułgarskiej – mówił Marek Śledź na początku 2015 roku. Wówczas był dyrektorem akademii Kolejorza. – No to pobawmy się w strzelanie. Kogo pan typuje na tego, który objawi się kibicom Lecha? – dopytywałem. – Mamy takiego chłopca. Blond czupryna, niski, dynamit w nogach, świetnie gra jeden na jednego. Kamil Jóźwiak, niech pan zapamięta nazwisko – odpowiedział wtedy Śledź.

Jóźwiak do pierwszej drużyny dołączył dwa miesiące później. To znaczy dołączył na chwilę, gdy Maciej Skorża zaprosił na treningi przy Bułgarskiej kilkuosobową grupę piłkarzy z rezerw. Na zajęciach zjawili się wtedy m.in. Maciej Orłowski czy Kamil Szubertowski. – Fajny ten Jóźwiak, gaz ma kapitalny, ale nad obroną musi popracować – mówił wtedy Skorża do Śledzia, dla którego Jóźwiak był oczkiem w głowie. Już w juniorach we Wronkach widziano w nim duży potencjał. Chłopak po prostu robił różnicę – atakował z obu skrzydeł, świetnie radził sobie w dryblingu, trudno było go dogonić w gonitwie za prostopadłym podaniem. – Ale póki co zostawimy go w rezerwach – zakończył ówczesny trener Kolejorza. Jóźwiak zagrał jedynie w sparingu z Unią Swarzędz podczas programu „Lech na Landach”, w którym największy klub Wielkopolski objeżdżał sąsiednie miejscowości (w gwarze wielkopolskiej – landy), by pokazać się kibicom, przeprowadzić trening czy rozegrać mecz towarzyski.

Na stałe do pierwszej drużyny włączył go dopiero Jan Urban. – Fajny, fajny chłopak. Ale to nie było tak, że pojechałem na mecz rezerw, zobaczyłem Jóźwiaka, wskazałem palcem „bierzemy go” i zaraz grał w Ekstraklasie. Mieliśmy spotkania z trenerami drużyn juniorskich, dyskutowaliśmy nad tym komu warto dać szansę i Kamil był jednym z tych, który wyróżniał się na tle rówieśników. Jego wejście do drużyny było procesem – wspomina Urban. – Spokojny młodziak, w szatni raczej cichy i trzymający się z młodzieżą. Musiałem od niego wyciągać opinie czy informacje, to raczej inni inicjowali rozmowę. Ale przy tym bez wody sodowej uderzającej do głowy. Pod tym względem na pewno warto go chwalić. Pracuś, tak bym go określił. Lubi grać w piłkę, to sprawia mu radość, a blichtr towarzyszący piłkarzom zostawiał na drugim planie. 

Reklama

W Lechu zadebiutował na początku 2016 roku, Urban wpuścił go z ławki w wyjazdowym meczu z Jagiellonią. Dwukrotnie później wchodził na zmiany i spokojnie przygotowywał się do meczu z Legią u siebie. Gdy kilka godzin przed meczem wszedł do szatni zobaczył tablicę z rozpisanym składem. I swoje nazwisko na lewym skrzydle. Oczy zrobiły mu się szerokie. – Czasami chłopakowi warto oszczędzić tego stresu w ciągu tygodnia. Powiedziałbym mu w poniedziałek, że zagra i miałby trzy noce spania z głowy. To mocny psychicznie zawodnik i wiedziałem, że nie pęknie. Nawet biorąc pod uwagę to, na kogo wówczas grał – tłumaczy ówczesny trener. A Jóźwiak grał na reprezentanta Polski, Artura Jędrzejczyka, który kilka miesięcy później grał na Euro 2016 we Francji. – No, dobry nauczyciel, było trudno, ale robiłem co mogłem. Stres? Trener Urban pompował mnie przed meczem, że dam radę, że sobie poradzę, że wierzy we mnie – opowiadał w mix-zonie.

PLOCK 05.05.2018 MECZ 34. KOLEJKA LOTTO EKSTRAKLASA SEZON 2017/18 --- POLISH FOOTBALL TOP LEAGUE MATCH: WISLA PLOCK - LECH POZNAN 0:0 KAMIL JOZWIAK FOT. PIOTR KUCZA/ 400mm.pl

***

Historia Kamila Jóźwiaka nie jest podobna do tej Jana Bednarka czy Tomasza Kędziory, który w domu mieli byłych sportowców i to oni wprowadzali ich w świat piłki. Rodzice Bednarka to byli siatkarze, tata Kędziory był piłkarzem, a później został trener. – A ja prowadzę firmę i futbolem się nie trudniłem, nawet na tym amatorskim poziomie – przyznaje Sławomir Jóźwiak, tata Kamila: – Ale mieliśmy trójkę synów w domu, to z żoną uznaliśmy, że trzeba im ten wolny czas jakoś zorganizować. A na co wysłać trzech chłopców, których roznosi energia? No na piłkę.

Kamil trafił tym samym do Syreny Zbąszynek. Ta mieścina kojarzy się raczej z koleją – to tutaj kończą swój bieg pociągi Kolei Wielkopolskich jadące przez Buk, Opalenicę i Nowy Tomyśl. Tutaj mieści się serwisownia lokomotyw. To przez Zbąszynek prowadzi linia Warszawa-Berlin. I tutaj Jóźwiak stawiał swoje pierwsze piłkarskie kroki. – Chociaż te pierwsze w sumie stawiał u nas na podwórku. I to dosłownie, bo cała trójka braci chwilę po tym, jak nauczyła się chodzić, to zaczęła biegać za piłką. Mieli trawę, linie, bramki i trenowali – wspomina pan Sławomir.

Reklama

W Zbąszynku szybko dostrzegli, że chłopak ma dryg do piłki. Wyróżniał się na tle rówieśników balansem ciała, dobrze panował nad piłką, mijał rywali z dużą łatwością. No i nie sposób było go pominąć przez specyficzną budowę ciała. Znajomi Kamila z młodych lat mówią wprost – był z niego… taki mały grubasek. – Niech pan mnie nie prosi, żebym powiedział, że ważył za dużo, bo się przestanie do mnie odzywać – śmieje się jego ojciec. Nabite nogi, odstający tyłek i zaokrąglona buzia – Jóźwiak rzucał się w oczy grą i budową ciała.

O młodziaka zaczęły pytać większe kluby. Naturalnie pierwszy odezwał się UKP Zielona Góra, ale Jóźwiakowie chcieli, by średni syn (Bartek jest starszy o cztery lata, Maciej młodszy o półtora roku) najpierw skończył szkołę podstawową w Zbąszynku, a dopiero później przeniósł się do UKP. – Syrena nie była mocnym klubem, to kluby z Zielonej Góry wiodły prym w regionie. Ale Kamil zawsze im sprawiał problemy w bezpośrednich pojedynkach. A to strzelił gola lub dwa, a to robił przeciąg na skrzydle – opowiada ojciec. W Zielonej Górze spotkał zresztą tatę Tomasza Kędziory, pana Mirosława, który był tam trenerem. Jego rocznika nie prowadził, ale zdarzało się, że w zastępstwie kierował treningami zespołu z Jóźwiakiem w składzie.

Od znajomych dowiadujemy się, że podtekst derbowy budził w młodym Jóźwiaku podwójną motywację. Na boisku, ale w i szatniach, gdzie zdarzało się przebierać derbowym rywalom. Bywało, że ktoś komuś coś powiedział i zaczynała się przepychanka. W pierwszym rzędzie zawsze było widać blond grzywę. – Oj, charakterek miał – uśmiecha się Jóźwiak senior: – Nie dał sobie w kaszę dmuchać, typ walczaka. Już w Poznaniu, gdy grał w Lechu, wracali raz z chłopakami przez nie do końca bezpieczny fyrtel. No i podeszła do nich grupka cwaniaków. Część kolegów uciekła, a Kamil został naprzeciw przeciwników razem z Krystianem Bielikiem. Zęby zostały na miejscu, ale kurtkę musiał sobie kupić nową, bo ta była rozszarpana.

Na początku gimnazjum przeniósł się do UKP Zielona Góra, ale długo tam nie pozostał. Razem z zespołem pojechał na turniej do Szamotuł. – Już nie pamiętam, czy przyjechał z Zieloną Górą, czy na jakimś gościnnym występie w ekipie ze Zbąszynka. To były rozgrywki halowe, a on rzucał się w oczy. Kiwka, gra jeden na jednego, dynamiczny – mówi Wojciech Tomaszewski, wówczas trener Lecha i późniejszy szkoleniowiec Kamila w juniorach młodszych i starszych. – Zszedłem na dół do organizatorów i podpytałem o nazwisko tego chłopca. Zdobyłem numer telefonu, zadzwoniłem i niedługo później Kamil grał już w Lechu.

Wcześniej chciała go Amica Wronki, bo to było zanim jeszcze Lech wchłonął grupy młodzieżowe we Wronkach. Pytał o niego Przemek Małecki, też późniejszy trener juniorów w Lechu, ale Kamil miał wątpliwości – dodaje pan Sławomir.

***

– Mamo, tato, dzwonili z Lecha i chcą mnie – powiadomił rodziców nastolatek.

– No i co robimy?

– No… Zawieziecie mnie?

POZNAN 19.03.2016 MECZ 28. KOLEJKA EKSTRAKLASA SEZON 2015/16: LECH POZNAN - LEGIA WARSZAWA --- POLISH FOOTBALL TOP LEAGUE MATCH: LECH POZNAN - LEGIA WARSAW ARTUR JEDRZEJCZYK KAMIL JOZWIAK FOT. PIOTR KUCZA/ 400mm.pl

***

Karol Linetty miał bardzo trudne początki w Lechu, bo mocno przeżył rozstanie z rodzinnym domem. Dzwonił po nocach do rodziców, by ci przyjechali po niego z Damasławka i zabrali z powrotem. Jóźwiak adaptację w poznańskiej bursie przeszedł gładko. – Może przez to, że jeździł wcześniej na turnieje zagraniczne. Jak jechali np. do Danii, to w autobusie było siedemnastu chłopców z Zielonej Góry i on osiemnasty ze Zbąszynka. Musiał walczyć o swoje, ale lubił tę piłkę strasznie, więc zaciskał zęby i dawał radę – mówi ojciec.

Rocznik 1998 w Lechu był mocno obsadzony. Jóźwiak, Robert Gumny, wspomniany Krystian Bielik, do tego czasami dochodziło wsparcie ze strony rok starszych Dawida Kownackiego czy Roberta Janickiego. Chłopak z Chociszewa zawsze był w czołówce swojego rocznika, jeździł na kadry województwa i reprezentacje młodzieżowe. Chociaż niektórzy zwracali uwagę na jego braki w defensywie. Jóźwiak miał zawsze wiatr w plecy, gdy trzeba było atakować. Gdy przychodziło bronić, wolał czekać na kontry niż pomagać obrońcy z drużyny. – Ale wyróżniał się, nie mogę powiedzieć, że wystrzelił nam znikąd przed awansem do pierwszej drużyny. Faktycznie do obrony trudno go było zagonić, ale pracowaliśmy nad tym i widzieliśmy progres pod tym względem. Szybki, silny, odważny pod bramką. I garnął się do nauki. Przychodził i pytał co może poprawić, jak zrobić coś lepiej. Rodzice zresztą podobnie, mieliśmy z nimi wzorową komunikację – wspomina Tomaszewski. Na początku swojego pobytu w Poznaniu był napastnikiem, ale z czasem przesunięto go na skrzydło. Tam najlepiej wykorzystywał swoje atuty.

I choć w juniorach Lecha robił różnicę, to jeszcze większy szał wywoływał na turniejach halowych w rodzinnych stronach. Jego bracia też grają w piłkę, więc przy okazji zimowych turniejów skrzykiwali starych znajomych i zgłaszali się do rozgrywek. Nie było na nich mocnych. Kto miał Jóźwiaków, ten na ogół sięgał po medale.

***

W Lechu zadebiutował jeszcze przed osiemnastymi urodzinami, a kibice mogli go spotkać nie tylko na boisku przy Bułgarskiej, ale i w tramwaju, gdy z pełnym plecakiem wysiadał na stacji Inea Stadion. Gdy koledzy po treningu wsiadali do fur i odjeżdżali do mieszkań, od pakował się i wracał do szkoły. – Uczył się przyzwoicie. Nie był może najlepszy w szkole, ale nigdy nie sprawiał problemów. Obiecał sobie, że zda maturę. Niby normalna sprawa, ale wiemy, że na finiszu liceum miał dużo obowiązków. Treningi, mecze, wyjazdy, zgrupowania – wyjaśnia głowa rodziny.

W pierwszej rundzie u Urbana rozegrał trzynaście meczów. – Zostawał na treningach indywidualnych i chciał się rozwijać, ale nie mogłem mu dawać w każdym meczu po 90 minut. Mieliśmy wówczas na skrzydłach Szymka Pawłowskiego i Darko Jeviticia, a wiem z doświadczenia, że młodziak do drużyny musi wchodzić etapami – mówi trener. Jesienią jednak Urbana już nie było, a zastąpił go Nenad Bjelica, który nie widział dla niego zbyt wielu szans.

Kamilem zainteresował się zatem Dariusz Motała, wówczas dyrektor sportowy GKS-u Katowice, który obserwował Jóźwiaka na treningach u Skorży. Wtedy Motała był kierownikiem zespołu, ale odszedł z klubu po sezonie mistrzowskim. Z Motałą do Poznania wybrał się Jerzy Brzęczek, dzisiejszy selekcjoner, a ówczesny trener GieKSy. Dwuosobowa delegacja spotkała się z Piotrem Rutkowskim i trenerem Bjelicą. W efekcie Jóźwiak zimą trafił na półrocze wypożyczenie do Katowic.

***

PRUSZKOW 04.04.2017 MECZ 23. KOLEJKA I LIGA SEZON 2016/17 --- POLISH FIRST LEAGUE FOOTBALL MATCH: ZNICZ PRUSZKOW - GKS KATOWICE KAMIL JOZWIAK MARCIN RACKIEWICZ FOT. PIOTR KUCZA/ 400mm.pl

Górny Śląsk – wydawałoby się, że idealne miejsca dla 19-latka, który za pół roku ma maturę i ma skupić się na łączeniu nauki z grą w piłkę. Miasto raczej nie zachęca do tego, by szwędać się po nim podczas długich spacerów i zaznawać wieczorami uroków życia.

Tuż po ogłoszeniu transferu zadzwonił do niego Tomasz Foszmańczyk, były zawodnik Warty Poznań. – Młody, nic się nie bój, będzie ci tu dobrze. Jak coś, to pytaj – uspokoił młodszego kolegę. I to właśnie obok „Fosy” siedział w szatni drużyny z Katowic.

W GieKSie z miejsca załatwiono mu korepetycje z języka polskiego i matematyki, część lekcji realizował przez Skype’a, a i regularnie przyjeżdżał do Poznania na rozmowy z nauczycielami. U Brzęczka zagrał w jedenastu meczach, strzelił dwa gole. Dzisiejszy selekcjoner pamięta o nim też i dzisiaj. Już w tym sezonie oglądał go kilkukrotnie.

– Sam tam nie był, bo regularnie jeździliśmy do Katowic. Zresztą przejechaliśmy za Kamilem pół Polski i ćwiartkę Europy. Już w Lechu skrzykiwaliśmy się z rodzicami innych chłopców i jeździliśmy na wyjazdy – opowiada tata Sławomir. – Widać było, że to wypożyczenie dużo mu dało. Podobną drogę przechodził wówczas jego dobry koelga Robert Gumny. Wrócił dojrzalszy – dodaje trener Urban.

Maturę zdał i latem rozpoczął swoje drugie podejście do Lecha.

***

W lipcu i w sierpniu wystąpił w pięciu meczach – strzelił gola w Lidze Europy, pokonał bramkarza Cracovii, z Piastem zaliczył asystę. Tylko dwukrotnie trafił do wyjściowego składu. Od września nie powąchał boiska. Wśród kibic panowało zdziwienie, wreszcie o sytuacji Jóźwiaka wypowiedział się Nenad Bjelica. – Chcemy w Lechu piłkarzy, którzy pragną zostać w klubie – zdradził dość tajemniczo. Dopiero pytania dziennikarzy doprowadziły do tego, że trener zadeklarował, że nie wystawia piłkarza przez to, że ten ma swoje warunki w negocjacjach kontraktowych.

Umowa Jóźwiaka z klubem wygasała wraz z końcem tamtego sezonu, ale jeśli ten zagrałby odpowiednią liczbę minut, to umowa automatycznie by się przedłużyła. Lech zaproponował mu podwyżkę i prolongatę kontraktu, jednak piłkarz wraz z agentem zaproponowali inne warunki – umowa domyślnie miała być krótsza, niż chciał Kolejorz, ale przedłużyłaby się po rozegraniu określonej liczby spotkań. Władze klubu tego zapisu nie chciały – umowa miała być przedłużona i już.

Trwał pat. Przemysław Pantak, menadżer Jóźwiaka, grał na nerwach Piotra Rutkowskiego i Karola Klimczaka, bo przekładał kolejne tury negocjacji. Pantak uchodzi w środowisku za dość twardego negocjatora, ale i władze Lecha nie słyną z łatwego ustępowania ze swoich żądań. Na tym zamieszaniu najbardziej cierpiał piłkarz, który został odsunięty od grania. Bjelica opowiadał, że nie stawia na niego przez toczące się negocjacje, a Lech wydał komunikat z wypowiedzią Rutkowskiego, że Jóźwiak wpadł w dołek formy. Przypomnijmy, że chłopak sezon zaczął bardzo udanie, a później jego kosztem grał chociażby Nicklas Barkroth. Tak, ten Barkroth.

Wreszcie Lech ogłosił, że Jóźwiak odchodzi z klubu i że negocjacje zostały zerwane. – Mocno to przeżył. Był przecież kibicem Lecha, spędził w tym klubie najważniejsze dla siebie lata, zżył się z nim. I miałby odejść za darmo, bez żadnego gestu podziękowania dla Kolejorza? – mówi tata Kamila.

Do Jóźwiaka zgłosiło się Leeds United, pojawiła się propozycja z 2. Bundesligi, a także dwa kluby z Ekstraklasy. Wydawało się, że sprawa jest pozamiatana. Aż tu nagle Kamil wraz z tatą i agentem przyjeżdżają na stadion przy Bułgarskiej. Dochodzi do spotkania w gabinecie prezesów – ojciec, syn i władze klubu. Pantak został wyłączony z negocjacji na żądanie Rutkowskiego i Klimczaka. Choć początkowo wcale miał nie wejść do klubu, to ostatecznie usiadł w sali konferencyjnej na parterze i czekał na wieści. Jóźwiakowie negocjowali umowę na piętrze, Kamil zbiegał na dół, rozmawiał z agentem i wracał do prezesów. Ostatecznie osiągnięto porozumienie.

– Ulga. Po prostu ulga – puentuje Jóźwiak senior.

***

POZNAN 11.05.2018 AKADEMIA KLASY EKSTRA LECH POZNAN --- LECH POZNAN EXTRA CLASS ACADEMY DZIECI ROBERT GUMNY KAMIL JOZWIAK FOT. PIOTR KUCZA/ 400mm.pl

Jesienią Jóźwiak siłą rzeczy miał dużo wolnego czasu. Codzienne treningu mu nie wystarczały, więc śladem Łukasza Trałki czy Macieja Gajosa poszedł na treningi indywidualne do ekipy Luta Criativa. To duet trenerów capoeiry, którzy prowadzą zajęcia z zakresu koordynacji, pracy mięśni głębokich, prawidłowego oddychania w trakcie wysiłku.

– Nie jesteśmy typowymi trenerami personalnymi, którzy zabierają sportowców na siłownie, wymyślają im plan treningowy i każą dźwigać coraz większe ciężary. Chodzi o wyuczenie fundamentów ruchu, które później przydają się zawodnikom w ich pracy. Ktoś pomyśli: no dobra, ale co nauczyciele sztuk walki mogą zaproponować piłkarzowi? Nie uczymy się bić. Uczymy świadomości własnego ciała oraz pokazujemy drogę, by osiągnąć wyższy poziom wielopłaszczyznowej sprawności. Zlatan Ibrahimović miał czarny pas w taekwondo i nie ma w tym przypadku, że jest jednym z nielicznych piłkarzy, którzy mogą zdobyć bramkę po strzale przewrotką z kilkudziesięciu metrów od bramki rywala – tłumaczą Piotr „Gatuno” Kurek i Patryk „Torpedo” Kusiński.

Jóźwiak na zajęcia chodził m.in. z Janem Bednarkiem czy Tomaszem Kędziorą. – Miałem się nudzić w domu? Nie, bez sensu. A akurat czasu wolnego z różnych względów miałem sporo – puszcza oko Jóźwiak nawiązując do odstawienia od składu: – Miałem problem z mięśniami odpowiedzialnymi za ustawienie miednicy. Do tego sporo czasu poświęcamy na rozluźnienie górnych partii ciała. Robimy to po to, bym był bardziej zwinny i szybszy w dynamicznych ruchach. Efekty są namacalne, widzę je po treningach i meczach.

20-latek na te treningi chodzi od półtora roku. Trzy sesje w tygodniu, do tego dochodzą kolejne treningi przed okresami przygotowawczymi. Zimą Jóźwiak skrócił sobie urlop i przyjechał do Poznania wcześniej, by na obóz przygotowawczy jechać już po rozgrzewce z treningów funkcjonalnych.

– On od dawna szukał takich dodatkowych możliwości rozwoju. Zostawał po treningach, pracował po godzinach na siłowni, ale czegoś takiego właśnie mu brakowało – przyznaje tata Kamila: – No i już dawno zgubił dodatkowe kilogramy. Dzisiaj bardzo pilnuje, by procent tkanki tłuszczowej nie przekraczał u niego 8%. Od dwóch lat ma też zamówione posiłki w firmie zajmującej się zdrowym żywieniem.

***

WARSZAWA 16.09.2018 MECZ 8. KOLEJKA LOTTO EKSTRAKLASA SEZON 2018/19 --- POLISH FOOTBALL TOP LEAGUE MATCH IN WARSAW: LEGIA WARSZAWA - LECH POZNAN 1:0 DOMAGOJ ANTOLIC KAMIL JOZWIAK FOT. PIOTR KUCZA/ 400mm.pl

– Spokojnie, nie myślimy o tym. Póki co Kamil niech gra i to najlepiej, jak potrafi – mówi Sławomir Jóźwiak, gdy pytam go o transfer. Ostatnio naturalną drogą dla wychowanków Lecha jest sezon lub dwa na przetarcie z Ekstraklasą, a później rok na poważne wybicie się z ligi i odejście za grube miliony. Jóźwiak przetarcie ma już za sobą, teraz wydaje się, że powoli staje się coraz ważniejszym piłkarzem Lecha. Wywalczył sobie miejsce w wyjściowej jedenastce, Ivan Djurdjević mu ufa, a on sam wie, że to może być dla niego przełomowy sezon w karierze.

– U mnie miewał wahania formy, ale to normalne dla nastolatka. Jeden mecz wyjdzie ci świetnie, a tydzień później grasz słabo. Kluczem dla niego do wywalczenia sobie mocnej pozycji w Ekstraklasie będzie ustabilizowanie dyspozycji na wysokim poziomie. Jeśli podtrzyma obecną formę przez dłuższy czas, to możemy mówić o piłkarzu nadającym się do gry na niezłym poziomie. Natomiast jeśli pojawi się kupiec z lepszej ligi, to wciąż będzie kupował potencjał, a nie obecne umiejętności – zauważa Urban.

– Czasami Kamil gra jeszcze po juniorsku. Uważam, że to taki zawodnik, którego optymalne umiejętności zobaczymy dopiero za dwa lub trzy lata, gdy tak naprawdę okrzepnie w piłce seniorskiej. Potrafi dryblować, ale czasami gra zbyt nonszalancko w ataku. Żeby daleko nie szukać, to w meczu z Legią zaliczył stratę, która zakończyła się stratą bramki. Jestem daleki od tego, by zakazywać mu kiwać, bo to byłoby pozbawienie go potężnego atutu, ale musi wyzbyć się tego młodzieńczego braku odpowiedzialności – mówi Tomaszewski.

Także Djurdjević zauważa, że Jóźwiak musi popracować nad grą w defensywie, bo błędy w obronie podczas gry na wahadle mocno obnażyły jego braki.

Jednak każdy, kto miał styczność z Jóźwiakiem jako trener lub kolega z zespołu podkreśla, że to chłopak bardzo świadomy tego, o co w dzisiejszym sporcie. Albo dokładasz coś od siebie, albo giniesz w tłumie. A rozwojowi tego chłopaka trzeba się przyglądać także wobec bryndzy na skrzydłach w reprezentacji Polski (nie, nie nazwiemy go w tym tekście nowym Jakubem Błaszczykowskim, choć widzimy i słyszymy takie sformułowania). Brzęczek o nim pamięta. Jeśli uda mu się nadal przechodzić przez kolejne szczeble kariery bez sodówki, to może wyjechać gdzieś dalej niż trasa kolejowa Poznań-Berlin z przystankiem w Zbąszynku.

DAMIAN SMYK

Pochodzi z Poznania, choć nie z samego. Prowadzący audycję "Stacja Poznań". Lubujący się w tekstach analitycznych, problemowych. Sercem najbliżej mu rodzimej Ekstraklasie. Dwupunktowiec.

Rozwiń

Najnowsze

Weszło

Polecane

Jonah Lomu. Wybryk natury, który odmienił rugby

redakcja
3
Jonah Lomu. Wybryk natury, który odmienił rugby
Ekstraklasa

Adrian Siemieniec: Pracowałem za 500 złotych. Ale za darmo też bym to robił [WYWIAD]

31
Adrian Siemieniec: Pracowałem za 500 złotych. Ale za darmo też bym to robił [WYWIAD]
Ekstraklasa

Pracoholizm, zaufanie Papszuna, bójka z kierownikiem. Goncalo Feio w Rakowie

Szymon Janczyk
19
Pracoholizm, zaufanie Papszuna, bójka z kierownikiem. Goncalo Feio w Rakowie

Komentarze

22 komentarzy

Loading...